"L’Osservatore Romano" podsumowuje Mundial
Wygrał zespół - takimi słowami watykański dziennik "L’Osservatore Romano" komentuje zakończone wczoraj w Brazylii mistrzostwa świata w piłce nożnej. Niemcy zostali mistrzami świata, pokonując Argentynę 1:0 w dogrywce.
- Musiał wygrać czynnik M. Messi przeciwko Müllerowi lub argentyński lider zespołu Javier Mascherano przeciwko Mannschaft, czyli drużynie niemieckiej. Może też być czynnik M jak Mario, Mario Götze: autor wspaniałego gola, który siedem minut przed końcem dogrywki zadecydował na stadionie Maracanã w Rio de Janeiro o wyniku finału mistrzostw świata w piłce nożnej. Lecz przede wszystkim zwyciężył czynnik M pojmowany jako merytokracja. Finał naprawdę przyniósł zwycięstwo tego, kto najbardziej zasługiwał na puchar - pisze Damiano Tommasi.
- Osobiście bardzo się cieszę, kiedy w sporcie drużynowym zostaje dowartościowany kolektyw, ciągły ruch wszystkich jego elementów, każdego ze swoimi cechami indywidualnymi: mogą to być gwiazdy, ale służą wszystkim. Niemcy podczas tych zawodów to właśnie pokazali, i to zaczynając z bardzo daleka - uważa Tommasi.
O projekcie, który w przeciągu dziesięciu lat doprowadził reprezentację Niemiec na najwyższy poziom w dziedzinie piłki nożnej, mówi także Sandro Mazzola, który zwraca uwagę także na "niedoszłe spotkanie z mitem" Leo Messiego ("niewątpliwie jest to wielki piłkarz, ma niezwykłą technikę i szaloną szybkość zagrywki, ale jasne jest, że nie wytrzymuje napięcia towarzyszącego pewnym meczom") oraz na dwie cechy zakończonych wczoraj mistrzostw.
- Były to mistrzostwa dogrywek: znak wielkiej równowagi i tego, że brakuje wielkich mistrzów. I były to mistrzostwa bramkarzy: oprócz Neuera widzieliśmy sześciu lub siedmiu zawodników, których umiejętności miały decydujące znaczenie. Była to jedna z nowości tego mundialu - ocenia Mazzola w rozmowie z watykańską gazetą.
Skomentuj artykuł