Świętość, czyli wieczna młodość
Gdyby spojrzeć na żywoty świętych z szerszej perspektywy, okazałoby się, że są to zapisy rażących kontrastów między osobami, u których wspólny jest tylko jeden mianownik - Chrystus. Nie raz mówi się przy takich okazjach, że ile ludzi, tyle dróg do Boga. Co to jednak znaczy dla Kościoła dzisiaj?
Legionista i lekarka
Kilka dni temu wróciłem z rekolekcji katechumenatu, podczas których miałem okazję towarzyszyć osobom przygotowującym się do chrztu i bierzmowania. Pewnego wieczoru zebraliśmy się wspólnie w sali konferencyjnej, gdzie każdy po kolei opowiadał o wybranym przez siebie patronie oraz jego - często bardzo burzliwym - życiu. Jak nigdy dotąd nasłuchałem się o cudach, heroizmie i poświęceniu, graniczącym niemal z szaleństwem. Tym, co mnie uderzyło najbardziej, nie były jednak spektakularne historie nawróceń, ale ich niesamowita różnorodność. Od rzymskiego legionisty, który płonie na stosie, nie wyrzekając się wiary, po atrakcyjną lekarkę, która pomimo zagrożenia swojego życia nie decyduje się na aborcję i umiera podczas porodu.
Wspólny mianownik
Na chłopski rozum ludzi tych nic nie powinno łączyć. Różne państwa, różne epoki, inna płeć, otoczenie, zawód, charakter, język etc. Może dopiero wtedy, wysłuchawszy kilkunastu opowieści, w pełni uświadomiłem sobie, jak wielkim skarbem dla Kościoła jest świętość. W jakimś sensie poszczególne hagiografie to przecież zapisy rażących kontrastów między osobami, u których wspólny jest tylko jeden mianownik - Chrystus. Nie raz mówi się przy takich okazjach, że ile ludzi, tyle dróg do Boga. Co to jednak znaczy dla Kościoła dzisiaj?
Kiedy zastanawiałem się nad tym pytaniem, do głowy przyszła mi łacińska sentencja, wypisana na odwrocie każdej papierowej jednodolarówki w USA. Jest to krótkie i zapadające w pamięć zdanie: E pluribus unum - Z wielości, jedno. Słowa te legły u podstawy Stanów Zjednoczonych Ameryki, które, jednocząc się pod wspólnym sztandarem, utworzyły zwarty organizm państwowy. Pomimo różnic kulturowych, etnicznych i ekonomicznych, postanowiono szukać ponad podziałami tego, co łączy w drodze do wolności i samostanowienia. Nie widzę powodów, dla których podobnie nie mielibyśmy postrzegać świętości we współczesnych czasach. To właśnie ona, wbrew zakusom wielu "unifikatorów", w dosadny sposób przypomina nam, że Kościół to miejsce zdolne pomieścić każdego, któremu drogi jest Chrystus i służba bliźniemu. Zarówno wybitnych filozofów (Edyta Stein), jak i osoby proste, urzekające wiarą dziecka, o której wspominał swoim Apostołom Jezus (Teresa z Lisieux). Mało tego, Bóg nie gorszy się nawet ludźmi z przeszłością, których dziś być może uznano by za zbyt światowych (Ignacy Loyola), za mało katolickich (Augustyn z Hippony), niebezpiecznie ekumenicznych (Marcin z Tours) albo zbyt łakomych (Tomasz z Akwinu).
Świętość to młodość
"Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby" - powiedział św. Piotr w Dziejach Apostolskich po tym, gdy ochrzcił rzymskiego setnika Korneliusza, będącego wcześniej poganinem. To dziwne, że tak często zapominamy o tych słowach, choćby w nadal aktualnym kontekście krytyki papieża Franciszka. Być może wydaje nam się czasem, nawet w dobrej wierze, że Kościół to organizacja, której siłą jest niezmienna tożsamość i stałość. Owszem, bez tego nie można zbudować niczego, co pomimo ogromnych przeciwności i własnej grzeszności, będzie w stanie przetrwać dwa tysiące lat. Losy poszczególnych świętych przypominają nam jednak, że stałość to nie to samo co statyczność. Właśnie ten, najbardziej skrajny i najpełniejszy wyraz oddania, który wynosi człowieka na ołtarze, jest stale bijącym i ciągle młodym sercem Kościoła. Nie powinniśmy się łudzić, wszystko co jest źródłem młodości, musi również kuć w oczy wobec tego, co stare i często utrzymujące się jedynie siłą utartego zwyczaju. Święci są i byli niewygodni często również dla samych wiernych. Przecież ich świadectwo często wykraczało poza to, co uważamy za bezpieczne i oswojone.
Musimy umieć wyciągać z tego faktu wnioski na teraz i nie obawiać się, że katolicyzm utraci coś ze swojej spójności tylko dlatego, że różni ludzie, którzy nim kierują, różnie rozkładają akcenty. Jeżeli w świętości indywidualne losy danego człowieka przekładają się na ten sam rezultat, czyli zbawienie, myślę, że śmiało możemy powiedzieć i taki jest obraz Kościoła - przypomina nieprzebraną mozaikę, która oglądana z dystansu układa się w pogodną twarz Boga.
Skomentuj artykuł