Zatrzymany ksiądz i bardzo gorzka refleksja

Fot. Depositphotos.com

W poniedziałek policja zatrzymała i doprowadziła do prokuratury księdza z Radomia. Tak, pracował z młodzieżą. Tak, miał wykorzystać młode kobiety. Tak, znam go. I mam bardzo gorzkie poczucie, że to jest kolejna historia, z której niczego się nie nauczymy.

Zbieranie zeznań trwało dwa i pół roku. Zarzuty są poważne, dotyczą między innymi wykorzystania seksualnego. Gdy dziewczyny, które tej przemocy doświadczyły, przyszły do kurii, ta zadziałała prawdopodobnie natychmiast, wysyłając zgłoszenie do prokuratury. I to jest dobre, bo zgodne z prawem: ale wszystko inne w tej sprawie jest po prostu słabe.
Bardzo słabe.

Sprawy księdza, który był księdzem doktorem, duszpasterzem akademickim, a na końcu – szefem KBO ŚDM, kościelnej instytucji, która z założenia jest ośrodkiem dowodzenia i koordynacji spraw związanych ze spotkaniami młodych, pilnowałam od ponad dwóch lat. Od tego strasznego momentu, w którym właśnie umówiliśmy się na robienie dobrych rzeczy i w którym tak, jak większość zaangażowanych w temat ŚDM osób zostałam z dnia na dzień w ciężkim szoku. Bo nowy, obiecujący szef biura został oskarżony o rzeczy poważne. O ciężki grzech. Zawiódł zaufanie. Zrujnował zbudowany z trudem kawałek Kościoła.

Jak się z tym miał? Próbowałam się dowiedzieć: na początku napisał tylko, że żyje i że przeprasza. A potem nastąpiło milczenie. Łatwo je zrozumieć. Gdy to, co działo się w tajemnicy, wychodzi na światło dzienne i nagle wszyscy rozpoznają w człowieku zło – myślę, że przygniatający jest poziom wstydu i rozczarowania sobą.

Uczucia, które tej sytuacji towarzyszą, właściwie trudno ponazywać bez używania słów niecenzuralnych. Bo z jednej strony jest gruby żal: że ktoś tak dał się wrobić w grzech. Że się nie opamiętał, nie wycofał, nie ogarnął na czas, nie poprosił o pomoc. We wczorajszej rozmowie rzecznik prokuratury mówił mi, że zarzuty dotyczą okresu dziesięciu lat. Dziesięciu lat! Tyle było czasu, żeby się nawrócić. Tyle było czasu, żeby ktoś zauważył! Dlaczego musiało minąć aż dziesięć lat?

Jest współczucie. Dla kobiet, które musiały przez to przejść. Nie ma we mnie zgody na to, by w Kościele działa się taka przemoc. I do szału doprowadzają mnie stwierdzenia, że to "nie dzieci ani nie mężczyźni", więc nic takiego się nie stało. Dobrze, że w tej sprawie nikt tak nie uważał.  

Jest złość. Bo ta sytuacja to dla mnie niestety kolejny dowód, że formacja stała kapłanów w Polce udaje się tylko gdzieniegdzie. Że wzniosłe słowa o seminaryjnym wychowaniu powinna zastąpić pokorna refleksja na przykład nad tym faktem, że co roku zdarza się przynajmniej kilku, jeśli nie kilkunastu młodych księży, którzy wchodzą w seksualne relacje z młodymi osobami. (Tak! Mimo VELMu, mimo medialnej nagonki, mimo działania kościelnej fundacji i naprawiania struktur, w 2024 roku, wciąż są kolejne przypadki! Czym to wyjaśnić? No czym?)

Wewnątrz Kościoła mówimy o tym mało, bo chcemy zauważać dobro, którego jest więcej, bo i tak media atakujące programowo Kościół wykorzystają to na dwieście procent, bo nie wiemy, co powiedzieć. To sytuacje, w których wychodzi nasza totalna bezradność wobec cudzego grzechu i jego konsekwencji. Tyle się mówi o roli świeckich - w takich sprawach widać, jaka jest tak naprawdę marginalna.  

Dlaczego się tego nie widzi: że ten rodzaj służby w Kościele, jakim jest kapłaństwo, jest też obarczony relacyjną słabością? Że to jest pięta achillesowa bardzo wielu księży? Że lansowana wciąż bardzo mocno w niektórych środowiskach wizja idealnego „drugiego Chrystusa”, który musi trzymać się z dala od ludzi, by nikt nie dostrzegł jego słabości, przynosi czasem koszmarne rezultaty?

Wiadomo, jakie w Polsce mamy warunki: zwykłe i w dobrej wierze zwrócenie uwagi księdzu na jego słabe zachowanie jest w dwóch trzecich parafii grubym nietaktem i często kończy się wycięciem człowieka, który ośmielił się upomnieć kapłana, z możliwości aktywnego działania przy kościele. Dlaczego nie kładzie się na to większego nacisku w trakcie formacji? Czy to jest naprawdę niemożliwe, żeby systemowo wychować ludzi mających całym życiem służyć Bogu na pokornych? I to wtedy, gdy są jasne dowody, że ich częstą (choć niekonieczną) chorobą zawodową jest pycha? Czy nie lepiej zapobiegać, niż nieskutecznie próbować leczyć, gdy jest już za późno?

Są przecież narzędzia, którymi księży można skutecznie wspierać. I jest w Polsce spora grupa kapłanów, którzy wypracowali sobie dobre metody i nawyki i potrafią żyć porządnie i pobożnie. Może to oni powinni częściej i szerzej dzielić się praktyką? Zamiast tego często są w diecezjalnej drabince marginalizowani – nie mają parcia na kariery i awanse, są zwyczajni, więc ich talent do pozostawania dobrymi księżmi pozostaje niezauważany, a z ich doświadczenia mało kto się uczy. Promowani są sprawczy, charyzmatyczni, wygadani, umiejący załatwiać, zapewniający przypływ ludzi... Dlaczego?

Oczywiście, można powiedzieć, że system, wychowanie, wsparcie, narzędzia to jedno, a to, co człowiek z tym zrobi, to drugie. Bo choćby system był najlepszy, i tak można z niego nie skorzystać. To prawda. Ale jeśli można zadbać o to, by formacja, także ta do relacji, była jak najlepsza, brak tego zadbania jest po prostu zaniedbaniem.

Złości mnie to: kiedy my, ludzie Kościoła, wyświęceni i nie, mówimy o tym, nasz głos jest ignorowany. Jestem kobietą, więc nie znam się na formacji księży - to słyszę. Ale jestem też matką i znam się na wychowywaniu synów na porządnych mężczyzn, którzy nikogo nie krzywdzą, a to już bardzo dużo. Mimo to mój głos jest niczym, a jeszcze dorzuca mi się na plecy to zdanie krążące po społeczności Kościoła: „takich macie księży, jak się za nich modlicie”. Wy, którzy go używacie z taką lekkością, nie macie pojęcia, ile ta modlitwa potrafi nas kosztować i jak wiele czasem poświęcamy, by w niej trwać. I jak bardzo boli czasem rzucone bez namysłu stwierdzenie, że „za tego księdza to się widocznie za mało modlili”. Tak: jesteśmy za siebie wzajemnie odpowiedzialni, ale jest pewna granica tej odpowiedzialności, którą wyznacza wolność każdego człowieka. A wolność oznacza, że można być omodlonym na sto lat do przodu i odrzucić łaskę, można doznać cudów, można być blisko Boga i to wszystko zmarnować, można wybrać inną drogę i się regularnie nie nawracać, aż nie będzie za późno.

Gorzko brzmią też dla mnie mnie enigmatyczne komunikaty różnych kurii, wydawane często po czasie, gdy media przycisną. To jasne: nie zawsze dobro sprawy wymaga jej nagłośnienia. Trzeba dbać o osoby pokrzywdzone, nie dokładać im cierpienia, zaopiekować delikatnością i dyskrecją. To jest cholernie ważne. Jednocześnie trzeba też zadbać o poranioną resztę wspólnoty Kościoła: o ludzi, którzy dowiadują się strzępów informacji z medialnych, szukających sensacji doniesień i też cierpią. A są grupą najbardziej zmarginalizowaną: mało kto przejmuje się samopoczuciem zwykłych katolików, zranionych kolejnym grzechem brata, który wczoraj jeszcze był tu z nami, a dziś jest po innej stronie albo w areszcie. Lata wcześniej akcent był położony raczej na dobre samopoczucie księży i informacje nie były podawane publicznie, później został medialnie i instytucjonalnie mocno przesunięty na osoby skrzywdzone i temu przesunięciu podporządkowują się komunikaty i coraz częściej działania Kościoła.

My, szarzy, zwykli katolicy, jesteśmy w tym nieważni, jakbyśmy nie byli wspólnotą, tylko gapiami na ulicy, których się przegania i niczego im nie tłumaczy. To boli. To bardzo boli. Kiedy się to zmieni? Kiedy po prostu będzie można o tym wewnątrz Kościoła swobodnie rozmawiać?

Tym razem, gdy pytałam, jakiego wsparcia udzielono skrzywdzonym dziewczynom, które znalazły w sobie odwagę, by o siebie zawalczyć – usłyszałam, że zaproponowano pomoc. I to dobrze. Gdy pytałam, jakiego wsparcia udzielono księdzu, który się grubo pogubił, w odpowiedzi dostałam tylko milczenie. A co z jego środowiskiem? Czy ktoś się o tych ludzi zatroszczył? Przyszedł porozmawiać, zapytał, czego potrzebują, doświadczając takiej rany? Chciałabym usłyszeć, że tak.

Myślę też o tym, czy wysłanie człowieka oskarżonego o poważne przestępstwa, który jeszcze wczoraj był doceniany, chwalony przez biskupa i uważany za jego prawą rękę, na zsyłkę do domu rodziców, bez interesowania się jego dalszym losem, na prawie trzy lata, jest w porządku. Czy ktokolwiek się do niego odezwał, ogarnął, pomógł nie w sensie krycia jego grzechu, ale zbierania człowieka, który zrobił wiele zła, stracił wszystko i prawdopodobnie rozpada się właśnie na kawałki? Tego nie wiem. Z nieoficjalnych informacji wynika, że nie.

Boli mnie bardzo, że tak to działa: stajesz się niewygodny – i znikasz nam z horyzontu, zrobiłeś coś strasznego – odcinamy się od ciebie. Dlaczego? Żeby nie utonąć razem z tobą? Żeby media nas nie rozjechały czołgiem? Spokojnie. I tak rozjadą. A przekaz w diecezję idzie jasny. Nie daj się złapać, bo to będzie koniec twojego dotychczasowego życia. Jeśli zabrnąłeś w coś złego, nie łudź się, że ktoś ci pomoże. Jesteś sam. Musisz sobie radzić sam. I kolejni księża sobie radzą. Aż nie wpłynie doniesienie do prokuratury.
Ile jeszcze?!

Być może jestem teraz bardzo niesprawiedliwa, ale tyle już podobnych historii księży wysłuchałam w zaufaniu, że nie mogę nie zwrócić uwagi na powtarzający się schemat: jesteś trybikiem w diecezjalnej machinie, pilnuj się, bo w razie kłopotów będziesz sobie radzić sam. I nie przychodź z problemami, bo staniesz się niewygodny. To jest przekaz, który idzie z komunikatów kurii i doniesień mediów.  I księża ten przekaz dobrze słyszą. Kiedy się to zmieni?

I kolejne pytanie. Czy dało się temu zapobiec?
Nie wiem. Być może ktoś, kto z zatrzymanym księdzem współpracował na co dzień i miał w sobie tyle uważności, by zwrócić uwagę na pewne symptomatyczne zachowania, miałby większe możliwości. Bo przecież nikt nie przyzna w sporadycznej towarzyskiej rozmowie, że po godzinach robi rzeczy złe, zabrnął w miejsce, z którego nie ma wyjścia, nie wie, jak sobie poradzić. Dopóki żadna z osób skrzywdzonych tym złem nie znajdzie w sobie odwagi – a trzeba mieć jej sporo – i wytrwałości, żeby o tej krzywdzie mówić, wszystko pozostaje w tajemnicy. I przyznam, że gdy śledzę kolejne podobne przypadki, ogarnia mnie czasem potężna obawa o to, kto z mojej listy znajomych księży będzie kolejny. Patrzę podejrzliwie na drobne symptomy. Czasem to dające do myślenia słowo albo gest, czasem dziwne zachowanie, które może być przypadkiem, ale wcale nie musi nim być. Oceniam warunki: chęć robienia kariery, poczucie wyższości, przyklejanie się do urzędów i wyższych w hierarchii, przekonanie o własnej cudowności, ciężki autorytaryzm, zachowania podpadające pod mobbing,  brak szacunku dla ludzi, zwłaszcza dla kobiet, wchodzenie w układy, by "prawie legalnie" załatwić sprawy dla dobra Kościoła. Brak transparencji finansowej. Drobne oznaki ciężkiej samotności. Łapię się na tym, że zaczynam to analizować niemal automatycznie. To nie pomaga w budowaniu wspólnoty, w byciu we wspólnocie, we współpracy wewnątrz Kościoła. Tak się traci do siebie zaufanie.

Nie, nie można nikomu odebrać wolności decydowania o sobie, tego, czy wybiera dobro, czy brnie w zło. I nikt poza człowiekiem, który to wybiera, nie ma wpływu na jego decyzję. Ale można tworzyć okoliczności, które sprzyjają złym wyborom i takie, które im nie sprzyjają. I za to ponosić jakiegoś rodzaju odpowiedzialność. Marzę o tym, żeby ktoś sprawczy w Kościele wreszcie, skutecznie wyciągnął z tego wnioski. 



 

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zatrzymany ksiądz i bardzo gorzka refleksja
Komentarze (36)
JM
~Justyna Mic
19 lipca 2024, 10:42
Podejrzenia a nawet aresztowanie nie przesądzają o winie. Po to jest proces sądowy. Wielu oskarżono, i aresztowano, i osądzono winnymi. A Bóg wie i odda każdemu.
JY
~John Yossarian
18 lipca 2024, 15:59
Pisząc o tym, że ksiądz "dał się wrobić w grzech" usprawiedliwia go Pani, a w każdym razie umniejsza odpowiedzialność. Takie słowa może byłyby na miejscu, gdyby chodziło np. o romans księdza z dorosłą parafianką, ale taki, gdy obie strony wiedzą co robią, bez jakiegoś uzależnienia, kierownictwa duchowego czy spowiadania. Ot, zaiskrzyło i tak jakoś... Wtedy owszem: może być żal, że ksiądz w to poszedł. Ale tu, jak rozumiem, chodzi o poważne przestępstwa. Więc proszę nie sugerować , że "dobry chłopak był i mało pił". A poza tym: kto go niby "wrobił w grzech"? Gadający wąż? Głosy w głowie? No litości...
WT
~Wojtek T.
18 lipca 2024, 06:56
artykuł jest bardzo ciekawy i porusza wiele wątków. Na przykład, symptomatyczna jest zmiana stosunku do duchownych - od kredytu do debetu zaufania, nieufności czy wręcz podejrzliwości. Niestety, obserwuję to również u siebie... Dlatego drodzy panowie, tak ważne jest żebyście reagowali na patologie w swoim środowisku, mimo że to bardzo trudne, ze względu na ogólnie pojętą ekskluzywność (w sensie zamknięcia, wyobcowania) waszej grupy, relacje koleżeńsko-środowiskowe, hierarchiczne, korporacyjne, itd. 'Usuniesz zło spośród siebie.' (Pwt 17:7) Niekiedy wasza protekcjonalność wobec świeckich budzi autentyczne zażenowanie - to już nie są te czasy (które trwały przez stulecia), gdy wasza grupa była autentyczną elitą, również intelektualną...
ŁM
~Łukasz M
18 lipca 2024, 06:44
A może trzeba przestać udawać że celibat to konieczność i dać księżom możliwość życia jak normalni ludzie?
DP
~Don Pedro
18 lipca 2024, 16:52
To nie takie proste. Gdyby tak zrobić, to w mojej (i ne tylko) parafii doszłoby zamieszek między kobietami. A wszystko przez uroczych wikarych.
WT
~Wojtek T.
18 lipca 2024, 22:59
zniesienie celibatu na pewno nie zniosłoby wszystkich problemów - przecież one pojawiają się również w małżeństwach (włącznie z najcięższymi nadużyciami) - za to na pewno przybyłoby nowych...
WT
~Wojtek T.
20 lipca 2024, 16:07
rozwinę swoją poniższą wypowiedź: osoba, która w drastyczny sposób wielokrotnie przekracza granice prawa - nie tylko kościelnego, ale państwowego, naturalnego, itd. - prawdopodobnie cierpi na jakieś zaburzenie (być może aspołeczne, narcystyczne, itd.), które m.in. objawia się brakiem empatii dla innych, w tym oczywiście dla tych, których krzywdzi. To jest na tyle głęboka przypadłość, że nie skoryguje jej zmiana stanu cywilnego, czy zniesienie celibatu. I teraz pytanie: czy w dorosłym życiu tego typu zaburzenie może być indukowane, np. przez celibat? Wydaje mi się, że nie - to raczej głębszy problem o silniejszej etiologii. Może być on (ten problem, czy zaburzenie) prawdopodobnie pierwotny w stosunku do późniejszego wyboru stylu życia. Rolą seminarium (lub okresu narzeczeństwa) jest takie zaburzenie wykryć i mu 'jakoś' przeciwdziałać.
MP
~Mateusz Prześny
17 lipca 2024, 21:36
Autorka tekstu jest młoda. W zaden sposob nue oznacza to, ze ksiedza pochwalam. Tajemnica zła.
MP
~Mateusz Prześny
17 lipca 2024, 21:32
Jeśli wierzymy, że Duch Święty nigdy Kościół nie opusci, to zrezygnujmy z celibatu. Wszystkiego nie rozwiąże, ale tę sprawę w znacznej części.
MP
~Mateusz Prześny
17 lipca 2024, 21:30
Jeśli wierzymy, że Duch Święty nigdy Kościół nie opusci, to zrezygnujmy z celibatu. Wszystkiego nie rozwiąże, ale tę sprawę w znacznej części.
TT
Tomasz Tomasz
17 lipca 2024, 21:08
Pani Redaktor - po ludzku - bardzo mi przykro. Przykro mi że ksiądz - wg prokuratury - skrzywdził młode dziewczyny (7 poszkodowanych). Że sprawa ks. Mariusza dotyka Panią osobiście. Przykro mi że szerzy prawdziwe zgorszenie (a nie te wydumane), a i mniejsze oburzenie bo coraz większej liczbie ludzi zaczyna być to obojętne. Przestępstwo musi zostać ukarane. Coś nam jednak w formacji kapłanów umyka. Wg mnie przyjaźni biskupów, proboszczów, opieki psychologicznej, organizacyjnej, a szerzej - autentyczności, wspólnoty, miłości. Jak będzie ładowane księżom do głów że są "następcami Chrystusa", a nie że są powołani do oddania życia Bogu, do normalnego, otwartego życia między ludźmi, czasem dystansu do rzeczywistości, rozumienia biologii - także swojej, psychologii, seksuologii, integracyjnego rozumienia człowieka, to tak będzie. ...Z kim polski kapłanie możesz dziś pogadać że Ci źle? ...Panie, nie mam człowieka, który wniósłby mnie do sadzawki, gdy woda zostaje poruszona...
AE
~Anna Elżbieta
18 lipca 2024, 18:29
Tak, ma Pan rację. Ja wielokrotnie na Deonie pisałam, jak bardzo ważne są relacje nas, ludzi świeckich, z księżmi. Takie normalne, przyjacielskie. Zaproszenie księdza na obiad do swojej rodziny, wspólny wyjazd na wycieczkę, zaproszenie na ciekawy film do kina, porozmawianie po Mszy świętej itp. Trzeba przełamać w sobie jakiś lęk czy opór, że to ksiądz. Po prostu człowiek, z którym może warto się zaprzyjaźnić. W mojej obecnej parafii były dramatyczne wręcz sytuacje między proboszczem a wikariuszami. Nasza wizyta u biskupa nic nie wniosła do sprawy. I właśnie tych wikarych otoczyliśmy troską, wsparciem, zrobiło to wiele osób. Teraz, choć minęło już kilka lat, kontaktujemy się, mamy nadal bardzo dobre, przyjacielskie relacje, choć oni są już w innych parafiach. To nie jest trudne, trzeba tylko chcieć wyjść ze swojej strefy komfortu, wyjść do człowieka.
AK
~Ania K
17 lipca 2024, 21:00
Zastanawiam się, jaką konkretnie pomoc miałby uzyskać ten ksiądz? Jak miałoby wyglądać wsparcie dla niego? Zrobił złe rzeczy i sądząc po tym, ofiary zgłosiły się na policję jednak wielkiej refleksji w nim nie było. Czy można było temu zapobiec? Niestety jedyna metoda to jednak podcięcie skrzydeł takiej jednostce uważającej, że może więcej od innych w odpowiednim momencie. Niestety niewielu przełożonych to zrobi - czy to w kościele czy w innych organizacjach, bo taka osoba z reguły robi więcej niż inni, pcha do przodu wiele tematów, robi rzeczy niemożliwe, tam gdzie inni rozkładają ręce, znajduje rozwiązanie. Dlatego pozostaje krąg zaufanych osób, żeby one jednak nie obawiały się zwrócić uwagę na te niebezpieczne symptomy. Ile z nas takie naprawdę ma blisko siebie?
MM
~Marek Matejkowski
17 lipca 2024, 16:03
Wszystko fajnie, masz rację. Piszesz, że jesteś matką, że wychowujesz syna. Zapewne wychowujesz go na normalnego zdrowego mężczyznę. I taki zdrowy psychicznie i fizycznie facet nie jest w stanie wytrzymać bez seksu. Wiem, znajdziemy wyjątki i to trudne do sprawdzenia. Jak obracać się wśród kobiet, często atrakcyjnych i „kuso” ubranych, bo gorąco, bo taka moda, wśród kobiet które do tego pięknie pachną i nie mieć jedocześnie niezaspokojonych rządz? Jeśli masz dzieci, to zapytaj męża, jak się sprawy mają. Kiedy wreszcie kobiety przestaną idealizować księży, że oni tacy dziewiczy? Wg mnie to jest problem narzuconego celibatu i oszukiwania siebie.
Marta Łysek
19 lipca 2024, 12:48
Może ujmę to tak. Jest różnica między tym, że ma się naturalne potrzeby seksualne i tym, że się je realizuje, krzywdząc kobiety. Jestem w stanie zrozumieć (nie pochwalać) księży, którzy w desperacji znajdują sobie kobietę i mają z nią życie seksualne. Ale mamy w Polsce setki mężczyzn uprawiających seks tylko sporadycznie i zazwyczaj nie zaczynają z tego powodu molestować i wykorzystywać kobiet w swoim otoczeniu. A co do idealizowania księży myślę, że trafniej postawione pytanie brzmiałoby raczej: kiedy społeczność Kościoła przestanie idealizować księży? I wtedy mamy bardziej prawdziwy punkt wyjścia.
CT
~Czarna Teczka
17 lipca 2024, 14:15
„że co roku zdarza się przynajmniej kilku, jeśli nie kilkunastu młodych księży, którzy wchodzą w seksualne relacje z młodymi osobami” Kilku ,KILKU ???Kilku to jest w mojej i okolicznych wiejskich parafiach .Kobieto zejdź na ziemię ….
WT
~Wojtek T.
18 lipca 2024, 01:27
jak masz takie informacje, i nie są to plotki, tylko stan faktyczny, to Twoim obowiązkiem jako katolika jest zgłosić to do miejscowej kurii, a jeśli ona nie zareaguje - to rozważyć inne kroki, być może pójść z tym do mediów (świeckie media - jako nieuwikłane w nieprzejrzyste układy 'kościelne' mają tu duże znaczenie, jak zresztą stwierdził to jakiś czas temu ks. Dariusz Oko). Sytuacje takie jak opisywana w artykule niestety nie są ukrócane m.in. z powodu bierności pośrednich i bezpośrednich świadków - czyli osób z bliskiego otoczenia, które znają sprawę z własnej percepcji, lub np. ze zwierzeń osób uwikłanych, itd. Osoby z kręgu duchownego nie chcą sobie komplikować sytuacji w otoczeniu, w którym żyją, a świeccy są obojętni np. z powodu wygodnictwa ('nie chcą się mieszać'), albo idealizują bądź bagatelizują duchownych i ich naganne zachowania. Każda z tych postaw krzywdzi Kościół, choć w różnym stopniu. Nie piszę tu o oczywistości, czyli o winie głównego antybohatera.
Marta Łysek
19 lipca 2024, 12:49
To oficjalne dane, drogi anonimie. Pytanie, co z tym robisz i gdzie Twoje doniesienie do prokuratury, bo jeśli o tym wiesz, masz obowiązek prawny to zrobić. Jeśli było - wspaniale, tak trzymać.
SZ
~Stefan Zieliński
17 lipca 2024, 12:54
Trzeba bardzo kochać Kościół aby taki artykuł napisać
MW
~Marian W.
18 lipca 2024, 08:34
"Trzeba bardzo kochać Kościół ..... " Owszem. A co z Bogiem? Myślę, że problem katolików polega m.in. na tym, że stawiają Kościół nad Boga. Dotyczy to także omawianego problemu. Gdyby w takim księdzu (i w jego zwierzchnikach) była prawdziwa bojaźń Boża, to opisywanych zachowań byłoby dużo mniej. No ale skoro kiedyś ustalono, że ksiądz to alter Christus (czytaj: drugi bóg) i tym przez wieki karmi się ich samych i wierny lud, to czego oczekiwać?
RK
~Rafał Kontowski
19 lipca 2024, 10:11
Tak, też tak to odbieram i ta miłość to łaska, którą dzielisz się z nami Marto. I nasza modlitwa. Dziękuję. Rafał.
Marta Łysek
19 lipca 2024, 12:50
@Stefan Zieliński dziękuję...
EM
~Ewa Maj
17 lipca 2024, 09:36
To jest taki gorzki paradoks, że na eksponowane stanowiska potrzebni są ludzie energiczni, sprawczy, skuteczni, co z drugiej strony może oznaczać brak refleksyjności, impulsywność w działaniu, poczucie wyższości. Chciałoby się wierzyć, że formacja kapłańska zabezpiecza przed spustoszeniem, jakie czyni ta druga strona charyzmatycznych liderów.
E3
edoro 333
16 lipca 2024, 22:34
Jak stworzyć okoliczności, które nie sprzyjają złym wyborom? Co by to miało być?
HZ
~Hanys z Namysłowa
16 lipca 2024, 21:12
Szanowna Pani,ksiądz też jest człowiekiem jak każdy z nas, czy to tylko jego wina? Myślę że wina jest po obu stronach,kobiety też nie są święte, obrażają się jak ksiądz je wyprosi z kościoła ze względu na niestosowny ubiór, mój proboszcz na Śląsku nie udzielał im komuni klęczącym przy balaskach, było to oburzenie,jak tak można, z moich obserwacji to na zachodzie jak widziałem ubrana pretensjonalnie kobietę topodchodzile bliżej posłuchać jaka mówi,była to zawsze Polka.Nie wszyscy księża mają wystarczająco siły zeby seperowac takie panienki, kobietki, nie był pedofilem, może myślały że zrzuci sutannę i się pobiorą, o gwałtach też nie ma mowy, grzech jest po obu stronach, dlaczego karać więc jedną stronę. Kobieta zawsze ma ostatnie słowo, może powiedzieć nie, bo gwałtów nie było.
TI
~TezZeSlaska INieWNiemieckejKrainie
17 lipca 2024, 18:33
Hanys, nie udawaj tu na siłę osoby, która zna się na choćby w najmniejszym stopniu na kryminologii, psychologii i jest w stanie analizować powazne przestepstwa i profile przestępców, celem tworzenia procedur, poprawy prawa karnego a nie obrony przestępców. Broniąc dawnych, tradycyjnych głupot, typu “spódniczka była za krótka”, wystawia sobie Pan sam świadectwo, o sobie samym.
JY
~John Yossarian
17 lipca 2024, 21:40
Jasne, że wina jest po obu stronach. To tak jak przy rozwodzie: zawsze winne są dwie strony- żona i teściowa. A ciekawe w jaki sposób klerycy podrywali Paetza? Bo też nie było pedofilii ani gwałtów. A tak na poważnie: przypomina się Michalik i te zagubione dzieci, co to bałamucą księży... Zgroza i ohyda spustoszenia. Ja rozumiem, że dysonans poznawczy i moralny skłania do takich postaw, ale im będą one częstsze, tym szybciej opustoszeją kościoły.
KK
~karol karol
18 lipca 2024, 06:31
inaczej byś śpiewał gdyby to była Twoja córka albo Twoja wnuczka... A może nie? Może przede wszystkim "kochasz Kościół" i "walczysz z lewactwem" :(
WT
~Wojtek T.
18 lipca 2024, 06:42
to dwie różne sytuacje: są predatorzy seksualni, którzy starannie dobierają ofiary, np. z niepełnych lub patologicznych rodzin (nie wyobrażam sobie, żeby taka tchórzliwa kreatura chciała uwieść córkę silnego - niekoniecznie fizycznie, ale duchowo, moralnie i środowiskowo - mężczyzny), i te biedne ofiary są manipulowane i wykorzystywane w odrażający sposób. Ale bywa też tak, że kobiety chcą rozpocząć relację z duchownym - bo np. kojarzy im się z ideałem mężczyzny nietkniętego duchem świata, z którym stworzą piękną relację, ale też czasami dlatego, że z dość patologicznych przyczyn szukają potwierdzenia własnej wartości, i zejście kapłana z drogi wierności Bogu traktują jako rodzaj trofeum dla swojej zaburzonej osobowości, np. narcystycznej, aspołecznej, zaniżonej, itd.
HZ
~Hanys z Namysłowa
18 lipca 2024, 20:09
Szanowny Panie Wojtku, ja też dobierałem sobie dziewczny,obserwowałem,nie zmuszałem, na końcu po gruntowej selekcji,wybrałem sobie jedną, jesteśmy już razem 51 lat,a znamy się 55 lat,zbudowaliśmy dom w Polsce,w Niemczech,nasze dzieci w Niemczech i Szwajcarii, mamy życie poukładane,Pan mnie nie zrozumie, różnią nas mentalności,tak jak Austriak nie jest Niemcem,czy Szwajcar , mówią tym samym językiem, Ślązak Polakiem nie jest, Polacy usiłowali to uczynić jak kiedyś Hitler z Austriakami, nie mogłem się z Polakami zintegrowac, tak samo oceniam język śląski za wielką pomyłkę, Austriakowi,Szwajcarowi nie przyszło by do głowy, zebz powiedzieć ,mamy język szwajcarski,czy austriacki,tylko Polakom takie myśli przychodzą,budzicie się bo Polska pięknie rozwija się pod zaborem Unii,macie pierwszy rząd narzucony przez Niemcy,cieszcie się więc.
Marta Łysek
19 lipca 2024, 12:53
@Hanys z Namysłowa: wina po obu stronach jest, jak obie strony się dobrowolnie umówią na seks. I właśnie o gwałtach jest mowa. Więc Pana komentarz mocno nietrafiony.
WT
~Wojtek T.
19 lipca 2024, 19:32
@Hanys: tylko dopiszę, że mój wpis wcale nie był wbrew pańskiemu pierwszemu - zjawisko przez pana opisane zawiera się w mojej drugiej części...
AK
~Ania K
16 lipca 2024, 19:27
Pani Marto - współczuję Pani, że sprawa dotyka Panią osobiście. Gdy obserwuję problemy kościoła w Polsce czy to z przestępstwami obyczajowymi czy finansowymi dochodzę do wniosku, że potrzebne są po prostu w kościele jako instytucji standardy i procedury niemalże korporacyjne. Jakieś centrum usług wspólnych dla rozliczeń finansowych, żeby nigdy już żadne pieniądze parafian nie zostały zmarnowane czy też telefony zaufania do zgłaszania anonimowo spraw niefinansowych, ale z gwarancją, że żadne zgłoszenie nie pozostanie bez rzetelnego sprawdzenia. Pracując wiele lat na stanowiskach menedżerskich po prostu wiem, że jest to niezbędne. Niestety ludzie potrafią robić bardzo złe rzeczy - kompletnie bez sensu i ostatecznie szkodząc sobie, ale nie przestają mnie zaskakiwać coraz to nowe oszustwa czy całkowite pozbawienie standardów etycznych. Procedury naprawdę pomagają prędzej czy później - i raczej nie po 10 latach - pewne rzeczy odkryć.
E3
edoro 333
17 lipca 2024, 16:55
Otóż to!! Procedury.
ŁM
~Łukasz M
18 lipca 2024, 06:43
Może inaczej, niech rady parafialne zajmą się pieniędzmi parafii, a ksiądz niech się zajmie swoim powołaniem, duszpasterstwem.
NC
~niebinarna córka moralisty po mefedronie
16 lipca 2024, 18:15
Nic się nie przejmuj "Wiesiek" aktywiszczami. To nie twoja wina, że one są puste umysłowo, powtarzają "wiedzę", mają władzę zniszczenia mądrości.