Kościół łatwo pada łupem procesów o pedofilię
„Jak poważny jest problem «drapieżnego księdza»?”. Pod takim tytułem prof. Philip Jenkins z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii podjął na łamach dziennika USA Today z 7 czerwca sprawę procesów o pedofilię wytaczanych katolickim duchownym. Autor, który zresztą nie jest katolikiem, zajmuje się naukowo historią świata anglosaskiego i religii oraz kryminologią.
W ostatnich kilkunastu latach opublikował m.in. książki „Pedofile i księża” (1996), „Zmieniające się pojęcia molestowania dzieci we współczesnej Ameryce” (1998), „Pornografia dziecięca w Internecie” (2001), „Nowy antykatolicyzm – ostatnie dopuszczalne uprzedzenie” (2003). We swym artykule zwraca uwagę, że wiadomości o seksualnym wykorzystywaniu dzieci przez ludzi różnych zawodów wcale nie są rzadkie.
Chodzi nie tylko o duchownych, ale też opiekunów skautów czy nauczycieli świeckich, nie bada się jednak występowania tego zjawiska w innych grupach zawodowych i dane zbiera się tylko o księżach katolickich – pisze prof. Jenkins. Kiedy taki przypadek wyjdzie na jaw gdzie indziej, uważa się, że jest odosobniony i nie rzutuje na opinię o całej kategorii osób. Tylko winni księża to od razu potwierdzenie kryzysu głęboko skażonego Kościoła. Łatwo pada on łupem procesów dotyczących nieraz faktów sprzed kilkudziesięciu lat, bo jak rzadko która instytucja zachowuje kolektywną pamięć sięgającą nieraz wieków. Większość takich spraw cywilnych wytaczanych księżom opiera się na dowodach, które w procesie karnym nie wystarczyłyby – uważa amerykański kryminolog. „Wykorzystywanie seksualne dzieci to ohydne wykroczenie, mające u ofiary następstwa na całe życie, a uraz jest tym większy, gdy dopuszcza się tego obdarzany zaufaniem wychowawca, pastor, ksiądz czy nauczyciel – konkluduje prof. Jenkins. – Niesprawiedliwością jest skupiać całą uwagę na ofiarach tylko jednego typu przestępców, z wykluczaniem innych”.
Skomentuj artykuł