Z pamiętnika rekolekcjonisty: upadek Kościoła

(fpt. Piotr Drabik / flickr.com / CC BY 2.0)

Brzmi to prawie jak wstydliwy fakt, ale jako licealista kupowałem w kolejnych latach roczniki statystyczne i z własnej inicjatywy spędzałem sporo czasu, analizując liczby, które rzeczywiście mnie ciekawiły. Lubię statystyki, badania opinii publicznej, wykresy, tabelki i rzędy cyfr. Mimo, że łatwo manipulować "twardymi danymi", widzę w nich wartość. Z uwzględnieniem potencjalnych błędów i zakłamań, na podstawie większej próbki mogę jednak dowiedzieć się więcej niż w oparciu o osobiste doświadczenie, dotyczące zazwyczaj nieporównywalnie węższego pola. Niekiedy jednak statystyki trzeba zostawić na boku... Mam ochotę krzyknąć, że to, co znajduję w mediach na temat polskiego Kościoła jest po prostu w sprzeczności z tym wycinkiem rzeczywistości, jaki widzę.

Opublikowane w tych dniach badania OBOP-u wskazują na postępujący spadek zaufania do Kościoła Katolickiego (o 7%, do poziomu 55% oceniających działalność KK pozytywnie). Oznacza to, że jest ono mniejsze niż zaufanie wobec wojska czy policji. Zdaje się, że wszystko związane z Kościołem, na każdym froncie, od lat ma tendencję spadkową: liczba ludzi wierzących w Boga, chodzących na niedzielne Msze Święte, uczestniczących w katechezach czy ufających hierarchom. Postępujący proces upadku Kościoła jest tak oczywisty w świetle publikowanych badań i statystyk , że osoba ograniczająca się do pozyskiwania informacji z mediów mogłaby mieć wrażenie, że w Kościołach nie uświadczy się już nikogo poza kilkoma starszymi paniami. Może gdzieś tak jest, ja jednak trafiam do miejsc, gdzie rzeczywistość wygląda inaczej; gdzie nie tylko jest nas wielu, ale gdzie żywą wiarę autentycznie przeżywa się z radością i mocą.

Zwykle wyjeżdżam na dwie serie rekolekcyjne w Wielkim Poście i jedną w Adwencie, co zdaje się być rozsądnym maksimum w kontekście mojej pracy ze studentami na miejscu. Często to miasta, ale głosiłem też rekolekcje w małych wioskach; ot, tam gdzie ktoś mnie zaprosi. Często to rekolekcje parafialne albo akademickie, ale bywa, że zabiegam o wzrost wiary w dzieciach i młodzieży. Często to tereny, które nie są postrzegane jako tradycyjnie religijne, ale zdarzało się być i w miejscach, w których oczekuje się silnej wiary. Do tej pory nie znalazłem się jednak w miejscu - łącznie z miejscami mojej regularnej pracy - gdzie odczułbym to, co określa się odwrotem od Boga i od Kościoła. Wręcz przeciwnie - niesprzyjające sygnały medialne mobilizują wielu do świadomego podjęcia kroków ku głębszemu poznaniu Ewangelii, czego owocem są często budujące postawy ofiarności, pracy dla innych, podejmowania surowych wyrzeczeń dla większego dobra, pokornej modlitwy...

W tym roku do dla mnie szczególnie wyraźne po rekolekcjach w Białymstoku i Poznaniu. Moje doświadczenia nie mają znaczenia z punktu widzenia statystyk, ale jestem przepełniony radością spotkania tylu wspaniałych, rozmodlonych ludzi w czasie tych wyjazdów. Mam w pamięci także moją regularną pracą w gdańskim duszpasterstwie akademickim, pełnym ludzi, zawstydzających mnie swoją wiarą i choćby przeprowadzone w tym roku rekolekcje z o. Grzegorzem Kramerem SJ, po których zastanawiamy się czy kolejnych nie przenieść do większego kościoła.

DEON.PL POLECA

W Białymstoku miałem być w "regularnej parafii" w okolicach dworca PKP (pod wezwaniem bł. Bolesławy Lament), ale tłumnie przychodzący dawali świadectwo swojej żywej wiary w zaskakujący dla mnie sposób. Wieczorne modlitwy traktowałem jako dodatkowe, ale kościół szczelnie wypełniony młodymi i starszymi osobami był chętny do wielbienia Boga bez zważania na późną porę. Część propozycji była dość odważna i wymagała więcej niż siedzenia w ławce i słuchania rekolekcjonisty. Te "testy zaangażowania" pokazywały zarówno głód doświadczenia bliskości Boga, jak i otwartość na poznawanie Go w niekiedy wymagający odwagi sposób.

Tekst ten piszę bezpośrednio po zakończeniu rekolekcji akademickich w poznańskim Św. Rochu. Choć spotkania rekolekcyjne trwały długo, bo łączyły teorię (nauki rekolekcyjne) i praktykę (czas wspólnej modlitwy), mnóstwo osób stało blisko dwie godziny, bo mimo doniesionych ławek nie miało szans znaleźć miejsca siedzącego. Kryzys wiary? Młodzi odwracający się od Kościoła? W kościele dominowali studenci (swoją drogą przynajmniej połowę stanowili mężczyźni). Istotne są nie tylko liczby, ale również moc wspólnej modlitwy w takiej atmosferze. Wieszczący upadek Kościoła w Polsce byliby zaskoczeni otwartością, radością, spontanicznością i okazywaną gestami ufnością Bogu.

Wiem, że mamy w polskim Kościele sporo problemów, wiem, że niektóre statystyki są bardzo niepokojące, chcę jednak dzielić się radością tego, co niepoliczalne. Może w skali kraju obiektywne wskaźniki osiągają niższy poziom, ale tych, którzy szukają Boga całym sobą i pozwalają się Jemu realnie zmieniać, wydaje się być coraz więcej. Nie czekam więc na Wielkanoc, żeby oznajmić, że Jezus żyje. Upadek Kościoła? W sercach wielu z nas, mimo naszych słabości, Jezus działa skutecznie. Nie milczmy, wołajmy o tym głośno!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Z pamiętnika rekolekcjonisty: upadek Kościoła
Komentarze (227)
WK
włodek kuzborski
8 marca 2019, 10:08
dlaczego  garstka  opętanych  chorych  ludzi  nie  żyje  sobie  jak  niegdyś  trędowaci  na  uboczu  ale  swój  trąd  narzuca  ludziom  zdrowym ,mało  tego  z  swojej  mściwości  zarażają  radem nasze  male  dzieci  w  żłobkach
R
Realista
1 kwietnia 2015, 15:55
Tradycyjnie katolicka Ameryka Południowa ma co raz mniej do czynienia z katolicyzmem a przecież kiedyś była opoka Kosciola. W tradycyjnie katolickiej Irlandii kościoły zapełniają Polacy. W Polsce proces dechrystianizacji zachodzi niesłychanie wolno co nie znaczy, ze nie zachodzi. Zostanie niesamowicie przyspieszony, kiedy wymrze stara generacja i zastąpi ja nowa, która patrzy na Zachód i stamtąd bierze przykład. 
S
skierka
2 kwietnia 2015, 11:05
A recepty na wyjscie z tego procesu zagłady nadal brak ...  nawet go się jej nie poszukuje ...  kiedy u licha zacznie się  refleksja  ? ta... poważna , przed zejściem do katakumb ? Tutaj bede ...inkwizytorem :  niechże spłoną te wszytskie księgi które spowodowały ,że kościół odstąpił od tego stylu pracy jaki był w kościele za czasów Piotra i Pawła . Dante w swoim najbardzie sztandarowym dziele umiescił papieża na samym dnie piekieł ... A dlaczego nie ? czy większy jest od tego o którym mówiono ,że niesie światło   ? Biorąc pod uwagę skalę zgorszenia ...i bezczynności wobec zagrożeń...  Słyszałem [gdzies to wyczytałem ] że ponoc Pan nie ma wzgledu na osobę...
2 kwietnia 2015, 11:14
Niech kojącą będzie myśl, że dobro nigdy się nie kończy. Jedynie może zmienić formę.
S
skierka
2 kwietnia 2015, 11:35
Tak to prawda , szkoda tylko ,ze efekt pracy pokoleń zostaje tak łatwo , nieomal na naszych oczach tak niefrasobliwie mitrężony.
2 kwietnia 2015, 11:53
Wielu dochodzi do tego, że pewne systemy się po prostu nie sprawdziły, a z wyższym poziomem świadomości rodzi się nowa myśl. Jeśli droga, którą idziemy prowadzi do ślepego zaułku, trzeba po prostu obrać nowy kierunek. :) Co proponujesz Skierko? Jaki Ty obierasz kierunek?
S
skierka
2 kwietnia 2015, 13:17
A cóż ja , taki sobie czytacz Ewangelii mogę powiedzieć ? rocznica smierci JP2 ... Nie ma innej drogi niz solidarniośc społeczna ... Co ja bedę się popisywał ? Widzisz ja...nie jestem teologiem , odczytuję Biblie poprzez pryzmat systemu zarządzania [ to mój zawód ]  Nie spotkałem jeszcze bardziej spójnego logicznie systemu społecznego niż ten zawarty w Biblii , nie żartuję , na własny użytek nazwałem go humanitalizmem , ale dlaczego ja ? tyle jest uczelni katolickich , tylu profesorów a tutaj ...kościół przypomina kogoś to stojąc po kolana w kryształowej wodzie prosi przechodniów o ...szklanke brudnej ,błotnistej paćki.  To temat wielowątkowy , powiem Tobie,że mitrężymy cały potencjał  umysłowy kościoła , gdyby lakat jak i duchowieństwo solidarnie zaczęli nad tym prace ...to "swiat dostalby po pysku "  ale my wolimy pływać w obłokach nie dostrrzegając ludzi obok , patrz przypowieść o dobrym samarytaninie.   Niezaleznie od tego kosciól potrzebuje jak powietrza live motiwu ktory bylby w stanie na powrot zjednoczyc tak podzielony przeciez kosciól , podzielony materialnie , politycznie, ideologicznie itd. ale... sprawiasz wrażenie człowieka inteligentnego , nie bedę kończył , o tym decyduje nie dobro Kościoła ale "widziomisię" nielicznych .
2 kwietnia 2015, 14:05
Rozumiem Cię, Skierko, bardzo dobrze. Piszę o kondycji Kościoła i jej źródłach również w tym wątku z innymi rozmówcami. Live motive jest - rosnąca świadomość. :)
R
Rem
2 kwietnia 2015, 21:29
Duzo młodych idzie za New Age. Bo jezyk współczesny, bo lepiej tłumaczone po co tu jesteśmy, bo nie koncentruje sie wokół grzechu i piekła. KK przemawia starym językiem, poza tym ciagle straszy, w tym widzę największy problem.
R
Rem
2 kwietnia 2015, 21:48
Współczesny człowiek jest od przedszkola uczony kwestionowania wszystkiego. KK oparty jest na dogmatach i na takie kwestionowanie nie pozwala. Stad rozdźwięk miedzy KK a młoda generacja.
KA
k.k. a.s
3 kwietnia 2015, 11:56
oparty o dogmaty słuszne czy fałszywe ? Jesli o fałszywe to jest mądry, dobrze jest kwstionowac blagę, jesli o prawdziwe to jest...idiotą .  
S
She
3 kwietnia 2015, 16:05
Kosciol kiedyś uważał niewolnictwo za " porządek Boży", św Paweł kazał kobiecie milczeć w Kosciele a ziemia była płaska. Gdyby ówczesne młode generacje nie kwestionowały nauki KK do dzisiaj siedzielibyśmy na płaskiej ziemi, wychwalając niewolnictwo i uważając kobiety za istoty drugiej kategorii. To tyle o nieomylności KK.
K
k.k.a.s
3 kwietnia 2015, 16:13
Ja nie o to pytałem , dogmaty to nie to samo co prywatne "widzimisię" papieża, trudne pytanie ale konieczne.  Wiem , przeciętrny wierny ich nie rozróżnia .
R
Rem
3 kwietnia 2015, 18:56
Dogmat o wniebowzięciu Maryi powstał w 1950 roku. Wiec do tej pory jakoś nikt na to nie wpadł? Wiec to tez jest widzimisie papieża Piusa. Niektóre widzimisie papieży lub soborow jest uznane za dogmat inne nie jest. Oto cała różnica.
K
k.k.a.s
4 kwietnia 2015, 08:57
A wioec nie sa to zbiory które sie pokruywaja , nie są tożsame.  dlaczego drążę temat ?   1.Watykan wymaga oczyszczenia z dworskości , fatałaszków.   2. nie ma zatzytmania alicyzaji bez wzrostu aktywnosci laikatu.  Tan zas aby nie utracic tozsamosci koscioła musi mieć wyznaczniki, znaki nawigacyjne...a wiec jedak dogmaty , ale czy rzeczywiście jest tego wiecej niz to co serwuje nam tzw. poprawnośc polityczna ? zwracam uwagę na to ,ze dogmatyka k.k. to wieki tradycji , "dogmaty" wsp. świata są tworzone tu i teraz w imię...wolności myśli ...większej hipokryzji nie znam .  Uczył Marcin Marcina....
SS
Sprawdzcie sami
1 kwietnia 2015, 15:14
Najnowszy sondaż Millward Brown !!!!!!!!!!! [url]https://www.youtube.com/watch?v=bK2Wg-PdOaQ[/url]
S
skierka
1 kwietnia 2015, 10:58
Proces rozpadu koscioła można ująć w ramy statystyki   ...można choć moze nie do końca ,ale można , co proponuję : zauważyć i to że zjawiska statystyczne łączą się śclisle z niemocą intelektualną.  Zanim pojawily się symptomy choroby mierzone w cyfrach zaczęły się procesy gnilne w bezpośrednim zapleczu intelektualnym kościoła , a to co wokól świątyni widzimy i bez statystyk , co więc determinuje upadek koscioła ? ano..."krecia robota " uczonych w piśmie , otóż :  Największą klęską kościoła wcale nie są trudności , te przeżywał kościoł niejednokrotnie ale to,że STWORZONO INTELEKTUALNY ABSURD W KTÓRYM OBJUCZONY WIELOMA INSTYTUCJAMI NAUKOWYMI KOŚCIÓŁ NIE JEST W STANIE WYJAŚNIĆ ANI DAĆ SKUTECZNEJ RECEPTY NA WYJŚCIE Z SYTUACJI , tak bardzo zabrnął w teologiczne absurdy , tak bardzo oderwał się od życia społecznego , że aż przestał mieć jakikolwiek wpływ na życie swych owieczek...  Tak właśnie to , nie cyfry ale brak recepty na wyjście z sytaucji , ciekawe ale pierwsi chrześcijanie takich problemów nie mieli ... a może trzeba uczyć się od lepszych , co ?
EM
Edgardo Mortara
31 marca 2015, 23:20
Procesy dechrystianizacji nie we wszystkim są mierzalne. Istnieją jednak pewne wskaźniki. Należą do nich: liczba księży, liczba zakonnic, liczba użytkowanych budynków kościelnych. Do sprawdzenia w Annuario Pontifico. Wszystkie te procesy zaszły we wszystkich krajach, w których chrześcijaństwo było niegdyś dominującą religią. Kościoły opustoszały nawet w Irlandii i Portugalii, typowych "krajach katolickich". Polska jest krajem europejskim, w którym proces ten zachodzi najwolniej. Niemniej, tylko ten go nie dostrzeże, kto mocno zamknie oczy i zatka uszy. Proces zamierania chrześcijaństwa, jest powolny i złożony, nie ma jednak powodów dla których nie miałby się u nas dokonać.
R
Retro
1 kwietnia 2015, 15:45
Zwłaszcza, ze młodzież nie garnie sie do Kosciola. Taka prawda.
K
korniszon
31 marca 2015, 16:12
Jak ja tego nie lubię , przeciętny wierny nie rozróżnia pomiedzy Kosciołem a kościołem .  Pewnie ,ze Mistyczne Ciało Chrystusa nie upadnie ale wspólnota owszem może ...to jest widoczne np. w ST gdzie CAŁY kościół zarówno kapłani jak i wierni zostali np. skazani na niewolę babiliońską .  Proponuję pisać jednak o kościele przez małe "k" bo jest oczym, a poza tym nie przekracza możliwosci ludzkich.Jeśli Boga porównalbym do człowieka a człowieka do ...mrówki to i tak była by to kurtuazja w stosunku do człowieka biorąc pod uwage stosunki wielkości.  Czlowiek może opisywać mrówkę , mrówka o człowieku pisać nie będzie.Więc zostawmy Kościół przez "K" Więc , o kościele przez "k" napiszę ,że ma podstawową wadę która wręcz determinuje jego upadek [ czy Syn Człowieczy znajdzie wiare kiedy powróci  ?] To pycha instytucji . Nie ma dymu bez ognia, nie ma upadku kościoła, laicyzacji bez win pasterzy , czy to takie trudne do zrozumienia ? A laikat nie zawinił ? zawinił ale w stopniu zdecydowanie mniejszym ...bo nie ma władzy . Im więcej człowiekowi zostanie dane na tym świecie tym większa odpowiedzialność ,duchowieństwo ma 100 % władzy więc odpowiada w podobnej proporcji, i znowu czy to taka trudna do pojęcia zasada ? ale o niej nie slyszę , dlaczego ? przeciez to podstawa rozumowania w tym temacie.
M
Mike
30 marca 2015, 18:42
"...na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego" (Mt 16,18-19). Bledem jest pisac o UPADKU Kosciola. Natomiast poprawnie jest mowic o upadku wiary/religijnosci u wiernych (laikat i duchowienstwo) 
K
korniszon
30 marca 2015, 16:05
Bardzo interesujace komentarze ,nawet te a może przede wszystkim te sporne. Wychodzi na to ,że laikat nie posiadający władzy , jest bardziej odpowiedzialny za kościoł niż osoby konsekrowane. Oficjalne źródła ,Episkopat milczą kryzysu nie ma ... nie ma tego co zwykły śmiertelnik zauważa gołym okiem.  Eh ! komuno wróć ! Albo to :   Nie ma kryzysu , jest tylko zaniedbanie wiary   i  praktyki przez wiernych , znakomicie ! to tak jakby lekarz powiedział :  Nie ma choroby , jest tylko kaszel i biegunka a tak poza tym organizm jest zdrowy, choroba ? a co to w ogóle znaczy ? Onego czasu ,Chrystus powiedział kilka cierpkich słów pod adresem uczonych w piśmie , zaczynam Go rozumieć.
Miłosz Skrodzki
30 marca 2015, 12:29
[url]http://skrodzki.blog.deon.pl/2015/03/29/kryzys-religijnosci/[/url]
M
Mike
29 marca 2015, 22:18
Jest spora roznica pomiedzy upadkiem kosciola (co to wogole znaczy?) a zaniedbaniem wiary i praktyki poprzez wiernych. Ten artykul jest tendencyjny... 
R
rafi
30 marca 2015, 10:42
Jasne, bo przecież wierni to nie Kościół. Kościół od stanowiska biskupa się zaczyna. No, może jeszcze o. Rydzyk.
M
Mike
30 marca 2015, 18:51
Kosciol nie moze upasc poniewaz nie jest On Instytucja ludzka, lecz zalozonym przez Chrystusa. Przeciez kazdy to wie z lekcji katechizmu! Autor tetstu tez chyba chodzil na katechizm...
R
rafi
31 marca 2015, 08:19
Tak autor nazwał proces sekularyzacji, laicyzacji. Kościół bez wiernych nie może istnieć.
M
Mary
29 marca 2015, 19:48
Ojcze Piotrze, wiele Twoich słów zostało w rozumie i sercu po rekolekcjach w św. Rochu, ale już to jedno zdanie z pierwszego dnia, by nie lękać się do Pana Boga podchodzić PROŚCIEJ i BLIŻEJ, jest tym, po co On przyprowadził mnie na te właśnie rekolekcje. I te gesty wobec Jezusa w Najświętszym Sakramencie... Tak prosto, blisko... Dziękuję, już wiem, że tak można.
29 marca 2015, 12:20
@Piotr Slowinski – proszę się uwolnić od pokusy zelotów, a przede wszystkim przestać zatruwać nią umysły oraz szkalować i zadręczać innych ludzi szczerze szukających prawdziwego Boga, a nie przekłamanego przez szatana. Zelotomania jest 100.000 razy bardziej niebezpieczna dla rozwijania Królestwa Chrystusa, niż okazywanie akceptacji Nergalowi w nie najwłaściwszych okolicznościach lub nieuzasadnione miłosierdzie dla jednego, czy drugiego złoczyńcy.
29 marca 2015, 18:20
Co Pan rozumie pod pojęciem 'zelotyzm'? To coś, co pozwala zamknąć oczy na fakt, iż ten świat działa w sposób przyczynowo-skutkowy i w sytuacji w której ludożerca chowa swoje ofiary na trzecim, czy czwartym planie, to udawać, że owych ofiar nie ma, albo że nie należą do ludożercy i w atmosferze słodkiego zakłamania okazywać łżemiłość/łżemiłosierdzie ludożercy, nierzadko połączone z wyszydzaniem jego ofiar? Pan wybaczy, ale to nie jest żadne budowanie Królestwa Bożego na ziemii, tylko łagarstwo dla małokumatych.
29 marca 2015, 20:43
Pokusą zelotyzmu (raczej zeloto'mani) nazwałem całokształt Pana działalności, której przyjrzałem się w Internecie, a której główne motywy próbuje Pan ukrywać czasami dość zawiłymi para-analogiami i nieuczciwymi zagrywkami. Dlaczego Pan nie wyrazi swojego zdania w tym i tym i da się ludziom z tym spokojnie zapoznać, zweryfikować słuszność tego, dać do myślenia, odnieść się do tego jak widzą za zasadne, zamiast prowadzić nieustanną krucjatę zamęczającą, a też czasami gryzącą i obrażającą innych. Dopóki się nie poddadzą bezwarunkowo wyłącznie pod Pana myślenie (element totalitaryzmu?). A też dlaczego nie stosuje się Pan do cytowanych przez siebie określeń o nie rzucaniu pereł przed wieprze oraz o strząsaniu pyłu z nóg i nie poszuka w tej sytuacji być może gdzie indziej zagorzałych zwolenników, skoro tu nie ma godnych, wystarczająco nie-głupich spijania nektaru pańskich słów? Świat, a w tym Polska potrzebuje przede wszystkim ewangelizacji. Widział Pan osoby, które poznały żywego Jezusa, przyjęły Jego Dobrą Nowinę, odczuły prawdziwą, bezwarunkową Miłość Boga i Jego akceptację? Zwłaszcza po niektórych facetach dobrze to widać, jak sami potem chcą przestać się szlajać, zacząć dbać o żonę, dzieci, wywiązywać się lepiej (czasami dopiero: w ogóle) z obowiązków rodzinnych, zawodowych, być uczciwsi i lepsi na różnych polach, dbać o życie sakramentalne, bo widzą w tym wszystkim głęboki sens, wartość, prawdziwe bogactwo życia. Kijem i gwałtem, narzucaniem nic Pan nie wskóra - normalni ludzie o minimalnym poczuciu własnej godności i samoświadomości uciekają od takiego "nawracania", gdzie pieprz rośnie. Taka "ewangelizacja" to okrutnie niedźwiedzia przysługa Kościołowi. Może w jakimś dzikim, nieokrzesanym plemieniu coś by Pan zdziałał, ale dlaczego za takie uważać większość Polaków? Ach, odpowie mi Pan argumentami z pokusy zelotów (wie Pan zapewne kim byli zeloci przecież) - tak, znam Pana stanowisko w tej, czy innej sprawie…
29 marca 2015, 23:48
Stwierdzenie, że 'zelotyzmem' jest to co robię ja nie wyjaśnia co Pan rozumie pod pojęciem 'zelotyzmu' ani w ząb. Równie dobrze na pytanie co to jest amba może Pan odpowiedzieć, że to to coś, co stoi u Pana w dużym pokoju na kredensie. Świetnie, że ludzie się nawracają, schodzą ze złej drogi, porzucają nałogi - zapewne również dla niektórych jest to osiągnięcie ich życia, ale czy praca na tym odcinku wyczerpuje zadania Kościoła na tym świecie? Jeśli Kościół się przypochlebia rozmaitym Nergalom, czy genderystom, to sprzyja generowaniu tych właśnie z wypaczonymi życiorysami, z wypaczoną psychiką, uzależnionych od seksu, narkotyków, alkoholu, nihilistów - tych wszystkich, których później ma odratowywać. Gdzie tu cnota Roztropności: najpierw mizianiem się z handlarzami narkotyków pod pretekstem "ukochiwania" ich przymykać oko na ich handlarski proceder, a później rozdzierać szaty na fakt, że są ofiary owego handlarskiego procederu (jeśli w ogóle się je zechce dostrzegać)?
29 marca 2015, 23:58
Proszę wrócić do Polski i pożyć dłużej wśród zwykłych ludzi. Posłuchać (wysłuchać i zrozumieć ich). Poznać, co myślą o tym i owym. Niech Pan się wyrwie w końcu z tej matni zagrożeń czyhających na każdym kroku. Nie wiem namacalnie, jak jest w Wielkiej Brytanii, gdzie ma Pan okazję bytować, ale w Polsce, jest jeszcze bardzo dużo normalnych ludzi – fakt, poranionych, nierozumianych, osamotnionych, ale normalnych. Tylko dlaczego uważa Pan ich za głupców? A już wiem… ach ci zeloci...
30 marca 2015, 08:19
Prosze odnosić się do moich stwierdzeń, a nie do swoich fałszywych o nich wyobrażeniach. To nie poranieni ludzie są "głupi" - kto Panu ten fałsz podsunął? "Miłość" i "zewangelizowanie" nie zdołały Pana od sięgania po fałsz odwieść? Zadałem pytanie - czy jedynym zadaniem Kościoła na tym świecie jest zajmowanie się "poranionymi"? Czy to jest za trudne pytanie? Kolejne z Pytań, Które Się Nie Zadaje? Inne? Niezależnie od odpowiedzi na pytanie pierwsze zadałem pytanie drugie: czy zajmowanie się "poranionymi", inteligentne zajmowanie się nimi, obejmuje "przeszkadzanie" w czynieniu ich poranionymi przez ludzi chcących ich poranić np. aplikowaniem gendeeryzmu, czy nie obejmuje? Czy Kościół ma tylko leczyć, czy z cnoty Roztropności nie wynika, iż powinien również przyłożyć rękę do zapobiegania? To, że postuluję, iż będąc świadomym istnienia bakterii trzeba dbać zapobiegawczo o zęby, a nie powolić im gnić i dopiero, gdy zaczynają boleć to wkraczać do akcji to jest ten "zelotyzm"? Hmmm - dla mnie to elementarny rozsądek, a dorabianie do takiego rozpoznania sytuacji "życia w matni zagrożeń" to raz, że kolejny fałsz, a dwa - owszem elementarna głupota, o fundamencie racjonalizacji konkretnie. Jeśli Pan codziennie myje zęby, to żyje Pan w dokładnie tej samej "matni zagrożeń", a pozwala sobie nie być równie przewidującym jak w przypadku higieny jamy ustnej na innych obszarach tylko dlatego, że nieprzyjemne efekty nie są tak namacalne i  natychmiastowe, jak nieprzyjemny oddech i ból w przypadku zaniedbania mycia zębów. "Gdyby ból po uderzeniu się młotkiem w palec następował nie natychmiast, ale po tygodniu, ludzie waliliby się młotkiem w palec bez porównania częściej". PS. A może to jednak błąd, że pozostawiam uznawane przeze mnie za "oczywiste" fragmenty domyślności? Otóż za faktem mycia zębów stoi wiedza o istnieniu bakterii - małych żyjątek "czychających" na nasze zdrowie 24 godz./dobę, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku. Mycie zębów jest aktem mającym na celu przeszkodzenie bakteriom w osiągnięciu ich szkodliwego dla ludzkiego zdrowia celu. Czy Pan dostaje małpiego rozumu wobec faktu konieczności przeszkadzania bakteriom i bredzi coś o "tkwieniu w matni zagrożen" z tego powodu? Dlaczego zatem w przypadku supozycji zastosowania analogicznego rozpoznania i analogicznego rozwiązania tylko na innym obszarze pozwala sobie Pan na luksus dostawania małpiego rozumu i bredzenia od rzeczy?
G
glonojad
30 marca 2015, 09:21
A to "dbać zapobiegawczo o zęby" - ta mateafora - co ma Pan na mysli, ale tak bezposrednio, w tym kontekscie Kosciola. Zapobieganie jest roztropne, ale co z tymi, co tego nie uczynili? Jak by mialo to wg Pana wygladac? Jaki mialby by byc Kosciol? 
30 marca 2015, 09:37
Przede wszystkim: nie można znaleźć odpowiedzi, jeśli samo zadawanie pytań jest zakazane. Kościół rzekomo "otwarty" jest zamknięty na poziomie zabetonowanania na poruszanie pewnych kwestii. Podałem przykład: umizgi do gender wykluczające na poziomie wyśmiewania pytań jak należy wobec gender postępować, jeśli jest to (na razie głównie potencjalnie) zjawisko szkodliwe na skalę masową? Samo pytanie jest wykluczone. Sama supozycja, że może to być zjawisko szkodliwe i może w związku z tym należy coś z tym zrobić zapobiegawczo - jak miał Pan okazję przeczytać powyżej - to "tkwienie w matni zagrożeń", to rzekomo jakaś zagrożeniomania, rzekomo sprzeczna z postawą chrześcijańską, która ma się cechować radością najwyraźniej uniezależnioną całkowicie od rozpoznawania sytuacji zewnętrznej. Jakie działania Kościół powinien podjąć? - przede wszystkim przyjąć pokorną postawę nie tylko wobec Boga, ale i wobec rzeczywistości, a to oznacza, że się tę rzeczywistosć stara poznać taką jaką ona jest, bez względu na to jak dobra, czy zła by ona nie była, a nie aplikuje jakieś betonujące mózg chciejstwa rzekomo konkludowane z Pisma, czy objawione na inne sposoby. PS. Jeszcze absolutnie istotny detal: ja nie twierdzę, że Kościół ma być inny, że ma odrzucić rpaktyki o których pisze Pan Rafał całkowicie i zamiast nich robić coś innego. Ja uważam, że robienie tego o czym pisze Pan Rafał jest istotne jak oddychanie. ALe to nie wyczerpuje zadań Kościoła, podobnie jak do życia jest potrzebny nie tylko tlen, ale i pokarm, czy płyny. Ja mówię o tym, że w Kościele na coś, co powinno w Nim być miejsca nie ma, a być powinno. Ja mówię o tym, że dobry samochód musi mieć wszystkie układy sprawne, a nie wyłącznie sam silnik, natomiast są rozmaite nurty "silnikofiliów", którzy działają wedle przekonania i rozpropagowują przekonanie, że jedyne co jest ważne to stan silnika. Nie - to nie jest jedyne co jest ważne, to jeden spośród elementów ważnych, ale nie jedyny.
G
glonojad
31 marca 2015, 08:36
dziekuje
31 marca 2015, 10:45
Do usług
F
franek
1 kwietnia 2015, 21:39
Brawo Słowinski - obyło się w tym tekście bez inwektyw. Wyrażna poprawa!
1 kwietnia 2015, 22:30
Ba! Post jest - trzeba się starać.
M
Mike
29 marca 2015, 09:30
A czemu dziwi ciebie swiadectwo zywej wiary u innych ludzi?  Jesli wierzysz w moc Ducha Swietego to i w tobie zadziala z wielka moca.
M
Milosc
29 marca 2015, 03:07
"Jezus zapytał ich: ?A wy za kogo Mnie uważacie??. Odpowiedział Szymon Piotr: ?Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego?. Na to Jezus mu rzekł: ?Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr Opoka, i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego, cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie?". Wtedy przykazał uczniom, aby nikomu nie mówili, że On jest Mesjaszem.." Ewangelia wg Św. Mateusza 16 , 13 - 20 Od tego momentu przez niewłaściwą interpretację rozpoczął się kult jednostki. Jezus Chrystus został przez Szymona Piotra nazwany Synem Boga żywego. W innym miejscu Ewangelii tj. Mat 23:8 Jezus mówi: „Ale wy nie pozwólcie, by do was mówiono Rabbi. Macie bowiem tylko jednego Nauczyciela, a wy wszyscy jesteście braćmi.” Dalej czytamy Mt 22,20-24: "Jezus powiedział: Wiecie, że ci, którzy są przywódcami narodów, panują nad nimi i że możnowładcy ciążą nad nimi [swą władzą]. Nie powinno być tak wśród was; przeciwnie, ten, kto chce być wśród was wielkim, niech będzie waszym sługą, a kto chciałby być pierwszym między wami, niech stanie się waszym niewolnikiem." Czyż naprawdę skrome życie Jezusa w zestawieniu z przepychem Watykanu (nota bene zbudowanego ofiarną pracą rąk ludzkich, z użyciem ogromnych talentów ludzi oraz ze składanych datków przez tych najmniejszych właśnie) nie pozostaje na przestrzeni całych wieków  wystarczającym paradoksem, by w końcu zrozumieć, że Chrystusowi zupełnie nie o to chodziło? (1 Kor 3,16-23) "Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?"
29 marca 2015, 03:19
Tak, te słowa mają ogromną moc: "Nie czekam więc na Wielkanoc, żeby oznajmić, że Jezus żyje. Upadek Kościoła? W sercach wielu z nas, mimo naszych słabości, Jezus działa skutecznie." "Miłujcie się wzajemnie, – jak Ja was umiłowałem. To jest nowe przykazanie, – abyście się wzajemnie miłowali."
S
sd
29 marca 2015, 14:27
Prosze nie brać się za tłumaczenie czegoś, czego się nie rozumie. Wydaje się Panu/ Pani,  że to Pan/i wie, co Jezus miał na myśli.
P
pawq
29 marca 2015, 15:38
Miłość, już raz sama przyznałaś, że nie uznajesz Pisma Świętego za Słowo Boże, po co więc się na nie powołujesz i piszesz jaka interpretacja jest właściwa? Twoja logika, w której uznajesz coś za nieprawdziwe a potem próbujesz napisać do tego właściwą interpretację jest groteskowa. Jak Twoja interpretacja ma się do budowy świątyni jerozolimskiej, która każdą inną bije na głowę, a która była zbudowana wg wskazówek Boga? Dlaczego pomijasz fragment dotyczacy wskazań co do budowy światyni na cześć Boga, a inny naciągasz dla własnej wygody? Twoje postępowanie prowadzi do rozmycia wiary w istnienie Boga, zburz świątynie, usuń krzyże i symbole religijne, a potem podziwiaj pustkę.
M
Milosc
29 marca 2015, 16:37
Z całym szacunkiem do Pańskiego zrozumienia - to, czego w Kościele nauczono mnie i całe pokolenia wiernych wiedzieć o życiu Jezusa, to, iż prowadził skromne życie i nauczał nie budując najpierw wielkich światyń, a gromadząc ludzi wokół swojej osoby, modlił się w ciszy, w samotności, a nie w murach kamiennych budowli na oczach tłumów. Mt, 6, 5-7 "Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie." Proszę mi wytłumaczyć, jak się mają słowa Chrystusa  (Mk 10:21-24) "Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną." do sytuacji, w której jedni na świecie umierają z głodu, podczas gdy możni Kościoła odziani w bisior i purpurę wciąż opływają w luksusy zamykając na pewne godziny domy modlitwy, by ich czasami nie rozgrabiono? Proszę wybaczyć, ale czyż przez całe wieki powołując kolejnych papieży na głowy Kościoła w Watykanie nie podtrzymywany jest kult jednostki i bałwochwalstwa? Komu oddaje się hołdy i cześć? Przyzna Pan(i), że nie tym maluczkim, którzy z gorącym sercem udają się do tej kamiennej świątyni, a oszołomionym wzrokiem napotykają przepaść dzielącą ich skromne domostwa od zbudowanego na nich blichtru. Kościół tworzą ludzie z ich Świątynią Ducha i to na nich winien być skupiony wzrok i z nimi dzielone to, co samemu się posiada. W świecie można zapewnić materialny dostatek wszystkim, a jednak skupiony jest w rękach garstki. Dostatek ducha może czuć każdy, lecz czy żyjąc w poczuciu bycia niegodnym, grzesznym i bijąc się w piersi "moja wina" może być w pełni świadomy swego duchowego piękna?
M
Milosc
29 marca 2015, 16:41
Zupełnie nie zrozumiałeś intencji moich słów, Pawq.
M
Magdalena
29 marca 2015, 23:41
Nadal propagujesz drugie przykazanie miłości bez pierwszego.  
29 marca 2015, 23:58
Pierwsze jest zawarte w poprzednim cytacie tej samej wypowiedzi, choć po prostu innymi słowy. Pokochać bliźniego możemy w momencie, gdy pokochamy siebie samych.
M
Magdalena
30 marca 2015, 00:06
...a siebie będziesz umiała kochać, gdy będziesz kochała Pana Boga... 
30 marca 2015, 00:12
Bóg mieszka w Tobie, Magdaleno, w Twoim sercu. Czyż nie pięknie sobie o tym ciągle przypominać? :)
M
Magdalena
30 marca 2015, 09:37
Rób wszystko, żeby mieszkał i w Twoim.  
M
Milosc
30 marca 2015, 11:49
Zdajesz się myśleć, że Bóg mieszka w sercach niektórych, a w sercach innych nie. Otóż nie - nie ma "rób wszystko, żeby mieszkał i w Twoim". On tam jest, cały czas. Magdaleno pozwól, że przypomnę Ci, co na pewno wiele razy słyszałaś, czytałaś, czułaś, a o czym być może po prostu nie pamiętasz stale. Będzie to bardzo ważne przypomnienie, może najważniejsze, jakie kiedykolwiek - tu akurat z moich ust - przyjdzie Ci ponownie usłyszeć. Powiem więcej, ani ja tego nie odkryłam ani nikt inny - to jest wiedza, którą mamy wszyscy, a którą jedynie sobie przypominamy.  Gotowa? Bóg jest obecny w każdej jednej istocie, we wszystkim, co widzialne i niewidzialne - w każdym przejawie życia. To, że ktoś nie potrafi dostrzec działania Boga w drugim człowieku, w zwierzęciu, w roślinie... to jego zamknięcie na widzenie, słyszenie, czucie Boga. Jest obecny wszędzie - i w tych pięknych, dostojnych objawieniach i w tzw. wypaczonych, grzesznych, niegodnych jak tylko by nazwać. Trzeba tylko umieć Go dostrzec. Szczególnie właśnie tam, gdzie się Go nie widzi... Bo wszyscy w gruncie rzeczy jesteśmy tacy sami. "Różnica" pomiędzy jednymi a drugimi polega jedynie na tym, że jedni już to wiedzą, już to "usłyszeli", już przypomnieli sobie, a drudzy jeszcze nie... Każdy ma swój czas. Ze swej strony mogę obiecać Ci jedno, Magdaleno. Kiedy to prawdziwie "usłyszysz", otworzysz się na tę prawdę, dokonasz tego aktu woli - zmienisz się Ty i wszystko wokół Ciebie. To Twój wybór czy dokonasz tej "rewolucyjnej" zmiany czy nie. I dla mnie nie było to kiedyś "słyszalne", ale udało się i oto jestem tu, by się podzielić tym teraz z Tobą. Wiem, że nie na próżno nasze drogi się przecięły, bo nic nie dzieje się "na próżno". Wszystko, każdy najdrobniejszy szczegół ma sens. Dla każdej jednej istoty. Usłyszenia tego życzę Ci kochana Magdaleno z całego serca. Jednak co z tym zrobisz, należy zawsze i wyłącznie do Ciebie.
P
pawq
30 marca 2015, 12:20
Twoje intencje są mocno związane z przymknięciem oczu na całokształt działań Kościoła Gdyby wszystko sporowadzało się jedynie do stawiania świątyń to rzeczywiście można by było stwierdzić, że nie o to chodziło Jezusowi. Wycinanie rzeczy z kontekstu i całokształtu działań, bez zrozumienia po co się to robi, prowadzi do niesprawiedliwych sądów, co właśnie uczniłaś swoim wpisem
P
pawq
30 marca 2015, 13:12
Św Paweł musiał później jechać do Tesaloniki zrobić porządek, bo ludzie zaczęli sprzedawać wszystko co mieli i mieszkali pod mostami. Trochę mu zajęło wyjaśnianie że to nie to chodzi. Pretensje o powoływanie kolejnych papieży możesz skierować do Jezusa, to On zaczął :D
30 marca 2015, 14:46
Cóż, nie mi oceniać całokształtu działań instytucji zwanej Kościołem, jako że wiem, iż dla wielu ludzi potrzebny jest jeszcze właśnie ten konkretny sposób działania - ten, który podtrzymuje w ludziach wiarę i daje nadzieję. To, co napisałam powyżej oznacza, że Kościół jako instytucja utrzymywana przez wieki sama w sobie funkcjonuje wbrew pierwotnemu założeniu. I nie jest to osąd a obserwacja. Patrząc z zupełnie innej perspektywy, a więc na Kościół jako na Wspólnotę Wszystkich Ludzi sam zauważysz, jak wiele jest jeszcze do zrobienia.
P
pawq
30 marca 2015, 15:16
Kościół to nie jest wspólnota wszystkich ludzi. To jest wpólnota wierzących w Jezusa Chrystusa. Jakie było wg Ciebie pierwotne założenie Kościoła?
M
Milosc
30 marca 2015, 15:30
Pamiętasz iż to, że już na początku Chrystus obdarzał Piotra zaufaniem, budziło zazdrość św. Jana i jego brata Jakuba? A jednak nie Jezus to zaczął (staję w obronie:))  - ludzie tak to zinterpretowali. Zaczęły powstawać instytucje hierarchiczne, a z nimi w grę wchodziły różne ambicje. I tak to do dziś wygląda. A miała być Jedność. :)
M
Magdalena
30 marca 2015, 15:45
...Nadszedł  czas, abyś zrozumiała,  że nie pełniąc woli Bożej nie wpuszczasz Boga do swojego serca.  
30 marca 2015, 16:23
Proszę Cię Pawq, tak normalnie z głębi serca powiedz mi - czy Ty naprawdę czujesz, że cała nauka Chrystusa miała sprowadzać się do tego, by w Niego wierzyć czy raczej by właśnie Jego nauce zaufać, poznać ją, zgłębić - nauczyć się kochać?   Pierwotne założenie Kościoła - przekazanie kluczy apostołowi Piotrowi było przekazaniem pełnomocnictwa w rozwiązywaniu i wiązaniu spraw ziemskich i Boskich. To symboliczny dostęp do świadomości, zamykanie pewnych etapów i otwieranie nowych wielkich możliwości. Z całą pewnością - skoro wszyscy są braćmi i siostrami w kluczach nie było symboliki władzy jednego (jednych) nad innymi. I tu został popełniony kardynalny błąd interpretacyjny, o czym pisałam już wcześniej, a który w konsekwencji doprowadził do hierarchizacji, rosnących ambicji, podziałów, sporów itp.
30 marca 2015, 16:34
Magdaleno widzę, że jeszcze wybierasz widzieć swoimi oczyma Boga, który puka do czyjegoś serca, a ten nie słyszy, więc nie otwiera, a Bóg nie ma mocy, by coś z tym zrobić i pokornie czeka. Spójrz na siebie. Masz serce? Masz. Jesteś przekonana, że Bóg w Twoim sercu jest żywy? Jesteś. A teraz spójrz na bliźniego. Ma on serce? Ma. Żyje więc w nim Bóg? Żyje. Widzisz teraz, że wszyscy mają serce? Widzisz teraz, że Bóg to życie? Widzisz teraz, że w każdym sercu mieszka Bóg? Prościej chyba nie potrafię... :)
M
Magdalena
30 marca 2015, 17:19
Jeśli wybierasz żyć w grzechu, w Twoim sercu mieszka zło, ... prościej się nie da. 
30 marca 2015, 17:36
Czymże jest zło?
30 marca 2015, 18:17
Czymże jest grzech? Czy sama potrafiłabyś wskazać teraz, jaki "grzech" ja popełniam. I Ty? :)
M
Magdalena
30 marca 2015, 18:32
Wielki Tydzień to bardzo dobry czas na rachunek sumienia.  
30 marca 2015, 18:41
Gdybyś tylko wiedziała, jaka piękna jest Twoja dusza... 
M
Magdalena
30 marca 2015, 20:52
...I Twoja dusza może być piękna. 
30 marca 2015, 22:57
Możesz ją taką zobaczyć. Ty decydujesz. :)
P
pawq
30 marca 2015, 23:19
Tak Miłość, cała nauka Chrystusa sprowadza się do tego, by w Niego uwierzyć i uznać go za swojego Zbawiciela. Jak ten krok zrobisz to i naturalnie zaczniesz Jego nauce ufać, zapragniesz ją poznawać, zgłębiać i będziesz uczyć się kochać. Masz dwie rzeczy do wyboru: albo hierarchia albo anarchia. Jezus już dawno temu jasno dał do zrozumienia, że żadne królestwo skłócone wewnętrznie nie ostoi się. Jeśli nie będzie hierarchii, to każdy pójdzie w swoim kierunku i nie będzie jedności - znasz jakiś przykład niezhierarchizowanej struktury która przetrwałaby więcej niż kilka wieków?  Co do podjętego wcześniej wątku budowania świątyń, odpowiedź jest w dzisiejszych kościelnych czytaniach Pisma Świętego: "Na to rzekł Judasz Iskariota, jeden z uczniów Jego, ten, który miał Go wydać: Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim? Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i mając trzos wykradał to, co składano. Na to Jezus powiedział: Zostaw ją! Przechowała to, aby /Mnie namaścić/ na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie."
M
Magdalena
31 marca 2015, 00:01
Gdybyśmy decydowali o duszach bliźnich, nie byliby oni wolni...    
P
pawq
31 marca 2015, 00:18
A wskażesz mi fragment, który o tej zazdrości Jana i Jakuba mówi? Aposotołowie się sprzeczali kto jest większy, ale tego co napisałaś to sobie nie przypominam. To raczej inni byli zazdorśni o prośbę ich matki ;) Wydaje mi się, że stanęłaś w obronie swojej tezy, a nie Jezusa. Nie dociera do mnie sposób Twojego myślenia. Nawet jeśli założymy, że masz rację, to później w Dziejach Apostolskich jest opisane jak przebiegała sukcesja apostolska. Czyli błędną interpretację musilibyśmy przypisać już apostołom. Z kolei jak jest napisane, apostołami kierował Duch Święty, mało tego nawet pomagał im w doborze starszych. Czyli idąc dalej Twoim tokiem myślenia zarzucamy błędy już w Piśmie Świętym, tj. błędne przekonanie apostołów o prowadzeniu ich przez Ducha Świętego. I właśnie na relację tychże apostołów, naocznych świadków się powołujesz, podając po dwóch tysiącach lat prawidłową interpretację. No to mi się zupełnie kupy nie trzyma ;)
31 marca 2015, 07:19
Nie możemy decydować o czyichś duszach. Możemy decydować o tym, jakimi je widzimy. :)
M
Magdalena
31 marca 2015, 09:08
....ale my nie możemy decydować o tym,  jak widzi je Pan Bóg.
31 marca 2015, 10:39
Nie możemy, to prawda. Jednak skoro Go znasz, to myślę, że "byłby rad", gdybyś Ty je właśnie widziała tak samo jak On.
M
Milosc
31 marca 2015, 11:16
Tak naprawdę, to kto już zgłębił tę naukę i ją poznał przechodzi do działania i już nie uczy się kochać (skoro tego już zostaliśmy "nauczeni") a po prostu kocha. Pora zadać pytanie ilu wyznawców jedynie wierzy, że jest to możliwe, ilu nadal przerabia lekcję, a ilu ostatecznie opanowało tę piękną sztukę miłości. I to miłości nie tylko do tych, co już kochają i dzielą te same wartości (to żadna sztuka kochać tego, który czuje się kochany), ale właśnie do tych, którzy tak bardzo na pozór różni od nas - przez brak akceptacji ich w pełni takimi jakimi są - niemym krzykiem błagają, byśmy właśnie ich tą miłością obdarowali. Hierarchia czy anarchia pytasz. Zaproponuję inaczej - nie władczym "rób tak, jak Ci nakazuję" (czyż nie taki obraz Boga wykształciło większość religii?), lecz spokojnym "widzisz, że mi na Tobie zależy, dbam o Ciebie w takim samym stopniu jak dbam o siebie, kocham Cię - idź ze mną (nie za mną)." To jest Mistrzostwo i Jedność, którą mam na myśli.  Czy znam przykład? Tak - i Ty też go znasz.
M
Milosc
31 marca 2015, 17:47
Pawq, zadam Ci w takim razie takie pytanie - apostołami przyjąłeś wierzyć, że kierował Duch Święty, tak? A Tobą kto kieruje jeśli nie On? Przecież i Twoje serce jest świątynią Ducha Świętego... Prawda? Zastanów się czy Ty sam jesteś przekonany, że instytucje hierarchiczne się sprawdziły w naszym społeczeństwie, że ktoś musi dzierżyć władzę, stać na czele, kierować podwładnymi, odbierać "należne" mu hołdy, żyć na świeczniku, w blasku chwały i tak naprawdę zasilać swoją potęgę (w jakimkolwiek wymiarze) Twoim skromnym wsparciem,  czy może po prostu zaakceptowałeś zastaną rzeczywistość taką jaka jest, a wobec tego jedyną opcję jaką potrafisz wskazać dla hierarchii jest czuję niezbyt mile widziana anarchia (patrz post powyżej)? Zapewne niejednokrotnie brałeś udział w pracach zespołowych, a może uprawialeś sport drużynowy. Ja akurat grałam kiedyś w orkiestrze symfonicznej. Tam nie było żadnej hierarchii. Każdy był odpowiedzialny za swoją część i starał się przygotować do koncertu jak najlepiej potrafił. Każdy był "mistrzem" swojego instrumentu i nikomu nie przychodzilo do głowy, by jedne instrumenty dominowały nad innymi. W takiej jedności jaką jest orkiestra, każdy bez mówienia o tym wie, że jego rola jest tak samo ważna, jak każda inna rola w orkiestrze. I każdy podejmuje odpowiedzialność za wspólne odtworzenie piękna wykonywanego dzieła. Nie tylko by cieszyć nim swoje ucho i karmić własną duszę, ale też - a może przede wszystkim - zgromadzonej na koncercie publiczności. Wierzę, że tym razem zastanowi Cię głębiej idea Jedności w Duchu Świętym, a nauka Jezusa i symboliczne klucze nabiorą nowej szerszej perspektywy. Czytając cokolwiek radzę Ci kierować się sercem i zastanowić się zawsze - czy właśnie to powiedziałby do Ciebie Bóg, który Ciebie zna tak dobrze, że wie, które słowo czy uczynek chwyta Cię za serce, a które powoduje cichy dysonans. I nie pomijaj żadnej z tych dwojga, bo jest to istotą zrozumienia siebie, a co za tym idzie Boga.
M
Magdalena
31 marca 2015, 21:36
"Nazywacie Mnie Mistrzem, a nie pytacie Mnie. Nazywacie Mnie Światłem, a nie widzicie Mnie. Nazywacie Mnie Drogą, a nie idziecie nią. Nazywacie Mnie Życiem, a nie pragniecie Mnie. Mądrością Mnie zwiecie, a nie słuchacie Mnie. Pięknością Mnie zwiecie, a nie kochacie Mnie. Bogatym Mnie zwiecie, a nie prosicie Mnie. Wiekuistym Mnie zwiecie, a nie szukacie Mnie. Miłosiernym Mnie zwiecie, a nie ufacie Mi. Szlachetnym Mnie zwiecie, a nie służycie Mi. Nazywacie Mnie Wszechmogącym, a nie czcicie Mnie. Nazywacie Mnie Sprawiedliwym, a nie lękacie się Mnie."
31 marca 2015, 22:17
Dobrze usłyszeć te słowa. :)
P
pawq
31 marca 2015, 23:07
Już chyba rozumiem Twoje spojrzenie na hierarchię w Kościele jako coś negatywnego. Ale założenia tej hierachii złe nie są. Chodzi w niej o to, że osoba która jest nade mną w hierarchii dba zarówno o mnie jak i całą wspólnotę. Papież jest u nas nazywany sługą sług, bo to jest jego główne zadanie - być i żyć dla innych. Domyślam się, że po prostu masz złe doświadczenia i muszę przyznać, że sam spotkałem się z przykrymi sytuacjami, gdzie ktoś zamiast służyć, nadużył swojej władzy. Dopiero jak się wczytałem to zauważyłem, że w zasadzie opisujesz istotę hierarchii - ona właśnie po to została założona, aby ludzie mądrzy i bardziej doświadczeni wspomagali pozostałych. No ale niestety w praktyce ludzkie ułomności i pycha niekiedy biorą górę. Na szczęście to są sporadczyne sytuacje w kościele (przynajmniej ja sam rzadko tego doświadczam). Moim zdaniem to co proponujesz w zamian musi być w jakimś stopniu schierarchizowane. Ogółem to jest temat chyba na dłuuuugą dyskusję.  To co piszę nie musi pochodzić od Ducha Świętego. Mam swoje ułomności, zranienia, ograniczenia i mam swoją wolną wolę. Niektóre z moich myśli istotnie od Ducha Świętego mogą pochodzić, ale tak naprawdę niegdy nie wiem które i mogę się tego domyślać po owocach. Miłość, napisałem wcześniej w dość szorstkich słowach swoje stanowisko. Stanowisko swoje podtrzymuję, ale za szorstkie stwierdzenia przepraszam i Cię serdecznie pozdrawiam :)
P
pawq
31 marca 2015, 23:16
No tak, jeśli się naukę zgłębi to i potrafi się ją wprowadzić w czyn. Ja wciąż jestem na etapie zgłębiania i wciąż uczę się kochać. Z jednej strony mógłbym Ci napisać, że Cię kocham, bo zależy mi na tym, żebyś była zbawiona. Z drugiej zaś strony tą prawdziwą formą miłości jest gotowość do całkowitego poświęcenia, czy ja byłbym gotów oddać za Ciebie życie? Rzeczywiście ciężko jest kochać osoby poranione, one mają nienasycony głód miłości i nigdy go nie zaspokoją, dopóki nie zwrócą sie do Boga. Oj tam tam niżej napisałem odnośnie hierachii bo opisałaś tu właśnie negatywną stronę nadużywania władzy. A spać mi się już chce więc nie będę powtarzał :D
M
Magdalena
31 marca 2015, 23:29
”…Gdy was potępię nie dziwcie się.”
M
Milosc
1 kwietnia 2015, 07:21
Pawq, nie musisz się martwić o to, czy ktoś będzie zbawiony, bo JEST. :) Nie musisz się martwić o to, że nie jesteś gotowy, by napisać komuś, że go kochasz, kto tego nie oczekuje. Miłość to brak oczekiwań tak z jednej jak i z drugiej strony. Nie musisz się martwić o to, że nie jesteś gotowy oddać życia za kogoś, bo życie samo w sobie to najcenniejszy dar. Nie ma jednego "właściwego" sposobu na robienie pewnych rzeczy, bo tylko ten jest właściwy, w jaki Ty to robisz. Możemy pomagać komuś "odnaleźć" miłość, ale to zawsze jest sprawą drugiego kiedy on sam ją w sobie odnajdzie. Dobrego dnia :)
P
pawq
1 kwietnia 2015, 10:25
Nie martwię się o to, czy mogę to napisać. Martwi mnie raczej prawda o mnie samym. Rzeczywiście, już jestesmy zbawieni, tylko czy my to zbawienie przyjmujemy, czy nasze świadome i podświadome wybory prowadzą do Jezusa, to jest istotne. Oj nie jestem ani Bogiem a i do Maryi mi daleko, dlatego sposób w jaki ja coś robię, pewnie nawet często nie jest tym właściwym ;)
1 kwietnia 2015, 14:18
Pamiętaj, Magdaleno, że masz Boga (Miłość) w sercu, a więc będąc z Nim Jednym, cały czas masz wolną wolę. Więc tym, który może Cię potępić, jesteś wyłącznie i zawsze Ty. Tylko Ty jedna mogłabyś to zrobić jeśli tak byś wybrała. Po to masz wolną wolę, żebyś zawsze mogła dokonywać wyboru. A że żadna istota siebie ostatecznie nie potępia, to też Bóg ostatecznie nikogo nie potępia. Posłuchaj słów, które przytoczyłaś  powyżej w taki sposób: Magdaleno Nazywasz Mnie Mistrzem, więc pytasz Mnie. Nazywasz Mnie Światłem, więc widzisz Mnie. Nazywasz Mnie Drogą, więc idziesz nią. Nazywasz Mnie Życiem, więc pragniesz Mnie. Mądrością Mnie zwiesz, więc słuchasz Mnie. Pięknością Mnie zwiesz, więc kochasz Mnie. Bogatym Mnie zwiesz, więc prosisz Mnie. Wiekuistym Mnie zwiesz, więc szukasz Mnie. Miłosiernym Mnie zwiesz, więc ufasz Mi. Szlachetnym Mnie zwiesz, więc służysz Mi. Nazywasz Mnie Wszechmogącym, więc czcisz Mnie. Nazywasz Mnie Sprawiedliwym, więc nie lękasz się Mnie." Czy słyszysz więc, że Ty i Bóg to Jedno? Że mówisz z Nim Jednym głosem? Czy teraz rozumiesz, co próbowałam Ci powiedzieć już długo wcześniej? Czy potrafisz dostrzec, że każda jedna istota we Wszechświecie jest Jedna z Bogiem? I dlatego kochając tę każdą jedną istotę, kochasz Boga w Nim zawartego, a więc tak naprawdę siebie?
M
Magdalena
1 kwietnia 2015, 15:10
… ja nie pisałam do siebie, lecz do Ciebie.
M
Milosc
1 kwietnia 2015, 15:51
I prawda o sobie samym niech Cię nie martwi, Pawq, ponieważ wiesz, że wszystko co robisz, robisz z miłości. Ty to wiesz w głębi serca, choć zdajesz się widocznie przyjmować ocenę innych i wtedy zaczynasz się martwić. Wszystkie wybory prowadzą do Boga. Każdy jeden. A że różne drogi ludzie wybierają, to też różnie wyglądać może tylko Twoje spojrzenie na nie. Dlatego nam nie można oceniać drogi kogoś innego i mówić, że jest niewłaściwa, bo ona może wyglądać na niewłaściwą tylko z kogoś innego punktu widzenia. Z punktu widzenia danej osoby wybór jest zawsze podyktowany tym samym - miłością (niezależnie do czego czy do kogo). Jesteś jednym z Bogiem, to znaczy, że Bóg mieszka w Twoim sercu. Każdy jest jednym z Bogiem, bo każdy ma serce, które bije w rytmie wszechświata. A rytmem wszechświata jest miłość. Jest nieskończona, wieczna, niosąca spokój i zachowująca harmonię, Pawq. Kiedy zdasz sobie sprawę z tego, że każda żywa istota ma w sercu Boga, znikną Twoje troski, zniknie smutek, że jakoby ktoś coś robi niewłaściwie. Pawq - wszyscy czują i kochają. Niezależnie jak bardzo czyjaś miłość będzie Ci się jeszcze kiedyś wydawała wypaczona, to zawsze jest to miłość. Tylko z boku patrząc można jej nie dostrzegać, tak samo jak wtedy nie dostrzega się Boga. A przecież jest. Pozdrawiam Cię również serdecznie :)
1 kwietnia 2015, 15:57
Wiem. :) Jak widać mówimy jednym głosem. :)
M
Magdalena
1 kwietnia 2015, 20:22
...kłamczucha...
1 kwietnia 2015, 22:07
Widzimy w innych to, co mamy w sobie, Magdaleno. Póki postrzegasz bliźniego jako kłamcę, nie masz miłości w sobie. Odnajdź ją i wtedy napisz. Jeśli zechcesz. A jeśli nie, to też jest Twój wybór, który uszanuję. W każdym razie ja Ci życzę dobrze, bo też tak wybieram.
1 kwietnia 2015, 22:17
do Magdaleny: Przepraszam, niewłaściwie się wyraziłam - masz miłość w sobie, lecz póki co nie wyrażasz jej z wystarczającą troską. To Twoja droga i Twoja lekcja. Pozdrawiam.
M
Magdalena
1 kwietnia 2015, 22:36
…czyli jednak nie mówimy jednym głosem…
M
Magdalena
1 kwietnia 2015, 22:42
…kłamstwo i przewrotność prędzej czy później zawsze wyjdą na jaw…
P
pawq
1 kwietnia 2015, 22:53
Nie Miłość, to nie wynika z oceny innych. Nawrócenie polega na zmianie myślenia. A ile błędów i utartych schematów jest w moim myśleniu to Bóg jeden wie. U Ciebie Miłość też działają schematy, właśnie stąd np. to stwierdzenie o zmartwieniu spowodowanym przez ocenianie innych (a przecież nigdzie o tym nie wspomniałem). Wszystkie wybory prowadzą do Boga? W pewnym stopniu można tak stwierdzić, tyle że wybieramy jako naszego Boga albo Jezusa albo szatana. Wieczność spędzimy z tym, kogo wybraliśmy. Człowiek stworzył dom i w nim zamieszkuje. I to bynajmniej nie czyniu domu człowiekiem. Bóg stworzył człowieka i w nim zamieszkuje. I to też nie czyni człowieka Bogiem ;)
M
Milosc
1 kwietnia 2015, 23:23
Szukaj miłości w sobie, Magdaleno ponieważ to, co osądzasz, osądzi i Ciebie, a co potępiasz potępi i Ciebie. To zaś, co widzisz takim, jakie naprawdę jest, zobaczy Ciebie taką, jaka Ty naprawdę jesteś.  I tylko w sobie odnajdziesz wtedy upragniony spokój. Bo rzecz nie polega na tym, czy Twój bliźni wierzy w Boga czy nie lecz czy Ty sama kochasz, cenisz i szanujesz bliźniego. I na koniec, zastanów się, czego boisz się, że nie masz - tak bardzo, że z miłości do tego, wybierasz kogoś zranić.
M
Magdalena
1 kwietnia 2015, 23:34
…gdybyś pokładała ufność w Bogu nie czułabyś się zraniona…
M
Milosc
2 kwietnia 2015, 00:04
Napisałeś o sobie następujące słowa: "Martwi mnie raczej prawda o mnie samym", więc odebrałam to w sposób, że jest coś, co podlega Twojej ocenie patrząc z punktu widzenia człowieka żyjącego wśród ludzi i różnych przekonań. W związku z tym zareagowałam słowami "zdajesz się widocznie przyjmować ocenę innych". Powiem Ci tak Pawq - gdybyś zobaczył siebie oczyma Boga, z pewnością nigdy więcej nie martwiłaby Cię prawda o sobie samym. :) Zdecydowanie tak - całą wieczność spędzamy z tym, kogo wybieramy. :) Przytoczyłeś bardzo głębokie porównanie, Pawq. Dziękuję Ci za nie. Pozwól, że przedstawię Ci, jak ja to "czuję". Człowiek zbudował dom i w nim zamieszkuje. I to czyni dom wiernym obrazem zamysłu swojego Twórcy. Bóg stworzył człowieka i w nim zamieszkuje. I to czyni człowieka wiernym obrazem zamysłu swojego Stwórcy. Budujące, prawda? :)
2 kwietnia 2015, 00:09
Magdaleno, ja nie czuję się zraniona. Mówiąc do bliźniego "kłamczucha", ranisz tylko i wyłącznie siebie.
M
Magdalena
2 kwietnia 2015, 07:45
…przyjmując Twój tok rozumowania…, jeśli Ty chcesz zranić mnie, ranisz tylko i wyłącznie siebie…czy tak… czy może ta zasada dotyczy innych, nie Ciebie…
2 kwietnia 2015, 11:05
Przede wszystkim zaufaj głosowi serca, Magdaleno, bo w nim zobaczysz, że ja nie chcę zranić ani Ciebie ani żadnego z moich rozmówców. Bo gdybym miała taką intencję, to owszem - i ja raniłabym siebie, a tego nie wybieram. Nasze relacje z innymi pokazują nasze relacje ze sobą. Dziękuję, że starasz się to zrozumieć.
P
pawq
2 kwietnia 2015, 12:33
I to było właśnie stwierdzenie wynikające ze schematycznego myślenia. Bo schemat nakazuje w tym momencie stwierdzić coś, co zwykle ma miejsce :) Kiedy zobaczę siebie oczami Boga na sądzie ostatecznym, będę wiedział kim jestem naprawdę, na ile służyłem Bogu i ile poddawałem się własnej próżności. Nie nazwałbym tego porównania głębokim, wydaje mi się ono bardzo proste. Jesteśmy więcej niż Bożym zamysłem, jesteśmy stworzeni na Jego obraz. 
M
Magdalena
2 kwietnia 2015, 12:49
Jeśli głos mojego serca mówi mi, że pragniesz mnie zranić, to znaczy, że robisz to czego nie wybierasz…
M
Milosc
2 kwietnia 2015, 13:13
Gdzie pojawia się hierarchia stanowiona przez osoby, tam pojawiają się porównania, rywalizacja i ujawniają się słabości. Owszem są ludzie, którzy wolą usłyszeć, co mają robić, żeby to zrobili, ale nie zrobią tego ochoczo, gdy obowiązuje zasada zależności, władzy, hierarchii "góra-dół". Robią to jak najlepiej potrafią, gdy czują, że odbywa się to na zasadzie równości "przyjaciel-przyjaciel". To właśnie troska ze strony bliźnich, wsparcie, pozytywne wzmocnienie, pełne zaufanie i przykłady efektywnej praktyki, w której ludzie są zadowoleni i szczęśliwi stają się motorem wewnętrznej motywacji do działania na rzecz poprawy jakości własnej pracy na rzecz dobra ogółu. Jezus budował coś, co w zamyśle było dobre - Kościół. Jednak następcy (rozpoznając klucze jako symbol władzy) obwarowali tę jedność tyloma przepisami, tak mocno zhierarchizowali instytucję oraz wywołali w ludziach poczucie bycia grzesznym i niegodnym, że obróciło się to w największy paradoks w dziejach Instytucji. Dopiero kiedy zauważy owoce swoich działań tj. cierpienie spowodowane iluzją osądu, potępienia, niedostatku, wyższości itp. i dopiero kiedy przywróci ludziom godność dzieci bożych, dopiero wtedy nastąpi zmiana. Ona już się zaczyna, ale czas musi upłynąć, by pewne zakorzenione schematy myślowe zastąpić nowymi.  Wszystko, co dobre, piękne i pełne miłości od Ducha Świętego pochodzi. Łatwo to rozpoznać. ;)
2 kwietnia 2015, 13:20
Po prostu mylisz głos serca z głosem przyjętego przez Ciebie przekonania.  Pytanie pozostaje otwarte - czego się boisz, Magdaleno, że nie masz - tak bardzo, że z miłości do tego, wybierasz siebie ranić?
M
Magdalena
2 kwietnia 2015, 14:20
…ale głos swojego serca uznajesz za głos Boga, … i ja głos mojego serca uznaję za głos Boga… , a więc pytanie pozostaje otwarte - czego się boisz, @Miłość, że nie masz - tak bardzo, że z miłości do tego, wybierasz siebie ranić?"
M
Milosc
2 kwietnia 2015, 16:08
Nie wiem do czego zmierzasz i co chcesz sobie udowodnić posiłkując się słowami, które kieruję do Ciebie. One są do cichego zastanowienia dla każdego z nas. Ja już dawno temu odpowiedziałam sobie na to pytanie, więc je po prostu przekazuję dalej. Jeśli jak twierdzisz głos Twojego serca mówi do Ciebie "Milosc jest kłamczuchą", to zawsze możesz spytać go, dlaczego tak pozwala Ci widzieć bliźniego i poprosić, by przywrócił Ci wzrok. Możesz też tę część pominąć - to Twoja wola. Jeśli masz jakiś konkretny cel w kontynuowaniu rozmowy z kimś, kogo w ten sposób wybierasz postrzegać, to podziel się nim proszę wprost. A jeśli nie, to życzę miłego dnia. :)
P
pawq
2 kwietnia 2015, 20:59
Jezus już na początku utworzył hierachię powołując 12 apostołów. Pewnie, że najlepiej jest jak ktoś robi coś własnej nieprzymuszonej woli. Ale zauważ że ludzie przystępujący do sakramentu kapłaństwa czy ślubów zakonnych doskonale zdają sobie sprawę z tego w jaką strukturę wchodzą. A ja będąc w Kościele jako osoba świecka mogę spokojnie odmówić działania w Kościele i nikt w całej tej hierarchii nic mi za to nie zrobi. Przypisujesz niemalże wyłącznie negatywne rzeczy tego typu strukturze, a sama tworzysz utopię, która w swojej ideologii jest bardzo podobna do komunizmu - wszyscy nagle chętni i przyjacielscy, a wokół miłość. Tylko że tego typu ideologia nie tylko się nie sprawdziła, a pochłonęła całkiem sporo ofiar. Osąd i potępienie to są rzeczy których się Miłość obawiasz, dlatego tyle o nich piszesz. Możesz pisać, że się niczego nie boisz, że nikt Cię zranić nie może, ale to jest oszukiwanie samej siebie. Jeśli Kościół w zamyśle był dobry, to jaki wg Ciebie jest teraz? Mam wrażenie że chodziłaś do kościoła, może się udzielałaś, ale tak naprawdę nigdy w nim nie byłaś.
M
Magdalena
2 kwietnia 2015, 21:35
Zaakceptowałam w Tobie człowieka, takiego, jakim jesteś…No i zawsze jest nadzieja, że któregoś dnia przestaniesz być kłamczuchą…
M
Milosc
3 kwietnia 2015, 05:52
Rozumiem Cię, bo sama również tak to postrzegałam (tak, jeszcze jak chodziłam do kościoła). Jezus nie utworzył hierarchii powołując 12 apostołów. Jezus swoją postawą pełną miłości i mądrości zgromadził ich wokół siebie - zbudował Kościół (a nie założył instytucję ani nie wybudował kościoła z kamieni). Oni wybrali uczyć się od Niego. Jezus nigdy nie czynił ich swoimi podwładnymi. Instytucja zwana Kościołem uczyniła jednak swoich wiernych podwładnymi kreśląc obraz Boga, którego należy się bać. Oczywiście nikt nie przymuszał ludzi, do wstępowania do niej - ludzie sami wybierali najczęściej na bazie przekonań zbudowanych w rodzinie. Dzieci np. w dużej mierze są chrzczone nieświadome tego, co wybierają dla nich rodzice - a że stanowią dla nich autorytet, to podążają tą samą drogą z bardziej czy mniej wymiernym przekonaniem, czego żniwo zbierają katecheci, którzy robią co mogą, by "na siłę" związać ich z kościołem (patrz przygotowania do I Komunii Św. czy bierzmowania). Religia została zbudowana na strachu przed Bogiem, który wg niej osądzi, a może nawet o zgrozo  potępi jeśli nie będziesz robił tego, tego czy tego. W imię Boga wymyślono cały szereg nakazów i zakazów i w imię Boga z zarządzeń "Ojców" Kościoła również śmierć (!) poniosło wielu, którzy sprzeciwiali się tej wierze. Widzisz, Pawq - trwanie w zewnątrz przyjętych przekonaniach jest obwarowaniem siebie, tworzeniem muru wokół siebie przed innymi ludźmi.
M
Milosc
3 kwietnia 2015, 05:54
c.d. do Pawq Zastanowiłeś się kiedyś, czy gdybyś nie usłyszał o "10 przykazaniach", to sam nie wiedziałbyś jaki jest Twój kompas moralny? Czy nie szanowałbyś swoich rodziców? Czy zdradzałbyś swoją żonę? Czy zabijałbyś, kradł itp.? Nie sądzę. Każdy ma swój kompas i każdy wie, co nim kieruje, czego pragnie, co czyni go szczęśliwym i jak może to szczęście dzielić z innymi.  Ci co kradną czy zabijają wcale nie czynią tego na złość "Bożym przykazaniom". Czynią to, bo się pogubili w tym świecie pełnym iluzji niedoboru i niewiedzy. Osądzić możesz się jedynie Ty sam przed Bogiem, Bóg Ciebie nie osądza. Dał Ci życie, byś przeżył je najpełniej. Zesłał Ci Jezusa, byś usłyszał, że Miłość jest najważniejszą siłą, na której zbudowany jest wszechświat. To Ona jest napędem wszystkich działań człowieka, jakkolwiek wypaczone mogę się wydawać patrząc oczyma drugiego człowieka. Ale nie Boga. Każda dusza ma swój powód, dla którego tu jest w tym życiu. I każda dusza jest święta. Możesz wszystkiego nie rozumieć, ale z pewnością to wszystko przeżywasz. Wiecznie. Wiesz dlaczego ufasz Bogu i dlaczego w nim pokładasz nadzieję. Nawet ci, którzy twierdzą, że Boga nie ma, pokładają w Czymś czy Kimś  nadzieję. A to Coś czy Ktoś, to jest zawsze jeden i ten sam Bóg -  jakkolwiek Go sobie wyobrazisz czy nazwiesz ("Jestem, który Jestem"). Każda istota to wie, bo tę wiedzę ma zapisaną w swojej duszy. I dlatego każda istota jest zbawiona. Dlatego Pawq, jedno czego możesz się ewentualnie bać, to samego siebie, swojego braku pełnego zaufania do Boga. A Bóg, który jest Miłością, doskonale zna tego "wewnętrznego" Ciebie, Twoje serce i Twoje myśli. Bo jesteś z Nim Jednym. On nie wybacza (jak rodzic nie musi wybaczać swojemu dziecku, że dotknęło gorącego i płacze, bo się wystraszyło) - On rozumie i wciąż ogromnie miłuje. Spokojnych Świąt dla Ciebie, Pawq.
P
pawq
3 kwietnia 2015, 09:15
Miłość, do jakiego kościoła chodziłaś? Bo w moim się nie naucza, że należy się Boga bać. Już Ci pisałem, że nie jestem żadnym podwładnym w Kościele, bo jaką moc ma nade mną kapłan? Czy zdajesz sobie sprawę ile razy minęłaś się tutaj z prawdą? Na Twoje stwierdzenie: Oni wybrali uczyć się od Niego. Pismo Św odpowiada: Nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem. albo: I rzekł do nich: Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. Rodzice dają dzieciom to co sami posiadają, przekazują wiedzę, umiejętności i wiarę. Chrzczenie dzieci to sytuacja wyjatkowa która stała się normą :D Ale ja nie mam nic przeciwko niej. Bo nie powiem też dlaczego rodzice dobierają pokarm dla dziecka - niech samo wybierze. Brałem udział w przygotowaniach do Komunii czy bierzmowania i nikt mnie do niczego nie zmuszał. Na podstawie tego co piszesz, zarzucasz mi jako osobie będącej w Kościele strach przed Bogiem? Myślę, że to Ty się boisz potępienia i dlatego trwasz w utopii. Piszesz piękne słowa ale na dłuższą mętę i w Twoich wypowiedziach objawiają się zamiary Twojego serca i zaczynasz przeczyć temu, co wcześniej napisałaś. To prawda, uparte trwanie wewnątrz przekonań jest obwarowaniem siebie. Ale czy to nie Ty tkwisz w swoich?
P
pawq
3 kwietnia 2015, 09:25
A żebyś Miłość wiedziała, że człowiek uczy się przez naśladownictwo. I nie wiem czy miałaś do czynienia z dziećmi lub młodzieżą z tzw. trudnych rodzin. Właśnie o to chodzi, że te osoby miały kompasy doś mocno rozregulowane i nie odrózniały dobra od zła. Dlatego jeśli nie wpoi się dziecku dobrych zasad i reguł i nie pokaże się świadectwa, to nie należy się spodziewać za dużo dobrego w przyszłości. Dokładnie, bać się można swojego braku zaufania do Boga i wielu innych rzeczy. Np co jesli stworzyłem obraz Boga, który mi odpowiada, a nie jest zgodny z rzeczywistością? Zastanawiałaś się kiedyś nad tym? Niech Jezus, który oddał życie za Ciebie, doprowadzi Cię do Zmartwychwstania w Królestwie Bożym.
M
Milosc
3 kwietnia 2015, 11:18
Zgadzam się z Tobą, co do "pokazania świadectwa". Sami musimy dawać przykład, być przykładem, którym ktoś inny wybierze podążać. Pracuję z młodzieżą z różnych rodzin i widzę, jak sprawy wyglądają. Jednak to nie w młodzieży tkwi problem, a w braku atencji, wysłuchania, zrozumienia ze strony dorosłych. Myślę, że też to wiesz doskonale. Pytasz "co jeśli stworzyłem obraz Boga, który mi odpowiada, a nie jest zgodny z rzeczywistością". Tak, zadawałam sobie też to pytanie kiedyś. Teraz już wiem, że, tylko Ty sam jeden możesz go "stworzyć" i potem zachwycić się nieskończonością i potęgą, która przejdzie wszystkie Twoje ludzkie wyobrażenia. Ja już tego doświadczyłam (jak na granicy życia i śmierci) - doznałam ogromu miłości, zrozumienia, piękna i spokoju. Od tamtego doświadczenia wiem, że wszystko zawsze było, jest i będzie dobrze - w chwili zwątpienia poprosić o pomoc (kogo tylko wybierzesz poprosić o pomoc) i oddać się Mu w pełnym zaufaniu. Wiem też, że teraz wszystko jest jak najbardziej właściwe. Na koniec, zastanów się nad słowami "Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną", bo w tych słowach znajdziesz odpowiedź, że nikt inny jak tylko Ty sam jesteś w stanie poznać Go takim jakim jest naprawdę. :) Z całego serca dziękuję za piękne życzenia. Spokoju dla Ciebie również :)
M
Magdalena
3 kwietnia 2015, 11:54
…klasyka szyderstwa… w Wielki Piątek córka Kłamstwa chce pouczać przyjaciół Jezusa…
M
Milosc
3 kwietnia 2015, 12:10
Chodziłam do takiego samego kościoła jak Ty Pawq, w którym uczono mnie myśleć, że jestem grzeszna (+grzech pierworodny) i dlatego chodziłam do spowiedzi, by kapłan za wstawiennictwem Chrystusa mógł odpuścić mi moje grzechy, winna ("moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina") i niegodna ("Panie nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie..."). To nazywam podwładnością i rządem dusz. To, że spotykamy się tam w modlitwie z innymi jest oczywiście radością, jednak w rozmowie z Bogiem pozostaje już sprawą intymną. Ja wtedy wolałam być w cichym i pustym kościele, ale to pewnie sprawa indywidualna. Tak, uczniów wybrał Jezus, ale i oni (z poziomu duchowego) wybrali zostać Jego uczniami. Zgadzam się też z Tobą w kwestii rodziców - wybierają dla dzieci to, co sami uznają za najlepsze, jednak spróbowałabym dać zielone warzywka mojemu młodszemu synowi... :D No niestety, byłoby to już zmuszaniem do czegoś, czego nie wybiera (może póki co ;)) Co do I Komunii czy bierzmowania - owszem nikt nikogo nie zmusza, żeby posłał swoje dziecko. Jednak jeśli już się na to decydujesz - dziecko musi zebrać wiele podpisów poświadczających uczestnictwo w różnych formach spotkań, a to uważam jest już "przymuszaniem". Kiedyś tego nie było, teraz się zmieniło. Ja nie zarzucam Ci Pawq strachu przed Bogiem - zupełnie nie mam takiej intencji. Wręcz przeciwnie! W których słowach Ty to "usłyszałeś"? Przeczytaj jeszcze raz, proszę - wiem, że drugi raz nie znajdziesz. :) Nie wiem też, czemu przeczę Twoim zdaniem. Kontekst wypowiedzi jest zawsze istotny. Co do przekonań - tak, zawsze w pewnych tkwimy, ale zmieniam je kiedy zauważam, że dłużej nie służą. Wiele transformuję i wiele jeszcze przede mną. Ale na tym w końcu polega ewolucja :)
P
pawq
3 kwietnia 2015, 12:28
Dokładnie, młodzież niewysłuchana, pozostawiona często sama sobie, bez odpowiedniej opieki i miłości. Tym wpisem jednocześnie zaprzeczyłaś temu, co wczesniej napisałaś o wpajaniu zasad. Mam wrażenie, że stworzyłaś jakąś iluzję, zmieniasz znaczenie pojęć i to wszystko dostosowujesz do swojego myślenia nawet obraz boga, który nosisz jest dostosowany do Twoich potrzeb. A jak to się ma do rzeczywistości? No pewnie, że sam mogę poznać Boga, nikt za mnie tego nie zrobi, ale w tym przykazaniu zupełenie nie o to chodzi. 
P
pawq
3 kwietnia 2015, 12:34
Religia została zbudowana na strachu przed Bogiem, który wg niej osądzi, a może nawet o zgrozo  potępi jeśli nie będziesz robił tego, tego czy tego. W imię Boga wymyślono cały szereg nakazów i zakazów i w imię Boga z zarządzeń "Ojców" Kościoła również śmierć (!) poniosło wielu, którzy sprzeciwiali się tej wierze. Widzisz, Pawq - trwanie w zewnątrz przyjętych przekonaniach jest obwarowaniem siebie, tworzeniem muru wokół siebie przed innymi ludźmi.
3 kwietnia 2015, 12:48
Nie ma wprawdzie przykazania "nie obrażaj", ale może warto w święta byłoby przypomnieć sobie słowa "Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25, 40) i „kto nie miłuje bliźniego, którego widzi, jakże może miłować Boga, którego nie widzi?" (1J 4, 20b). Co Ty na to?
3 kwietnia 2015, 13:08
Nie dałeś sobie wmówić, że Bóg może kogoś osądzić, potępić i posłać do piekła, jeśli tylko nie dotrzyma Jego przykazań lub... nie zdąży się wyspowiadać. Cieszę się naprawdę. :) Zauważyłeś na pewno jednak, że nie wszyscy są przekonani o tym, że mają piękne dusze i cóż... boją się kary Bożej (?!), śmierci i Sądu Ostatecznego. Pawq, jesteś światłem, które jasno świeci. Fajnie :)
P
pawq
3 kwietnia 2015, 13:19
Bo mi tego nikt nie wmawia. Bóg zawsze przebacza, ale czy przyjmiemy przebaczenie, decyzja należy do nas. A wbrew pozorom przyjęcie przebaczenia wcale proste nie jest, wszystko zależy czy mamy w sobie pokorę. Ale nie możemy odrzucać naszej zepsutej natury, bo skąd się bierze pociąg do złego? Nie jestem światłem, tylko staram się chodzić w świetle.
3 kwietnia 2015, 13:49
Bóg nie ma czego przebaczać człowiekowi, Pawq. Ty możesz sobie coś wybaczyć i drugiemu człowiekowi. Pisałam Ci o tym wcześniej. Jesteśmy Jego dziećmi, więc jak rodzic na Jego wzór - kocha i rozumie. Czy mama ma dziecku przebaczyć, że płacze, jak coś je trapi? Nie - przytuli, wysłucha i zrozumie. Oczywiście, że nie możemy odrzucać naszej "zepsutej" natury. Wręcz przeciwnie - zauważyć i zrozumieć, co leżało u źródła naszego uczynku. A wtedy wybaczymy sobie i zrozumiemy też bliźniego. Co Cię blokuje, by powiedzieć o sobie światło?
3 kwietnia 2015, 13:56
I w czym ja Ciebie jakoby okłamałam, hm? :)
M
Magdalena
3 kwietnia 2015, 15:37
Nie przeginaj już… nie bądź bezczelna.
M
Magdalena
3 kwietnia 2015, 15:43
Jesteś córką Kłamstwa, nie moją siostrą…
3 kwietnia 2015, 15:48
Przypatrz się swoim emocjom Magda. To, co Cię denerwuje jest istotne dla Ciebie. Jak sobie uświadomisz co to jest, będziesz w stanie to naprawić. Następnym razem radzę Ci wybrać jakąś pozytywną reakcję zanim pojawi się zdarzenie. To czyni cuda - wiem po sobie. Spokoju w te Święta.
M
Magdalena
3 kwietnia 2015, 16:58
Idź precz...
P
pawq
7 kwietnia 2015, 15:06
Trochę dziwne jest to stwierdzenie, uważasz, że Bóg nie ma czego Tobie przebaczyć? Nie powiem o tym, że jestem światłem bo światło nigdy nie generuje ciemności.
7 kwietnia 2015, 15:32
Kiedy wiesz, że Bóg jest w Tobie, to musiałby przebaczać samemu sobie. Nadal dziwne? :) Ciemność to brak światła. Światło nie generuje braku siebie.
P
pawq
8 kwietnia 2015, 10:40
Przebywanie w samochodzie to nie to samo co kierowanie nim. Jeśli mój pasażer jasno tłumaczy mi reguły poruszania się na drodze, a ja go nie słucham, stwarzam niebezpieczne sytuacje i kolizje, to jak najbardziej ma mi co przebaczyć. Jeśli światło które jest w Tobie jest ciemnością, jakże wielka to ciemność!
9 kwietnia 2015, 07:23
Niech światłość nasza zawsze płynie z czystego serca, Pawq. Pozdrawiam i dobrego dnia dla Ciebie. :)
S
sad
28 marca 2015, 17:21
Jestem ze wsi i ja widzę, że coraz mnie młodych ludzi chodzi do kościoła.
P
poldek
28 marca 2015, 20:29
Na wsiach jest dosyć trudno bo ludzie są czasem skazani na kiepskiego proboszcza a alternatywa daleko.. . W miastach jest tzw lepszy wybór Świątyni gdzie są głoszone mądre kazania i Liturgia ma swój klimat.. . Z tego powodu sam wybyłem ze wsi aby szukać głębi w innych ośrodkach. Najpierw byli to Salezjanie ( 100 Km od mojej wsi) a potem to już kraków: DA u Dominikanów. Obecnie katechizuję i młodzi różne rzeczy opowiadają o wiejskich księżach.. .
W
wodp
29 marca 2015, 09:46
I co z tego? W Polsce rodzi się coraz mniej dzieci. Średnia wieku to już 38 lat, czyli raczej czas niepłodności. Statystyki dla wsi są takie, jak dla miasta. Skąd więc miałyby się brać w kościele?
K
Kaja
28 marca 2015, 13:47
Wiele chyba zależy od tego jak prowadzi się rekolekcje czy choćby mszę. Bywałam na różnych i serio na jednych można było tylko spać, a drugie rozpalały na nowo żar w sercu, aż chciało się krzyczeć z radości, że Jezus Żyje. Te drugie przyciągają i porywają ludzi, te pierwsze, niestety, zniechęcają.
I
IBiotes
28 marca 2015, 23:26
Jeśli już się zasmakuje w Eucharystiii to nieprzeszkadza senny Ksiądz ani żempolący organista.. . Jezus w Eucharystii zakrywa wszystko.  :-)))
K
Kaja
29 marca 2015, 21:35
Zgadza się, ale czasem trzeba czegoś więcej żeby przyciągnąć ludzi, którzy mają jakieś wątpliwości czy są poszukujący, a senny ksiądz tego nie ułatwia. Młodzież często woli posiedzieć pod blokiem niż iść na senną mszę.
SU
sword uk
28 marca 2015, 13:28
To ze swiat sie zmienia nie ma nic do rzeczy gdyz zasady moralnosci obowiazuja te same, stad KOSCIOL nie moze zmienic nauczania aby dopasowac sie do swiata. Zmiana nauczania oznaczalaby wprowadzanie anarchii.
28 marca 2015, 08:12
Nie liczba wiernych jest ważna - tylko ich jakość. Poza tym: skończył się nieodwołalnie pewien model Kościoła. Świat się zmienia - Kościół też musi, jeśli chce być żywą instytucją religijną, a nie skansenem obrządków. Inny był Kościół w pierwszych wiekach, inny w średniowieczu, inny po ostatniej wojnie i inny musi być dziś. To jasne.
28 marca 2015, 09:24
> Świat się zmienia - Kościół też musi Nieprawda. Sól przede wszystkim nie ma utracić swojego smaku, a nie gonić za światem choćby i za cenę owego smaku utraty.
28 marca 2015, 12:24
Zmienić się (nawet totalnie) to jeszcze nie znaczy gonić za światem. Nie lękajcie się...
28 marca 2015, 13:28
Toteż nie zostaliśmy pozostawieni jak ślepcy w ciemności, tylko dostaliśmy przewodnika w postaci reguły poznawania po owocach.
28 marca 2015, 15:47
Przede wszaystkim nie wróci model, w którym każda wypowiedź każdego księdza jest słowem objawionym, z którym sie nie dyskutuje. Otóż dyskutuje się. Także z hierarchami - do papieża włącznie. Wiara oparta na posłuchu nie jest nc warta. Wiara to jest dialog. A nauka idzie raczej z dołu do góry, a nie na odwrót. -
28 marca 2015, 16:19
> Przede wszaystkim nie wróci model, w którym każda wypowiedź każdego księdza jest słowem objawionym, z którym sie nie dyskutuje. Brak dyskusji nie implikuje zgadzania się. Często implikuje olanie jako rzeczy nieważnej. > Otóż dyskutuje się. Także z hierarchami - do papieża włącznie. Nie, nie dyskutuje się, bo manifestowanie rozmaitych chciejstw i roszczeń to żadna dyskusja. > Wiara oparta na posłuchu nie jest nic warta. Ten zabobon jeś źródłem patologii zwanej wychowaniem bezstresowym. > Wiara to jest dialog. Z Bogiem? Bakteria ma dyskutować z Superorganizmem jakieś warunki, czy co najwyżej może wzrastać w rozumieniu swojej bakteryjnej sytuacji, istoty Istoty Wyższej and all that implies? > A nauka idzie raczej z dołu do góry, a nie na odwrót "100 zabobonów": <a href="http://100-zabobonow.blogspot.co.uk/2008/04/lud.html">Lud</a>
28 marca 2015, 17:01
Wszystko wolno i należy kwestionować. To, co się ostanie po tej burzy - to jest właśnie Twoje.
28 marca 2015, 17:12
Kwestionowanie bez zaplecza intelektualnego jest pychą głuptactwa
28 marca 2015, 17:29
Ty tu próbujesz jakiegoś przekrętu intelektualnego właśnie. Nie mówiłem, że z zapleczem lub bez zaplecza. Każdy na swoje intelektualne zaplecze pracuje każdego dnia. I czy chce, czy nie chce - każdy je ma.
28 marca 2015, 20:46
Jakoś chyba niedokładnie przeczytałeś Biblię. W Starym Testamencie ludzie nieustannie wykłócają się z Bogiem. Bóg - zwłaszcza w chrześcijaństwie - jest PARTNEREM człowieka. Na tym chrześcijaństwo polega. A poza tym papież to nie Bóg. To człowiek, często ułomny. - Ale WYGODNIE jest się podporządkować doktrynie - bo to zwalnia z myślenia i odpowiedzialności. PYCHA niektórych urzędników Kościoła sprawiła, że żądają, by każdą krytykę ich postępowania traktować jako bluźnierstwo przeciw Bogu. - Otóż KAŻDY człowiek ma prawo po swojemu rozumieć nauczanie Chrystusa - i na tym też polega chrześcijaństwo.
28 marca 2015, 21:26
i na tym też polega wolność.
W
Wacus
28 marca 2015, 22:04
A Słowinski znów się nachlał i ujada. Dajcie mu spokój - to nieszczesliwy człowiek.
28 marca 2015, 23:37
Jak z tautologicznie oczywistego podporządkowania Absolutowi wynikać na podporządkowanie papieżowi, czy doktrynie to nie mam pojęcia.
28 marca 2015, 23:45
Jeśli samolot zabiera 100 pasażerów, a lot trwa 100 minut, to jeśli każdy pasażer stwierdzi swoim zapleczem intelektualnym, że skoro zapłacił za lot, to uprawnia go to do popilotowania samolotu przez minutę, to zarówno każdy pasażer myślący w taki sposób jest idiotą, jak i aplikujący do takiej sytuacji stwierdzenie "Wszystko wolno i należy kwestionować." nie popisuje się intelektem. Jeśli bowiem wszystko można i należy kwestionować, to również i konieczność pilotowania samolotu przez wykwalifikowanego pilota pierwszy lepszy pasażer może i powinien zakwestionować. Odpowiednie zaplecze intelektualne zabezpiecza m.in. przed wtapianiem poprzez szastanie zbyt wielkimi kwantyfikatorami.
V
verbum
27 marca 2015, 23:24
Do Ojca Piotra "Mimo, że  łatwo manipulować "twardymi danymi", widzę w nich wartość." Ojcze Piotrze, podał Ojciec, że poznański kościół św. Rocha, w którym prowadził Ojciec rekolekcje dla studentów był wypełniony po brzegi, ale nie dodał, że jest to jeden z mniejszych poznańskich kościołów (łatwo go więć wypełnić); położony w sąsiedztwie Politechniki Poznańskiej i akademików tej uczelni. Dla zobrazowania frekwencji lepiej chyba podać orientacyjną liczbę uczestników tych rekolekcji. Wtedy byłoby łatwiej prowadzić analizy i miałyby one wartość badawczą. Pozdrawiam serdecznie z Poznania
R
rafi
27 marca 2015, 22:57
Na szczęście dla Boga nie liczą się statystyki, ale każdy pojedyńczy człowiek.
27 marca 2015, 23:30
Jednakże w kategoriach mechanizmów działania tego świata stu zorganizowanych ludzi może mieć większy wpływ na kierunek świata, niż dziesięć tysięcy niezorganizowanych. Kościół IMO dryfuje od owego synergicznego zorganizowania ku marnotrawczej atomizacji. Dywidenda wynikająca z synergii biorącej się z faktu bycia zorganizowaną na wielu poziomach grupą społeczną jest obecnie przez Kościół marnotrawiona i to najwyraźniej przy całkowitym braku zrozumienia dla istoty zachodzącego procesu. Egzaltacja 'żywością' Kościoła to raczej mechanizm kompensacyjny na kształt racjonalizacji: gdy nie robię kariery to nie dlatego, że jestem leniem, tylko dlatego, że nie jestem płytkim materialistą.
R
rafi
28 marca 2015, 08:30
Huh? Kościół... to Duch Święty, Jezus - jako jego głowa, my - żyjący dla Boga, szukający Jego woli; ci dla których Bóg jest i będzie nadzieją, bo nasze życie nie kończy się śmiercią, ale zmierza ku życiu wiecznemu. Bóg JEST. Działa. Ma plan dla świata, i niechybnie go wypełni. Ważne jest, gdzie my będziemy, kiedy Jezus przyjdzie w chwale. O sprawy doczesne tak bardzo się nie martwię.
28 marca 2015, 09:12
Fałszywa dychotomia - nie ma Kościoła dobrze dbającego o sprawy duchowe/wieczne bez Kościoła dobrze dbającego o sprawy ziemskie/doczesne. Wiara tak bardzo żywa, tak bardzo zaprzątnięta Wiecznością, że aż nie znajduje w tym zaprzątnięciu czasu na codzienne umycie zębów ma spaczone rozumienie relacji Wieczności do Dzisiejszości.
R
rafi
28 marca 2015, 10:02
Najpierw sprawy wieczne, bez tego nie ma właściwego podejścia do spraw doczesnych. Jak czytamy, Szukajcie wpierw Królestwa Bożego - i jego sprawiedliwości - a wszystko inne będzie wam dodane.
28 marca 2015, 10:13
Najpierw nie znaczy, że wyłącznie. Kiedy owoce pokazują, że rzekome starania o sprawy wieczne nie przynoszą efektów w postaci owego 'dodania', to należy uruchomić procedurę poznawania po owocach i zmienić sposoby starania o sprawy wieczne. Jeśli chrześcijaninowi strzeli opona, to klękając i modląc się w zapamiętałości o jej zawulkanizowanie zamiast udając się do wulkanizatora, nie daje dowodu potęgi swojej wiary, tylko wystawia Pana Boga na próbę. Zuchwałe liczenie, że my się tylko będziemy modlić, a Pan Bóg całą resztę załatwi za nas jest pychą, a nie głęboką wiarą. 
28 marca 2015, 10:27
Wiosną, w pewnym mieście zdarzyła się powódź. Woda zaczęła zalewać wszystkie ulice. Postanowiono ewakuować miasto. Wszyscy postanowili uciec, za wyjątkiem jednego. Ten zamiast uciekać padł na kolana i zaczął się modlić: - Panie! Zmiłuj się nad swoim sługą, uratuj mnie! Ocal mnie od tego kataklizmu. Proszę. Służby ratunkowe przybyły do jego mieszkania, aby go ratować. Prosili, aby poszedł z nimi, ten jednak stanowczo odmówił: - Nie pójdę z wami. Ja jestem człowiekiem wierzącym. Mnie uratuje mój Bóg. Z czasem woda zaczęła podchodzić pod kolejne piętra budynku, więc mężczyzna wchodził coraz wyżej i wyżej, aż znalazł się na strychu. Tam modlił się dalej: - Boże! Proszę, uratuj mnie. Nie daj mi zginąć w taki sposób. Do okna strychu podpłynęła łódź ratunkowa. Ratownicy wołali: - Proszę się spieszyć! Chodźmy stąd, niech Pan idzie z nami. Woda jest coraz bardziej rwąca, drugi raz nie powrócimy! Jeśli Pan tu zostanie, to zginie. Na to mężczyzna odpowiedział: - Na pewno nie zginę, gdyż Bóg mnie uratuje. Ja mu ufam, a wy idźcie w pokoju. Woda jednak podchodziła coraz wyżej, a ów wierny chrześcijanin nadal znajdował się w niebezpieczeństwie. W końcu znalazł się na szczycie komina. Woda była o wysokość cegły pod nim, gdy zjawił się helikopter ratunkowy. Ratownicy chcieli go ocalić, ten jednak nie pozwolił im na to mówiąc: - Ja wierzę mojemu Bogu! Zrozumcie, nie potrzebuję waszej pomocy, gdyż Pan mnie wybawi! I tak pozostał ów nieszczęśnik w samym środku żywiołu. Gdy pojawiła się kolejna fala - porwała go i utopiła. Po śmierci człowiek ten spotkał Boga i z wyrzutem spytał go: - I gdzie byłeś Boże!? Dlaczego mnie nie ratowałeś?! Czy nie widziałeś, że jestem w potrzebie? Czy nie modliłem się do Ciebie gorliwie? Czy nie byłem Tobie dość wierny, abyś łaskawie raczył mnie wyratować? Na to Bóg odpowiedział: - Jak to Ciebie nie ratowałem? Trzy razy wysyłałem po Ciebie ekipę ratunkową, choć w mieście nie było już nikogo innego do ratowania, a Ty za każdym razem odmówiłeś... Bingo :)
R
rafi
28 marca 2015, 11:33
Przebita opona to jest sprawa doczesna. Modlitwa o cudowne zwulkanizowanie nikogo nie zbawi. Ale Bóg troszczy się też o nasze sprawy doczesne, jak pisałem. Spróbuj zrozumieć właściwie to, co piszę.
28 marca 2015, 11:44
Nie rozumiem w takim razie z którym postulatem przedstawionym przeze mnie Pan się nie zgadza. Ja nie twierdzę, że głównym zadaniem Kościoła jest dbanie o sprawy doczesne, ja twierdzę, że chcąc-niechcąć Kościół istnieje na tym świecie, a to ma swoje konsekwencje rozpoznawania zasad działania tego świata i wykorzystywanie ich ad majorem gloriam.
28 marca 2015, 12:14
Kościół póki co działa sprzecznie z nauką Chrystusa - nowe świątynie, przepych, ceremonie, dogmaty, kult jednostki, prestiż, władza - to wszystko jest zbędne. Człowiek jest Świątynią Ducha Świętego.  Dopiero kiedy Kościół zubożeje, a jego zwierchnicy staną się "sługami", tj. najmniejszymi spośród wiernych samemu będąc przykładem, dopiero wtedy przywrócony zostanie zamysł nauki Chrystusa, że Boskie Królestwo jest w Nas.
J
józek
28 marca 2015, 13:25
Vanitas vanitatum, et omnia vanitas. Polecam Panu Księgę Koheleta, także w przypadku kiedy "strzeli" opona.
28 marca 2015, 13:31
To jest owszem jedna z dróg ma których Kościół powinien być obecny (i jest), ale nie jedyna.
28 marca 2015, 13:38
@Vanitas vanitatum, et omnia vanitas. Jak powinienem tę regułę zastosować w przypadku, gdy edukatorzy seksualni będą legalnie deprawować nasze dzieci? Jak mam ją odnieść do sytuacji, gdy killku podpitych żulików niedwuznacznie przystawia się do kobiety będącej pod moją opieką? Zostawić ją samą sobie, paść na kolana i sie modlić o boską interwencję chroniącą ją, czy obić jednu i drugiemu ryja? Halo - tu realny świat, a nie jakieś pierdółkowate o nim wyobrażenia.
28 marca 2015, 13:40
Józku, a ja polecam Ci jednak to: "Nie rzeczywistość sama, ale serce, z jakim ku niej przystępujemy, daje rzeczom kształty i kolory."  Henryk Sienkiewicz, Na marne Rezonuje? :)
S
stary
28 marca 2015, 13:56
Pan ma dzieci? Raczej wątpię...
28 marca 2015, 14:02
Raczej nie wątpię. A co to ma do kontekstu?
J
józek
28 marca 2015, 14:06
Dokładniej odpowiem Panu wieczorem, nie dysponuję teraz wystarczająco czasem. Ale nadal podtrzymuję: Vanitas vanitatum, et omnia vanitas.
J
józek
28 marca 2015, 14:07
Odp. dla Pani równiez wieczorem.
28 marca 2015, 14:21
Z rewerencjami
S
Słaba
28 marca 2015, 14:38
Królestwo Boże (panowanie Boga) jest pośród nas - jak mówi Jezus. Mamy starać się o nie, żeby było już na tym świecie. To jest połączenie Nieba z ziemią. Owoc Wcielenia Boga. Myślę, że korzystanie z daru Bożego, jakim jest rozsądek jest wskazane.:-) Pamiętając, że rozsądek nie jest jedynym darem Bożym. :-)
28 marca 2015, 16:32
> Myślę, że korzystanie z daru Bożego, jakim jest rozsądek jest wskazane Myślę, że takie myślenie potwierdzane jest przez umieszczenie Roztropności pośród Cnót Kardynalnych.
R
rafi
28 marca 2015, 18:21
Owszem, ale też ludzie różnie oceniają, co w danej sytuacji jest rozsądne. Czy narażanie swojego życia by ratować życie komuś innemu jest rozsądne czy nie? Albo jeśli ktoś Ci przystawi pistolet do głowy, i każe Ci się wyprzeć swojej wiary, to co uważaz za rozsądne? I to nie jest sytuacja wzięta z sufitu, takie rzeczy naprawdę się wydarzają, chociaż nie w Polsce.
J
józek
28 marca 2015, 20:27
Dziękuję. Nie wiedziałem, iż H. Sienkiewicz ( którego twórczość nota bene bardzo lubię) zaczął tak wcześnie pisać. Nie znam niestety tej powieści. Cytat jest i owszem bardzo ładny, choć zarazem wieloznaczny. Tak naprawdę to sam od wielu dziesiątek lat zgłębiam tajemnice rezonansu w myśleniu kobiet i mężczyzn. Głupi jestem, bo robię to bezskutecznie do dziś ;) Ale ciągle dowiaduję się też czegoś nowego. Pozdrawiam :)
S
Słaba
28 marca 2015, 20:35
Dlatego właśnie dodałam: Pamiętając, że rozsądek nie jest jedynym darem Bożym. :-) W sytuacji zagrożenia życia rozsądek nie wystarcza. A i w wielu innych sytuacjach też. Bo (jak mówili ponoć już starożytni Grecy - poganie) nie ma on tyle siły, aby dosięgnąć chmur.
28 marca 2015, 20:47
Ważne, że uczucia rezonują. :) A z nimi myślenie, wiadomo. (Zauważyłam to przymrużenie oczka ;))
J
józek
28 marca 2015, 20:56
Moja propozycja dotyczyła właśnie Pańskiej Osoby. I bynajmniej nie chodziło mi o jakąś mentalną(realną) ucieczkę od rzeczywistości, czy bezradne rozkładanie rąk i czekanie na Bożą Wolę. Nikt oczywiście nawet nie jest w stanie zdeprawować Panu dzieci, jeżeli tylko Pana wzorzec w ich życiu będzie zasadniczo inny. Podobnie i w drugiej sytuacji. Jest co prawda jeden wariant, kiedy mógłby Pan wziąć nogi za pas (proszę się nie łudzić, że da im Pan radę ;), ale stosowany może być wyłącznie wtedy, jeśli kobieta o której Pan wspomina ma znacznie lepsze od Pana czasy na krótkich dystansach.Taka okliczność niestety nie trafia się zbyt często. ;) Ok, "pożartowaliśmy" trochę, teraz poważniej. Panie Piotrze cytując z Księgi Koheleta chciałem Panu bardziej uzmysłowić fakt, co realnie jest prawdziwe i ważne w naszym życiu. A nie jest to Nauka Społeczna Kościoła (której tak usilnie Pan się tutaj domaga, choć i ona ma swoją rangę), lecz osobisty Pana/ mój/ każdego stosunek do Boga, czyli własna żywa wiara. Cokolwiek Pan umieści między sobą a Bogiem, to w dłużym okresie czasu zawsze "odbije się czkawką". Bracia zakonni w niektórych zakonach kontemplacyjnych pozdrawiają się słowami "memento mori", my podobnie możemy odczytywać przesłanie Księgi Koheleta. To podobnie, jak w Pańskim powyższym łacinizmie. I owszem, trzeba oddawać wielką chwałę, ale zarazem zawsze trzeba wiedzieć... komu. Ciepłe dla Pana pozdrowienia również. :)
29 marca 2015, 00:08
> Nikt oczywiście nawet nie jest w stanie zdeprawować Panu dzieci, jeżeli tylko Pana wzorzec w ich życiu będzie zasadniczo inny. Nie wiem nawet jak skomentować to astronomicznie bzdurne czcze chciejstwo. Może fakty: <a href="http://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Szczuka">Stanisław Szczuka</a> ojciec <a href="http://pl.wikipedia.org/wiki/Kazimiera_Szczuka">Kazimiery Szczuki</a>. Co do meritum, to niczego Pan niestety nie rozjaśnił. Czy lekarz stawiający sobie wymaganie bycia na bieżąco z rozwojem medycyny, aby stosować udoskonalane, skuteczniejsze leki i metody leczenia, a nie te które były dostępne w chwili, gdy studiował, to dobry lekarz (dobry również w sensie dobrego spełniania obowiązków chrześcijanina, a nie tylko medycznej skuteczności), czy też stawianie owego wymagania jest 'umieszczaniem czegoś niepotrzebnego między nim a Bogiem'? A może to nie jest sytuacja 'realnie prawdziwa w naszym życiu'?
J
józek
29 marca 2015, 12:36
"> Nikt oczywiście nawet nie jest w stanie zdeprawować Panu dzieci, jeżeli tylko Pana wzorzec w ich życiu będzie zasadniczo inny (w domyśle od deprawatora, przyp. autora). Nie wiem nawet jak skomentować to astronomicznie bzdurne czcze chciejstwo. Może fakty: Stanisław Szczuka ojciec Kazimiery Szczuki." Podtrzymuję, co napisałem. Pańskie oburzenie tym akapitem wyrażone w jednostkach astronomicznych usprawiedliwia Pana w jednym tylko wypadku. Poniosły Pana emocje, bo taka, lub podobna sytuacja dotyczy Pana osobiście. Niemniej nawet i wtedy nie usprawiedliwia to braku  merytorycznego sensu tej wypowiedzi. Proszę wybaczyć, przytoczenie przez Pana jednego casusu Państwa Stanisława i Kazimiery Szczuków (niekoniecznie na dodatek zasadnego co do treści) na potwierdzenie jakiejś karkołomnej tezy jest intelektualnym strzałem we własną stopę. I to z bardzo wielu powodów, tak metodologicznych, ilościowych, czy naukowo-krytycznych. Do oceny poprawności logicznej tej hipotezy nie użył Pan żadnego narzędzia, nie mówiąc już o jakichkolwiek ściślejszych kryteriach naukowych. Ponieważ nie oparł Pan wywodu na zewnetrznych źródłach, wnoszę stąd, iż ta hipoteza to wyłącznie Pańska własność intelektualna. Z powyższych podstawowych formalnych braków (ale nie wyłącznie) nie można uznać Pana tezy za prawidłowo sformułowaną i tylko z braku czasu nie bedę jej jak na razie degradował opisowo, nie widzę obecnie takiej konieczności. cd ponizej
J
józek
29 marca 2015, 12:40
Co do meritum poprzedniego mojego wpisu, kierowałem do Pana dwa "przesłania". W jednym odnosiłem się do powołanego przeze mnie cytatu. Bo z niego wynikała sugestia o niestawianiu sobie bożków przed Bogiem (zwłaszcza mnie tycząca, aby nie było intencyjnych wątpliwości). Drugim było skorygowanie Pana postu z: piotr_slowinski ~rafi 11:44:43 | 2015-03-28 , cyt.: "...ja twierdzę, że chcąc-niechcąć Kościół istnieje na tym świecie, a to ma swoje konsekwencje rozpoznawania zasad działania tego świata i wykorzystywanie ich ad majorem gloriam." Zapewne przez nieuwagę zabrakło w epilogu tego zdania- "... ad majorem gloriam" nomina substantiva in genetivo, czyli najprawdopodobniej słowa "Dei". Bardzo prosiłbym Pana również o nieużywanie opisowych porównań (choćby takiego, jak z lekarzem). Wg mnie stwarzają one więcej przeszkód w zrozumieniu przesłania, aniżeli je rozjaśniają. Z pozdrowieniami, życzę słonecznej niedzieli.
29 marca 2015, 18:41
1) Pańskie zdanie o niemożliwości zdeprawowania dziecka warunkowanego postawą ojca (rodzica) przetłumaczone na język logiki brzmi, iż jedyną okolicznością determinującą całkowicie to kim dziecko się staje jest postawa rodzica. To jest oczywista nieprawda potwierdzana na najrozmaitsze sposoby. Dzieci z 'dobrych domów' (nie pozornie dobrych, ale dobrych) potrafią wyrastać na "czarne owce", a z rodzin patologicznych na uczciwych, porządnych ludzi (stąd przykład rodziciela Kazimiery Szczuki i latorośli). Wycieczki w okoliczności osobiste są nie tylko niesmaczne, ale i nietrafne. 2) > Bardzo prosiłbym Pana również o nieużywanie opisowych porównań To nie opisowe porównanie, a egzemplifikacja. Zasada wyrażana w kategoriach ogólnych, która nie ma mieć przełożenia na konkretne desygnaty jest bezużyteczna. Dobrze jest, kiedy z dobrych działań powstają dobre owoce - to zdanie mające sens i prawdziwe, ale całkowicie bezużyteczne funkcjonalnie.
P
poldek
27 marca 2015, 21:36
Aby nie było takiego psioczenia, napiszę kilka ciepłych słów o Jezuitach w moim mieście. Zawsze są w konfesjonale, zawsze mówią kazania na każdej Mszy i to ciekawe, są nabożeństwa, w wielkim poście około 6 serii rekolekcji również ignacjańskie w drodze.  I jest to w moim mieście najprężniejszy ośrodek duszpasterski. Aby czytelnicy i Jezuici wiedzieli o kim piszę wyjawię, że mam na myśli Jezuitów z Opola. Tak trzymajcie! p.s. Mają też duszpasterstwo szkół średnich - niewielkie kameralne.. .  Marzyłoby się takie jakie mają Dominikanie w swoich ośrodkach.. .
28 marca 2015, 14:07
Czyli nie jest z Jezuitami tak źle, jak na Deonie ;) W Bydgoszczy również Jezuici byli (czas przeszły, bo ostatnimi laty brak mi danych) 'żyletami'.
K
klaszcz@post.pl
27 marca 2015, 21:27
Na marginesie. O. Piotrze, Ameryki nie odkrywasz, bo to samo przed Toba robili tzw Misjonarze Ludow i robią dalej.i. Tylko, że oni robili to o "niebo" lepiej, bo mieli doświadczenie. Z całym szacunkim dla Ciebie! Byłem raz - przez przypadek - na Kongregacji Prowincji. ByŁ prow. Kowalczyk, był nominat Prow Kot, ale gdy refrrujący obrady jednej z grup, zawieścił, że tych którzy nie chcą nic robić, trzeba wysłać do misjonarki (Batorski)i... Zaprotestował O. Pałubicki, ale prowadzący go zgaslili. Prowincjał nie zareagował. Co mogę wobec tej sytuacji gdy słyszę o rekolekcjach które gdzieś tam prowadzicie...." Dzieciaki odkrywacie Ameryke... Gratulacje...
P
poldek
27 marca 2015, 21:48
Wysłać ich tam gdzie lodówka nie zawsze pełna i piwo & koniak schłodzony nie czeka.. , ale trzeba się naharować aby mieć i takie gadżety. Po co pracować jak klasztor da i wikt i opierunek, za komórę zapłaci i za neta.. . Każdy leń by tak chciał. Czy Jezuici nie mają sposoby naleni? Przecież ich historia jest długa więc i jakieś sposoby powinna tradycja podpowiedzieć. p.s. Podejżewam, że to nie tylko problem Jezuitów - dobrobyt rozleniwia i doprowadza do erozji powołania.
A
abc
28 marca 2015, 00:04
Nie wiem czy to najlepsze miejsce na pranie brudów i leczenie frustracji osobistych.
P
poldek
27 marca 2015, 21:23
Napewno są prężniejsze ośrodki i mniej prężne. Jednak to, co mnie niepokoi w duszpasterstwie to, unikanie przez Księży, młodzieży w wieku gimnazjalnym i licealnym/technikalnym. Mieszkam w mieście 100tys. Na próżno szukać duszpasterstwa dla tej grupy pomimo, że ginnazjum to czas katechumenatu przed bierzmowaniem i w każej parafii się odbywa. A młody człowiek potrzebuje wsparcia w swoich ideałach i tęsknocie doświadczenia Boga w tym trudnym wieku. Zazwyczaj w tym wieku młody spotyka się z alkocholem, narkotykami, inicjacją seksualną i często łamie sobie kręgosłup moralny.. . Dlaczego więc tych młodych pozostawia się na żer 'proroków dzisiejszego świata.. ? w gimnazjum zdaje się, że każdy młody ma katechumenat bierzmowania. dlaczego taka okazja aby młodego pozyskać dla chrystusa jest przyczynkiem do jego pożegnania.. ? Żenujące przygotowanie do Bierzmowania właśnie jest pożegnaniem młodego, bo on szuka kokretów a nie kolejnego obowiązkowego spędu. A narządzi dziś jest wiele.. . Obawiam się, że kryzys Koscioła jeśli jest to dotyka on duchownych którzy w dziedzinie o której piszę totalnie nie są przygotowani albo im się totalnie nie chce. 
W
w zwyczajne niedziele
27 marca 2015, 18:53
Onegdaj  zwyczajnością  było,  iż wiernych w kościele  nie pomieściło. gng
MR
Maciej Roszkowski
27 marca 2015, 17:25
Dziś "sondaże" towarzyszą nam na każdym kroku i zgodnie z nauka staruszka Marksa  ich ilość zmienia jakość - na gorszą. Autorzy, publikujące je media są stronami w publicznych sporach. Oprócz oczywistych manipulacji, mnóstwo tam błędów, niedopkładności metodologicznych. Wykazać to trudno, bo zazwyczaj podaje się nam zgrubne wyniki, cząśto bez podania treśći pytań itd. Gdy jestem na Mszy Św. w podwarszawskiej miesjcowości, gdfzie mieszkam, to myślę, że z autorami tych "badań" chodzimy do różnych kościołów.
Grzegorz Kramer SJ
27 marca 2015, 16:34
Dzięki Piotr. Potwierdzam - widziałem w ten Post kilka różnych miejsc - Kościół żyje. 
27 marca 2015, 18:17
Nie bardzo rozumiem po co w takim razie jakakolwiek reewangelizacja jest potrzebna, skoro jest tak dobrze
27 marca 2015, 18:55
Pomiędzy „jest bardzo dobrze”, a nie sianiem defetyzmu oraz czarnowidztwu, że cały Kościół równiutko stacza się po równi pochyłej, jest spora różnica - w dostrzeganiu pierwiosnków. A co do wpisu pod moim komentarzem – nie wiem o co Panu chodzi. Co mają do tego samobójstwa oraz Nergal?
Grzegorz Kramer SJ
27 marca 2015, 20:15
Nie wiem czym jest reewanglizacja. 
27 marca 2015, 23:26
Jeśli w sytuacji powszechnej katechezy w szkole trzeba organizować wielkie akcje ewangelizacji dla dorosłych, którzy owa katechizację 'zaliczyli', to jak ową konieczność ponownego wdrażania w życie Kościoła nazwać?
27 marca 2015, 23:41
Pan jako żołnierz powinien rozumieć różnicę pomiędzy defetyzmem, a rzekomą obroną morale poprzez niepotrzebne marnowanie ludzi rzucając ich do skazanej z góry na klęskę walki.
Grzegorz Kramer SJ
28 marca 2015, 08:12
Katecheza to nie ewangelizacja. 
28 marca 2015, 09:14
Prosze nie stosować wykrętów. Cokolwiek to nie jest, to jest to robione źle na początku, skoro trzeba robić jeszcze raz w wieku dorosłym.
Grzegorz Kramer SJ
28 marca 2015, 10:06
To nie jest wykręt. Bo to, że opieramy wiarę na katechezie jest błędem i tym ludziom potrzeba ewangelizacji. 
28 marca 2015, 10:24
Czyli coś na początku jest robione nie tak, skoro trzeba to w wieku późniejszym łatać, czy robić od nowa inaczej. Zatem zachodzi zjawisko marnotrawstwa tego początku, zatem nie jest aż tak dobrze, bo mogłoby być lepiej, gdyby owo początkowe marnotrawstwo miejsca nie miało. Kościół nie dysponuje nieskończonymi zasobami, żeby stać go było na rozrzutne najpierw przetracanie czasu szkoły z wliczonym w koszta późniejszym naprawianiem szkód biorących się z pierwotnego marnotrawstwa.
28 marca 2015, 12:16
Walka z góry skazana na klęskę to ta, gdy daje się pola diabłu – niekoniecznie bezpośrednio, jako świadomi współpracownicy. Wystarczy wierzyć, że jest on silniejszy, albo choćby równie silny i sprawczy jak Wszechmogący. Jestem tylko żołnierzem w rezerwie, a nie zawodowym – a więc poza wypadkiem wojny i ewentualnego powołania mnie w ramach takiej mobilizacji – nie jestem żołnierzem:)
28 marca 2015, 12:32
Zaczynasz walczyć - to już przegrałeś.
28 marca 2015, 13:13
Ef 6, 13-19: "Dlatego przywdziejcie pełną zbroję Bożą, abyście się zdołali przeciwstawić w dzień zły i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc [do walki], przepasawszy biodra wasze prawdą i przyoblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże – wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie czuwajcie najusilniej i proście za wszystkich świętych."
28 marca 2015, 13:44
@Walka z góry skazana na klęskę (...) Pan uważa, że chciejstwem i egzaltacją się przeszkadza szatanowi, czy konkretnymi działaniami np. sabotującymi wprowadzenie patologicznej konwencji antyprzemocowej? Rozumiem, że Pan sądzi, że skoro Pan wierzy, że sztan jest słabszy, to już sama wiara w to wystarcza i żadnych konkretnych działań poza nimi przeszkadzających realizacji szatańskich planów już nie trzeba wykonywać (to wynika z przedstawionego stanowiska). Myje Pan zęby? Czy mycie ich dowodzi, że uważa Pan bakterie za 'silniejsze' od siebie? Konkretne działania mające na celu sabotowanie zła nie dowodzą, że się zło uważa za silniejsze od dobra - Pan skonstruował bzdurne twierdzenie. Natomiast nonszalanckie ignorowanie potrzeby konkretnych działań jest zwyklą pychą, że to Bóg odwali za nas naszą robotę.
28 marca 2015, 13:46
@Ef 6, 13-19: Znaczy należało dać Szwedom spustoszyć Jasną Górę, a o. Kordecki ordynując zbrojną jej obronę postąpił w sposób Bogu niemiły. Poważne stanowiska aplikowane do nieodpowiednich dla nich sytuacji są potencjalnie niebezpieczniejsze od bomby atomowej.
M
Milosc
28 marca 2015, 14:31
Rafale, powiedz mi proszę, jak Ty rozumiesz powyższe słowa, tj. kto wg Ciebie bierze udział w tej walce?
M
Milosc
28 marca 2015, 14:36
Dokładnie tak, Davidzie. Walczę o pokój brzmi jak walczę, żeby zasnąć. A kiedy zasypiamy? Ano dopiero wtedy jak się wyciszymy, uspokoimy. Pozdrawiam Cię. Fajnie, ze jesteś. :)
27 marca 2015, 16:22
Światowe Dni Młodzieży w przyszłym roku w Krakowie mogą być jednym z lepszym dopalaczy dalszego rozkwitu żywej wiary. Warto, żeby jacyś stratedzy Kościoła opracowali program, jak zaangażowanych w przygotowania mądrze zagospodarować również po, wraz z nowym narybkiem. Potem mogłoby to już pójść falą.
27 marca 2015, 18:35
Czy "mądre zagospodarowanie" obejmuje również takie aspekty, żeby "narybek" zainteresował się dlaczego w Polsce więcej ludzi popełnia samobójstwa, niż ginie w wypadkach drogowych, czy też to jest mącąca spokój polityka, którą "narybek" lepiej, aby szerokim łukiem omijał? Osobiście odnoszę wrażenie, oparte na obserwacji praktyki działania, że dla wielu rozegzaltowanych lepiej jest, żeby "narybek" się takimi sprawami nie interesował, tylko jak wypięcie się "mniej szlachetną" częścią pleców na żywych ludzi na krawędzi i poza krawędzią desperacji z równoczesnym przymilaniem się do rozmaitych Nergali na przykład lub innych ludzi działających na rzecz systemu doprowadzającego owych odrzuconych ludzi na owe granice desperacji ma być postawą chrześcijańską, to ja osobiście pojęcia nie mam.
WK
włodek kuzborski
27 marca 2015, 15:02
czytajcie  ewangelie  tam  sa  zawrte  wszystkie  odpowiedzi  swiata.....kto mnie  sie  nie  zaprze  i  ja  nie  zapre  sie  mojm ojcem,  chcecie  isc do  szamba  szatana  wasz  wybór
WK
włodek kuzborski
27 marca 2015, 15:00
wracamy  do  czasów  pogaństwa,  Kaliguli  i  Nerona  dewiacja  jest  wszechobecja,  Jezus  uczy  nas  nie  bójcie  sie  tych  co  zabijaja  ciało  ale  tych  co  zabijaja  dusze
C
Czytelnik
27 marca 2015, 15:18
"Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle". Mt 10, 28. wkuzborski czytaj uważnie Pismo Święte ;)
WK
włodek kuzborski
27 marca 2015, 14:58
ludzie  wracaja  do  pogaństwa  szatana  ateistyt, sodomity  feministki  homoseksualisty  z  gender....skutki  tego  pilot niemiecki  bez    wiary  w  Boga  jest  w  stanie  zamordowac w  katastrofie lotniczej  150  niewinnych  ludzi
R
rafi
27 marca 2015, 16:13
Dobrze rozumiem, że z braku wiary w Boga rodzą się w ludziach wszelkie zboczenia i zbrodnicze skłonności?
27 marca 2015, 16:22
Z długotrwałego braku miłości Rafi.
R
rafi
27 marca 2015, 17:58
Okay, mnie chodzi o takie stwierdzenie, że dlatego że ktoś był niewierzący to mógł zamordować 150 osób. A inni niewierzący - może niby przyjęli to z obojętnością? Może nie widzą krzywdy bliskich osób? Nie potrafią im współczuć? Widzę takie oskarżenie, że jak ktoś nie wierzy w Boga to od razu robi wszystko co złe. Za to wierzący są wszyscy super.
27 marca 2015, 18:33
Rozumiem. Trochę wody upływa zanim ludzie dochodzą do zmiany postrzegania. Są pewne przyjęte nawyki myślowe, które stopniowo zauważamy, że trzymały nas w pewnych ramach pojęciowych. W danym momencie życia łatwiej było obracać się wokół nazywania czegoś dobrem lub złem, kogoś wierzącym a kogoś niewierzącym i tworzenia wspólnoty z tymi, którzy nasze poglądy podzielali. Doświadczywszy jednak pewnej sytuacji na własnej skórze nabieramy zrozumienia. Nazywanie kogoś kimś (np wierzący / niewierzący) z jednej strony upraszcza obraz świata i ułatwia komunikowanie się z innymi, którzy też podobnych terminów używają, ale z drugiej strony niesie za sobą pewne nabyte schematy myślowe typu właśnie: nie wierzy w Boga, który jasno mówi "nie zabijaj", więc pewnie dlatego zamordował. Każdy ma swój czas Rafi, by samemu dojść do tego, że trzymanie się przyjętych przekonań, to powtarzanie tych samych wciąż lekcji. Jednym wystarczy powtórzyć ją raz, innym kilka razy, a jeszcze innym jeszcze więcej razy. Zawsze jednak do skutku. :)  Można kogoś wspomóc, nie można jednak ingerować w jego wolę. To zawsze są indywidualne wybory.
C
Czytelnik
27 marca 2015, 14:33
Żył sobie jakiś czas temu taki filozof jak Neil Postman i on opisywał mechanizm sondaży czy tzw. badań sondażowych. Pokazywał jak zniszczyły one samodzielne myślenie amerykańskiego społeczeństwa jeszcze sporo przed wprowadzeniem tych metod w Polsce. Posługiwanie się sondażami to największa manipulacja ludźmi w dzisiejszych czasach. Pogłębia ona relatywizm i doprowadza do tego, że "badane" są tylko potrzebne do osiągnięcia jakiegoś celu obszary. Samo założenie, że bada się grupę tylko 1000 respondentów i przekłada to na całość społeczeństwa jest kłamstwem i szaleństwem, bo nie jest możliwe, by 1000 respondentów wyznaczała tendencje opinii na jakiś temat całego społeczeństwa. A tak nam się mówi. Bardzo często nawet ośrodki badania opinii publicznej nie podają kogo badały (wiek, płeć, wykształcenie, status czy osoba pracuje czy nie, w jakim zawodzie pracuje). To wszystko ma wpływ na kształtowanie opinii publicznej. Przykład jak zapytamy ludzi starszych do Kościoła i wybierzemy z tych ludzi tylko kobiety to można hipotetycznie założyć, że wskaźnik zaufania byłby na poziomie dajmy na to mniej więcej 80%. Jeśli zaś zapytamy młodzież, która jest bombardowana indoktrynacją na temat zeświedczenia państwa i odrzucenia wartości chrześcijańskich to wyniki były znacznie niższe. Inaczej byłoby też gdybyśmy zbadali mężczyzn w wieku starszym. Inaczej jak zapytamy urzędników itd. Jeśli chcemy się naprawdę przekonać jaki jest stosunek zaufania ludzi do instytucji Kościoła, trzeba by zapytać wszystkich, którzy są w Kościele, co zajęłoby sporo czasu, dopiero wtedy wyniki byłyby w miarę rzetelne i w jakiś sposób oddawałaby rzeczywistość. Sam jestem z wykształcenia socjologiem, więc wiem o czym mówię. Sondaże służą głównie kształtowaniem poglądów i pełnią funkcję kontroli obywateli. Nie mówiąc już o tym, że CBOS podlega pani premier.
H
Hektor
27 marca 2015, 14:37
Medioznawca, nie filozof.
27 marca 2015, 14:38
No!!!! - i takich właśnie opracowań (i lepszych) oczekiwałbym na portalu dla (przynajmniej również dla) katolickiej inteligencji, a nie samej słodziuśnej dewocji udrapowanej w powierzchownie intelektualne fatałaszki.
C
Czytelnik
27 marca 2015, 14:40
Był filozofem a zajmował się tematyką mediów i nowych technologii, a co za tym idzie postępem technologicznym i technicznym. Polecam poczytać książkę "Technopol. Triumf techniki nad kulturą".
W
wkuzborski@gmail.com
27 marca 2015, 14:51
to nie wiara  upadatoludzie  upadaja  wracaja dopogaństwaNerona  i Kaligyki...   szatqan ateista  sodomita  feministka homoseksualista,  zbiera  swoje  zniwo
P
Piotrek:)
27 marca 2015, 14:10
Parafia bł. Boelsławy a nie Bogusławy ;) Pozdrowienia z Białegostoku :)
M
ministrant
27 marca 2015, 14:03
Rządowy CBOS jest niewiarygodny i nikt rozsądny nie powinien wogóle przejmować się jego sondażami. Kościół to nie patria polityczna. Dzięki za ten artykuł.
27 marca 2015, 14:03
OK - ale w takim razie jak to połączyć ze statystykami? Albo statystyki są zmanipulowane, lub nierzetelene, albo choć praktyka krzepiąca, to jednak wedle zasady Bogu świeczka, a diabłu ogarek z praktyką osobistego zaangażowania może iść wzrost nieufności/niechęci do instytucji Kościoła. Skoro Ojciec na poziomach studenckich pracuje na codzień, to zakładam, że stara się z dostępnych danych jakąś całość stworzyć, a nie wybiera z nich fragmenty potwierdzane osobistym doświadczeniem, równocześnie zamykając oczy na dane osobistym doświadczeniom przeczące. Deon powinien być miejscem poważnych analiz, a nie samego taniego zagrzewactwa. Intelektualna renoma Jezuitów powinna zobowiązywać.
M
ministrant
27 marca 2015, 14:14
Pamietaj: Jest prawda, gówno prawda i STATYSTYKA!
27 marca 2015, 14:17
Toteż nierzetelność, czy zmanipulowanie statystyk podałem jako możliwe wyjaśnienie. Sedno jednak nie tkwi w tym jakie jest wyjaśnienie, a w tym, że Ojciec obijający się codziennie ze studentami w ogóle nie widzi potrzeby znalezienia owego wyjaśnienia. Zamiast tego jest tanie zagrzewactwo: fajnie jest, kupę człowieków w kościołach widać, ławki trzeba przynosić. Z taką dziecinadą nie trzeba wrogów do robienia kuku Kościołowi - taka dziecinada sama skutecznie Kościół rozmontowuje. Problemem nie jest to, że odpowiedzi na pewne pytania nie są znane, problemem jest to, że nie dostrzega się w ogóle potrzeby zadawania pewnych pytań. Czasem jest nawet jeszcze gorzej, bo pewne pytania są traktowane jako tabu, a zadawanie ich jest czynnością wykluczającą zadającego, bo po prostu w pewien sposób nie można myśleć/patrzeć.
Dariusz Piórkowski SJ
27 marca 2015, 13:48
Super. Bogu dzięki.