Zagubiona radość
Mamy trudność z przeżywaniem radości, z byciem szczęśliwymi z tego powodu, że jesteśmy katolikami. Mamy także problem z okazywaniem tego szczęścia innym ludziom. Szkoda. Co bowiem innego może bardziej przyciągać do Kościoła, niż jego szczerze szczęśliwi członkowie?
Dobrym przykładem obrazującym ten problem jest coroczne przeżywanie okresu wielkopostnego i świąt wielkanocnych. Doskonale potrafimy przeżywać czas postu. Robimy postanowienia, wyrzeczenia, plany nawracania się. Kościół proponuje nam cały pakiet nabożeństw takich jak Droga Krzyżowa i Gorzkie Żale. Do tego jeszcze nabożnie odprawione rekolekcje i uczestnictwo w wieńczącym wszystko Triduum Paschalnym.
To piękny i doniosły czas, warto jednak zwrócić uwagę na zaskakującą proporcję. Potrafimy skoncentrować się przez kilkadziesiąt dni na sprawach trudnych i nieprzyjemnych, gdy zaś nadchodzi ten radosny czas, nie bardzo wiemy, co robić. Tak wygląda nasze przeżywanie Zmartwychwstania. Z jednej strony cały post, a z drugiej brak pomysłu na celebrowanie najważniejszego i najbardziej radosnego "newsa" w historii ludzkości - tego, że Bóg zwyciężył śmierć.
To wrażenie nie opuszcza mnie, gdy na niedzielnej Mszy widzę dookoła siebie ludzi, którzy to wcale a wcale nie wyglądają na szczęśliwych z tego powodu, że uczestniczą w tajemnicy, która dzieje się na ich oczach. I nie mam tu na myśli osób, które do kościoła przychodzą z przyzwyczajenia, ale nas - tych, którzy uważają się za chrześcijan na serio podchodzących do swojej wiary.
Nie lepiej jest w naszym życiu codziennym. Dużo narzekamy, zwracamy uwagę raczej na to, jaki ten świat jest zły i zepsuty, zamiast dostrzegać to, co jest wokół nas piękne i dobre.
Na to, jak ważna jest chrześcijańska radość, zwrócił uwagę kilka tygodni temu Benedykt XVI. Podkreślił, że jest ona "owocem Ducha Świętego, jest podstawową cechą wyróżniającą chrześcijanina: opiera się ona na nadziei w Bogu, czerpie siłę z nieustannej modlitwy, pozwala stawiać czoła cierpieniom w pogodzie ducha".
Zawsze, gdy myślę o tej zagubionej gdzieś przez nas radości, przypominają mi się słowa Matki Teresy z Kalkuty: "Nie pozwólcie nigdy, by zatopiła was troska tak, by z tego powodu zapominać o radości Chrystusa zmartwychwstałego. Wszyscy pragniemy nieba, gdzie znajduje się Bóg, nie mamy jednak możliwości znalezienia się od razu w niebie: wystarczy być szczęśliwym z Nim w chwili obecnej. Być jednak z Nim szczęśliwym teraz oznacza: kochać, jak On kocha, pomagać, jak On pomaga, dawać, jak On daje, zbawiać, jak On zbawia, być z Nim dwadzieścia cztery godziny na dobę, dotykać Go w Jego przebraniu nędzy, w ubogich i w tych, co cierpią. Serce radosne jest zwyczajnym skutkiem serca płonącego miłością (…) Strzeżmy w naszych sercach radości miłowania Boga i dzielmy się tą radością".
I o to mniej więcej chodzi.
Piotr Żyłka - członek redakcji i publicysta DEON.pl, twórca Projektu faceBóg.
Skomentuj artykuł