Więzy krwi nie załatwią za nas wszystkiego
Kryzys to nie koniec. Małżeństwo nie musi się rozpaść. Rodzina nie musi być rzeczywistością, z której chce się jak najszybciej uciec, ale miejscem, w którym dostajesz miłość, bliskość, wsparcie, wybaczenie.
Zdecydowanie za rzadko mówi się o trzech rzeczach nieodłącznie związanych z rodziną. O tym, że w każdej z nich wydarza się wiele kryzysów i że żaden z nich nie musi być końcem: ani małżeństwa, na którym rodzina jest zbudowana, ani relacji wewnątrz niej. O tym, że „posiadanie” dzieci jest czymś bardzo radosnym, a jednocześnie bardzo trudnym, odzierającym ze złudzeń, żądającym rozstania z egocentryzmem. O tym, że bycie w rodzinie wymaga nieustannego wybierania tych właśnie relacji, dbania o nie, stawiania ich na pierwszym miejscu. Nie zrobią tego za nas więzy krwi.
Kryzys to nie koniec - tak mówią wszyscy dobrzy psychologowie. Człowiek nieustannie jest w jakimś kryzysie, ta przypadłość nie może więc cudownie omijać ani głęboko bliskiego związku dwojga ludzi, ani społecznego mikroorganizmu, jakim jest ekipa rodziców i dzieci, czasem poszerzona o innych bliskich. Reklamy jednak mówią, że jest inaczej, że niektóre rodziny kryzys omija, zwłaszcza te, które jedzą wybrane płatki śniadaniowe, kupują konkretne suplementy na odporność i jeżdżą samochodami wskazanej marki. Żyjemy w rozdarciu między pragnieniem doskonałości i kwiczącą rzeczywistością, a gdy kryzys jest zbyt przytłaczający, wymarzona doskonałość staje się argumentem przeciw. Skoro się nie da, to nie było dla nas, to nie była moja droga. Trzeba spakować rozczarowanie do podręcznego bagażu i już z nim potem żyć. Znosić konsekwencje bycia nagle samotną matką, nagle weekendowym ojcem, nagle dzieckiem, któremu życie rozpadło się na milion kawałeczków i które teraz dzielnie próbuje kłamać całemu światu, że to nic takiego.
Kryzys to nie koniec! Genialnie o tym mówi o. Szustak: powołanie nie dokonuje się raz. Doprecyzujmy sobie to lekko zużyte słowo. Oznacza ono nic innego, niż głębokie, wewnętrzne przekonanie, że coś jest dla mnie, że przyniesie mi radość, że stanie się bardzo ważną częścią dalszego życia. I takie powołanie-przekonanie do bycia mężem albo żoną, do bycia rodziną nie dokonuje się raz. Przyjdzie moment, w którym będziesz mieć mocne podejrzenie, że nie zostało tu już nic dobrego, że to koniec, że już się dalej nie da – i to jest czas, w którym wybierasz drugi raz. To jest drugie powołanie. A potem może trzecie. I piąte. Momentów, w których trzeba się będzie decydować jeszcze raz na wierność, jeszcze raz na miłość, jeszcze raz na bliskość i wybaczanie drugiej połówce albo nie cierpiącemu cię dziecku będzie jeszcze trochę. Haczyk tkwi w tym, żeby ciągle mówić "tak".
Czy da się to zrobić swoimi siłami? Nie. I to jak dla mnie jest odpowiedź na pytanie, dlaczego tyle rozwodów, dlaczego tyle rozbitych rodzin, dlaczego tyle rozczarowań, prób zaczynania na nowo. Nie da się znieść drugiego człowieka bez wsparcia z góry. Nawet siebie się nie da znieść bez tego wsparcia. Dlatego społeczeństwo, które ma coraz mniejszą bliskość ze Stwórcą, będzie też miało nieustanny problem z relacjami z drugim człowiekiem.
Są badania, z których jasno wynika, że wśród katolickich małżeństw, które razem się modlą i raz w tygodniu karmią się Eucharystią, procent rozwodów to właściwie nie procent, a promil. Nie dziwi mnie to ani trochę. I nie mam pojęcia, co mówić ludziom, których związek się rozpada, choć mógłby być uratowany, a którzy od Kościoła i wiary są daleko. Patrzę na swoje małżeństwo i na cudze małżeństwa i nie widzę innego sposobu, niż czerpanie z Jego mocy: nic nie jest tak skuteczne, jak łaska. Nic tak nie pomaga wybierać "na tak" drugi raz, trzeci, piąty, jak łaska. Czy wątpiący są w stanie w to uwierzyć? Tak bardzo chciałabym, żeby byli.
Miłość. Bliskość. Wsparcie. Bezpieczne miejsce, w którym można być sobą. Akceptacja. Konflikty, które uczą życia w społeczeństwie. Problemy, których rozwiązywanie jest treningiem wzmacniającym charakter. Wybaczanie, które jest kluczem do szczęśliwego, spełnionego życia. Ludzie, którzy lubią ze sobą być. Taka może być twoja rodzina. A jeśli ktoś ci mówi, że to niemożliwe i lepiej się poddać, niż próbować – cóż. To jego wybór i jego problem, nie twój. Bo jeśli mówimy o relacjach, jestem pewna, że nie ma w życiu nic od nich cenniejszego. I warto dla nich zrobić wszystko, nawet się… nawrócić.
Skomentuj artykuł