Wakacje to czas pustki, ale i szansa
Gdy tydzień temu pisałam o wakacyjnej obecności dzieci na mszach ogólnoparafialnych (gdy wszelkie msze dla rodzin odwołane są aż do września), dostałam kilka ciekawych wiadomości. Dotykały nie tylko tematu dzieci, ale ogólnej perspektywy „wakacyjnych planów nie-duszpasterskich”.
Wspólnoty, do których należą ludzie dorośli. Duszpasterstwa akademickie, wspólnoty modlitewne i formacyjne. Większość z nich ma długą letnią przerwę. Moja wspólnota małżeństw zakończyła rok formacyjny w maju, stałe comiesięczne spotkania powracają w październiku. Ta czteromiesięczna przerwa w dostawie prądu może się nie skończyć zbyt optymistycznie, jeśli nie zapełnimy mądrze pustki, która może się w nas zrodzić. Pojawia się więc pytanie – czym zapełnić tę przestrzeń braku spotkań i formacji, która trzyma w pionie przez większość roku?
Mogą pojawić się teraz głosy oburzenia i sugestie, że wielu katolików w ogóle wspólnoty nie ma i żyje. Owszem. Nie każdy musi być członkiem jakiekolwiek grupy wewnątrzkościelnej, nie każdy czuje taką potrzebę i nie należy iść do pierwszego lepszego miejsca, ale poszukać takiego, które będzie przestrzenią wzrostu – na poziomie duchowym i społecznym.
Wyobraź sobie teraz coś takiego… Właśnie znalazłeś TO miejsce, idealne dla ciebie. Czujesz, że w końcu oddychasz, jesteś wśród swoich, masz formację dopasowaną do wieku i możliwości, a tu bach! Wakacje. Przerwa, do zobaczenia za trzy miesiące. Nie oceniam tych przerw, ktoś je po coś wymyślił. Dla mnie ważne jest jednak pytanie o tu i teraz i o to, co i jak zrobić by ta pustka nie okazała się zabójstwem.
Lato może sprzyjać spacerom, chodzeniu w ciepłych kroplach deszczu, zasypianiu przy otwartym oknie. Zapach świeżo skoszonej trawy i ptaki dające o sobie znać za oknem. To wszystko można dostrzec, jeśli pozwolimy, by wakacje nie były tylko czasem przejściowym. Ba! Możemy to nie tylko zobaczyć i usłyszeć, ale zamienić w czas przepełniony modlitwą i Bogiem.
Lubię modlić się oddechem, uświadamiając sobie, że On jest obok. Zapach porannego powietrza pobudza do życia, tak samo jak stawanie w Jego obecności. Poranna kawa, wypita bez pośpiechu, przy akompaniamencie ptaków za oknem to chwila, gdy mogę wyobrazić sobie, że naprzeciwko mnie siedzi Jezus, ze swoim kubeczkiem kawy. Siedzimy i milczymy, słuchając tych ptaków wspólnie. Jak dziś Jezus na mnie patrzy, czy smakuje Mu moja kawa, podobno strasznie mocna?
Kiedy spaceruję w ciepłym letnim deszczu, pozwalam sobie na łzy. Niekiedy wypełnione bólem i tęsknotą, czasem radością i wdzięcznością. Myślę czego mi brak i mówię Bogu: „widzisz, miało być tak pięknie, nadal nie rozumiem czemu nie zesłałeś mi cudu, bądź ze mną w tym płaczu”. Kiedy skaczę z dziećmi w kałużach (rodzice mają szczęście, że nie muszą udawać poważnych całe życie!), mogę dziękować za ich radość, życie – mogę podziękować Bogu za wszystko, co mi daje.
Wakacje to czas pustki, ale i szansa. Na od dawna odkładaną lekturę duchową; na rozmowę z człowiekiem, z którym umawiam się już tyle czasu, a ciągle się mijamy; na modlitwę w tym co jest – kontemplując przyrodę i pozwalając sobie na to, by prawdziwie czuć, może pierwszy raz od dawna.
Nie stójmy w miejscu, pustce i samotności. Nie zagłuszajmy się grzechem, dołującą izolacją od ludzi, czy wielogodzinnym wpatrywaniem się w ekrany i cudze życie. Nie zamykajmy się patrząc tylko na to, czego brak. Być może wakacyjna przerwa od wspólnot – gdzie wszystko ma swoją dynamikę, jest z góry ułożone, trwałe – jest po to, byśmy zasmakowali na nowo. Z nowym spojrzeniem, inaczej, dokąd nas pragnienie poniesie. Ryzykowne? Owszem, ale jakże życiodajne!
Skomentuj artykuł