Zagubiona radość

Piotr Żyłka

Mamy trudność z przeżywaniem radości, z byciem szczęśliwymi z tego powodu, że jesteśmy katolikami. Mamy także problem z okazywaniem tego szczęścia innym ludziom. Szkoda. Co bowiem innego może bardziej przyciągać do Kościoła, niż jego szczerze szczęśliwi członkowie?

Dobrym przykładem obrazującym ten problem jest coroczne przeżywanie okresu wielkopostnego i świąt wielkanocnych. Doskonale potrafimy przeżywać czas postu. Robimy postanowienia, wyrzeczenia, plany nawracania się. Kościół proponuje nam cały pakiet nabożeństw takich jak Droga Krzyżowa i Gorzkie Żale. Do tego jeszcze nabożnie odprawione rekolekcje i uczestnictwo w wieńczącym wszystko Triduum Paschalnym.

DEON.PL POLECA

To piękny i doniosły czas, warto jednak zwrócić uwagę na zaskakującą proporcję. Potrafimy skoncentrować się przez kilkadziesiąt dni na sprawach trudnych i nieprzyjemnych, gdy zaś nadchodzi ten radosny czas, nie bardzo wiemy, co robić. Tak wygląda nasze przeżywanie Zmartwychwstania. Z jednej strony cały post, a z drugiej brak pomysłu na celebrowanie najważniejszego i najbardziej radosnego "newsa" w historii ludzkości - tego, że Bóg zwyciężył śmierć.

To wrażenie nie opuszcza mnie, gdy na niedzielnej Mszy widzę dookoła siebie ludzi, którzy to wcale a wcale nie wyglądają na szczęśliwych z tego powodu, że uczestniczą w tajemnicy, która dzieje się na ich oczach. I nie mam tu na myśli osób, które do kościoła przychodzą z przyzwyczajenia, ale nas - tych, którzy uważają się za chrześcijan na serio podchodzących do swojej wiary.

Nie lepiej jest w naszym życiu codziennym. Dużo narzekamy, zwracamy uwagę raczej na to, jaki ten świat jest zły i zepsuty, zamiast dostrzegać to, co jest wokół nas piękne i dobre.

Na to, jak ważna jest chrześcijańska radość, zwrócił uwagę kilka tygodni temu Benedykt XVI. Podkreślił, że jest ona "owocem Ducha Świętego, jest podstawową cechą wyróżniającą chrześcijanina: opiera się ona na nadziei w Bogu, czerpie siłę z nieustannej modlitwy, pozwala stawiać czoła cierpieniom w pogodzie ducha".

Zawsze, gdy myślę o tej zagubionej gdzieś przez nas radości, przypominają mi się słowa Matki Teresy z Kalkuty: "Nie pozwólcie nigdy, by zatopiła was troska tak, by z tego powodu zapominać o radości Chrystusa zmartwychwstałego. Wszyscy pragniemy nieba, gdzie znajduje się Bóg, nie mamy jednak możliwości znalezienia się od razu w niebie: wystarczy być szczęśliwym z Nim w chwili obecnej. Być jednak z Nim szczęśliwym teraz oznacza: kochać, jak On kocha, pomagać, jak On pomaga, dawać, jak On daje, zbawiać, jak On zbawia, być z Nim dwadzieścia cztery godziny na dobę, dotykać Go w Jego przebraniu nędzy, w ubogich i w tych, co cierpią. Serce radosne jest zwyczajnym skutkiem serca płonącego miłością (…) Strzeżmy w naszych sercach radości miłowania Boga i dzielmy się tą radością".

I o to mniej więcej chodzi.

Piotr Żyłka - członek redakcji i publicysta DEON.pl, twórca Projektu faceBóg.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zagubiona radość
Komentarze (13)
.
.
8 lipca 2012, 09:47
Dodałabym jeszcze naszą skłonność do ciągłego narzekania, że świat taki zły, ludzie nieuczciwi, politycy kłamią... a wierni za mało się śmieją :-).
7 lipca 2012, 21:07
Niestety to prawda z Katolicyzmu zrobiliśmy smutną religię , owszem grupy typu Neokatechumenatczy Odnowa w Duchu Świętym tryskają radością nieźle jest także w Kościołach Dominikańskich czy Jezuickich w diecezjalnych natomiast dominuje smutek,,śmiertelna powaga"i nadęcie , czasami mam wrażenie że panuje wręcz lęk przed radością.Moja żona wspomina że gdy wraz z rodzeństwem jeździli do babci to ta ich swotrowała gdy zbyt głośno się śmiali mówiła że śmiech to cecha głupców.W piątek natomiast nie było nawet mowy o uśmiechu bo zaraz była przygana że cieszysz się a tam Pan Jezus umiera.Myślę że coś z tego ducha w nas zostało 
S
Stilgar
7 lipca 2012, 20:46
W święta Bożego Narodzenia ksiądz z mojej parafii przed błogosławieństwem: "Na ten czas pokory i umartwienia przyjmijmy...". Bóg sie rodzi moc truchleje! Anioł mówi do pasterzy "Zwiastuję wam RADOŚĆ wielką..." a ten że ludzie się mają umartwiać??
.
.
7 lipca 2012, 20:24
To wrażenie nie opuszcza mnie, gdy na niedzielnej Mszy widzę dookoła siebie ludzi, którzy to wcale a wcale nie wyglądają na szczęśliwych z tego powodu, że uczestniczą w tajemnicy, która dzieje się na ich oczach. No właśnie, wrazenie... Dobrze jest umieć odróżniać swoje wrażenia od faktów. A to co dzieje się w ludzkich duszach zawsze okryte będzie tajemnicą... Czy autor aby nie domaga się aby ludzie dookoła byli tacy, żeby mu wśród nich było odpowiednio miło ?  Bo bez tego jakoś nie umie przeżywać swojej wielkiej, chrześcijańskiej radości ?
.
.
7 lipca 2012, 20:24
To wrażenie nie opuszcza mnie, gdy na niedzielnej Mszy widzę dookoła siebie ludzi, którzy to wcale a wcale nie wyglądają na szczęśliwych z tego powodu, że uczestniczą w tajemnicy, która dzieje się na ich oczach. No właśnie, wrazenie... Dobrze jest umieć odróżniać swoje wrażenia od faktów. A to co dzieje się w ludzkich duszach zawsze okryte będzie tajemnicą... Czy autor aby nie domaga się aby ludzie dookoła byli tacy, żeby mu wśród nich było odpowiednio miło ?  Bo bez tego jakoś nie umie przeżywać swojej radości ?
B
Baldwin
7 lipca 2012, 16:14
A z czego tu się cieszyć, skoro przez wiarę, którą wyznaję czuję się wyobcowany ze społeczeństwa, odrzucony, nawet przez kobiety, które dziwią się, że wyznaję takie a nie inne wartości i szukam np. trwałego związku, a nie przygody czy flirtu. Jak tu się cieszyć, skoro uważani jesteśmy za dziwaków, ciemnogród i zacofanych, średniowiecznych ludzi. Trzeba chyba mieć na prawdę wiele mocy w sobie, aby odnaleźć radość w tych czasach.
P
poprafka?
6 lipca 2012, 10:36
Bożena wszystko ok, ale zbawiać? (Nie my nie zbawiamy, możemy być jedynie narzędziem)
B
Bożena
6 lipca 2012, 10:33
Być jednak z Nim szczęśliwym teraz oznacza: kochać, jak On kocha, pomagać, jak On pomaga, dawać, jak On daje, zbawiać, jak On zbawia...... oto jest wezwanie .....tego wszystkiego trzeba doświadcyć i dotknąć,żeby takim się stać. dążyć do zbawienia siebie i innych :)
TJ
taka jest zasada
5 lipca 2012, 20:39
"I nie mam tu na myśli osób, które do kościoła przychodzą z przyzwyczajenia, ale siebie - tego, który uważa się za chrześcijanina na serio podchodzącego do swojej wiary." Piszmy za siebie.  
X
xyz
5 lipca 2012, 18:43
 Panie Piotrze - ma Pan rację - mamy z tym problem ...
J
józia
5 lipca 2012, 17:29
tak sobie myślę... Że czasem to nawet chwile smutku są potrzebne. I to nie musi zaraz oznaczać, że ktoś ma trudność z przeżywaniem radości. To normalne stany które mamy.(i chyba nietrafne jest takie dzielenie, katolicy, niekatolicy itp.) No...może być taki podział -kobiety męźczyźni(bo trochę inaczej z przeżywaniem-emocjami-jest)  Czasem trzeba sobie po prostu popłakać. I to bardzo dobrze. I dla kobiet i dla mężczyzn. Chyba bardzo niedobrze byłoby, gdyby ktoś "szczerzył się" tak tylko na pokaz. Wymuszał uśmiech. Z drugiej strony(jeśli chodzi o katolików;) nie wierzę w to że prawdziwa radość taka "prosto z serca" nie może się "uwidocznić" na zewnątrz.  Jak całe rzesze ludzi stoją podczas Mszy świętej jak przed swoim pogrzebem, to widocznie nie ma tej radości wewnatrz. A dlaczego nie ma? Nie ma "spotkania"? Nie ma relacji(modlitwy)?...może jest tylko skupienie i rytuał? przyzwyczajenie jakieś?Totalnie nie wiem gdzie jestem, i po co? Bo jak ktoś tam jeden z drugim stoi smutny(może ma taki czas akurat) To żeby zaraz prawie wszyscy-taki czas mieli?
Piotr Żyłka
5 lipca 2012, 15:27
@Anna Oczywiście nie chodzi mi o głupkowate płytkie uśmiechy. Skupienie - coś wspaniałego. Sam jednak widzę po sobie, że często umyka mi to, co w trakcie Mszy jest najważniejsze - czyli właśnie ta radosna wiadomość, że On znowu dokładnie w tym momencie, daje nam całego siebie. Pozdrawiam
A
Anna
5 lipca 2012, 15:19
"To wrażenie nie opuszcza mnie, gdy na niedzielnej Mszy widzę dookoła siebie ludzi, którzy to wcale a wcale nie wyglądają na szczęśliwych z tego powodu, że uczestniczą w tajemnicy, która dzieje się na ich oczach. I nie mam tu na myśli osób, które do kościoła przychodzą z przyzwyczajenia, ale nas - tych, którzy uważają się za chrześcijan na serio podchodzących do swojej wiary" Co w takim razie mamy robic podczas mszy, zeby wyglądac na szczęśliwych?? Uśmiechać sie podczas kazania czy liturgii?? Bo ja jestem na mszy skupiona i wcale nie oznacza to braku radości.