Synod na mecie
Tak widać było w wyrokach boskich napisane, że Synod poświęcony rodzinie i ewangelizacji skończył się symbolicznie beatyfikacją Pawła VI - papieża, który nadał jednoznaczny kierunek nauczaniu o rodzinie i moralności małżeńskiej następnym pontyfikatom. Ojcowie Synodalni przegłosowali już dokument końcowy, można więc pokusić się o jakieś refleksje.
Warto sobie na początek przypomnieć, że synod biskupów jest instytucją wskrzeszoną po stuleciach przez papieża Pawła VI i jak na razie nie ma w Kościele żadnej władzy. Paweł VI przywracając do życia instytucję synodu chciał w ten sposób po wiekach scentralizowanej władzy Watykanu, rozpocząć powrót do kolegialności Kościoła, czyli do tego, że biskupi Kościołów lokalnych, jak w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, uczestniczą w podejmowaniu ważniejszych decyzji dotyczących całego Kościoła Katolickiego. Papież podjął decyzję o przywróceniu tradycji zwoływania synodów biskupów podczas Soboru, który to właśnie był przykładem kolegialnego rządzenia Kościołem.
Kłopot w tym, że tego rodzaju spotkania w Kościele bardzo często odbywają się według zasady: jeden czyta pozostali śpią. A śpią spokojnie ponieważ są przekonani, że to, co czyta jest na 100% zgodne z nauką Kościoła, z którą wszyscy śpiący się zgadzają.
Na początku Synodu Papież Franciszek bardzo mocno podkreślił, że zależy mu na szczerości i otwartości. Synod nie ma żadnej władzy, więc jednym z jego głównych zadań jest, aby sami zebrani biskupi i papież mogli usłyszeć co inni myślą o najważniejszych sprawach Kościoła na danym etapie dziejów. Czyli według niego miałaby to być swego rodzaju burza mózgów. Widać było, że chciał, żeby Synod nie odbywał się według tradycji przyjętej na zjazdach Komitetu Centralnego PZPR: "Kto jest za? Dziękuję. Kto jest przeciw? Nie widzę …".
Wygląda na to, że w dużym stopniu to się Papieżowi udało. Biskupi mówili co myślą, a nie tylko to co powinni powiedzieć, no i oczywiście były różnice poglądów i kontrowersje. I nie trzeba się temu dziwić - tak powinno być. W starożytności kontrowersje czasami były tak silne, że nie tylko pięści, ale i pałki szły w ruch. O ile się orientuję tym razem do rękoczynów nie dochodziło. Aby Ojcowie Synodalni czuli się swobodniej, bo tym razem nie publikowano ich wystąpień podczas kongregacji synodalnych i dziennikarzom pozostały tylko zbieraniem plotek w kuluarach, co jak wiadomo ma także i swoje złe strony.
W rezultacie tej papieskiej zachęty do szczerości i otwartości biskupi zaczęli mówić różne rzeczy, które nas dziwią i niepokoją (o tych kontrowersjach na Synodzie wypowiada się szerzej arcybiskup Stanisław Gądecki w swoim wywiadzie dla Radia Watykańskiego z 14.10.14). Oczywiście słowa wypowiadane przez niektórych biskupów (zresztą nielicznych) mogą niepokoić. Czyżby duch tego świata dotarł w Kościele tak wysoko? Czy my ewangelizujemy świat, czy może świat ewangelizuje nas? Czy Kościół ma się podobać światu i tańczyć pod taką muzykę jaką świat mu zagra? Czy Kościół ma się starać, żeby każdy czuł się w nim dobrze, czy też mamy być światełkiem, które świeci w ciemnościach?
I co będzie jeśli to światełko zacznie się upodobniać do ciemności, które go otaczają? Czyż nie będzie wtedy jak sól, która utraciła swój smak? Warto zadać sobie takie pytania, ale nie trzeba jednak dramatyzować, bo po niefortunnym i już skrytykowanym przez wielu Ojców Synodalnych dokumencie roboczym (w moim następnym felietonie pochylę się nam tym dokumentem), można się było spodziewać, że dokument końcowy będzie jak najbardziej daleki od wprowadzania jakichkolwiek zmian w nauczaniu Kościoła w dziedzinie moralności. Ku mojemu zdziwieniu Ojcowie Synodalni odrzucili nawet w głosowaniu i tak już dosyć oględnie sformułowany punkt dotyczący rozwodników.
Każdy kij ma dwa końce i swoboda wypowiedzi na synodzie owocuje także tym, że zauważamy pęknięcia i rysy na ścianach Kościoła. I to już pierwszy owoc Synodu, że widzimy te problemy. Że musimy się zastanowić, a co ja o tym myślę? Niech to będzie dla nas motywacją do działania, w tym także do modlitwy za Kościół, biskupów i Papieża. A modlić się trzeba z wiarą i nadzieją, że ponad biskupami, synodami, soborami i papieżami jest jeszcze Duch Święty, który nie da Kościołowi zbłądzić.
Następny Synod w 2015 roku będzie o … rodzinie. Czyli ten Nadzwyczajny Synod jest pewnym przygotowaniem materiału o rodzinie i treningiem nowego sposobu funkcjonowania. I jest także niemało czasu, żeby świeccy, różne ruchy kościelne, parafie wypowiedziały się na ten temat, bo jak widać spać dalej nie można z nadzieją, że nawet jeśli mnie nie obudzą na głosowanie, to i tak wszyscy będą "za".
Skomentuj artykuł