Wychodzenie z grajdołka

Wychodzenie z grajdołka
ks. Artur Stopka

Jakiś czas temu z wysokich kościelnych ust w naszym kraju usłyszeliśmy, że "w katolickiej Polsce próbuje się zepchnąć na margines, czyli zamknąć w getto myślowe i getto społeczne obecność Ewangelii, Bożego prawa, krzyża, Pisma Świętego". Był też postulat, że "Polska powinna zatroszczyć się o to, aby zginęło getto katolickie".

Wsadzanie kogokolwiek do getta, moim zdaniem, jest draństwem, nic więc dziwnego, że myśl o tym, aby zginęło katolickie getto na polskiej ziemi, jest mi wyjątkowo bliska. Mam jednak nieprzeparte wrażenie, że to, co jako getto jest prezentowane, przy bliższym spojrzeniu okaże się grajdołkiem, w którym duża część polskich katolików się umościła nie pod przymusem, lecz z własnej, nieprzymuszonej woli - dla wygody.

Nie byłoby w tym zresztą według mnie niczego zaskakującego, bo od dawna gołym okiem widzę, iż Polska grajdołkiem (a czasami grajdołem) stoi.

Należeć do grajdołka to dziś dla wielu podstawa. Grajdołki tworzą grupy i siły społeczne. Najbardziej widoczne są te tworzone w sferze polityki i mediów. Ale grajdołki są wszechobecne. Niektórzy nazywają je salonami, antysalonami, wynajdują bałwochwalcze lub pogardliwe określenia, ale istota wszędzie jest ta sama. Nawet kibole mają to w sobie. Nie mówiąc o wszystkich, którzy znajdują jakiś powód, aby się łączyć, przebywać razem, najczęściej w imię wspólnoty interesów, ale nie zawsze. Niejednokrotnie bardziej chodzi o wspólnotę losów albo podobne cechy osobowościowe.

DEON.PL POLECA

Grajdołek jest celem samym w sobie. Nie jest środkiem. A istotą grajdołka jest opalikowywanie i otaczanie piaskowym wałem pewnego terytorium. Grajdołek skupia się też na mentalnym zawłaszczaniu wszystkiego, co się tylko da. Dlatego pozornie jest ekspansywny, ale w rzeczywistości zajęty przede wszystkim sobą, uzasadnianiem sensu i potrzeby swojego istnienia, niczym kolejki ze słynnego przed laty, a dziś zapomnianego skeczu kabaretu Dudek. Grajdołkowicze idą jednak dalej i do minimum ograniczają werbowanie innych we własne szeregi. Skupiają się o wiele bardziej na utrzymaniu dotychczasowego stanu posiadania niż na zdobywaniu nowych mieszkańców (boją się ciasnoty?). Zwłaszcza, że przejście z grajdołka do grajdołka zawsze ma posmak zdrady i nielojalności. Dlatego koniecznie jest to, co niektórzy nazywają "przekonywaniem przekonanych". Od czasu do czasu okazuje się wszak, że nie są oni aż tak przekonani, jak powinni. Nie są aż tak zjednoczeni, jak dobro grajdołka tego wymaga. Więc trzeba zwierać szeregi. A chociaż w taktyce strażników grajdołka nie leży wychodzenie na zewnątrz, to jednak bardzo dobrze sprawdza się kreowanie zewnętrznego wroga. Jego istnienie ma walor mobilizacyjny, żeby wszyscy w grajdołku nie pozasypiali z nudów.

Szczególnie dziwne wydaje mi się upowszechnianie postaw grajdołkowych we wspólnotach wyznaniowych. W grajdołku nie ma nie tylko dialogu. Nie ma gotowości do zwykłej rozmowy. Nie ma słuchania. Nie ma faktycznego przekonywania. Nie ma argumentacji i uzasadniania. A w tych perfekcyjnych, najprawdopodobniej, nie ma też myślenia. Grajdołek jest zaprzeczeniem misyjności, która wydaje się elementem konstytutywnym większości wspólnot wyznaniowych, a dla chrześcijaństwa, dla Kościoła katolickiego jest nim na pewno. Grajdołek tworzy własne "obiegi" informacji, wiedzy, historii, kultury. Własne kanony piękna, własne elity i własnych mistrzów. Tu mogą zawsze liczyć na zachwyt i pozytywne recenzje.

Święty Piotr, święty Paweł i inni Apostołowie po pierwszych próbach hołdowania mentalności grajdołkowej, pod wpływem Ducha Świętego zmienili sposób funkcjonowania. Wyszli i ruszyli na areopagi świata. Szli nie tylko i nie przede wszystkim tam, gdzie byli oczekiwani i tworzono na ich cześć komitety powitalne z transparentami. Szli tam, gdzie spotykało ich niezrozumienie i obojętność, przeradzające się z czasem we wrogość i agresję.

Grajdołkowa taktyka polskich katolików przyniosła efekty bardzo widoczne, moim zdaniem, w niekościelnych i niekatolickich mediach. Wylansowały one na własny użytek kilku dyżurnych katolików, którzy pasują do propagowanego przez nie wizerunku nie tylko Kościoła, ale także chrześcijaństwa, wiary, religijności, a nawet Ewangelii. Nikogo więcej nie potrzebują. Tylko takich wpuszczają do swoich grajdołków. Dlatego obawiam się, że "grupa zwykłych katolików", przygotowana w ramach polskiej wersji Catholic Voices, będzie miała bardzo pod górkę i wiele wody w Wiśle upłynie, zanim staną się dla mediów (najrozmaitszych opcji) "towarem" pożądanym.

Tych kilkanaście osób wylazło odważnie z grajdołka. Ale żeby mogli skutecznie zadziałać, z grajdołka musi wyjść znacznie więcej polskich katolików. Jakieś kilka milionów, tak na oko.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Wychodzenie z grajdołka
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.