Lista marzeń

Fot. Ian Schneider / Unsplash.com

Jak w Święta, po których oczekujemy, że będą czasem bliskości, pokazać trochę siebie tym, których kochamy? Tym, którzy są najbliżsi, a jednak są zupełnie inni, inaczej myślą, inaczej reagują na tę samą sytuację, słowa, gest?

Zaglądam w tym semestrze na zajęcia do ks. Węgrzyniaka, krakowskiego biblisty. W ramach uroczej dygresji opowiadał nam ostatnio jedną z żydowskich mądrościowych przypowiastek o tym, czemu Pismo Święte zaczyna się od litery bet. Bet to litera przypominająca kształtem kwadrat bez lewego boku – jak dom, który ma ściany, dach, podłogę – i otwarte drzwi, przez które każdy może wejść. Takie jest Pismo Święte: każdy może do niego wejść.

Grota, w której narodził się Jezus, jest kolejnym znakiem, trochę jak bet. Grota zamiast pokoju w gospodzie, zamiast komnaty w pałacu – dlaczego? Bo nie ma drzwi. Jest otwarta. Każdy może przyjść.

Zresztą w całej historii narodzenia Jezusa: ile tam jest interakcji! Podróż, szukanie gospody - to tyle spotkań z ludźmi. Te narodziny w nieważnym miejscu świata, jakimś Betlejem, tak starannie zaplanowane. Grota bez drzwi: otwartość. Kto z biedaków mógłby przyjść do pałacu, żeby zobaczyć króla? Nikt. Do komnaty dla świeżo upieczonej matki nie wpuszczono by śmierdzących owcami pasterzy, nieco szemranej grupy zawodowej. Do groty bez drzwi mogą przyjść wszyscy. Bóg, w całej swojej tajemniczości i inności, nie obawia się nam pokazać, mówić o swoich pragnieniach, wpuszczać nas do siebie.

DEON.PL POLECA

I tak sobie myślę, że to jest dobry klucz do naszych świątecznych relacji: grota bez drzwi. A jeśli jednak są drzwi, to chociaż ich uchylenie. Gdy słucham czasem cudzych opowieści o wigilijnych wieczerzach, przed oczami pojawia mi obraz domów siedzących przy stole, pięknie udekorowanych, z zamkniętymi drzwiami i pozatrzaskiwanymi okiennicami - by nikt nie zajrzał, nie zobaczył środka. I to wcale nie dlatego, że w środku chowa się coś strasznego albo zwykły, okropny bałagan. Dlatego, że to, co jest za tymi pozamykanymi drzwiami i oknami, jest bardzo delikatne. Język angielski ma na te „sprawy środka” zgrabne i trafne określenie, na polski trudno przetłumaczalne: vulnerable, czyli wrażliwy, podatny na zranienie.

I takie rzeczy chowamy w środku. Wrażliwe i podatne na zranienie. Dlatego potrzebujemy drzwi. I dlatego boimy się te drzwi uchylić, by blask naszych najcenniejszych spraw nie skusił nikogo do sięgnięcia po nie bez delikatności, której koniecznie wymagają.

Zastanawiam się nad tym, jak te drzwi uchylić. Jak w Święta, po których oczekujemy, że będą czasem bliskości, pokazać trochę siebie tym, których kochamy, którzy są najbliżsi, a jednak są zupełnie inni, inaczej myślą, inaczej reagują na tę samą sytuację, słowa, gest. I wtedy przychodzi mi do głowy lista marzeń.

Takie listy marzeń tworzy z dziećmi kilka znajomych rodzin. Listy wiszą na lodówce czy korkowej tablicy, a dzieciaki zapisują na nich to, co chciałyby mieć, najczęściej rzeczy widzialne i dotykalne i możliwe do nabycia za gotówkę. Dzieciom ułatwia to wybór, gdy mają wydać zaoszczędzone kieszonkowe, rodzicom – podpowiadanie krewnym i znajomym prezentów, które przyniosą radość, a nie rozczarowanie.

W tym roku myślę o Bożym Narodzeniu trochę jak o tym momencie, w których chcemy się jakoś do siebie zbliżyć, ale nie wiemy jak. I tkwimy za naszymi drzwiami i okiennicami, obdarzając się uśmiechami, bezradni w naszej nieumiejętności podzielenia się tym, co w nas naprawdę gra, tym, za czym tęsknimy. I zastanawiam się, co by było, gdyby taką listę marzeń przygotować inaczej.

Gdyby na Święta każdy stworzył swoją listę marzeń, pragnień, tęsknot. By te zdania albo słowa stały się początkiem rozmowy, wywoławczym hasłem, myślą, od której można zacząć pukać do drzwi w nadziei, że trochę się uchylą, może szerzej otworzą. Że w te Święta powpuszczamy się troszeczkę do środka. Z zaufaniem i delikatnością. Z prawdziwą, dobrą ciekawością, bez natychmiastowego komentowania i osądzania.

Tak, to tego trzeba umieć dwie rzeczy: wiedzieć, o co zapytać i wiedzieć, kiedy zamilknąć. I może jeszcze trzeciej: umiejętności słuchania, które nie jest czekaniem na moment, w którym można coś dodać, albo nudzeniem się i zastanawianiem, kiedy ktoś skończy.

Słuchanie jest jak oglądanie mieszkania, do którego ktoś nas wpuszcza, z czułym zainteresowaniem tymi drobnymi historiami, które wiążą się z tamtym stołem po babci albo tym niebieskim wazonem. Słuchanie jest byciem obok i przyjmowaniem tego, co ważne dla kogoś, kogo słucham.

Może w te Święta uda nam się tak spotkać, żeby choć trochę otworzyć swoje drzwi, odważyć się mówić o swoich potrzebach, marzeniach, o tym blasku, który mamy w środku i drżymy o jego los?
Byłoby pięknie.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Lista marzeń
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.