Zaskakująca "tradycyjna" polska gościnność
Zdarza się, że jedna rodzina przygotowuje kolację i śniadanie dla niemal 300 osób. Suto zastawili stoły nawet mieszkańcy miejscowości, którym dwa tygodnie wcześniej spłonął kościół.
Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go w swoim domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa. Marta zaś uwijała się około rozmaitych posług. A stanąwszy przy Nim, rzekła: "Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła". A Pan jej odpowiedział: "Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona" (Łk 10,38-42)
"Nie myślałem, że taki świat jeszcze istnieje. Nie przypuszczałem, że jest to jeszcze możliwe" - powiedział mi znajomy, jeden z 267 pątników pielgrzymujących ze Szczecina na Jasną Górę (rowerami, sześć dni, sześćset kilometrów). Zaskoczyła go "tradycyjna" polska gościnność. Mnie też zaskakuje. Każdego roku, od 23 lat. Przyjmują nas do swoich domów ludzie, dla których jesteśmy obcy. Karmią nas średnio w co trzeciej mijanej miejscowości. Pewien pielgrzym w czasie pielgrzymki w 2016 roku, jadąc na rowerze, przytył 8 kg. To nie żart! Zdarza się, że jedna rodzina przygotowuje kolację i śniadanie dla niemal 300 osób (tak jest od ponad 20 lat w Barlinku). Zdarza się, że gospodarze wyprowadzają się do rodziny lub sąsiadów, a swoje mieszkania przekazują pielgrzymom - przypominam - całkowicie obcym ludziom. Suto zastawili stoły nawet mieszkańcy Lutola Suchego, którym dwa tygodnie wcześniej spłonął kościół…
W czasie wakacyjnego wypoczynku, gdy mamy więcej możliwości korzystania z gościnności, ale też więcej sposobności, by otworzyć nasze domy dla gości, liturgia Słowa dotyka właśnie tych kwestii. Na pierwszy plan naszej dzisiejszej refleksji w naturalny sposób wysuwa się oczywiście ewangeliczna scena odwiedzin Jezusa w domu Marty i Marii. Ponieważ jednak to wydarzenie jest nam dobrze znane i wiele razy było już komentowane, chciałbym, abyśmy naszą uwagę skupili na wydarzeniach opisanych w pierwszym czytaniu.
Siedzący u wejścia do namiotu Abraham, nagle spostrzega przed sobą trzech mężczyzn. Wita ich, zaprasza w gościnę. "Panie, jeśli znalazłem u ciebie łaskę, nie omijaj, proszę, twojego sługi" - mówi. Dlaczego, widząc trzy osoby, zwraca się do nich niczym do jednej? Niektórzy tłumaczą, że jest to jedno z pierwszych objawień Trójcy Świętej. Nie jest to jednak opinia powszechna. Żydowscy uczeni w Piśmie twierdzą raczej, że chodzi o trzech aniołów. Podobnie pisze autor Listu do Hebrajczyków: "Nie zapominajcie też o gościnności. Przecież dzięki niej niektórzy, nawet się nie domyślając, ugościli aniołów". Katoliccy bibliści twierdzą z kolei, że przybysze byli zwykłymi ludźmi, z którymi do Abrahama zawitał sam Bóg. I rzeczywiście najczęściej Bóg przychodzi do nas w gościnę w towarzystwie zwykłych ludzi, wszak: "Gość w dom - Bóg w dom".
On przychodzi do nas w różnych okolicznościach, najczęściej w najmniej oczekiwany sposób. Do Abrahama przyszedł w najbardziej upalnej części dnia. Kto o zdrowych zmysłach pałęta się po dworze w skwarze południa? (W Rzymie odpowiadają: tylko koty). A może właśnie wtedy, gdy - mówiąc metaforycznie - w naszym życiu robi się najbardziej gorąco, gdy Boga najbardziej potrzebujemy, On również pragnie do nas zawitać w gościnę? Trzeba być uważnym, by nie minąć się z człowiekiem, wraz z którym przychodzi do nas Bóg, by ugasić pożar naszego życia.
Czytałem przed laty "Książeczkę o dobrym życiu". Autor, niemiecki benedyktyn Anselm Grün, z właściwą sobie subtelnością przypomina o znaczeniu wartości, które w zabieganiu umykają uwadze, jak dyskrecja, gościnność, nadzieja, pokora, pocieszenie, szacunek. Myślę, że wakacje to dobry czas, by zastanowić się nad jakością naszej gościnności, która również - coraz częściej - umyka naszej uwadze.
Ksiądz Bartosz Rajewski jest proboszczem parafii na South Kensington w Londynie
Skomentuj artykuł