Kuba czeka na polskich misjonarzy
Kuba czeka na polskich misjonarzy - mówi ks. Tomasz Atłas. W rozmowie z KAI dyrektor krajowy Papieskich Dzieł Misyjnych (PDM) zwraca uwagę, że kubańscy biskupi są zachwyceni pracą polskich misjonarzy, gdyż doskonale odnaleźli się w tamtejszej rzeczywistości. Po kilkunastodniowym pobycie na Kubie zaznacza m. in., że po śmierci Fidela Castro na razie nie można liczyć na istotne zmiany a wśród Kubańczyków odczuwa się coraz większy głód wyższych wartości duchowych.
Publikujemy tekst rozmowy.
Krzysztof Tomasik (KAI): Z jakiej okazji przebywał ksiądz na Kubie?
Ks. Tomasz Atłas: Pojechałem na zaproszenie Prezydium Episkopatu tego kraju. Kilka lat temu zaczęła się bowiem nasza ścisła współpraca kiedy zaprosiłem do Polski mojego odpowiednika, ks. Castora José Alvarez Devesa, szefa Papieskich Dzieł Misyjnych. Podczas jesiennego spotkania PDM i środowisk misyjnych z całego kraju zaprezentował sytuację Kościoła na wyspie i w imieniu biskupów kubańskich zaprosił polskich duchownych do podjęcia pracy ewangelizacyjnej.
Odzew był niemal natychmiastowy. Otrzymaliśmy wiele telefonów od księży gotowych podjęcia się tej misji. Trzeba podkreślić, że kubańscy biskupi są zachwyceni pracą polskich misjonarzy, gdyż doskonale odnaleźli się w tamtejszej rzeczywistości, nie tylko klimacie geograficznym, ale i społeczno-politycznym. Wraz z ks. dr Maciejem Będzińskim, sekretarzem krajowego Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania Wiary odwiedziliśmy wszystkie diecezje, poza diecezją Guantanamo. Naszym przewodnikiem był zastępca przewodniczącego episkopatu Kuby i ordynariusz diecezji Santa Clara, bp Marcelo Arturo González Amador. Rozmawialiśmy z wszystkimi biskupami kraju i nuncjuszem apostolskim, Włochem, abp Giorgio Lingua.
KAI: To była pierwsza Księdza wizyta na Kubie?
- Tak, kraj ten bardzo mnie zaskoczył. Na 11 mln mieszkańców praktycznie 40 proc. jest ochrzczonych. Jednak chrzest w Kościele katolickim przyjmują także członkowie różnych sekt, np. tzw. "santerii" będącej synkretycznym afroamerykański kultem pochodzenia karaibskiego. Dla wielu Kubańczyków chrzest św. ma zapewnić szczęście, bogactwo i powodzenie w życiu. Jeśli chodzi o praktykujących to oficjalnie mówi się o 10 proc. ale z moich rozmów wynika, że praktykujących jest od 2 do 3 proc.
W jednym z kubańskich miast liczącym 30 tys. mieszkańców, gdzie pracuje jeden z polskich księży, na niedzielną mszę św. przychodzi jedynie ok. 70 osób. Na całej Kubie pracuje 350 księży, z których 300 to obcokrajowcy, w tym 11 Polaków i 4 siostry zakonne z Polski. W tym roku dołączy do niech jeszcze dwóch księży z naszego kraju. Bez pomocy z zagranicy kubański Kościół ledwo dawałby sobie radę. W dwóch seminariach w kraju, w Santiago de Cuba i Hawanie studiuje jedynie dwudziestu kilku kleryków.
KAI: Był to zatem rekonesans przed przyjazdem polskich misjonarzy na Kubę?
- Mimo trudnego kontekstu polityczno-społecznego biskupi i kapłani z dużym entuzjazmem mówią o swojej pracy. Starają się prowadzić katechizację, są otwarci na nowe ruchy religijne. Stąd bardzo liczą na wsparcie Kościoła w Polsce.
Na marcowe zebranie plenarne Konferencji Episkopatu Polski przyjadą abp Dionisio García Ibáñez, przewodniczący i bp Amador, wiceprzewodniczący Episkopatu Kuby. Chcą podziękować za otrzymane już wsparcie ale i prosić o nowych księży i siostry zakonne. Kubańczycy niezwykle cenią także siostry zakonne. Widząc je w habitach na ulicy ludzie podchodzą do nich, proszą o modlitwę, rozmawiają i chcą duchowego wsparcia. Biskupi pokazywali nam m. in. trzy opuszczone domy zakonne, które w każdej chwili można przejąć i prowadzić pracę ewangelizacyjną. Niestety, jak na razie kościelna praca charytatywna czy edukacyjna na Kubie nie jest jeszcze formalnie możliwa.
KAI: Dlaczego?
- Tym zajmuje się państwo i w swojej opinii robi to bardzo dobrze. Jak na razie w tym obszarze życia społecznego nie ma Kościoła.
KAI: Po dziesiątkach lat panowania ideologii komunistycznej wiara przetrwała?
- Biskupi z satysfakcją mówią, że to swoisty fenomen. Ich zdaniem jest to głównie zasługa sanktuarium narodowego Matki Bożej Miłosierdzia w El Cobre. W rozmowie ze mną rektor sanktuarium zwrócił uwagę, że przyjeżdżają do niego ludzie bardzo wierzący w Matkę Bożą, zawierzają jej swoje życie, problemy, troski, co sprawia, że pielgrzymka w to miejsce staje się początkiem ich ewangelizacji. Dbają o to szczególnie księża tam pracujący. Np. podczas mszy św. tłumaczą wiernym znaczenie każdej jej części. Wiele osób przyjeżdża wiedząc tylko, że jest Matka Boża z Cobre i że trzeba się jej zawierzyć. Wielu nie umie nawet wykonać znaku krzyża.
Jak wielką siłę oddziaływania ma to sanktuarium świadczy choćby fakt, że po pogrzebie Fidela Castro przyjechała tam jego rodzina. Jeden z wnuków zmarłego niedawno komunistycznego przywódcy Kuby ofiarował jako wotum swoją pracę magisterską. Biskupi podkreślają, że jeśli ten ruch pielgrzymkowy się utrzyma, to Kościół ma wielką szansę na coraz szerszą i głębszą ewangelizację.
KAI: Kościół i Kuba są chyba "oczkiem w głowie" kolejnych papieży. Przypomnijmy ich wizyty: Jana Pawła II w 1998 r., Benedykta XVI w 2012 r. i Franciszka w 2015 r.
- Szczególnie ciepło wspominana jest wizyta Jana Pawła II. To był przełom, Kościół powstał z kolan i został niezwykle umocniony. Od tego czasu przywrócono możliwość świętowania niedzieli, świąt Bożego Narodzenia. Potem była wizyta Benedykta XVI, po której Kubańczycy mogą obchodzić Wielki Piątek jako dzień wolny od pracy. Ponadto trzeba przypomnieć o zeszłorocznym spotkaniu papieża Franciszka z patriarchą Moskwy i Całej Rusi Cyrylem. Te wydarzenia pokazują jak bardzo ważna jest Kuba dla papieży i Stolicy Apostolskiej.
Jeśli nie Kuba, to może Islandia? Zobacz zaproszenie bpa Tencera >>
KAI: Kościół działa jednak w bardzo trudnej rzeczywistości, przede wszystkim społeczno-ekonomicznej....
- Co przede wszystkim uderza na Kubie to brak sieci komunikacji. Praktycznie nie ma komunikacji miejskiej czy autobusowej między miastami. Ludzie przemieszczają się czym kto może. Takiej liczby taxi rowerowych jeszcze nie widziałem. Większość jeździ też na tzw. stopa. Fascynują poruszające się po drogach samochody, a są to modele pochodzące z lat 50-tych po 70-te XX w. W polskich realiach większość z nich nie zostałaby dopuszczona do ruchu. Jeszcze bardziej kuriozalne są ceny tych pojazdów, np. stara Łada może kosztować nawet 17 tys. dolarów. My Polacy znamy takie sytuacje doskonale z czasów "komuny", kiedy używany samochód kosztował więcej od nowego. Niestety taki stan rzeczy utrudnia bardzo działalność ewangelizacyjną. Biskupi śmieją się, że jednym z zajęć "duszpasterskich" jest poszukiwanie części do starych gratów. Pochłania to dużo pieniędzy i czasu.
KAI: A kolej?
- Tak, jest np. linia kolejowa łącząca Hawanę z Santiago de Cuba i pociąg jeździ trzy razy w tygodniu. Jedzie on też odpowiednio długo. Z opowieści misjonarzy wiem, że podroż takim pociągiem to przeżycie niezapomniane. Niewielu misjonarzy ma swoje środki transportu, których też nie można sprowadzić z zagranicy. Cło na samochody jest większe od ich wartości. Można kupić nowy samochód ale jego cena jest horrendalna. Owszem są nowe pojazdy ale jeżdżą nimi ludzie władzy.
KAI: Jak postrzega Ksiądz Dyrektor kubańskie społeczeństwo?
- Dobrze znam Amerykę Łacińską ale nie spotkałem tak otwartych i życzliwych ludzi jak Kubańczycy. Są oni też niezwykle wdzięczni za obecność wśród nich polskich misjonarzy. To dzięki nim widać coraz więcej ludzi w kościołach. Są bezproblemowi i tam gdzie są, pracują z całkowitym oddaniem. Szerzą m. in. kult Miłosierdzia Bożego, który dynamicznie się rozwija i trafia w serca Kubańczyków.
Inną specyfiką Kościoła na Kubie jest to, że jest to Kościół "domowy" złożony z sieci "casa de mision" - "domów misyjnych". Świątynie istnieją zazwyczaj w dużych ośrodkach miejskich a w małych miejscowościach, na wioskach ludzie oddają na miejsce kultu swoje domy. Są i tacy, którzy chcą oddać domy Kościołowi na własność. Ale jest problem, osobowość prawną ma tylko diecezja a nie parafia stąd procedura przekazania go na miejsce kultu jest skomplikowana. W "casa de mision" sprawowane są msze św., prowadzi się katechizację, są miejscami gdzie katolicy mogą się spotykać przy różnych okazjach.
KAI: Czy dużo młodzieży można spotkać w kościołach?
- Niestety dobrze wykształcona i uformowana chrześcijańska młodzież zazwyczaj opuszcza wyspę poszukując lepszego życia za granicą, w Hiszpanii czy na umiłowanej przez nich amerykańskiej Florydzie, gdzie żyje ok. 2 mln Kubańczyków. Wśród biskupów panuje nawet opinia, że na Kubie kształci się przyszłych misjonarzy, którzy później ewangelizują na Florydzie a nie u siebie w kraju. Jest w tym duża doza prawdy. Na samej Kubie młodzi w kościele to nadal rzadkość. Z drugiej strony dla większości młodzieży ideały kubańskiej rewolucji to już przeszłość i dlatego poszukują czegoś innego. Taka sytuacja stanowi duże wyzwanie dla Kościoła.
KAI: Kuba to kraj z najpiękniejszymi plażami na świecie ale ubogi. Jak wygląda codzienność większości społeczeństwa?
- Kubańczykom żyje się ciężko. Ich sytuację ratuje w dużym stopniu położenie geograficzne i klimat. Przeciętny człowiek zarabia od 15 do 20 dolarów miesięcznie, lekarz ok. 30 przy dość wysokich cenach żywności. Np. cena paliwa jest porównywalna do cen w Polsce. Trzeba dużo szczęścia aby coś kupić do jedzenia. W czasie naszego pobytu pojawiły się cebula, czosnek i jajka i wszędzie było widać kolejki. Są oczywiście sklepy, gdzie można wszystko kupić ale trzeba mieć dolary. Mięso wołowe jest tylko dla turystów. Praktycznie nie mają dostępu do ryb i owoców morza. Mleko mogą otrzymać tylko dzieci do 7 roku życia a dla dorosłych jest tylko mleko w proszku, oczywiście o ile uda się je kupić. Za nielegalne zabicie krowy można pójść do wiezienia nawet na 30 lat. Można też trafić za kratki za nielegalny połów ryb siecią. Prawo do połowów ma tylko państwo.
Widać duże rozwarstwienie społeczeństwa. Na ulicy można zobaczyć kto ma kogoś z krewnych za granicą a kto nie, choćby po ubiorze. Jeden z biskupów zwrócił mi uwagę na popularne powiedzenie. Po hiszpańsku wiara to "fe". Jadąc samochodem jeden z biskupów zwrócił mi uwagę na pięknie odnowiony budynek i mówi: "Oni to mają fe". Pytam, czyli mają wiarę? Nie, powiedział to taki skrót myślowy od słów "familia en extranjeros" - "rodzina za granicą". W wielu miejscowościach ludzie mają kłopoty z wodą. Stąd w blokach mieszkalnych na balkonach wielkie beczki, gdzie trzyma się wodę. Ale za to prąd elektryczny jest bardzo tani, wszędzie palą się światła 24 godziny na dobę. Ponadto Kuba ma rozbudowaną biurokrację. Na otrzymanie dokumentu można czekać i kilka miesięcy.
Światowe Dni Młodzieży 2016 na Kubie >>
KAI: Wielu miało nadzieję, że po wizytach papieskich, śmierci Fidela Castro komunistyczny system albo się zreformuje albo całkowicie zawali. Jak na razie ni widać żadnych oznak zmian...
- Także i my jechaliśmy z takim przekonaniem, że po wizytach papieży i śmierci Castro musi dojść do zmian. Słuchając Kubańczyków i biskupów szybko przekonaliśmy się, że jak na razie do zmian szybko nie dojdzie. Im bardziej na wschód kraju tym więcej portretów i haseł z cytatami Fidela Castro. W samym Santiago de Cuba, przy jego grobie ustawiają się olbrzymie kolejki. Są wśród nich turyści ale większość ludzi, ze łzami w oczach, przychodzi z kwiatami i bynajmniej nie zostali tam siłą ściągnięci. Wielu Kubańczyków dobrze wspomina swojego "El Comandante". W szkołach cały czas prowadzona jest indoktrynacja. Lekcje rozpoczynają się odśpiewaniem hymnu i czyta się fragmenty z pism Fidela Castro lub innego działacza komunistycznego. Młodym ludziom wpaja się idee rewolucyjne i tym samym wyzuwa z innych wartości. Ludzie nie mają żadnego odniesienia do wyższych wartości duchowych. Konsekwencją jest m. in. liczba aborcji. Dokonuje się ich rocznie ok. 85 tys., co na 10-milionowy kraj jest liczbą olbrzymią.
KAI: Także służby bezpieczeństwa trzymają się mocno...
- O tak. Jeden z polskich misjonarzy został okradziony. Poszedł na policję. Funkcjonariuszka poprosiła go o imię i narodowość, nawet nie o nazwisko. Od razu znalazła w komputerze jego dane, że jest księdzem z Polski i wyciągnęła pokaźny plik dokumentów, w których były prawie wszystkie informacje na jego temat w czasie pobytu na Kubie. Pod tym względem system działa doskonale. Sami też doświadczyliśmy ich "opieki". W czasie odwiedzin jednego z polskich misjonarzy kazał nam spojrzeć przez okno. Przed budynkiem stał mężczyzna, który cały czas nas obserwował. Widzieliśmy jak do kogoś dzwonił. Po kilku godzinach byliśmy u biskupa a ten od razu nas poinformował, że dzwoniono do niego, że wybieramy się do niego i że podczas wizyty u naszego kolegi było nas ośmiu. Wiemy, że każda parafia na Kubie ma swojego "opiekuna" informującego co na niej się dzieje.
KAI: A kubańska rodzina?
- Rodzina przeżywa olbrzymi kryzys: duża liczba rozwodów lub rodziny patchworkowe. Młodzi bardzo wcześnie rozpoczynają życie seksualne. Siostry salezjanki opowiadały o 15-letniej dziewczynie, która chciała oddać dziecko do sierocińca i miała już za sobą dwie aborcje. Takich przypadków jest wiele. Biskupi widząc to poszukują z księżmi dróg duszpasterskich pracy osobno z kobietami i mężczyznami. Dla mężczyzn biskup diecezji Santa Clara utworzył Bractwo św. Józefa i chce by było to miejsce stałej pracy modlitewno-formacyjnej, które m. in. ma doprowadzić, by było ich więcej w kościele. W kubańskich kościołach, podobnie jak w wielu innych miejscach na świecie, dominują kobiety.
KAI: Można powiedzieć, że Kościół na Kubie cieszy się wolnością?
- W ostatnich kilkunastu latach doszło do wielu pozytywnych zmian. Nie można mówić już o prześladowaniu Kościoła jak to miało miejsce wcześniej. Można swobodnie się modlić w miejscach kultu. W zależności od postawy lokalnych władz, kto stoi na czele jakiegoś urzędu, można organizować procesje uliczne. Praktycznie nie ma budownictwa sakralnego i stąd popularność "casa de mision". Ponadto, na co zwracał arcybiskup Hawany, Juan de la Caridad García Rodríguez, gdyby Kościół był obecny w publicznych środkach masowego przekazu, to jego sytuacja wyglądałaby o wiele lepiej. A wiemy, że obecnie media są jednymi z najlepszych środków ewangelizacji. Niestety Kościół nie ma swoich mediów, radia czy gazet, nawet materiały liturgiczne dostaje z innych krajów hiszpańskojęzycznych. Generalnie Kościoła nikt nie prześladuje ale też nikt ze strony władz nie ułatwia mu normalnego życia.
KAI: Kościół też żyje z pomocy z zewnątrz?
- Bez niej nie mógłby funkcjonować. Pomoc płynie głównie z USA, Niemiec i Hiszpanii. Co ciekawe trwają rozmowy nad podpisaniem konkordatu ale jak powiedział nuncjusz, abp Lingua, jedną z największych przeszkód jest edukacja. Władze nie chcą się zgodzić na katolickie szkolnictwo.
KAI: Z czego żyją Kubańczycy?
- Przede wszystkim z turystów, którzy przebywają w wydzielonych enklawach, do których przeciętny Kubańczyk nie ma wstępu, chyba że tam pracuje. Z turystyki płyną duże dochody ale jak są one później rozdzielane to już inna kwestia. Ludzie żyją bardzo skromnie.
Innym problemem jest brak rolnictwa przy niezwykle urodzajnych ziemiach. Większość rolników jej nie uprawia gdyż to się nie opłaca. Stąd wyspę zarasta ekspansywny krzew marabu. Niektórzy żartują, że Kuba to nie wyspa "maravillosa" - "cudowna" ale coraz bardziej "marabullosa", coraz bardziej zarastana przez marabu. Jedyne co się uprawia masowo to trzcina cukrowa w gospodarstwach państwowych. Drugim źródłem utrzymania Kubańczyków jest pomoc rodzin z zagranicy. Ci, którzy nie mają krewnych - kombinują. Kuba to cudowna wyspa z przepięknymi plażami, na których rzadko spotkasz Kubańczyków, gdyż nie stać ich aby do nich dojechać i skorzystać z ich uroków.
Jak wyglądała pielrzymka papieża Franciszka na Kubę? Przeczytaj relację >>
KAI: A edukacja i służba zdrowia?
- Są darmowe, ale i służba zdrowia kuleje gdyż dobrze wykształceni kubańscy lekarze gdy tylko mogą wyjeżdżają za granicę. Dużo szpitali nie ma specjalistów. Migracja jest wielkim problemem. Gdyby zapytać młodych Kubańczyków w wieku 25 lat o czym marzą, to większość z nich powiedziałby, że chce emigrować.
KAI: Jaka przyszłość stoi zatem przed Kubańczykami?
- Mam obraz Kubańczyków w pewien sposób radosnych i szczęśliwych. Jak to Latynosi lubią się zabawić i pośpiewać. Ale zarazem przez ponad 50 lat panowania komunizmu zostali wyzuci z wyższych wartości i tradycji. Szczególnie na wioskach widać, że ludzie nie wiedzą jak na co dzień spędzać wolny czas. Żyją od fiesty do fiesty, które zdarzają się kilka razy w roku. Niestety w większości miasteczek i wsi dominuje kultura codziennej wegetacji.
KAI: System komunistyczny na Kubie raczej w najbliższym czasie nie padnie ale widać symptomy duchowego odrodzenia. Zatem jest jakaś nadzieja?
- Jak podkreślają kubańscy biskupi, w kraju trwa powolna ewolucja od systemu represywnego w latach 60- 70. XX w., poprzez powolne jego rozluźnianie, po zmiany jakie zachodzą obecnie w społeczeństwie, jak i w relacjach władz z Kościołem. Na płaszczyźnie społeczno-ekonomicznej musi dojść do zmian, gdyż taki system nie może trwać wiecznie i musi paść.
Z drugiej strony biskupi zauważają wśród Kubańczyków coraz większy głód wyższych wartości duchowych. Stąd wiele osób poszukujących. Bardzo dużą rolę odgrywa, jak wspomniałem, ruch santeria, który wychodzi temu na przeciw. Ludziom proponuje się przyjęcie kilku prawd, muszą przystąpić do chrztu i wnieść opłatę, za co człowiek może dostąpić świętości i to jest atrakcyjne.
Ale po pielgrzymkach papieskich nastąpiło na pewno duchowe ożywienie. Ewenementem jest masowy ruch pielgrzymkowy do sanktuarium Matki Bożej Miłosierdzia w El Cobre. Jego rektor nawiązując do historii Polski powiedział, że u nas zwycięstwo nad komunizmem przyszło przez Maryję. Na Kubie podobnie, wiara została zachowana i rozwija się dzięki wstawiennictwu i kultowi Matki Bożej. Jego zdaniem również zwycięstwo przyjdzie przez Maryję, co wydaje się wielce prawdopodobne.
Skomentuj artykuł