Wierzący przeciw niewierzącym

(fot. depositphotos.com)

Łatwiej zbudować pewien system myślenia, życia czy nawet tożsamość w sprzeciwie do czegoś, do osób czy do jakiegoś sposobu myślenia lub życia. Jednak mam wrażenie, że w tym przypadku wpadamy w dwie bardzo niebezpieczne pułapki.

W naszych chrześcijańskich środowiskach w czasie rozmów, kazań czy nauczań posługujemy się często sformułowaniami określającymi osoby, które są zaangażowane w życie z Bogiem ("wierzący", "Kościół") i osoby, które są mniej, inaczej lub w ogóle nie zaangażowane ("niewierzący", "ateiści").

Różnicujemy również ludzi na osoby, które aktywnie żyją z Bogiem ("wierzący", "przebudzeni chrześcijanie"), te, których życie z Bogiem jest mniej aktywne czy mniej intensywne ("niewierzący", "niedzielni katolicy", "niepraktykujący"). Mamy też określenia na grupy ludzi żyjących wartościami chrześcijańskimi czy biblijnymi i na grupę, która na te wartości za bardzo nie zwraca uwagi (tutaj często pojawia się określenie "świat").

Podział

Uderza mnie, gdy słyszę wspomniane już i podobne im określenia różnicujące ludzi, gdyż budują one niewidzialny podział w społeczeństwie, a także w samym Kościele. Te sformułowania niestety często wiążą się z pewnym wartościowaniem grup, które opisujemy.

DEON.PL POLECA

Podział ten szczególnie mocno daje się zauważyć u osób (oczywiście nie wszystkich) zaangażowanych w relację z Bogiem, tych, których określamy mianem "wierzących".

I tak postrzegamy siebie jako specjalną czy lepszą grupę osób, bo przecież żyjemy (lub staramy się żyć) blisko z Tym, który ten świat stworzył, żyjemy (lub staramy się żyć) według tego, co przez Boga zostało nam przekazane, a także żyjemy (lub staramy się żyć) tym, co od Boga dostaliśmy.

Zatem oczywiste jest to, że wybraliśmy "najlepszą cząstkę" (por. Łk 10, 42) i żyjemy w najlepszym systemie, środowisku, otoczeniu czy grupie. Kierujemy się też w naszym życiu wartościami najwyższymi i najlepszymi, bo tymi, które pochodzą od samego Boga.

Wszyscy inni, szczególnie ci, którzy nie wierzą, nie mają tego szczęścia należeć do tej najlepszej grupy. Nie mają tego szczęścia żyć w najlepszy możliwy sposób. Nie mają też tego szczęścia kierowania się najlepszymi i najwyższymi wartościami w życiu. Mało tego, ten "świat" jest przecież zły, kieruje się wartościami bardzo niskimi, a wszystko, co z nim związane to jedynie grzech, ciemność i nieczystość. Ten "świat" to jedynie przestrzeń, do której my, światło i sól (por. Mt 5, 13-16) musimy wyjść i ją rozjaśnić czy nadać jej smak. Oczywiście ten najlepszy smak. Z tym światem nie możemy wchodzić w żadną inną relację, niż tą ewangelizacyjną. Ten "świat" jest dla nas w pewnym sensie zagrożeniem czy przeciwnikiem, a wszystkie decyzje jakie podejmujemy muszą być inne (lub przeciwne) niż te, które podejmują ludzie ze "świata".

Chrześcijanin nie znaczy lepszy

Potrzebujemy pamiętać, że chrześcijanin wraz z przyjęciem chrztu, oddaniem swojego życia Jezusowi czy świadomym pójściem za Bogiem nie staje się lepszym dzieckiem Boga. Chrześcijanin nie staje się też lepszym lub ważniejszym członkiem społeczeństwa czy mieszkańcem tego świata. Chrześcijanin świadomie idący za Bogiem nie jest lepszą częścią stada, któremu przewodzi Jezus Chrystus. Również Kościół nie jest lepszą grupą społeczną, lepszym stadem czy ważniejszą częścią rodziny.

Oczywiście nie chodzi o to, że wiara czy sposób życia zgodny z tym, jak uczy nas Bóg nie jest dobry, nie jest wartościowy i nie powinniśmy go cenić. Nie chodzi też o to, byśmy zrezygnowali z ewangelizacji i nie byli solą i światłem w tym świecie (por. Mt 5, 13-16), bo to przecież wezwanie samego Chrystusa. Nie neguję nauczania Jezusa, ani nie deprecjonuję jego wartości.

Chcę jednak zwrócić uwagę na to, że ustawiamy się w pewnej pozycji arogancji, pychy i poczucia wyższości nad tymi, którzy nie wierzą tak, jak my, nie żyją tak, jak my, i mają inne priorytety niż my.

Taką postawę przyjmujemy właśnie ze względu na to, co poznaliśmy, przyjęliśmy i czym żyjemy.

Potrzebujemy sobie uświadomić, że każdy z nas, wierzący, mniej wierzący, inaczej wierzący czy niepodzielający żadnej wiary jest tak samo ważnym dzieckiem Boga, jest tak samo kochanym przez Boga, jest tak samo chcianym przez Boga i jest tak samo zbawionym przez Boga.

Tożsamość

Rozumiem, że jako ludzie potrzebujemy w jakiś sposób określić swoją tożsamość, jednak problem jest w tym, że narracja, którą często przyjmujemy w Kościele deprecjonuje czy neguje osoby (wraz z ich sposobem funkcjonowania) mające inny stosunek do Boga czy wiary niż my.

Wiem też, że łatwiej zbudować pewien system myślenia, życia czy nawet tożsamość w sprzeciwie do czegoś, do osób czy do jakiegoś sposobu myślenia lub życia. Jednak mam wrażenie, że w tym przypadku wpadamy w dwie bardzo niebezpieczne pułapki. Pierwszą z nich jest budowa jakiegoś muru pomiędzy nami, a nimi, a także pewnej izolacji, w której sami żyjemy. Przy tym wyzbywamy się przestrzeni na budowanie wzajemnych relacji w poszanowaniu i akceptacji siebie nawzajem. Drugie niebezpieczeństwo to samo budowanie tożsamości, życia i standardów chrześcijańskich na zanegowaniu tego, co chrześcijańskie nie jest.

Przecież nie definiuje nas bycie przeciw czemuś lub komuś, ale definiuje nas życie w bliskiej relacji z Bogiem i przyjęcie tych prawd, które On nam daje.

Spotkanie

Wychodząc z naszych korzeni zasiadamy przy wspólnym stole, miejscu rozmów i wspólnych nadziei. W ten sposób różnica, która może być flagą lub granicą, przekształca się w most. Tożsamość i dialog nie są nieprzyjaciółmi. Własna tożsamość kulturowa pogłębia się i ubogaca w dialogu z tymi, którzy się różnią, a autentycznym sposobem jej zachowania nie jest zubażająca izolacja. (Papież Franciszek, adhortacja apostolska Querida Amazonia, pkt 37)

Potrzebujemy zrewidować nasz sposób mówienia i określania rzeczywistości. Potrzebujemy porzucić narracje, które deprecjonują inność czy odmienność w wierze. Potrzebujemy zmienić nasz sposób postrzegania z tego "przeciw" na ten "za". Potrzebujemy tworzyć inkluzywną kulturę integracji, burzenia murów i harmonizacji społecznej bez porzucania i narzucania własnej tożsamości.

Moje doświadczenia pokazują, że jest wiele dobra, pięknych pragnień, postaw i działań w osobach, które w jakiś sposób wykluczyliśmy z naszej rodziny. Wiele z tych osób szanuje moje potrzeby czy wartości, również te religijne, których może nie do końca rozumieją czy nie podzielają. Z wieloma z tych osób mogę się spotkać z poczuciem wzajemnej akceptacji również na tych przestrzeniach, w których się różnimy. Z wieloma z tych osób możemy robić świetne rzeczy pomimo różnic, które wydawałoby się, że mogą tworzyć pomiędzy nami duży dystans.

Gdy zaczniemy tworzyć kulturę spotkania zauważymy, że ten "świat" wcale nie jest tak niebezpieczny, jak zostało to ukształtowane w naszej głowie poprzez negatywną narrację, a właściwie wszyscy mamy podobne pragnienia i dążenia, które przyjmują różne formy.

Gdy zaczniemy tworzyć kulturę spotkania opadną mury, które nas dzielą i tworzą wiele napięć społecznych. Gdy zaczniemy tworzyć kulturę spotkania okaże się, że wcale nie muszę bać się tych, o których do tej pory jedynie słyszałem, a nigdy nie miałem z nimi kontaktu. Gdy zaczniemy żyć kulturą spotkania nasze różnice przestaną odgrywać tak istotną rolę, a po prostu uszanujemy swoje odmienne sposoby życia i okaże się, jak wiele innych przestrzeni możemy dzielić i jak wiele dobrych rzeczy możemy wspólnie zrobić. Pierwszym i bardzo istotnym krokiem na tej drodze może być to, że zauważmy, że przed nami stoi przede wszystkim człowiek, a nie jego wiara, sposób życia, wartości czy światopogląd.

Zawodowo zajmuje się programowaniem, a hobbistycznie sportem. Prowadzi bloga drozdzowy.blog.deon.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wierzący przeciw niewierzącym
Komentarze (12)
MS
Monika Slenk
12 czerwca 2020, 18:23
Bardzo trafione spostrzeżenia, powinniśmy sobie stale przypominać, że chrześcijanin to nie człowiek, który walczy z tzw światem, mediami czy ideologią. To prowadzi do odstręczania innych od Kościoła (znam z własnych doświadczeń). Wszyscy jesteśmy dziećmi Jedynego Boga
JL
Jerzy Liwski
12 czerwca 2020, 03:42
Czyli chrzest nie ma znaczenia, nie zmienia naszej sytuacji w relacji do Chrystusa? Czyli wierzący i niewierzący są tak samo zbawieni? Czyli nie ma znaczenia w co wierzę, co robię? Rozumiem, że wykreśla Pan z Biblii Psalm 53 i 14 "Mówi głupi w swym sercu Nie ma Boga" itp fragmenty. W zasadzie wg Pana sformułowanie "jestem wierzący" jest wyrazem pychy. Powie Pan "ja wierzę, ty nie, nie martw się, tak samo idziemy do nieba".
JT
~jewka tom
11 czerwca 2020, 23:06
wszystko cacy - ale Pan Jezus wcale nas za takich mocarzy miłości nie uważał - powiedział APOSTOŁOM (parafrazuję oczywiście) -"jeśli ktoś nie chce waszego pokoju - odejdźcie i STRZEPNIJCIE NAWET PYŁ Z SANDAŁÓW, KTÓRE DOTYKAŁY TAKIEJ PRZESTRZENI - wiem, że to w naszym bardzo pozytywnie nastawionym chrześcijaństwie jest taki "ciężki" kawałek, który współcześni kaznodzieje starają się jak mogą omijać ... a z listów bodajże św. Piotra (a może Jana ;) "nie pozdrawiajcie nawet tych, którzy zniekształcają lub odrzucają naukę naszego Pana bo stajecie się współuczestnikami ich grzechu ..." i jak to pogodzić z takim wszechogarniającym spotkaniem - mnie się tu kojarzy taka miłość rozsądna :) - z daleka i bez przesady z tą akceptacją wszystkiego i wszystkich ....
KS
Konrad Schneider
11 czerwca 2020, 21:54
Serdecznie Panu dziekuje za te przemyslenia. Pracuje w niemieckiej szkole jako nauczyciel i mam do czynienia ze wszystkimi mozliwymi religiami swiata: tak u moich uczniow jak i u kolegow. I nigdy dotad nie czulem sie tak dobrze, majac to szczescie doswiadczania Boga w tak roznych formach i dokladania do tego mojej katolickiej cegielki. Daj Boze kazdemu tego doswiadczyc!
11 czerwca 2020, 17:14
Chciałbym zapytać Autora, czy taka postawa wystarczy, kiedy stajemy wobec "struktur zła"?
KW
~Kornel Wolny
11 czerwca 2020, 17:52
Powinieneś doprecyzować, po której stronie widzisz "struktury zła".
11 czerwca 2020, 19:13
Struktury zła tworzą kulturę śmierci - nawiązuję do JP2,
KW
~Kornel Wolny
11 czerwca 2020, 20:52
Czyli nie chcesz odpowiedzieć? A może boisz się jednoznacznej odpowiedzi?
JL
~Jakub Lemer
12 czerwca 2020, 10:49
Czyli nie znasz nauczania JPII a innym zarzucasz strach? A może jesteś tylko tanim sofistyką, który żąda konkretnego nazwiska lub nazwy jakieś grupy, aby potem napisać np. tak: deprecjonujesz ich, a siebie wywyższasz, tymczasem oni robią wiele dobra, ty natomiast udajesz, że jesteś bez winy.
12 czerwca 2020, 18:50
Do licha Panowie, zwolnijcie. Odpowiadam przecież. A Wy zanim pomyślcie, buch mnie w pysk, bo przecież nie rozumiecie - czyli jestem winny... Odpowiadam szerzej, że podzielam zdanie Autora, że potrzeba, żebyśmy tworzyli w jak najszerszym zakresie kulturę dialogu i powiązaną postawę otwarcia, ale uważam, że to nie wystarczy, że potrzebne jest innego rodzaju działanie, szereg działań wobec struktur zła wszelkiego rodzaju, czyli ludzi złej woli powiązanych instytucjonalne czy kulturowo. Dlatego nie wymieniłem jednej czy drugiej. Ale oczywiście proszę. Instytucje i antykultura eutanazji i aborcji, środowiska pedofilskie i homoseksualne w Kościele Katolickim. Tu dodam, bo uważam to za B. istotne, że pedofilia to szeroki problem, właśnie struktur i kultur(y), i nie wolno nam, jako obywatelom na przykład, zajmować się tylko Kościołem
12 czerwca 2020, 18:51
Istnieje ogromna antykultura konsumpcjonistyczna - czyż muszę tłumaczyć. Dalej, istnieje antykultura z szeregiem instytucji i organizacji, godząca w samą naturę człowieka, w to, czym nas stworzył Bóg ; przykładem manipulowanie płcią według kaprysu. Wystarczy?
KW
~Kornel Wolny
13 czerwca 2020, 07:57
Pięknie. Autor pisze wyraźnie, że aby usiąść do dialogu trzeba w pierwszym rzędzie odsunąć na bok animozje i ma w tym stuprocentową rację. Nigdy się z nikim nie dogadasz, jeśli będziesz na niego szczekał lub kazał mu najpierw się pokalać. Ten ktoś najwyżej wstanie, puknie się jednoznacznie w czoło i odejdzie. Jarosławie – Ty właśnie tak metodę zaproponowałeś jednym zdanie, określając oponenta „strukturą złą”.