W pogoni za autoafirmacją zatraciliśmy wyczucie ‘sacrum’

Depositphotos.com (405908502)

Jesteśmy bardzo wyczuleni na swoją podmiotowość. Myślimy ‘godnościowo’. Chcemy mieć wpływ na wszystko, na każdą decyzję, jaka jest podejmowana we wspólnocie wierzących. Chcielibyśmy, żeby wobec wszystkiego, co nas dotyczy, także w kwestiach wiary, mieć przysłowiowe ‘ostatnie słowo’. Jeśli tak nie jest, mówimy od razu o manipulacji, nadużyciach, o przemocy psychicznej lub duchowej, odrzucając tego rodzaju perspektywę jako praktyki duchowe czy ‘zarządcze’ nie na nasze czasy. Problem w tym, że łatwo ‘przesadzić’ zarówno w jedną, jak i drugą stronę. Życie jest bowiem bogatsze niż wyobrażenia, jakie sobie budujemy.

Nie możemy sprowadzić wszystkiego tylko do tego, co ja widzę, rozumiem, potrafię opisać czy jakoś zinterpretować. Rzeczywistość jest o wiele bogatsza i bardziej skomplikowana, niż nam się wydaje. Jeśli nie przyjmiemy, jednak, głębszej duchowej perspektywy, wiele rzeczy wyda się nam absurdalnych i bezsensownych.

W minionych miesiącach papież Franciszek wielokrotnie był krytykowany za słowa, które mówił o pokoju na świecie, o wojnie na Ukrainie, w Ziemi Świętej czy w wielu innych miejscach naszego globu. Wielu jest przekonanych, że mogą i robią więcej i lepiej, że są bardziej konkretni, że Franciszek jest z ‘innego świata’ i nie rozumie tego, co się w naszym kręgu kulturowym dzieje.

Pomijam fakt, że to jako żywo przypomina narzekanie pierwotnych chrześcijan pochodzenia żydowskiego wobec Szymona Piotra: „poszedłeś do pogan i jadłeś z nimi!” (Dz 11,3). Dzisiaj wielu taki zarzut wysuwa wobec Franciszka, Piotra naszych czasów, że przypomina, iż wojna jest zła i przynosi znacznie więcej szkód niż pożytku, a rany jakie zostawia nie zabliźnią się przez pokolenia. Papież też jest postponowany, jak wielu jego poprzedników.

DEON.PL POLECA

Nie dalej, jak wczoraj, przy okazji 10-lecia kanonizacji papieża Polaka, kard. Comastri w homilii przypomniał, jak Jan Paweł II „w 2003 r., z okna swojego apartamentu, nieustraszenie wykrzyknął: ‘ja wiem, co to jest wojna, ale muszę powiedzieć, że wojna nie rozwiązuje problemów, ale je mnoży’”. Czy został wysłuchany? Nie. Echo powtarzało tylko: „zejdź z krzyża!” (Mt 27,40).

Dzisiaj obchodzimy 62. rocznicę śmierci św. Joanny Beretty Molla, włoskiej małżonki, matki, lekarki, ostatniej z szeregu kobiet, kanonizowanych przez Jana Pawła II. Joanna miała w 1962 r. 39 lat. Mieli już wtedy z mężem trójkę dzieci, dwie ciąże poroniła, z kolejną miała pewne komplikacje. Choć liczyła na to, że uda jej się urodzić dziecko i zachować swoje życie, ale kiedy sytuacja byłaby ‘podbramkowa’, to na wszystko prosiła, by ratowano przede wszystkim dziecko. Córka Gianna Emanuela przyszła na świat 21 kwietnia 1962 r., a Joanna zmarła po tygodniu.

Jaki sens miała ta jej decyzja, którą podjęła świadomie, w pełnej wolności, z całą wiedzą medyczną? Gianna Emanuela, w wywiadzie, jaki z nią przeprowadzałem kiedyś, mówiła, że miała ogromne wyrzuty sumienia wobec ojca, wobec swojego rodzeństwa, obwiniając się niejako za śmierć mamy. Opowiadała, że jej tato błagał Boga, żeby ocalił życie Joanny. Ale Bóg nie zainterweniował, żeby ją uratować. Ojciec Gianny Emanueli wyznał, że przyjął wolę Pana, choć nie rozumiał, co znaczy. Dopiero później ‘dotarło’ do niego, jaki był Boży plan: „Gdyby mama została tutaj z nami, nadal czyniłaby dobro swojej rodzinie, bliźnim, jej chorym. Ale dobro, jakie Pan miał w zamyśle dla niej było znacznie większe. To jest czynienie dobra dla tak wielu ludzi na całym świecie. Ja jestem tego bezpośrednim świadkiem. Ileż informacji o łaskach otrzymanych za wstawiennictwem mojej mamy dotarło do mnie” – wyznała wtedy Gianna Emanuela.

Człowiek wierzący nie może zatrzymać się tylko na powierzchownej interpretacji. Nie powinien dać się nabrać też na pozorny chwilowy sukces. Musi pytać o to, co jest sensem doświadczenia i ku czemu ono prowadzi. Inaczej naszą wiarę powinniśmy schować głęboko i naszymi religijnymi interpretacjami rzeczywistości nie zawracać głowy ani sobie, ani innym. Myślenie upodmiotowujące jest potrzebne i służy nam o ile nie staje się fetyszem i nie koncentruje nas na autoafirmacji. Musimy na nowo odnaleźć wyczucie ‘sacrum’, żeby odkryć głębszy sens naszego życia.

DEON.PL

Wcześniej duszpasterz akademicki w Opolu; duszpasterz polonijny i twórca Jezuickiego Ośrodka Milenijnego w Chicago; współpracownik L’Osservatore Romano, Studia Inigo, Posłańca Serca Jezusa i Radia Deon oraz Koordynator Modlitwy w drodze i jezuici.pl;

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W pogoni za autoafirmacją zatraciliśmy wyczucie ‘sacrum’
Komentarze (4)
LH
~Leon Hedwig
29 kwietnia 2024, 14:22
Europa ubóstwia jednostkowość i indywidualizm, bo musi stać w opozycji do Azji i Afryki, gdzie liczy się tylko grupa, społeczność, naród - a jednostki muszą się temu podporządkować.
GG
~Gosc Gosc
29 kwietnia 2024, 09:14
"Musi pytać o to, co jest sensem doświadczenia i ku czemu ono prowadzi." - proponuje, by takie o to "ustawiajace do pionu" madrosci, glosic chociazby Ukraincom, mozna w jakimkolsiek kosciele katolickim, chociazy w Kijowie. Syty, jak zawsze poucza i laja, glodnego.Brawo.Pozdrawiam.
LH
~Leon Hedwig
30 kwietnia 2024, 09:48
Zwykłe refleksje i wnioski autora bierze Pan za pouczanie i upominanie. Właśnie o takich ludziach jak pan jest ten artykuł. Ciekawe, że gdy żona coś powie do takiego, od razu słyszy: "nie pouczaj mnie" "nie wymądrzaj mi się" "nie umoralniaj mnie"
AZ
~Azz zja
28 kwietnia 2024, 12:46
62-gą to błąd ortograficzny.