#wybórniezakaz

#wybórniezakaz
(fot. PAP/Paweł Supernak)

Każdy kolejny dzień wzbudza we mnie coraz większe emocje, codziennie myślę o tym, co zrobiłabym gdybym usłyszała od lekarza, że moje dziecko umrze tuż po porodzie, że urodzi się bez czaszki, że nie będzie w stanie samodzielnie oddychać, że nigdy nie zobaczę jego uśmiechu, a jedyny obraz, jaki do końca życia będę pamiętać, to widok zniekształconej główki i maleńkiego ciałka, któremu podawana jest morfina, by uśmierzyć ból.

Kiedy jako dziecko uczyłam się na lekcjach historii o wojnach to traktowałam je jako coś bardzo odległego. Zabijanie ludzi ze względu na ich poglądy, narodowość, jakąkolwiek odmienność, było dla mnie czymś nie do przyjęcia, czymś, co nie mogłoby się wydarzyć w XXI wieku. Kiedy myślę o tym dzisiaj, w głowie mam tylko jedno: jak bardzo się myliłam.

DEON.PL POLECA

Każdy kolejny dzień utwierdza mnie w przekonaniu, że jesteśmy coraz bliżej wojny domowej. A jak mówią niektórzy z ekspertów, tak naprawdę ona już się rozpoczęła. Pewne jest jedno, żadna ze stron nie będzie chciała odpuścić, co dobitnie dał nam do zrozumienia w swoim wystąpieniu prezes PiS, Jarosław Kaczyński. Jego wezwanie do „bronienia kościołów za wszelką cenę” to ewidentne zaognienie trwającego już konfliktu. Stwierdzenie, że „Ci, którzy do nich [protestów] wzywają, ale i także ci, którzy w nich uczestniczą, sprowadzają niebezpieczeństwo powszechne, a więc dopuszczają się poważnego przestępstwa”, to nic innego jak oszczerstwo. Trudno jest niestety spojrzeć panu Kaczyńskiemu na tę sytuację z innej strony i dostrzec, że to nie protestujący rozpoczęli ten konflikt. Zaczęło się od decyzji  Trybunału Konstytucyjnego pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej, który orzekł, że przepis dopuszczający możliwość dokonania aborcji w przypadku ciężkiego uszkodzenia płodu lub jego nieuleczalnej choroby jest niekonstytucyjny.

Słowa prezesa PiS dodały odwagi wszystkim tym organizacjom, które od dawna chętnie walczą z „lewakami” w Polsce. Kiedy w środę rano przeczytałam, że ONR powołuje Brygady Narodowe, które mają „zapewnić Polakom możliwość bezpiecznego sprawowania praktyk religijnych i kultywowania tradycji”, że pracuje nad formowaniem „Politycznych Żołnierzy – świadomych Polaków, ideowych i uduchowionych, a jednocześnie dbających o rozwój tężyzny fizycznej, którzy będą gotowi do obrony wartości narodowych oraz katolickich na drodze akcji bezpośredniej”, to naprawdę się przeraziłam. Ta informacja mną wstrząsnęła. Bo co to tak naprawdę znaczy? Czym są te „akcje bezpośrednie”? Czy to oznacza, że na kilkanaście godzin po przemówieniu pana Kaczyńskiego, polscy nacjonaliści, formują swoje szeregi po to, by wyruszyć na protestujących? Na młodych ludzi, kobiety, mężczyzn i dzieci, na ludzi starszych (tak, wbrew temu co głoszą skrajnie prawicowe media, na protestach są też ludzi DOROŚLI a nawet, o zgrozo, SENIORZY). Trudno mi uwierzyć w to, że żyjemy w takiej Polsce i ja nie chcę takiej ochrony, serdecznie dziękuję, ale nie życzę sobie, by żadna Brygada dawała mi możliwość do uczestniczenia we Mszy Świętej. Na ich działania nie musieliśmy czekać długo. Tego samego dnia na własne oczy widziałam grupę kilkudziesięciu narodowców przed kościołem Mariackim w Krakowie. To samo było w innych miastach, niestety w Warszawie „obrońcy kościoła” zaatakowali protestujących.

Otuchy w całej tej sytuacji dodają mi nagrania z Krakowa sprzed kilku dni, na których widzimy grupę policjantów idących razem z protestującymi. Miejmy nadzieję, że policja w razie potrzeby stanie w obronie tych słabszych i broniących prawdziwych wartości, takich jak wolność.

Jarosław Kaczyński to nie jedyny polityk, który chętnie zajątrza trwający w Polsce konflikt. Swoje trzy grosze dodaje też m.in. Krzysztof Bosak, polityk Konfederacji, który kilka dni temu powiedział: „W tej chwili anestezjologia dziecięca jest rozwinięta na tyle mocno, że jesteśmy w stanie zapewnić takim dzieciom śmierć bez bólu. A dzięki wsparciu przez hospicja perinatalne zapewnić opiekę rodzicom”. Jego słowa wywołały burzę nie tylko wśród kobiet, ale także… lekarzy. Odpowiedział mu konsultant krajowy w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii. prof. dr hab. med. Radosław Owczuk. W swoim oświadczeniu na Facebooku napisał: „Za niedopuszczalne uważam budowanie skojarzeń, wiążących lekarzy zajmujących się anestezjologią i intensywną terapią dziecięcą z zapewnianiem bezbolesnej śmierci. Anestezjolodzy, zarówno pracujący z dziećmi, jak i z osobami dorosłymi skupiają się na ratowaniu życia najciężej chorym pacjentom oraz zapewnianiu opieki okołooperacyjnej na najwyższym poziomie”. Podkreślił, że rolą anestezjologów nie jest zapewnianie godnej śmierci, a ratowanie życia.

Czekam już na komentarze w stylu „piszesz o ratowaniu życia a jesteś za zabijaniem dzieci, jesteś za aborcją” i takie tam inne. Najłatwiej jest przecież wrzucić wszystkich do jednego wora i oceniać. Trudniej jest choćby spróbować zrozumieć, że może nie każdy, kto szanuje poglądy innych ludzi i ich prawo do wybory i decydowania, jest zły. Może chociaż przez chwilę przestańmy się dzielić na tych „złych” i „dobrych” a spróbujmy dostrzec, że wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi i powinniśmy się szanować. Nidy nie byłam zwolenniczką aborcji, jestem kobietą, żoną, chcę być matką. Choć przez ostatnie wydarzenia coraz mocniej zastanawiam się nad tym, czy w takim kraju chcę zajść w ciążę i wychowywać swoje dzieci. Każdy kolejny dzień wzbudza we mnie coraz większe emocje, codziennie myślę o tym, co zrobiłabym gdybym usłyszała od lekarza, że moje dziecko umrze tuż po porodzie, że urodzi się bez czaszki, że nie będzie w stanie samodzielnie oddychać, że nigdy nie zobaczę jego uśmiechu, a jedyny obraz, jaki do końca życia będę pamiętać, to widok zniekształconej główki i maleńkiego ciałka, któremu podawana jest morfina, by uśmierzyć ból. Czy mając możliwość wyboru zdecydowałabym się na noszenie pod sercem przez dziewięć miesięcy dziecka i umiałabym odpowiadać na pytania znajomych i rodziny, dlaczego nie kupujemy jeszcze łóżeczka, dlaczego nie cieszymy się, nie wybieramy imienia? Nie wiem. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Wiem natomiast, że taką decyzję chciałabym podjąć sama. Łatwo jest zmuszać do heroizmu i podejmować decyzje za innych, kiedy nie trzeba mierzyć się z konsekwencjami.

Na koniec pragnę dodać tylko, że jestem katoliczką, nie, nie czuję się gorsza ze względu na moje poglądy, nie, nie jestem za powszechnym prawem do aborcji, tak, jestem za prawem do wolności i decydowania o sobie, tak, uważam, że siłą i przymusem nie da się niczego osiągnąć. Nie, nie będę czytać komentarzy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
abp Wojciech Polak, Marek Zając

Bez kompromisów i skrępowania. Po ludzku

Czy Kościół powinien mieszać się do polityki? Czy Polska powinna przyjmować uchodźców? W jaki sposób mierzyć się z problemem pedofilii wśród księży? Co Kościół ma do powiedzenia kobietom, które...

Skomentuj artykuł

#wybórniezakaz
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.