Synod jest szkołą funkcjonowania w Kościele głęboko podzielonym

Europejskie Kontynentalne Zgromadzenie Synodalne w Pradze (fot. Episkopat.pl / Flickr.com)

Synod o synondalności nie jest rewolucją. To tylko jeden z wielu elementów, który uświadamia, że Kościół znajduje się w procesie głębokiej zmiany. Określanie zaś tego procesu protestantyzacją nie tylko nie jest prawdziwe, ale też nie pozwala zrozumieć, co w istocie się dokonuje.

Chrześcijaństwo w całości, a Kościół katolicki jako jego część, mierzy się w świecie zachodnim od kilkudziesięciu lat z głębokim kryzysem. Sekularyzacja jest błyskawiczna, ludzie odpływają z kościołów i wspólnot wyznaniowych, migracja zaś sprawia, że społeczeństwa w wielu krajach stają się różnorodne pod względem religijnym. Obok siebie - tak było w Coventry, gdzie ostatnio byłem - znajdują się świątynia hinduistyczna, sikhijska, parafia katolicka i anglikańska, metodystyczny zbór, a nieopodal jest oczywiście także meczet. Ogromna większość ludzi zaś nie wierzy w ogóle, a przynajmniej nie wyznaje zorganizowanej i określonej religii.

Kościół katolicki - o czym też warto pamiętać - także przynajmniej od lat 60. XX wieku jest głęboko podzielony. Już wtedy jego część odrzuciła nauczanie o antykoncepcji, a całe konferencje episkopatów przypominały, że na ich terenach nauczanie Pawła VI w tej sprawie nie obowiązuje. I choć kolejni papieże próbowali przywrócić w tej sprawie jednomyślność, to nie udało się to, a ani Jan Paweł II, ani Benedykt XVI nie chcieli stosować metod, które mogły doprowadzić do schizmy i trwałego rozłamu. Obok siebie rozwijały się i umacniały odmienne modele katolickości. Jeden - nazwijmy go umownie - progresywny (choć to o wiele bardziej skomplikowane), a drugi konserwatywny. Oba (a w gruncie rzeczy można mówić o ich większej liczbie) mają swoją teologię, swoich teologów, księży, biskupów i kardynałów. Jednocześnie - to głównie w krajach afrykańskich i azjatyckich - rozwija się jeszcze inny model katolickości, który z zachodnimi sporami niewiele ma wspólnego. A Rzym próbuje nad tym wszystkim zapanować, ogarnąć to, ale nie ma już możliwości (kolejni papieże mieli zaś tego świadomość) ujednolicić doktryny i jej wyrazu. Rozejście wewnątrz Kościoła jest - przynajmniej na tym etapie - trwałe i nie da się go zlikwidować, chyba że za cenę wyrzucenia ogromnej części Kościoła (jednej lub drugiej) na zewnątrz, siłowego podziału. Na to zaś ani kolejni papieże (w tym Franciszek), ani w zasadzie żadna ze stron nie chce pozwolić.

DEON.PL POLECA

Co nam zatem zostaje? Z jednej strony próba ustalenia nowego modelu współistnienia, opuszczenia części władzy na dół - tak by to właśnie tam decydowała się znacząca część kwestii duszpasterskich i przynajmniej część doktrynalnych. Z drugiej zaś debata, która ma pozwolić wszystkim stronom sporu na dostrzeżenie w sobie nie tyle przeciwników, ilu ludzi, którzy odmiennie, ale z równą troską postrzegają rzeczywistość Kościoła. Debata ta jest niezmiernie ważna także dlatego, że nie wydaje się, by na tym etapie którakolwiek ze stron wewnątrzkatolickiej debaty miała pomysł, jak zatrzymać laicyzację, jak przyciągnąć niewierzące już społeczeństwa na powrót do Kościoła, jak zatrzymać procesy niespotykanej wcześniej społecznej apostazji. Odnalezienie tej odpowiedzi jest kluczowe dla katolicyzmu na Zachodzie, a nie jest ono możliwe, jeśli nie weźmie się pod uwagę odmiennych opinii.

I wreszcie kwestia być może kluczowa. Synod o synodalności jest dla nas także szkołą funkcjonowania w Kościele nie tylko różnorodnym, ale także głęboko podzielonym. W dającej się przewidzieć przyszłości on nie będzie inny, a podziały będą się raczej pogłębiać niż zmniejszać. Tym istotniejsze jest to byśmy w trakcie takich spotkań odnajdywali jedność, katolickość i uczyli się spoglądać na siebie jak na braci.

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Synod jest szkołą funkcjonowania w Kościele głęboko podzielonym
Komentarze (5)
DS
~Dimitris Skuras
17 lutego 2023, 19:06
Ten artykuł jest całkowicie oderwany od Ducha KK a komu i po co byłby potrzebny KK bez Ducha Jezusa Chrystusa (J 6, 67)
JA
~Joszko Anonim
14 lutego 2023, 23:19
Nie może być pluralizmu w doktrynie gdyż nauczanie musi być jedno. Wynika obóz jednej Ewangelii.
ZN
~z nudy
15 lutego 2023, 23:01
wszystko rozbija się o pojęcie "króla" (żydowskiego) rodzaju ludzkiego wy wleczonego z domu niewoli na "noszach" po tym jak został wypędzony z domu ojca J8,44 (Rdz 1,31) Rdz 3,1....J1,1 w drugą stronę nawracania ale "prostowania" drogi błędnego koła spirali przemocy w konflikcie danych powstałym z konfliktu interesów "króli"(żydowskich) kultywujących piramidę .... społeczną egipskiego domu niewoli
KP
~katolik pomniejszego płazu
16 lutego 2023, 12:13
no więc własnie - opisuje protestantyzm i mówi, że to nie protestantyzacja
AS
~Antoni Szwed
14 lutego 2023, 21:43
"Z jednej strony próba ustalenia nowego modelu współistnienia, opuszczenia części władzy na dół - tak by to właśnie tam decydowała się znacząca część kwestii duszpasterskich i przynajmniej część doktrynalnych." Tacy jak Terlikowski zapominają, że Kościół katolicki nie jest klubem towarzyskim, że nie chodzi o przyjęcie takich reguł, aby wszyscy w czuli się w nim w miarę dobrze. To jest błędne podejście. Głową Kościoła jest Chrystus, nie papież czy jakiś niemiecki biskup. Doktryna katolicka pochodzi od Boga i nie może być dowolnie zmieniana przez człowieka, który zinterpretuje sobie wypowiedzi Pisma tak, to uzna za stosowne. Nie jest tak, że w Niemczech nie będzie grzechem błogosławienie par homoseksualnych, a w Polsce już tak. Bóg jest JEDEN. Nie ma innego Boga dla Niemiec, a innego dla Polski. Katolicyzm to nie politeizm (wielobóstwo), a takim chcą go uczynić niektórzy kardynałowie i biskupi, którzy dawno stracili wiarę. A teraz chcą, aby i ta reszta świeckich także przestała wierzyć.