Żona nie może odmawiać seksu mężowi? Niebezpieczne związki katolików z kulturą gwałtu
Co ma zrobić kobieta, gdy nie ma ochoty na seks? „Masz poprosić, a nawet uprosić, żeby mąż sam zrezygnował!” – uczy znany katolicki mówca. Tak szkodliwe, ideologiczne bzdury trudno nawet komentować.
Gdy w zeszłym tygodniu w debacie publicznej pojawił się projekt ustawy o zmianie definicji gwałtu i temat zgody na seks, Natalia Białobrzeska, prowadząca popularny kanał na Instagramie Drużyna B, udostępniła fragmenty konferencji Jacka Pulikowskiego. Mówcy nie muszę przedstawiać, doktor inżynier budownictwa, który katolickiej bańce znany jest jako – z zupełnie niezrozumiałych dla mnie powodów – autorytet w kwestii życia rodzinnego, zwłaszcza sfery seksualnej. W udostępnionym przez Natalię wykładzie pt. „Co jest normalne we współżyciu małżeńskim?” mówi on właśnie o kwestii odmawiania seksu. Jak powinno to, zdaniem Pulikowskiego, wyglądać w katolickim małżeństwie? Następująco:
„Żona nigdy nie powinna odmówić mężowi współżycia, gdy on proponuje. Jeszcze precyzyjniej: mąż nigdy nie powinien czuć się odrzucony i odtrącony. To nie jest łatwe. Mamy swoje urazy, mamy swoje lęki, przewrażliwienia na tym punkcie i bardzo łatwo go zranić. Wobec tego odpowiedź: „nie” – dlaczego? – „bo nie” jest absolutnie nieuprawniona. Odpowiedź: „nie, bo nie mam ochoty” też jest absolutnie nieuprawniona. To nie od ochoty ma zależeć.”
Później dodaje, co robić, kiedy kobieta – mimo wszystko – nie ma ochoty na seks:
„Masz go poprosić, a nawet uprosić, żeby sam zrezygnował! Bo ty naprawdę nie możesz. Wybacz, ale ja naprawdę nie mogę. Nie gniewaj się, ale ja naprawdę nie mogę. Nie, bo nie, won chamie niemyty… nie wolno w ten sposób! Drogie panie, jeżeli powiesz szczerze, że naprawdę nie możesz – możesz powiedzieć na przykład, że jestem śmiertelnie zmęczona, przełóżmy na jutro.”
Tych szkodliwych bzdur – to najłagodniejsze określenie, które przychodzi mi do głowy – nie mówi przypadkowy, anonimowy człowiek. To głos autorytetu, wyraźnie słyszalnego w polskim Kościele, jednego z audytorów Synodu o rodzinie z 2015 roku. Człowieka od lat zapraszanego na rekolekcje dla par, prowadzącego kursy przedmałżeńskie, głoszącego konferencje, którego książki i audiobooki wciąż są wydawane i cieszą się dużą popularnością.
Dzięki temu bezkrytycznemu obiegowi, tworzy się określona, dominująca narracja o seksie. W tym wypadku można ją śmiało określić jako wsparcie dla kultury gwałtu.
Po pierwsze i najważniejsze
Kobiety, dziewczyny, koleżanki, katoliczki i niekatoliczki! Jeśli nie macie ochoty na seks, nie zmuszajcie się do niego. Nie musicie szukać żadnych usprawiedliwień ani „ważnych przyczyn”. Najważniejszą i jedyną przyczyną jest wasze „nie” albo „nie mam ochoty” i nie potrzebuje ono żadnego uzasadnienia, argumentowania ani wyjaśniania. Koniec, kropka. Przykro mi, jeśli któraś z was kiedykolwiek poczuła się winna przez taką presję, mierzyła się z wyrzutami sumienia i zastanawiała, czy popełnia grzech. Ogromnie współczuję wszystkim, które doświadczyły wykorzystania i gwałtu. To nie jest wasza wina.
Oczywiście, w związku kluczem jest komunikacja. Warto o rozmawiać o potrzebach, problemach, emocjach i traumach, uczyć się otwartości i być szczerą – w łóżku i poza nim, otwierać się przed partnerem, również w kwestii tego, dlaczego odmawiasz. Ale, po pierwsze, to zależy wyłącznie od ciebie i twojej gotowości, a po drugie – w żadnym stopniu nie zmienia faktu, że „nie” znaczy „nie”. Czy, mówiąc inaczej, że każdy seks wymaga zgody. Ten w małżeństwie też.
A co z mężczyznami?
Na marginesie: czemu mówię wyłącznie do kobiet? To proste – z jakiegoś powodu Jacek Pulikowski kierował swoje orędzie przede wszystkim do nas. Tym samym wpisał się w narrację o dominującym seksualnie mężczyźnie, który, oczywiście, zawsze zwarty i gotowy, ma większy popęd niż kobieta i o kobiecie, która jest w tej materii z natury krok czy dwa z tyłu i wyhamowuje relację.
Oczywiście taki stereotyp kobiety jest równie fałszywy, co stereotyp mężczyzny jako seksualnej maszyny. Pulikowski co prawda w tym wykładzie nie mówi o tym wprost, ale swoimi wywodami kierowanymi do kobiet kreuje dokładnie taki wizerunek. Ale, żeby nie szukać zbyt daleko, o. Adam Szustak w „Akrobatyce małżeńskiej” stwierdza już jednoznacznie, że „mężczyzna jest w stanie (…) w każdej chwili współżyć z każdą kobietą, jeżeli tylko jest dla niego atrakcyjna seksualnie, a czasem nawet tego nie potrzeba, bo tak ma zbudowaną seksualność”. „Kobieta nie jest w stanie wejść w satysfakcjonującą relację seksualną bez więzi” – mówi dominikanin, argumentując, że „kobieta jest znacznie bardziej skomplikowaną jednostką emocjonalno-psychiczną niż mężczyzna i ma połączone to wszystko, czego my nie mamy połączonego” (chodzi o gotowość do seksu połączoną z poczuciem więzi).
Z takimi mitami o męskiej seksualności rozprawia się m. in. seksuolożka Katarzyna Koczułap. Jak pisze na swoim instagramowym profilu, „męskie libido jest tak samo skomplikowane jak kobiece”, a „na ochotę na seks składa się mnóstwo czynników, zaczynając od ilości snu, diety i aktywności fizycznej, po stres w pracy i problemy relacyjne”. „Brak ochoty na seks nie musi mieć drugiego i dziesiątego dna, czasem bywa zwyczajnie brakiem ochoty na seks w danym momencie” – podkreśla. Co więcej, "część mężczyzn także przejawia pożądanie responsywne i potrzebuje pieszczot, pocałunków i pewnej atmosfery, by seks się wydarzył". Rozbraja także mit, który głosi, że mężczyzna nie potrzebuje uczuć do seksu. "Kreowanie mężczyzn na mechaniczne maszynki do seksu jest bardzo szkodliwe i niesprawiedliwe wobec nich. Ten mit sprawia, że oni sami później wstydzą się swoich uczuć i emocji, wstydzą się tego, że też czekają z pierwszym seksem aż spotkają osobę, w której się zakochają, wstydzą się przyznać, że aby seks działał, potrzebują bliskości" - tłumaczy.
Trzeźwe słowa seksuolożki nie pasują do anegdotycznej i czysto wrażeniowej narracji o mężczyźnie, którego seksualność to, jak opisuje dalej o. Szustak, pstryczek „włącz i wyłącz” oraz o skomplikowanej, wycofanej kobiecie, u której satysfakcja seksualna wiąże się wyłącznie z głębokimi uczuciami i trwałą więzią? Nie inaczej. Pasują za to pod prostą wizję świata, w której mężczyźni to zdobywcy, a kobiety - uległe „urzekające”.
Nie wolno nikogo do niczego zmuszać. Ale…
Szalenie trudne jest – i zwróciła na to uwagę Natalia – komentowanie wypowiedzi Pulikowskiego. Miesza się w tej konferencji groch z kapustą; mówca najpierw podkreśla, że nie można zmuszać kobiety do seksu, bo jest to sprzeczne z miłością, a jeśli kobieta nie zgadza się na jakąś formę współżycia, powinna odmówić, by dosłownie w kolejnym zdaniu przejść do konieczności „upraszania” mężczyzny, żeby ten sam zrezygnował, gdy kobieta nie ma ochoty na seks.
Podobnie jest z Ramoną i Jankiem, młodym małżeństwem z kanału Jednego Serca. Niedawno internet obiegł jeden z ich filmów, w którym mówią o odmawianiu współżycia. Podkreślają w nim, że „osoba, która ma mniejszą ochotę na zbliżenie powinna starać się odpowiedzieć na potrzebę drugiej osoby z miłością - nie dać po sobie poznać zniechęcenia, irytacji”. Po krytyce, która na nich spadła, zdecydowali się nagrać odpowiedź. Ale i po niej nie da się obronić ich tez, niezależnie od tego, ile razy Janek w odpowiedzi powiedział z promiennym uśmiechem na ustach, że trzeba było obejrzeć do końca, bo wtedy wszystko stałoby się jasne. Spoiler: w pierwszym filmie mówią także o szukaniu dobra drugiej osoby, o zapraszaniu Boga do każdego momentu życia, o współżyciu zgodnym w rytmem cyklu kobiety oraz że „akt seksualny nie powinien być skoncentrowany na przyjemności”.
Te wyjaśnienia niewiele zmieniają. Niewiele zmienia też czysto pozorne zachowywanie symetrii i stwierdzanie, że „osoba, która ma większą potrzebę seksualną powinna zrozumieć drugą osobę i uzasadnioną przyczynę, którą ta osoba poda, a także wiedzieć, że nie może przymusić drugiej osoby do zbliżenia zarówno psychicznie, jak i fizycznie, ponieważ akt małżeński powinien być za obopólną zgodą”. Wydaje się, że brzmi uczciwie? Ale czym jest „uzasadniona przyczyna”? Kto o tym decyduje? Czy „nie mam ochoty” to uzasadniona przyczyna, czy egoistyczny kaprys? A kolejne „nie mam ochoty”? Co z „nie mam ochoty”, które wynika z problemów zdrowotnych? A ze stresów w pracy? A z tego, że, tak po prostu, nie mam ochoty?
I tak powstaje pomieszanie z poplątaniem, swobodne łączenie „nie wolno nikogo do niczego zmuszać” i „uzasadnionych przyczyn” albo „możesz odmówić seksu, gdy na coś się nie zgadzasz” i „masz uprosić męża, żeby to on zrezygnował, nie wolno ci go odtrącić”. A podbite pobożnymi argumentami, dajmy na to, cytatem ze świętego Pawła albo wypowiedziane przez człowieka, który zna się na temacie, bo, co prawda, nie jest seksuologiem ani psychologiem, ale powiedział na ten temat serię konferencji, ewentualnie sam jest w związku? Niestety ma to swoją moc.
Tymczasem sprawa jest o wiele prostsza i nie ma sensu jej pompować jej religijnymi sloganami: „nie” znaczy „nie”.
Czy nawołuję do tego, by nie kierować się wyznawanymi przez siebie wartościami w sferze seksualnej? Bynajmniej! Ale w wierze nie przeszkadza coś, co przydałoby się najbardziej pod słońcem czyli – uwaga, uwaga – rzetelna (!) edukacja seksualna. Oparta na badaniach, a nie na refleksjach, anegdotach i stereotypach. Taka, żeby uporządkować pojęcia i wiedzieć, że, po pierwsze, uzasadnioną przyczyną odmowy seksu jest brak zgody na seks, a po drugie, chore pomysły o „żonie upraszającej męża” to aktywne wspieranie kultury gwałtu. Niezależnie od tego, ile zrobi się przy tym retorycznych sztuczek, pobożnej racjonalizacji z odwołaniami do Biblii i encyklik albo jak metaforyczno-mistycznego języka się użyje i ilu argumentów o „szukaniu dobra drugiej osoby”.
Nie słuchajcie porad katolickich samozwańczych ekspertów – zamiast tego szczerze porozmawiajcie. Z problemami w sypialni nie idźcie najpierw do księdza, ale do seksuologa albo do terapeuty. Niekoniecznie tego z certyfikatem od proboszcza – po prostu do specjalisty / specjalistki; etyka zawodowa nakazuje szacunek wobec waszych przekonań, nikt nie będzie was do niczego zmuszał – a jeśli będzie, macie do czynienia z kimś niekompetentnym i działającym nieetycznie. Ale przede wszystkim słuchajcie samych siebie. Jesteście ważni i ważne.
Skomentuj artykuł