Zaproszenie do więzienia
Ostatnio dziwna sytuacja mi się przydarzyła. Wchodząc do aresztu i zostawiając telefon u strażnika, powiedziałem do swojej siostry: "Zadzwonię, jak wyjdę z więzienia".
Jakiś czas temu poznałem Andrzeja. Andrzej jest młodym księdzem, zakonnikiem, trynitarzem. Posłuchajcie, co robi.
"Byłem w Rio na Światowych Dniach Młodzieży. Papież Franciszek dużo mówił tam o wychodzeniu na peryferie. Więc ja tego słuchałem i zastanawiałem się, jak ja, będąc kapelanem więziennym, mogę wychodzić na peryferie. Pomyślałem o rodzinach więźniów. I zacząłem organizować kolonie dla dzieci więźniów. Tak to już funkcjonuje kilka lat. Piękne rzeczy się tam dzieją. Albo w ubiegłym roku zrobiliśmy w Wielkim Poście drogę krzyżową dla naszych podopiecznych. Z jednej strony muru szli więźniowie, a z drugiej ich rodziny. I razem się modliliśmy".
Jak go słuchałem, to sobie pomyślałem, że kiedy Jan Paweł II mówił o tym, żebyśmy mieli wyobraźnię miłosierdzia, to mówił właśnie o czymś takim. Ale to dopiero początek.
***
Stoję przed masywnymi drzwiami. Dzwonię domofonem. Mówię, że jestem umówiony z grupą na 10.30. Po chwili strażnik otwiera i wpuszcza mnie do pierwszego pomieszczenia.
Plecak, telefon i wszystkie inne rzeczy zostawić w szafce numer sześć. Dowód osobisty ląduje u strażnika. Skanowanie z przodu, skanowanie z tyłu. Możesz wejść do poczekalni.
Po kilkunastu minutach pojawia się reszta grupy. Razem idziemy głębiej. Jedna krata, drzwi i kolejne. Przy przejściach przez zamknięcia charakterystyczne "bzyczenie" przy otwieraniu.
Jesteśmy na miejscu. Szybko rozkładamy krzesła, ustawiamy krzyż i ikonę. Po chwili wchodzi pierwsza grupa. Z każdym z nas witają się uściskiem dłoni. Po kilku minutach druga grupa. Razem około czterdziestu mężczyzn. Siadamy, kilka praktycznych wyjaśnień.
Zaczynamy śpiewać pierwszy kanon.
"W naszych ciemnościach, o Panie, rozpal ogień, który nigdy nie zagaśnie".
Na początku śpiewamy tylko my, "ludzie z drugiej strony muru". Ale z każdym następnym powtórzeniem dołączają się nieśmiało kolejne niskie, męskie głosy.
Siedzę z tyłu i zastanawiam się, czy to na pewno dla nich, czy ta modlitwa nie jest zbyt powtarzalna, monotonna. I chyba zbyt dużo w niej ciszy. Spokój przychodzi w momencie przewrócenia kartki w śpiewniku. Słychać, że cała kaplica jak jeden mąż przewraca ją, żeby dalej śledzić teksty kanonów i czytań. W trakcie kilku minut milczenia absolutna cisza. Ewangelię o Zacheuszu przeczytał z wielkim zaangażowaniem i przejęciem jeden z więźniów.
Po modlitwie na środku kaplicy ląduje stół. Wokół niego krzesła. Na nim kawa, herbata, ciastka. Siadamy.
Pierwsze chwile i słowa zawsze są trudne. Patrzysz nieznanemu człowiekowi w twarz. Wiesz, że jego życie nie jest łatwe. Boisz się, żeby nie zapytać jakoś niefortunnie, nie palnąć czegoś głupiego. "Mam dwie córki i cztery wnuczki, bardzo je kocham" - mówi Andrzej, zanim zdążam otworzyć usta. Po kilku minutach cała kaplica wypełniona jest głośnymi rozmowami i śmiechem.
Wchodzi strażnik. Koniec czasu. Wszyscy żegnają się serdecznie. Znowu uścisk czterdziestu męskich dłoni. I co chwila to samo pytanie na pożegnanie. "Wrócicie?". "Jasne, że wrócimy".
[18 marca razem z grupą ludzi od lat jeżdżących do małej wioski w Burgundii i związanych z Taizé Kraków WAJ zorganizowaliśmy w podgórskim areszcie pierwszą modlitwę w duchu Taize. Będziemy tam wracać raz w miesiącu. Jak macie wolne przebiegi, to pomódlcie się za ludzi, których tam spotkaliśmy, i za te nasze spotkania.]
***
Kilka dni temu ojciec Andrzej wysłał mi maila. Tytuł: "zaproszenie do więzienia". W środku krótka informacja. "Szczęść Boże, przesyłam w załączniku plakat zapowiadający modlitwę z więźniami oraz zdjęcia pokazujące, jak było rok temu. Pragnę nadmienić, że również w tym roku będzie odpowiednie nagłośnienie, tak aby śpiew, który będzie wykonywany przez chór na trzy głosy, i tekst rozważań czytany przez jednego z osadzonych - był słyszalny po stronie zewnętrznej, jak i wewnętrznej muru. Rozważania przygotował jeden z panów odbywający karę pozbawienia wolności".
Jest końcówka Wielkiego Postu. Więzienie to jest konkretne miejsce, które potrzebuje nadziei. Więźniowie są konkretnymi ludźmi, którzy potrzebują wsparcia. Jeśli chcemy za kilka dni cieszyć się z tego, co będziemy przeżywać w Wielkim Tygodniu, z tego, co zrobił dla nas Jezus, to też dobrze by było, gdybyśmy próbowali Go naśladować i nieść światło tam, gdzie wydaje się, że jest już tylko ciemność.
Chrześcijaństwo przeżywane tylko na poziomie liturgii i modlitwy jest piękne, ale niepełne, bardzo zubożone. Kiedy wychodzimy do naszych braci na marginesie, wtedy wiara nie zostaje w kościele, wtedy Bóg zaczyna przenikać do naszej codzienności. To nie jest kwestia obowiązku i bycia dobrym katolikiem, ale szansa na to, żeby i w nas, i w ludziach, których spotkamy, wydarzyło się coś dobrego. Takie spotkania zawsze są szansą na tajemnicze, małe zmartwychwstanie.
Piotr Żyłka - redaktor naczelny DEON.pl, współautor "Życia na pełnej petardzie"
Skomentuj artykuł