Tak oto Fiat stał się Bramą Miłosierdzia
Od kiedy jest Papież Franciszek i ten Jego Jałmużnik, bezdomni w Rzymie tak się rozpuścili, że zaczepiają księży o jałmużnę". Odpowiedziałam: "A kogo mają zaczepiać, jak nie księży?"
Straż Miejska /do odznaczenia!/ przywiozła pana, co nawet włosy miał zlepione hm… kałem. Z karteczką ze szpitala, że nie wymaga hospitalizacji. I mamy uwierzyć, że ktoś go w ogóle zbadał?
Artur chory, a jak mężczyzna chory, to świat się wali. Zachorował w sobotę, w niedzielę uratowała sytuację nasza kochana Pani Doktor, co nie liczy czasu i zawsze spieszy z pomocą. Jak nie masz znajomego lekarza, to leżysz, zwłaszcza na wsi. Pani Doktor ratowała nas i ratuje - mieszkańców, dzieci nasze i cudze oraz personel. Nie ona jedna, rzecz jasna. W Warszawie, gdyby nie zastęp dobrych ludzi z lekarskim dyplomem, nasi mieszkańcy cienko by wyglądali, albo już by nie wyglądali wcale. Tak to nasza służba zdrowia ma dwa oblicza, jak wszędzie. Kluczem jest człowiek- z sercem lub bez. Ojciec mój, który też lekarzem był, mawiał, że są trzy zawody, w których trzeba dobrze pracować, nawet za darmo: ksiądz, nauczyciel i lekarz. Tata nie żyje od dawna, ale nic przecież się nie zmieniło w tym względzie.
Chłopaki schody w Nagorzycach prawie skończyli, można przyjeżdżać i robić sobie na nich fotki bez narażenia na kalectwo. Jednocześnie uruchamiają basen, pracują w polu i ogrodzie i łatają inne budynki. A ekipa cherlawa zdrowotnie. Z budową w Zochcinie ruszamy od sierpnia, bo pan murarz, cudem znaleziony dopiero wtedy będzie miał czas. Nasi sami tego nie zrobią, musi być fachowiec. Za to dach na domu pod Rzeszowem będzie nowy już w czerwcu. Mamy nadzieję, że ten domek zaludni się na zimę. Bob Budowniczy to pikuś. Jeszcze po drodze remont kuchni u pewnej rodzinki no i wpadła kolejna konieczność budowy, bo jedna pani mieszka z chorym dzieckiem i matką staruszką w czymś, co przypomina raczej psią budę i to gorszego gatunku, niż dom. Nie wiem, czy zdążymy przed zimą. Bo za co, to nie mój problem.
Pan Srok wali mi codziennie w okno. Tak się ptaszysko rozwydrzyło, że jak nie ma michy na parapecie to robi awanturę. Kojarzy mi się ta historia z pewnym wpisem na fejsbuku, +- tej treści:
"Od kiedy jest Papież Franciszek i ten Jego Jałmużnik, bezdomni w Rzymie tak się rozpuścili, że zaczepiają księży o jałmużnę". Odpowiedziałam: "A kogo mają zaczepiać, jak nie księży?" No to mój Srok w czyje okno ma walić, w dodatku w domu Św. Franciszka? Bestia dobrze to wie!
Odwoziłam dziewczynę na autobus. Czekałyśmy w samochodzie, aż przyjedzie. Zdjęłam odruchowo okulary i bezmyślnie położyłam na kolanach. Autobus podjechał, wysiadłam beztrosko, a potem wsiadłam z powrotem, żeby wrócić do domu. Bez okularów na nosie, doczołgałam się do domu. Rutynowa scena poszukiwania w samochodzie, w domu/może wcale ich nie miałam wyjeżdżając/ itd. I z myślą z tyły głowy-spadły na jezdnię, jak wysiadałaś, nie ma sensu wracać, bo noc, bo ciemno, bo jeśli tak było, to przecież jakiś samochód dawno je wbił w asfalt i w ogóle to jesteś padnięta. Z drugiej strony cichy głosik szeptał: jedź, spróbuj, może tam leżą, przecież to kupa kasy i kłopot. No, rusz się, co ci szkodzi?
Leżały na środku drogi. Całe!!! Szukajcie, a znajdziecie. Jeśli jest chociaż cień szansy na znalezienie tego, co ważne- nie rezygnuj. Spróbuj, co ci szkodzi? Taka malutka lekcja Ewangelii.
Na pogrzebie naszej Ewy myślałam: odeszła młodo, ale coś zostawiła swoim dzieciom i mężowi. Nie majątek, lecz wartości. Była przyzwoitym, zwykłym, dobrym człowiekiem, mimo trudnego życia. Jakiego spadku chcieć więcej?
W ulewną noc w Rzymie pewna bezdomna staruszka spała w samochodzie. Pojazd pochodził z papieskich garaży, a jakże, specjalnie podstawiony starszej pani na nocleg, pod budynkiem z apartamentami ważnych osobistości, do którego wejścia pilnuje portier i wstęp biedakowi wzbroniony. Pani bardzo sobie chwaliła zalety bryki jako sleepingu i czeka na następny deszcz, żeby się wyspać. Nie chce mieszkać w schronisku, ceni sobie wolność, ale jak leje, to lepiej w samochodzie niż na ulicy. Jest zapewne zaburzona, ale przecież zaburzeni też mokną i marzną i też są dziećmi Dobrego Boga. A ów Ojciec nie miał wyjścia, tylko sobie pożyczył pojazd od samego swego Następcy. I wszystko gra, jak powinno być w rodzinie. Tak oto Fiat stał się Bramą Miłosierdzia.
* * *
Chcesz wesprzeć działalność siostry Małgorzaty Chmielewskiej i Wspólnoty Chleb Życia? Wszystkie potrzebne informacje znajdziesz na stronie: chlebzycia.org
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu siostry Chmielewskiej.
Skomentuj artykuł