Test z Ewangelii
Historia, którą w uproszczeniu nazywamy sprawą prof. Chazana (bo w tym dramacie występuje przecież więcej osób, o czym pisał m.in. Konrad Sawicki) stała się dla nas katolików testem na to, na ile nasze myślenie i działania są przesiąknięte Ewangelią i duchem Jezusa. A co za tym idzie, jakie świadectwo o sobie i naszym Kościele złożyliśmy przy okazji całej tej historii ludziom, którzy w Boga nie wierzą.
Najpierw jednak moje małe credo. Uznaję i wyznaję, że tylko On może dawać albo odbierać życie. Ubolewam nad tym, że dziś bezwzględna, najwyższa wartość życia bywa sprawą dyskusyjną. Jestem przeciwna aborcji. I mam nadzieję, że gdybym sama miała zdiagnozowaną patologiczną ciążę, zdecydowałabym się jednak na urodzenie dziecka - zresztą inne rozwiązanie nie mieści mi się dziś w głowie. Dlaczego więc piszę: "mam nadzieję", a nie: "jestem absolutnie pewna"? Bo takie wybory w sytuacji rozgrywającego się dramatu, w środku przeraźliwego cierpienia, wcale nie są proste i daleko im do niezachwianej pewności z rozmachem deklarowanej na forach internetowych przez moich współbraci. Tym głosom po prostu nie dowierzam, natomiast z uwagą i głębokim poruszeniem słucham rodziców, którzy zdecydowali się na urodzenie dzieci, by za chwilę towarzyszyć im w odchodzeniu. Im wierzę.
Wróćmy jednak do tego testu z Ewangelii. Na różne sposoby daliśmy przy okazji sprawy prof. Chazana wyraz naszemu przekonaniu, że życie jest z Boga i że jest świętością. I bardzo dobrze. Zaliczyliśmy również egzamin z braterskiej solidarności, udzielając na wiele sposobów wsparcia byłemu już dyrektorowi warszawskiego Szpitala im. Św. Rodziny. I to też bardzo dobrze. Jednak te dwie sprawy zamykają się jakoś w kręgu tego, co uznajemy za nasze - naszych wartości i "naszych" ludzi. A co z tymi, którzy nie są "nasi", którzy myślą inaczej niż my?
Św. Mateusz pozbawia nas złudzeń w tym temacie: "Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski" (Mt 5, 43 - 48).
Podczas gdy Jezus kobiecie przyłapanej na grzechu powiedział: Nie potępiam cię, my - a mówię to na podstawie całego mnóstwa komentarzy, które można znaleźć na rożnych stronach internetowych - z jakąś dziwną satysfakcją zacieramy ręce i zabieramy się do układania stosu, żeby wymierzyć karę kobiecie, która - chyba nam to umyka - ostatecznie nie dokonała aborcji. W dyskusjach podkreślamy, że jej dziecko było z in vitro, jakbyśmy chcieli powiedzieć: masz teraz za swoje!, zapominając o tym, że patologiczne ciąże zdarzają się również tym, którzy żyją bardzo blisko Boga, a dzieci poczynają na drodze naturalnych metod planowania rodziny.
Zwieraliśmy szeregi, by organizować kolejne akcje poparcia dla prof. Bogdana Chazana, ale czy powstała z naszej strony jakaś oficjalna inicjatywa na rzecz wsparcia tej kobiety - głównej bohaterki całego dramatu? Pytanie o jej winę czy niewinność jest dla mnie w tym momencie drugorzędne. Chcę raczej zapytać o to, na ile my, chrześcijanie, mamy w sobie zdolność do współ-czucia, które popycha nas do choćby jednego, szczerego - i pokornego - "Pod Twoją obronę" w intencji tej kobiety i jej dziecka.
Kilku moich znajomych udostępniło na Facebooku wpisy mówiące o tym, jak w kontekście sprawy prof. Chazana wypadamy w oczach osób niewierzących. Jesteśmy w ich odbiorze zajadli, małoduszni, nie potrafiący dostrzec dramatu cierpienia, potwornie wszystko upraszczający. Takie właśnie dajemy o sobie - a przy okazji i o naszym Bogu - świadectwo. Zignorować te opinie? Raczej się nimi głęboko przejąć. I tu absolutnie - co chcę mocno podkreślić - nie chodzi o to, że teraz mamy pójść ze światem na jakiś kompromis i zacząć dobrem nazywać to, co uznajemy za zło. Musimy jednak poważnie zastanowić się nad tym, jak artykułować i bronić naszych wartości, by przypadkiem w swojej gorliwości nie przysłonić tego, że chrześcijaństwo jest przede wszystkim religią miłości, przebaczenia i miłosierdzia.
Anna Sosnowska - dziennikarz kanału religia.tv, współpracuje na stałe z miesięcznikiem "W drodze".
Skomentuj artykuł