Stare fotografie i Zmartwychwstały
Stare albumy ze zdjęciami są jak piastunowie wspomnień, coraz bardziej blaknących, coraz odleglejszych - bo nowe życie, nowe istnienia, zmieniony świat. A pośród tego tajemnica Zmartwychwstania.
W święta niekiedy oglądam stare fotografie. Postacie moich dziadków, rodziców, nieznanych krewnych, ich przyjaciół, znajomych, koleżanek i kolegów ze szkół. Ich domy, zwierzęta, meble, narzędzia pracy, rozrywki, stoły suto lub skromnie zastawione. Ich dziecięce buzie, które oblekły się nie wiedzieć kiedy w dorosłość, podobnie jak moja. Twarze, które dawno okryła ziemia, jak kołdra naciągnięta po same uszy. Stare, starsze, najstarsze fotografie, czyjeś życie, dawno opłakana lub świeża jeszcze śmierć.
Czarno-białe fotografie, czasem sepia, pocztówkowe formaty, pozy w atelier dawno nieistniejących, plamy na zdjęciach - stemple przemijania, niezrozumiałe niekiedy opisy w trzech językach: polskim, niemieckim, rosyjskim. Nowsze zdjęcia, kolorowe, polaroid.
Na nich, zdarza się, pojawiam się na trzecim, drugim, pierwszym planie. Zdarzenia, wspomnienia, świat przeszły, który kiedyś wydawał się tak trwały. Świat, który wydawał się być - w swoich przejawach, intensywności przeżyć, nagromadzeniu materialnych dóbr - czyjąś własnością. "Mój dom, moja żona, moje dzieci, moje meble, mój pies, moja strzelba, moja praca, moi przyjaciele, moi uczniowie, mój dyplom" - mówią do mnie ze zdjęć zmarli. I patrzą, a ja im się przyglądam, trzymam w rękach resztki przeszłości, prawie zwęglone przez ogień czasu, płomienie, o których może myśleli, że ich nie pożrą, nie strawią. Bo we własną śmierć uwierzyć nam najtrudniej.
Przemknęli przez świat, przez własne i cudze życie, przez życia namiętności, miłości, nienawiści, niesnaski. Co po nich zostało, trwa może jeszcze przemienione, w pamięci i obyczajach rodzin, w snach dzieci, w charakterze, rysach wnuków. Stare albumy ze zdjęciami są jak piastunowie wspomnień, coraz bardziej blaknących, coraz odleglejszych - bo nowe życie, nowe istnienia, zmieniony świat, czasem jeszcze podobny w konturach, w fasadach dziedziczonych domów, w zgrzycie starej furtki, w naparstkach po babuni, w zmatowiałym poblasku starych mebli, okruchu wspomnień staruszek, staruszków, krótkiej wizycie przy grobie, bo są już nowe, co więcej bolą.
Ale to tylko (aż?) pamięć, to "nie wszystek umrę" - kalekie, bo ludzkie. I tamto życie, pyszniące się w swoich objawach, w "ja", "ty", "on/ona", "my", "wy", "oni", "czyj", "czyja", "czyje" - przeszło. I teraz ogień czasu liże mnie, coraz szybciej, pochłania także ciebie, by nas wreszcie spopielić, każdego w swoim czasie, miejscu, okolicznościach.
I pośród tego, wobec tego świata starych fotografii - tajemnica Zmartwychwstania. Kobiety przy pustym grobie, zdumienie Piotra. Uczniowie w drodze do Emaus spotykają mężczyznę, opowiadają mu o proroku potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu: "Arcykapłani i i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela" (Łk 24, 20-21). I idą dalej razem, do wsi Emaus, wieczerzają. "Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu" (Łk 24, 30-31).
Uczniowie wrócili do Jerozolimy. I tam znów stanął między nimi i jadł wobec nich pieczoną rybę. I zapowiedział dzień Pięćdziesiątnicy. "I wiele innych znaków uczynił Jezus wobec uczniów" (por. J 20, 30).
I tak w naszą śmiertelność wszedł Zmartwychwstały. Pośród melancholii starych fotografii jest obietnica, największa i najbardziej niezwykła ze wszystkiego, co może doświadczyć człowiek - zapowiedź zmartwychwstania. I płomienie czasu, tak wszechmocne, tak silne najsilniejszą realnością - gasną wobec Boga, który stał się człowiekiem i powstał z martwych.
Ludzie, których twarze oglądamy na starych fotografiach - zmartwychwstaną.
Skomentuj artykuł