Ks. Tykfer: odpowiedź na pytanie o przyczyny sekularyzacji nie jest taka prosta
"Zmiany kulturowe są tak głębokie, że nie możemy się ciągle obwiniać. I nie musimy ciągle szukać zewnętrznego wroga, żeby pogarszającą się sytuację jakoś sobie prosto wytłumaczyć."
Kiedy wyjeżdżałem do Rzymu, jeden z poznańskich biskupów powiedział mi: jedziesz tam nie tylko uczyć się teologii, twoim obowiązkiem jest poznać zsekularyzowany świat i zrozumieć, jak my w Polsce możemy tego, co obecnie widać na Zachodzie, uniknąć - pisze ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny "Przewodnika Katolickiego".
Jak zaznacza, przez pięć lat mieszkania w Rzymie, przeszedł dwa etapy reakcji na wspomnianą sekularyzację zachodniego świata. Pierwszym etapem było podejście, jak podkreśla, typowe dla polskiego księdza: "gdyby włoscy księża robili tak jak nasi, byłoby znacznie lepiej, a może tak dobrze jak u nas". Opisuje swoje przekonania, które miał, wyjeżdżając na Zachód - ateistycznego społeczeństwa, kompletnie pozbawionego symboli duchowych, w którym "zamiast konfesjonałów zobaczę szafy na miotły, a zamiast księdza ubranego w koloratkę spotkam duchownych niczym nieróżniących się od ludzi świeckich". Ks. Tykfer pisze, że starał się wtedy zachowywać wyniesione z Polski jasne zasady i prężnie działać jako duszpasterz.
"Kiedy z czasem zacząłem również odwiedzać włoskie parafie, równie dzielnie stawałem po stronie lepszości polskiego duszpasterstwa" - mówi, opisując, jak w jednej z parafii, mimo oporu, wprowadził całodzienną spowiedź i wieczorną adorację, co spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem tamtejszych wiernych.
Jak zaznacza, w późniejszym czasie jego mieszkania we Włoszech, przyszedł inny etap, kiedy zaczął trafiać na prężnie działające parafie i spotykać duchownych zaangażowanych, skupionych i na modlitwie, i na pracy wśród ludzi. To sprawiło, że, jak pisze ks. Tykfer, "odpowiedź na pytanie o przyczyny sekularyzacji nie jest taka prosta".
"Księża we Włoszech są i lepsi, i gorsi, jak w Polsce. Oni już jednak zrozumieli: zmiany kulturowe są tak głębokie, że nie możemy się ciągle obwiniać. I nie musimy ciągle szukać zewnętrznego wroga, żeby pogarszającą się sytuację jakoś sobie prosto wytłumaczyć. Możemy natomiast zrobić to wszystko, co robił Chrystus ze swoimi uczniami: być głęboko wierni swojemu powołaniu, a jednocześnie bardzo wrażliwi na ludzi"
Skomentuj artykuł