Trzy drobiazgi, które uskrzydlą twoje małżeństwo
Na początku jest pięknie, jest miłość, zachwyt sobą. Czas dla siebie, by się poznać, by robić wspólnie to, co sprawia radość, znajduje się sam. Ale później do małżeńskiej relacji po cichu zaczyna się wkradać rutyna, niekoniecznie ta dobra.
Powoli, milimetr po milimetrze, tworzy się dystans, robi się chłodniej, codzienność milionem obowiązków kradnie czas na pielęgnowanie relacji, zmęczenie robi swoje, a jeśli pojawiają się dzieci – życie nagle przyspiesza i nie jest łatwo dbać o bliskość, czułość, miłość.
A gdy zaczynacie się od siebie oddalać, wcale nie jest łatwo wrócić. Trzeba się o to postarać, a to wymaga wysiłku. Gdy zmęczenie i przytłoczenie problemami codzienności biorą górę, łatwo jest odpuścić, bo małżeństwo przecież jest na zawsze, przecież się kochacie, przecież jesteście razem, nic złego się nie dzieje. I choć delikatne, pierwsze symptomy są wyczuwalne – łatwo je zignorować, odłożyć temat na potem. A potem bywa za późno.
Co małego i prostego możesz codziennie robić dla swojego małżeństwa, by pewnego ranka nie obudzić się w łóżku koło człowieka, którego wcale już nie znasz i którego trudno ci kochać tak, jak kiedyś?
Całus przy wyjściu, całus przy powrocie
Ludowa mądrość mówi, że stan małżeństwa można poznać po tym, czy jeszcze się całują, czy już nie. Widać to na imprezach z okazji okrągłych rocznic ślubu: oto stuknęło czterdzieści lat małżeństwa, świętująca rodzina woła: „gorzko, gorzko” – a tu mąż całuje żonę w rączkę, jakby licencja na prawdziwe pocałunki wygasła im w momencie ostatniego porodu.
Pocałunek jest tajemnicą bliskości; wystarczy sobie przypomnieć, jak ekscytujące są te pierwsze. Im dłużej razem, tym łatwiej zgubić ulotne piękno tego momentu. Co więcej, małżeńskie całusy naprawdę są papierkiem lakmusowym relacji: trudno całować się z kimś, z kim się właśnie pokłóciło i to fest, trudno całować się namiętnie i długo, gdy czuje się urazę i żal.
Czułość, miłość, wybaczenie, radość, tęsknota, sygnał, że ten wieczór jest wasz – to wszystko w kilka lub kilkadziesiąt sekund wyraża pocałunek. Całus przy wyjściu i całus przy powrocie – ta zasada naprawdę może zdziałać cuda dla waszej małżeńskiej relacji!
Robię ci herbatę, bo cię kocham
Drugi drobiazg, który bez zbędnego gadania może poprawić jakość waszego małżeństwa, to jedna mała rzecz dziennie. Taka, którą robisz bez proszenia tylko dlatego, że kochasz i chcesz to okazać. Herbatka zaparzona i przyniesiona zaczytanemu w książce mężowi, obrana pomarańcza podrzucona pracującej przy komputerze żonie.
Jedna, dodatkowa, prosta, mała rzecz, której wykonanie nie zajmie mnóstwo czasu, która nie jest słynną męską „wyprawą po kwiaty” ani, w wersji kobiecej, szukaniem świętego Graala idealnego prezentu. Zaparzenie kawy, pościelenie łóżka, przygotowanie sałatki do pracy, przykrycie kocykiem. Drobne, proste, codzienne rzeczy, które druga osoba lubi, które ją ucieszą, sprawią, że poczuje się ważna i kochana. Nie potrzeba ani dużo czasu, ani dużo energii, by zrobić coś tak drobnego – a mimo to właśnie takie drobiazgi są dowodem na to, że wciąż wam na was zależy.
Jedno zdanie, które dobrze zakończy dzień
To trzeci drobiazg, najprostsza praktyka, która nie wymaga ani czasu, ani materialnych zasobów – wystarczy tylko odrobina uważności i wdzięczność. Jakie to zdanie? Zaczyna się od „dziękuję…” To świetna sprawa, że od kilku lat nie ustaje moda na dzienniki i indywidualną praktykę wdzięczności. Genialną rzeczą jest wprowadzenie takiej praktyki do małżeńskiej relacji.
Jedna rzecz, za którą podziękujesz żonie, jedna rzecz, za którą jesteś wdzięczna mężowi. I znowu: nie chodzi o nic dużego. Może za tę obraną pomarańczę albo zaparzoną kawę, może za spokój, z jakim wysłuchał rozzłoszczonego pięciolatka, może za jajecznicę usmażoną tak, jak ty lubisz, za podwiezienie do pracy, za dokręcenie kranu, za odebranie paczki z poczty, zrobienie dzieciom kanapek?
A co, jeśli trudno jest znaleźć choć jedną rzecz, bo wszystko cię w twojej drugiej połówce irytuje i nic nie wydaje się godne wdzięczności? Wtedy poszukaj lepiej. To niemożliwe, żeby w ciągu kilkunastu godzin człowiek nie zrobił nawet jednej, małej rzeczy, za którą można go docenić albo mu podziękować. Jeśli jej nie widzisz – niech to będzie dzwonek alarmowy. Przejmij się nim, zanim będzie za późno.
Czy do tanga trzeba dwojga?
Czy żeby zmienić coś w swoim małżeństwie, nawet w tak drobny sposób, trzeba zaangażowania zarówno męża, jak i żony? Cały urok naszych trzech drobiazgów polega na tym, że… nie są jak tango. Nie trzeba się umawiać we dwoje, robić postanowień, rozliczać się z tego, kto komu bez proszenia zrobił herbatkę, a kto wieczorem podziękował nie za to, za co powinien. Wystarczy, gdy w te trzy drobiazgi zaangażuje się jedno z was. W zależności od tego, jaka jest teraz wasza relacja, reakcja na taką małą zmianę może być bardzo różna: od miłego zaskoczenia, przez zdziwienie (a co ci się stało?) i podejrzliwość (na pewno czegoś ode mnie chce).
Moc tych trzech drobiazgów polega jednak właśnie na tym, że są bezinteresowne, proste i czułe. Nie chodzi w nich o wymuszenie wzajemności, o oczekiwanie, że teraz mąż czy żona zaczną robić dla mnie to samo. Chodzi o stały, jasny komunikat, o prosty sygnał: zależy mi na tobie. Czy to wystarczy, by uskrzydlić małżeństwo? Praktyka mówi, że tak.
Skomentuj artykuł