Trzy rzeczy za które jestem wdzięczny Ennio Morricone

Trzy rzeczy za które jestem wdzięczny Ennio Morricone
fot. EPA/FABIO FRUSTAC

Rozpoczął się mój drugi tydzień po przeprowadzce do Rzymu. Trwa intensywny kurs językowy. Między zajęciami, a obiadem dzwoni telefon. Mój współbrat Łukasz z Radia Watykańskiego mówi: Ennio Morricone nie żyje… W momencie, kiedy ja przeprowadziłem się do jego miasta, on przeprowadził się do miasta naszego Ojca.

Temat muzyczny ze spaghetti westernu „Dobry, zły i brzydki” stał się utworem-symbolem i jednym z najbardziej charakterystycznych motywów muzycznych w historii filmu. Muzyka do filmu „Misja” opowiadającego historię jezuickich misjonarzy pracujących wśród Indian bez wątpienia przyczyniła się do ogromnego sukcesu tego arcydzieła kinematografii. Pewnie szczególnie w Polsce, niejeden miał ciarki na plecach, kiedy podczas oglądania „Karola. Człowieka, który został papieżem” usłyszał charakterystyczne, szerokie brzmienie smyczków. Za komentarz do muzyki z „Nienawistnej Ósemki” Quentina Tarantino, niech posłuży sam fakt przyznania Oscara za najlepszą muzykę. I można by tak mnożyć przykłady, bo Ennio Morricone stworzył muzykę do ponad 500 filmów.

DEON.PL POLECA

Są jednak trzy rzeczy, za które jestem Mu szczególnie wdzięczny: pokora wobec muzyki, wątki jezuickie i świadectwo mądrej, dojrzałej wiary.

Uczona prostota

Myśląc o muzyce dziś, nie sposób zignorować przemiany jakie zaszły w muzyce XX wieku. Od czasów Wagnera, system dur-moll był już tak rozciągnięty, że niemal dosłownie „trzeszczał w szwach”. W końcu uznano jego wyczerpanie i podjęto próby odpowiedzi na to zjawisko: od tworzenia nowych systemów, jak dodekafonia Arnolda Schoenberga, przez przesunięcie akcentu i uznanie, że naczelnym elementem dzieła muzycznego nie powinna być już melodyka, czy harmonia, ale samo brzmienie i ekspresja, co próbowali uskuteczniać choćby przedstawiciele nurtu zwanego sonoryzmem, z „wczesnymi” Pendereckim, Góreckim i Kilarem na czele, aż po uznanie, iż powstanie dzieła muzycznego wcale nie jest koniecznym rezultatem procesu twórczego, z czym możemy się spotkać u przedstawicieli nurtów związanych z szeroko rozumianą „sztuką dźwięków”, podkreślających performatywny wymiar działalności artystycznej.

Choć w XXI wieku coraz więcej kompozytorów podchodzi do pisania muzyki z dużo większą wolnością, niż ich wojujący z tradycją koledzy przed sześćdziesięciu laty (czego przykłady mamy zarówno wśród młodych twórców, jak i uznanych kompozytorów w późniejszych fazach twórczości), to nadal w wielu ośrodkach akademickich, pisanie muzyki, którą przeciętny słuchacz uznałby za „ładną”, uchodzi za rzecz wstydliwą, która co najmniej nie przystoi twórcy nowoczesnej muzyki artystycznej. Dlaczego zatem tak wyjątkowy kompozytor jak Ennio Morricone ogromną część swojej twórczej energii zainwestował w tworzenie muzyki filmowej, która już od kilkudziesięciu lat budzi zachwyt tak wielu osób? Czyżby nie potrafił pisać muzyki wysokiej „na miarę naszych czasów”? A może był marketingowym geniuszem, więc zamiast koncentrować się na pisaniu utworów, których posłucha de facto garstka miłośników „nowych dźwięków”, ewentualnie grupka studentów jakiejś akademii muzycznej zbada podczas zajęć z analizy dzieła muzycznego, postanowił skupić się na twórczości bardziej komercyjnej i ostatecznie zdecydowanie bardziej lukratywnej?

Ktokolwiek przyjrzał się artystycznemu CV rzymskiego kompozytora, śmiało odrzuci pierwszą z powyższych hipotez. W latach 70. Morricone był trębaczem i flecistą w Gruppo D'Improvvisazione Nuova Consonanza – kolektywu twórców rozwijających zdobycze nowej muzyki w zbiorowej improwizacji na pograniczu free jazzu i klasyki, która zapisała się wyraziście w historii muzyki XX wieku, będąc inspiracją m.in. dla Johna Zorna. Ennio Morricone napisał również ponad 100 utworów nie filmowych, wśród których znajdziemy muzykę na instrumenty solo, muzykę kameralną, koncerty, muzykę symfoniczną i wiele innych. Wystarczy sięgnąć do kilku spośród tych dzieł, żeby zobaczyć, że piękne melodie, niebanalne rozwiązania harmoniczne, ciekawa instrumentacja i dobry kontrapunkt, znane z jego muzyki filmowej, to bynajmniej nie wszystko co zdobywca Oscara za całokształt twórczości ma do powiedzenia w świecie muzyki.

Czy jego twórczość filmowa była zatem podyktowana względami komercyjnymi? Odpowiedź na to pytanie zna tylko sam kompozytor, jednak ze sporym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że za tą decyzją stał głębszy zamysł estetyczno-etyczny. Pisanie muzyki, która nie jest muzyką zupełnie autonomiczną (choć wielkie dzieła muzyki filmowej bywają wykonywane z powodzeniem również jako autonomiczne suity koncertowe) wymaga przyjęcia przez kompozytora postawy ogromnej pokory. Twórca musi bowiem nie tylko dogłębnie zrozumieć dzieło, które swoją muzyką współtworzy i zaangażować w nie całą swoją wrażliwość i warsztat kompozytorski, ale jednocześnie powściągnąć swoją kreatywność, by na pierwszym planie nie eksponować siebie i swoich emocji (co od czasów romantyzmu jest cechą raczej niezbyt popularną…), lecz samą muzykę, która poprowadzi odbiorcę w głąb przeżywanej sceny. Rozumiejąc znaczenie kulturowe kinematografii, nie sposób nie spojrzeć z szacunkiem na kompozytora, który decyduje się wejść na taką, wcale niełatwą z punktu widzenia twórcy, drogę. Dla mnie osobiście, jako dla muzyka zajmującego się w dużej mierze sztuką nieautonomiczną (bo nakierowaną przede wszystkim wprost na wymiar duchowy), taka postawa pozostaje wspaniałym i niedościgłym wzorem godnym naśladowania.

Nasz człowiek

Choć wkrótce minie osiem lat od kiedy wstąpiłem do Towarzystwa Jezusowego, to ciągle na nowo zakochuję się w naszym zakonie. Od Ignacego Loyoli, który pozostaje dla mnie genialnym punktem odniesienia, przez wspaniałą historię niewiarygodnych działań jezuitów na całym świecie na przestrzeni wieków, po proste doświadczenia codziennego życia jezuity. I za każdym razem odczuwam wielką dumę, kiedy ktoś docenia naszą duchowość, tradycję, czy po prostu kogokolwiek ze współbraci. Stąd czuję ogromną wdzięczność dla Ennio Morricone za zaangażowanie się w napisanie muzyki do filmu „Misja”. Choć, jak przeczytałem kiedyś, historia przedstawiona w filmie tak mocno wzruszyła kompozytora, że początkowo bał się podjąć tego zadania, to jednak ostatecznie zrobił to, tworząc muzykę, która zachwyca i już sama w sobie staje się formą kontemplacji. Co więcej, ścieżka dźwiękowa filmu niewątpliwie współtworzy klimat tej niezwykłej historii, który rozpalił do nowego zapału serce niejednego jezuity.

Oczywiście drugim przykładem serdeczności kompozytora względem naszego zakonu jest Missa papae Francisci. Anno ducentesimo a Societate restituta, czyli msza napisana z okazji dwusetnej rocznicy restauracji Towarzystwa Jezusowego, dedykowana papieżowi jezuicie Franciszkowi i wykonana w naszym kościele Il Gesù w Rzymie.

Kompozytor wierzący

Ennio Morricone w wielu wywiadach mówił wprost, że jest osobą wierzącą. Bez ostentacji, ale i bez ukrywania tego niezwykle istotnego wymiaru życia. Jak zresztą przystało na człowieka dojrzałego, spotkanego z samym sobą i zaprzyjaźnionego z Panem Bogiem. Pośród różnych wywiadów można przeczytać m.in. jego wspomnienie z dzieciństwa, kiedy modlił się na Różańcu ze swoją mamą i wyznanie, iż codziennie poświęca przynajmniej godzinę na modlitwę osobistą. Zapytany kiedyś przez dziennikarza, czy nie jest tak, że sama muzyka może być modlitwą, odpowiedział, że zdecydowanie tak, jednak poza muzyką potrzebne są również słowa, intencja i koncentracja. Prosto, bez pseudo-mistycznego zadęcia.

Jednak nie ulega wątpliwości, że jego muzyka, poprzez swoje proste i subtelne piękno, ma niezwykły potencjał przybliżania do Boga, za który zawsze będę mu wdzięczny. Myślę, że najlepszym podsumowaniem będą tu słowa kard. Gianfranco Ravasiego:

(…) jemu zawsze chodziło o wielką muzykę. Bo wierzył, że wielka muzyka jest sama w sobie, zgodnie z jej wielką tradycją, językiem transcendencji. Jest to język, w którym przejawia się tajemnica, również wtedy, gdy jest to muzyka świecka. Piękno muzyki prowadzi nas stopniowo do wieczności i nieskończoności

Dzięki za wszystko, Maestro! Do zobaczenia!

kompozytor, dyrygent, pianista. Absolwent jezuickiej Akademii Ignatianum oraz Akademii Muzycznej w Krakowie. Obecnie studiuje teologię na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim. Mieszka w Rzymie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Ennio Morricone, Alessandro De Rosa

Ennio Morricone jest moim ulubionym kompozytorem. Kiedy mówię „kompozytorem”, chcę postawić go obok Mozarta, Beethovena, Schuberta.  Quentin Tarantino

Autoportret geniusza, który zmienił oblicze muzyki filmowej

Barwna, wciągająca i pełna anegdot opowieść Ennia Morricone o jego...

Skomentuj artykuł

Trzy rzeczy za które jestem wdzięczny Ennio Morricone
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.