Lekcje religii w szkole oczyma ‘Gazety Wyborczej’ w latach 1990-2019
Ks. Mateusz Wójcik napisał na ten temat doktorat, a ostatnio opublikował książkę „Nauczanie religii rzymskokatolickiej w polskiej szkole w świetle artykułów prasowych ‘Gazety Wyborczej’ z lat 1990–2019”. Przeanalizował prawie 6 tys. artykułów opublikowanych w tym czasie. Jaki obraz katechezy w szkołach z tej analizy się wyłania? Na ile był to opis prawdziwy i miarodajny? Ks. Mateusz opowiedział o tym w rozmowie z Dawidem Gospodarkiem dla KAI. Z tej obszernej rozmowy zaprezentujemy najważniejsze wątki.
Kluczowe tematy, jakie z tej analizy wynikają są głównie negatywne. Znakomita większość z nich ogniskowała się wokół takich kwestii, jak: „1. niewykwalifikowani, zalęknieni i osamotnieni katecheci; 2. niska skuteczność katechezy szkolnej; 3. przekleństwo nietolerancji; 4. klerykalizacja i indoktrynacja szkół; 5. świecka szkoła; 6. ‘ocena’ z wiary; 7. katecheta – aferzysta; 8. fikcja dobrowolnego wyboru katechezy; 9. marnotrawienie publicznych pieniędzy przez finansowanie nauczania religii; 10. podręczniki, czyli brak pomysłu na katechezę; 11. masowe odejścia uczniów uczestniczących w katechezie; 12. wiedza o religii (religioznawstwo), a nie katecheza; 13. bezprawne wprowadzenie religii do szkół; 14. brak kontroli nad katechezą.”
„Spośród przeanalizowanych 5816 artykułów, tylko 8 proc. ma charakter pozytywny” – mówi autor. Obraz lekcji religii w polskich szkołach – ten, który kreowała ‘Gazeta Wyborcza’ jest dramatyczny. „Jeśli obraz nauczania religii w GW skupiony jest przede wszystkim na opisywaniu negatywnych wydarzeń, sytuacji, to jak w tym kontekście ma się to do rzeczywistości milionów dzieci i młodzieży, które uczą się religii w szkole, które angażują się w olimpiady przedmiotowe, wygrywają ogólnopolskie konkursy przechodząc wszystkie szczeble, którzy działają w kołach wolontariatu, kołach Caritas. Jak to wszystko się ma do tysięcy katechetów: świeckich, sióstr zakonnych, kapłanów, którzy nauczają religii z pasją, ale w GW czytają o przypadkach swoich kolegów i koleżanek, którzy popełnili jakieś błędy (a przecież błędów nie popełnia ten, kto nic nie robi) i zostało to medialnie, odpowiednio ‘doprawione i grillowane’ tak, że opinia o katechetach i religii w szkole jest dzięki takiemu medialnemu działaniu właśnie taka, jak dzisiaj uważa część polskiego społeczeństwa, być może nie mając pojęcia o rzeczywistości, bo prawda ich nie interesuje, bo może się okazać niewygodna, albo po prostu łatwiej było przyjąć bezrefleksyjnie serwowaną przez media perspektywę…”
Na pytanie o to, czy wg niego to była ‘linia programowa’, strategia GW, mówi: „gdybym nie miał kontaktu z rzeczywistością, nie znał faktycznego stanu katechizacji, jej blasków i cieni, nawet przez to, że uczyłem religii w szkole w latach 2012-2022, gdybym nie znał wielu katechetów pasjonatów, dzieci zachwyconych po lekcjach religii, wdzięczności rodziców, którą kierowali pod adresem katechetów, to uwierzyłbym w narrację Gazety Wyborczej. Myślę, że sukces takiej narracji GW o nauczaniu religii w polskiej szkole polega właśnie na tym, że wielu czytelników nie zadaje sobie trudu, aby dokonać konfrontacji tego, co przeczytają w GW, z rzeczywistością, bo wtedy musieliby zadać sobie trud poszukiwania prawdy, tzn. pójścia do katechetów (nie tych byłych, którzy już nie mają misji katechetycznej, a tacy właśnie często na łamach GW są ‘ekspertami’ i ‘znawcami tematu’, ale do tych, którzy na co dzień uczą w szkołach), porozmawiania z rodzicami (nie tylko tymi, których negatywne zdanie, opinie publikowane są w artykułach GW jako wręcz wyrazicieli 100 proc. rodziców dzieci i młodzieży uczęszczających na katechezę), zdobycia wiedzy na temat prawnego statusu nauczania religii w szkole (szkoda, że za publikacje nieprawdy na ten temat nikt nie poniósł żadnych konsekwencji), pokazania katechety jako aktywnego i pełnoprawnego członka rady pedagogicznej, który podlega tym samym przepisom i ma te same obowiązki jak inni nauczyciele, a do tego ma jeszcze dodatkowo nad sobą, jeśli chodzi o merytoryczne treści, nadzór wizytatora katechetycznego”.
To, co było zaskoczeniem dla ks. Mateusza to powtarzanie konkretnych artykułów po raz kolejny po krótszym czy dłuższym czasie. Nie chodzi tu o uaktualnienia czy dodanie jakiejś nowej treści, ale o publikowanie „ciągle tych samych, negatywnych argumentów, mających wywołać oburzenie opinii społecznej. Aby wytwarzać, podtrzymywać negatywną atmosferę wokół katechezy prowadzonej w szkole publicznej. Wielokrotne powielanie tych samych zarzutów wobec nauczania religii w publicznej szkole i odmienianie ich przez wszystkie przypadki, kiedy nie można wyprodukować innych, zdarza się w dziennikarstwie. Nie można tego usprawiedliwiać, ale niejednokrotnie słyszeliśmy o tzw. ‘odgrzewanych kotletach’”. Ale to było coś jeszcze gorszego. To były te same artykuły, „tego samego autora o identycznej treści, ale opublikowane ponownie w odstępie kilku tygodni, miesięcy, a nawet lat (bo i do tego GW się posunęła, że te same artykuły były publikowane kilkukrotnie w odstępie kilku czy kilkunastu lat), zrozumiałem, że to nie moje zmęczenie, ani niedospanie, ale że mamy do czynienia z ‘niezwykle ciekawą metodą’ uprawiania dziennikarstwa... Ciekawe, jakby zareagował np. polonista, gdyby w ciągu jednego roku uczeń przedstawił mu do oceny kilkakrotnie, w pewnych odstępach czasu, dokładnie to samo wypracowanie”. Jest to niewątpliwie specyficzne podejście do etyki dziennikarstwa i mediów.
Na pytanie o sens lekcji religii w szkole, skoro tylu młodych nie chce na nie chodzić, ks. Mateusz odpowiedział: „rozszerzmy pytanie i popatrzmy, czy jeśli w pluralistycznym społeczeństwie maturzystów miażdżąca większość nie zdaje przedmiotu “Wiedza o tańcu”, to jaki jest sens organizowania matury z tego przedmiotu, powoływania komisji, generowania kosztów, potem powoływania egzaminatorów? Można wskazać wiele podobnych tego typu przykładów, tylko nagle komuś zależy na tym, żeby taka argumentacja była kolejnym ciosem na dobicie religii w szkole. Mam wrażenie, że przeciwnicy nauczania religii w szkole stosują metodę „uderzmy czymkolwiek, co się nawinie”, a nuż, może się uda. Naprawdę mam przekonanie, że kwestia wypisywania się z lekcji religii przy fakultatywnym jej statusie jest dla uczniów i ich rodziców często czysto pragmatyczna.”
Czy ma zatem sens uczenie religii w szkole? Co by za tym przemawiało? Wg ks. Mateusza religia powinna mieć miejsce w szkole, przynajmniej z kilku powodów. Przede wszystkim to standard europejski, więc to coś znaczy. Nie zrozumiemy naszej historii i kultury bez wiedzy o religii. Uczenie jej w szkołach pomaga poznawać i rozumieć ‘dziedzictwo kulturowe’. Religia wspiera rozwój moralny i etyczny, promuje wartości: miłość bliźniego, sprawiedliwość, solidarność czy uczciwość. Wspiera też funkcję wychowawczą szkoły. Lekcje religii w szkołach to także realizacja konstytucyjnego prawa do wolności religijnej. Poza tym to także ‘poszerzenie wiedzy’ „z innych przedmiotów, np. języka polskiego, historii, filozofii, sztuki czy wiedzy o społeczeństwie”.
Jak możemy zareagować na to, co się dzieje wokół religii w mediach? Wg ks. Mateusza „można przyjąć zasadę 3xP, czyli Promowanie Pozytywnych Przykładów. Podzielmy się historiami sukcesu uczniów, którzy czerpią korzyści z katechezy. Mogą to być przykłady osób, które osiągnęły sukcesy dzięki nauce wartości i zasad moralnych, które są laureatami olimpiad i konkursów, którzy na polu działalności charytatywnej mają czym się pochwalić, którzy np. organizują udane akcje pomocowe. Zapraszajmy do wypowiedzi osoby, które mogą opowiedzieć o pozytywnych doświadczeniach związanych z katechezą – uczniów, rodziców, nauczycieli. Puśćmy w obieg medialny te nagrania, niech one zaistnieją w internecie. Może niektóre z nich zostaną zablokowane, bo ‘naruszają standardy społeczności’, ale część może przebije się do świadomości internautów i pokaże im, że ten medal też ma dwie strony. Wykorzystajmy platformy takie jak Facebook, Twitter, Instagram czy YouTube do promowania pozytywnych treści o katechezie. Twórzmy ciekawe i angażujące posty, filmy i grafiki, a wtedy ludzie zobaczą inny obraz nauczania religii w szkole.”
Katecheza w szkole nie jest idealna i można w niej wiele poprawić. „Pozytywne jest to, że może część społeczeństwa polskiego się obudzi i zobaczy, że za chwilę w polskiej szkole nie będziemy już mieli żadnej lekcji, która będzie uczyła i promowała wartości, bo w tym momencie mamy super liberalny system: religia, etyka albo tzw. ‘nic’. Bałbym się ludzi, którzy nie są wychowywani do posługiwania się w życiu żadnymi wartościami.”
Skomentuj artykuł