Wiążemy się listą spraw do ogarnięcia, aż brakuje nam tchu. I po co?

Fot. Depositphotos.com

Na jednych z rekolekcji ignacjańskich usłyszałam bardzo celne zdanie, które mimo upływu lat pracuje we mnie do dziś. „Z czym walczysz, z tym się wiążesz”. Walczymy o przetrwanie, a tym samym przestajemy żyć. Myślimy o tym, jak to za dwa tygodnie będzie nam łatwiej ogarnąć nasz domowy chaos, a zapominamy, że ten rozgardiasz to też jest życie, które może dać nam spokój i spełnienie. I to, jak ten czas przeżyjemy, zależy między innymi od naszego nastawienia.

Wielkimi krokami zbliża się zakończenie wakacji i nowy rok szkolny. Kilka dni temu spotkałam się z grupą rodziców dzieci w wieku wczesnoszkolnym i wszyscy zgodnym chórem krzyknęli „oby do września!”. Uśmiechnęłam się, dołączając się do tego teamu, choć zatrzymałam się, trochę zaskakując samą siebie i zadając nam pytanie: a za co jesteście wdzięczni teraz?

Okazało się, że wakacje nie takie straszne jak je malują, nawet jeśli kombinowanie w jaki sposób pogodzić opiekę nad dziećmi, kilka tygodni wakacji i zbyt krótki urlop, to trochę jak wspinaczka na szczyt, z wiatrem uderzającym prosto w twarz. Udało nam się jednak dostrzec wiele dobra, które przysłaniało zmęczenie, troski, chęć powrotu do znanej i bezpiecznej rutyny.

Gdy wróciłam do domu, zadałam sobie dość zaskakujące pytanie: dlaczego uciekamy od nudy i braku schematu dnia? Dlaczego nie widzimy, że brak planu to czasem najlepsza wersja na tu i teraz, i czy aby nie daliśmy się wpędzić zbyt mocno w kołowrotek spraw, jak chomik w klatce? Rutyna jest dobra, potrzebna i ważna. Co jednak jeśli nie potrafimy bez niej żyć? Co jeśli jej brak budzi w nas taki zamęt, że czekamy już tylko na czwartego września, nie potrafiąc cieszyć się obecną chwilą? Co z wdzięcznością za to, że zwyczajnie po ludzku, mamy możliwość przeżyć coś inaczej niż zwykle?

DEON.PL POLECA

Czy trochę nie jest tak, że uczepiliśmy się nadchodzącego września jak rzep psiego ogona, samym sobie nie dając spokoju i możliwości przeżycia codzienności na ciut głębszym poziomie? Spojrzenie staje się ograniczone do trosk, myślenie zawężone do tego co przed nami, a co z byciem w teraźniejszości, z cieszeniem się chwilą?

Na jednych z rekolekcji ignacjańskich usłyszałam bardzo celne zdanie, które mimo upływu lat, pracuje we mnie do dziś. „Z czym walczysz, z tym się wiążesz”. Walczymy o przetrwanie, a tym samym przestajemy żyć. Myślimy o tym, jak to za dwa tygodnie będzie nam łatwiej ogarnąć nasz domowy chaos, a zapominamy, że ten rozgardiasz to też jest życie, które może dać nam spokój i spełnienie. I to, jak ten czas przeżyjemy, zależy między innymi od naszego nastawienia. Wiążemy się listą spraw do ogarnięcia, wyprzedzając bieg wydarzeń, aż momentami brakuje nam tchu, zagłuszając tym możliwość wykorzystania ostatnich chwil odpoczynku. Troski, zmartwienia, obowiązki. Tak bardzo chcemy się od nich choć na chwilę uwolnić, że wiążemy je sobie do nóg coraz bardziej, nakręcając spiralę myśli i spraw, które przecież mogą poczekać jeszcze kilka dni. Czy nasz świat się zawali jeśli nie będziemy wybiegać myśleniem w szkolne mury? Czy te wszystkie sprawy na „już”, rzeczywiście takimi są? Czy może my nie potrafimy nie wiązać ich sobie na szyi, z obawy, że coś zaniedbamy?

Wiem, że codzienność z dziećmi jest trudna, szczególnie jeśli nie ma się znikąd pomocy. Sama doświadczam tego mocno. Widzę też jednak to, że mimo wszystko wiele spraw zależy od naszego nastawienia. Znam bardzo zapracowanych, ale szczęśliwych i spełnionych rodziców, wdzięcznych za każdą przeżytą chwilę, mimo że nie narzekają na nadmiar wolnego czasu… Znam jednak też takich, którzy czekają już tylko na chwilę oddechu, ale nie będą potrafili jej zobaczyć, wykorzystać i przeżyć, gdy już się ona pojawi, bo ich głowa wygeneruje kolejne troski, problemy, zadania. Wszak tych w rodzicielskiej codzienności na pewno nie zabraknie. Jeśli nie nauczymy się zatrzymywać z wdzięcznością za to co teraz mamy, to niby jak ma udać się nam trudna sztuka przeżycia codzienności, gdy zmieni ona trochę swój bieg?

Zatrzymajmy się. Tu i teraz. Nie wybiegajmy w przyszłość jeśli nie ma takiej konieczności. Może to ostatnia szansa na naprawdę życiodajny odpoczynek i dostrzeżenie tego, że mamy być za co wdzięczni…

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wiążemy się listą spraw do ogarnięcia, aż brakuje nam tchu. I po co?
Komentarze (1)
AP
~Adam P.
24 sierpnia 2023, 19:44
Jak to powiedział król Julian: "Teraz prędko, zanim dotrze do nas, że to wszystko bez sensu"