"STOP dla homoseksualizmu" - nie tędy droga
"Czy sądzisz, że Bogu nie podoba się, że mieszkam z moim chłopakiem i mam z nim seksualną relację" - zapytał mnie na koniec 4-godzinnej rozmowy Timo. Kiedy wychodzimy z naszych kościołów poza kościół, do ludzi, spotkamy się z takimi pytaniami. Nie jest sztuką zrobić w internecie akcję "STOP dla homoseksualizmu".
Wyzwaniem jest opowiedzieć takim ludziom Ewangelię, aby zdecydowali się odwrócić od swojej drogi i pójść za Chrystusem. Timo żyje w przekonaniu, że jest dobrym człowiekiem, wierzy w Boga i wszystko jest OK. "Czy Bogu coś w moim życiu przeszkadza, jeżeli wierzę w Niego, staram się żyć dobrze, ale jednocześnie żyję tak, jak chcę? Czy Bogu coś przeszkadza, kiedy to, co jest niewygodne dla mnie i czego nie chcę zmieniać w moim życiu, a co On chce zmienić, uważam za zbyt restrykcyjne?".
Patologiczna jedność w potępianiu
Pamiętam, jak parę lat temu odbywał się marsz homoseksualistów w Warszawie. Na wieść o tym na FB bardzo szybko pojawiła się akcja "STOP dla homoseksualizmu", w której wielu chrześcijan, katolików i protestantów połączyło się w patologiczne jedno, umieszczając na owej stronie hasła typu: "Pedały do domu!", "Do piekła z nimi", "Nie ludzie!". Niektórzy podejmowali próby obrazowego odmalowania, jaki to najgorętszy ogień piekielny Bóg zarezerwował dla zboczeńców.
Natrafiając na tę stronę, nie mogłem pojąć, jak ktokolwiek może życzyć takiego losu drugiej osobie. Kiedy sprawdziłem niektóre profile piszących to osób, mieli na swoich FB-tablicach hasła typu: "Gorliwy katolik", "Naśladowca Chrystusa", "Uczeń Chrystusa" i inne tego rodzaju.
Jako chrześcijanie jesteśmy wezwani do bycia obrazem i głosem Chrystusa na ziemi. Bycie uczniem Chrystusa nie oznacza napisania sobie na FB-tablicy, że się takowym uczniem Chrystusa jest, ani myślenia, że taką osobą się jest, ale to znaczy żyć tak jak Jezus. Mieć taki stosunek do drugiego człowieka jak Jezus.
Biada przeciw "sprawiedliwym"
Może dziwić, że ludzie, z którymi przebywał Jezus, to celnicy, prostytutki i inni grzesznicy (dzisiaj zapewne do tej grupy dołączyliby zagubieni homoseksualiści) - ludzie wzgardzeni przez pozostałą część społeczeństwa. Syn Boży szczególnie się nimi interesował. Przebywał z nimi. Natomiast obchodził się ostro z ludźmi religijnymi, z duchową elitą Izraela Jego czasów. Wystarczy spojrzeć na 23. rozdział Ewangelii wg zapisu celnika Mateusza. To cały rozdział poświęcony skrupulatnemu sądowi nad faryzeuszami i uczonymi w Piśmie. Nie znajdziemy takiego rozdziału dotyczącego homoseksualistów czy innych źle się mających. Dlaczego? To ironia czasów, kiedy Jezus chodził po palestyńskich ścieżkach, "sprawiedliwi" byli bardziej zepsuci swoją sprawiedliwością niż grzesznicy swoim grzechem.
Miłość Jezusa sprawiła, że grzesznicy, ludzie upadli i zagubieni, garnęli się do Niego, a On ich przyjmował i bynajmniej nie pochwalał ich grzechu, ale swoją postawą miłości (dlatego że zależało Mu na nich, tak naprawdę, a nie z obowiązku przekazania Dobrej Nowiny) sprawił, że w wielu z nich zaszła przemiana, tak że poszli za Nim i zaczęli Go naśladować. Wyszli z niewoli grzechu. Jezus ich uwolnił! Paradoksalnie ta sama miłość Chrystusa sprawiła, że został On odrzucony przez ludzi religijnych, którzy oczekując przyjścia Mesjasza, czytając o Nim w świętych zwojach Tory i Proroków, nie przyjęli Go, odrzucili i ukrzyżowali.
Nie jest więc bohaterstwem oburzyć się na FB, wyśmiać i obrazić. To nie jest podążanie za Chrystusem, mimo że można to robić "z Chrystusem na ustach". Takie zachowania, jak niegdyś faryzeuszów pogardzających takimi ludźmi, ściąga Jezusowe ostre jak brzytwa "BIADA". Sztuką jest do takich ludzi wyjść i głosić im Ewangelię. To jest wyzwanie i wezwanie do uczniostwa.
Co powiedziałem Timowi w trakcie naszej 4-godzinnej rozmowy?
Najpierw nawiązaliśmy relację. Wydaje mi się, że zaciekawiło go to, co robię i kim jestem. Kiedy zadał mi wspomniane na początku pytanie, odpowiedziałem, że żyje w grzechu. Opowiedziałem mu o swoim grzechu, z którego Jezus mnie wyzwolił, i o tych rzeczach, na które z wyboru się nie godzę w swoim życiu, ze względu na to, że poznałem Jezusa, pokochałem i wiem dzisiaj, że Jemu to się nie podoba.
Kiedy Timo powiedział, że jest to zbyt restrykcyjne, że zamierza wierzyć w Boga i żyć dalej, jak żyje, opowiedziałem mu o relacji dwóch osób, w której obie mówią, że kochają, ale jedna prawdziwe kocha, oddając siebie za drugą, poświęcając swoje życie, a druga mówi, że kocha, ale swoim życiem i postępowaniem rani osobę, o której mówi, że kocha. Zapytałem Timo: "Czy uważasz, że ta osoba naprawdę kocha?". Timo milczał.
Błogosławione znaki zapytania
Pozostawiłem go z tym milczeniem. Myślę, że za tym milczeniem zrodził się znak zapytania. Kiedyś taki znak zapytania Jezus zrodził w pewnym żydowskim dostojniku o imieniu Nikodem. Ten znak zapytania nie dał mu spokoju do końca życia. Mimo że Nikodem już nigdy potem nie spotkał się z Jezusem, przez tę jedną rozmowę, w której odpowiedzią na jego pytania, były pytania Jezusa, zbliżał się do Niego aż prawdopodobnie stał się Jego uczniem. Modlę się, aby w Timo zrodził się ten sam rodzaj znaku zapytania, który nie zniknie dopóty, dopóki nie znajdzie odpowiedzi w Chrystusie.
Parę dni po naszej rozmowie Timo wyjeżdżał na kilka dni z kraju. Przed wyjazdem odnalazł mnie, by się pożegnać i powiedzieć: "Do zobaczenia w poniedziałek". Chciałbym tak przekazywać Ewangelię, aby to, kim jestem dla ludzi, i to, co nie tylko mówię, ale jak mówię, sprawiało, że oni będą chcieć kontynuować ze mną znajomość, pytać, a nie mieć ochotę uciec jak najdalej. To rozpoznaję w Tym, którego naśladuję. Ludzie z najbardziej pokrzywionymi drogami swojego życia garnęli się do Niego z głęboką, coraz bardziej potęgującą się z nadzieją, że właśnie przy Nim mają szansę wyprostować swoje drogi i nie zostać odrzuceni. I właśnie ci, którzy do Jezusa się garnęli, nie zostali odrzuceni, ale zobaczyli drogę ratunku i zbawienia.
A Ty?
Niezależnie od tego, kim jesteś i gdzie jesteś, Bóg tak bardzo Cię kocha, że Jezus umarł za Ciebie na krzyżu, abyś teraz poszedł za Nim, odwracając się od tego, co On nazwał grzechem, a co tak często my nazywamy dobrem. Bóg tak bardzo Cię kocha, że nie pozwoli, aby Twoje życie pozostało takie samo. Bóg tak bardzo Cię kocha, że Jezus oddał swoje życie na krzyżu, byś Ty dzisiaj oddał swoje życie Jemu; nie powierzchownie, ale totalnie. Boża miłość jest łaskawa, ale i wymagająca. Wymaga przemiany naszego umysłu i serca, naszych czynów i postaw. Taka jest Boża miłość. Jaka jest nasza?
Radosław Siewniak - założyciel i prezes Stowarzyszenia Do Źródła, ewangelista i nauczyciel Słowa Bożego. Publicysta, autor książki "Prawda głodna odwagi". Głosił w wielu miejscach w Polsce oraz za granicą (Stany Zjednoczone, Austria, Czechy, Norwegia). Z zawodu fizjoterapeuta. W wolnym czasie lubi podróże i dobrą książkę
Skomentuj artykuł