Zanim Hołownia powie „tak” lub „nie”
Z jego ewentualną kandydaturą wiążą się bardzo poważne pytania dotyczące Kościoła i polityki. Niezależnie od tego, czy Szymon Hołownia zdecyduje się kandydować na Prezydenta RP, trzeba znać odpowiedzi.
Jeszcze dwa tygodnie temu ta informacja była traktowana raczej jak żart albo chwyt marketingowy w ramach promocji nowej książki. Obecnie jego nazwisko uwzględniane jest w sondażach, publikowanych i analizowanych przez największe media. Komentatorzy polityczni o znanych nazwiskach zaczynają z uwagą, a niektórzy z nieskrywanym niepokojem, przyglądać się jemu samemu i możliwości, że faktycznie podejmie rywalizację. Trwają już w najlepsze dociekania, pod hasłem „skąd weźmie pieniądze?” i „kto za nim stoi?”.
W odpowiedzi na drugie z tych pytań najczęściej padają sformułowania „katolicyzm otwarty” lub „Kościół otwarty”. Wygłaszane są z estymą lub pogardliwie, zależnie od zapatrywań tego, kto po nie sięga. Zapatrywań eklezjalnych, ale też ideologicznych i politycznych.
Sam najbardziej zainteresowany nie potwierdza ani nie zaprzecza. Nie ogłosił dotychczas decyzji ani na „tak”, ani na „nie”. Daje do zrozumienia, że nie wyklucza możliwości startu, a równocześnie prosi o jeszcze trochę czasu. Czy czeka na odpowiednio wysoki wynik w sondażach? Ku zaskoczeniu wielu obserwatorów, jego zwolenników w kolejnych badaniach przybywa. Jednak eksperci od sceny politycznej wciąż nie dają mu dużych szans na zwycięstwo. Dostrzegają jednak, że jest w Polsce całkiem spora grupa ludzi, którzy widzą w nim lidera i autorytet na dzisiejsze czasy.
Na spotkaniach z nim sale są pełne, a uczestnicy chłoną każde wypowiadane przez niego słowo. Jest wśród nich wielu młodych, także młodych katolików. Czy ci, którzy niezależnie od wieku, przychodzą na spotkania, widzą w nim już kandydata na polityczny urząd? A jeśli tak, to dlaczego? Czy widzą w nim „kościelnego” kandydata? To znaczy takiego, który mógłby wystartować z poparciem Kościoła?
Jeśli Szymon Hołownia miałby być kandydatem na Prezydenta RP, to z pewnością nie może być kandydatem firmowanym przez Kościół. Może być kandydatem katolików.
W tle tych pytań stoją kwestie o wiele poważniejsze i głębsze. Czy Kościół powinien mieć swojego kandydata na nie tylko na najwyższy urząd w państwie, ale na jakikolwiek? Czy katolicy powinni mieć swoich kandydatów do pełnienie najróżniejszych funkcji politycznych?
Odpowiedź na drugie z tych pytań jest twierdząca. Powinni. Tak uczy Kościół. Odpowiedź na pierwsze, zgodnie z nauczaniem Kościoła, musi być negatywna. Jeśli Szymon Hołownia miałby być kandydatem na Prezydenta RP, to z pewnością nie może być kandydatem firmowanym przez Kościół. Może być kandydatem katolików.
Dlatego błędne są w swej istocie komentarze sugerujące, że znany i popularny pisarz, dziennikarz, publicysta, prezenter, może być kandydatem „Kościoła”. Nieważne, czy z przymiotnikiem „otartego” czy jakimkolwiek innym. Przymiotniki nie mają tu znaczenia, ponieważ Kościół jest jeden. Nawet jeżeli wspomniane przymiotniki pokazują, jak bardzo jest dziś wewnętrznie rozdarty, to jednak wciąż i na zawsze istnieje tylko jeden Kościół powszechny, bo jeden jest Jezus Chrystus. I ten jeden Kościół po stuleciach rozmaitych doświadczeń dziś, w XXI wieku, nie wystawia swoich kandydatów do pełnienia państwowych urzędów. Zachęca natomiast gorąco tworzących go wiernych, aby to robili. Co więcej, motywuje ich do tego, aby aktywnie się w działalność polityczną włączali, także przez kandydowanie i obejmowanie nawet najwyższych funkcji. Nie tylko papież Franciszek wielokrotnie do tego nawoływał i nawołuje. Robił to również św. Jan Paweł II.
Czy Kościół powinien mieć swojego kandydata na nie tylko na najwyższy urząd w państwie, ale na jakikolwiek? Czy katolicy powinni mieć swoich kandydatów do pełnienie najróżniejszych funkcji politycznych?
Słychać już głosy przypominające, że katolickie środowiska w Polsce, z którymi przede wszystkim kojarzony jest Szymon Hołownia, są zwykle bardzo krytyczne i niechętne wobec udziału Kościoła w bieżącej polityce. Wspieranie przez nie jego kandydatury na najwyższy urząd w naszej Ojczyźnie miałby być przejawem niekonsekwencji.
Z pewnością byłoby dziwne i niekonsekwentne, gdyby Szymon Hołownia, w przypadku podjęcia decyzji na „tak” w sprawie kandydowania na Prezydenta RP, prowadził kampanię wyborczą z wykorzystaniem kościelnej infrastruktury. Gdyby jego spotkania z wyborcami odbywały się w salkach parafialnych lub w świątyniach. Gdyby z ambon i w ramach ogłoszeń parafialnych padały zachęty do udziału w mityngach z jego udziałem, a w przedsionku kościoła rozdawano promujące jego kandydaturę materiały propagandowe i gadżety reklamowe. Warto jednak pamiętać, że równie niekonsekwentne i sprzeczne z nauczaniem Kościoła byłoby zwalczanie jego kandydatury z użyciem tych samych miejsc i narzędzi.
Wydarzenia ostatnich lat i miesięcy z różnych miejsc na świecie pokazują, że zmęczeni nudną przewidywalnością zawodowych polityków wyborcy szukają innych kandydatów do wysokich urzędów i ważnych funkcji. Takie oczekiwania są coraz wyraźniej obecne także w Polsce, również wśród polskich katolików. Czy akurat Szymon Hołownia jest tym, który na nie odpowie? Trudno powiedzieć. Czas pokaże.
Skomentuj artykuł