Mamy sakrament małżeństwa, a nie rodziny

Fot. frank mckenna / Unsplash.com
dobrawnuczka.blog.deon.pl

Tym, co zawsze zwraca moją uwagę, gdy spoglądam na ikonę Spotkań Małżeńskich, jest to, czego (a właściwie – kogo!) na niej nie ma. A nie ma niej dzieci. To dla mnie dobitne przypomnienie, że Bóg ustanowił sakrament małżeństwa, a nie sakrament rodziny.

Ikona Spotkań Małżeńskich towarzyszy nam dyskretnie w niemal każdej życiowej sytuacji – jest i w centralnym miejscu naszego domowego życia (tzn. nad stołem w salonie), i w modlitewnym kąciku, gdzie w samotności medytujemy wieczorami. Spoglądam na nią znad garów w kuchni i gdy wyciągam z portfela kartę, by zapłacić za bilet w tramwaju. Wita nas u progu domu i nieustępliwie przypomina o sobie, gdy zasiadam do pracy. W tej wszechobecności nie ma przypadku. Obok krzyża, to właśnie ta ikona “przemawia” do mnie najwyraźniej i inspiruje, by spoglądać na swoje małżeństwo, jak na święte, pełne Jego Obecności miejsce.

Małżeństwo jest boskie

Ikona Spotkań Małżeńskich przypomina mi przede wszystkim o tym, że małżeństwo jest boskie. Boskie, bo przez sakrament małżeństwa należymy do Boga. I czy nam się to podoba, czy nie – to Bóg już zawsze będzie między nami. Owszem – jak to On – bez narzucania się, bez ostentacji, bez trąb i fanfar. Pokorny, cichy i dyskretny. Ale był, JEST i będzie. Nic tego nie zmieni.

DEON.PL POLECA

We mnie ta myśl wzbudza ogromny pokój i radość. Nie jesteśmy sami z tym wszystkim, co w małżeństwie (w)nosimy. Podczas zaślubin Bóg nie puścił nas samopas, tylko stanął z nami do walki o piękniejszą i pełniejszą Miłość. Osłania nam tyły, będzie noszami i sanitariuszem, który nas dowlecze do szpitala, gdy pod obstrzałem egoizmów upadniemy, a jeśli tylko wykażemy się odrobiną rozsądku i pokory, to nie omieszka nam dobrze doradzić, jak zewrzeć szeregi, by nie przegrać walki o jedność. Czasem, zwłaszcza gdy po trudniejszej wymianie zdań zdarza mi się poddać “dyktaturze focha” – zerknięcie na tę ikonę i zwrócenie uwagi na krzyż, który ogarnia na niej męża i żonę – stawia mnie do pionu. Trochę tak, jakbym usłyszała w głowie głos: “Nie tak będzie między wami” (Mk 10, 43b). W sakramentalnym małżeństwie Bóg trwa wiernie i niezmiennie. Po prostu – wpatrzeni zbytnio w siebie lub w to, co w naszym życiu trudne – zbyt często tego nie dostrzegamy.

Widoczny znak

Małżeństwo jest boskie także dlatego, że to właśnie w nas inni mogą dostrzec Bożą Miłość, Odbicie Boga (jeśli oddalimy się nieco od ikony, zmrużymy odpowiednio oczy, to można w niej zobaczyć twarz znaną z Całunu Turyńskiego – spróbujcie sami!). Wielki to przywilej i wielka odpowiedzialność. I ikona Spotkań Małżeńskich dobitnie nam o tym przypomina: nasze małżeństwo jest sakramentem – jest więc widocznym znakiem niewidzialnej łaski. Odzwierciedleniem Boskiej Miłości. Często myślę o tym, że na naszej drodze życia różne bywają te “odbicia”. Czasem bardziej widać w nas twarz Chrystusa uwielbionego, czasem Chrystusa w trakcie męki, a czasem Chrystusa zwyczajnego, pogrążonego w szarzyźnie dnia codziennego. Dokładnie tak, jak na ikonie miesza się melanż złota, czerwieni i szarości.

Sakrament małżeństwa, nie – rodziny

Tym, co zawsze zwraca moją uwagę, gdy spoglądam na ikonę Spotkań Małżeńskich, jest także to, czego (a właściwie – kogo!) na niej nie ma.

Dzieci.
Nie ma niej dzieci.

Dla mnie jest to więc osobiście takie dobitne przypomnienie, że Pan ustanowił sakrament małżeństwa, a nie – rodziny. Często muszę sobie to uświadamiać, a już zwłaszcza wtedy, gdy maluchy odbierają mnie mojemu Mężowi, gdy troska o ich wychowanie i szczęście zaczyna dominować w naszych małżeńskich dialogach, a w sercu pojawia się pokusa, by zacząć żyć życiem tych, którzy tak naprawdę zostali mi zadani tylko na krótką chwilę. To nie dzieciom, a Mężowi przysięgłam Miłość do grobowej deski i to budowanie relacji z Nim jest moim pierwszym, najważniejszym, ziemskim powołaniem.

Wezwani, by patrzeć w Górę

A skoro już przy powołaniu jesteśmy… Spoglądanie na ikonę Spotkań Małżeńskich uzmysławia mi także, że jesteśmy wezwani do świętości, do patrzenia w jednym kierunku, tzn. w Niebo. Bóg, który JEST w naszym życiu – łączy nas i jak drogowskaz (pionowa belka) pokazuje, gdzie zmierzamy. Ta myśl porządkuje naszą historię i nadaje sens naszemu “my”. Potrzebujemy nieustannie uświadamiać sobie to wezwanie, bo pokusa narzekania, skłonność do czarnowidztwa i tendencja do skupiania się na zabieganiu o dobra ziemskie są szalenie podstępne. Bardzo łatwo przesłaniają nam to, co ważne i piękne, a wpychają w niewolę egoizmu, frustracji i zgody na “nijakie” życie. A przecież boskie życie, to życie ludzi wolnych, takich, którzy dobrze wiedzą, jak nieziemskie może być życie w Niebie. Nawet jeśli twardo stąpają po ziemi.

Jedność, nie znaczy jednolitość

Kiedy patrzę na ikonę Spotkań Małżeńskich, widzę również, jak wielki dar i jednocześnie wyzwanie tworzy nasza osobista tożsamość. Poziome belki krzyża wyznaczają perspektywę kobiecego i męskiego spojrzenia, które nigdy nie będzie takim samym spojrzeniem. Naszą codzienność, trudy i radości postrzegamy w indywidualny sposób, podobnie jak każdy z nas boryka się z własnymi troskami, nawet jeśli wobec życia stoimy ramię w ramię. W małżeństwie to, kim jestem ja sama, nie znika, nie rozpływa się w jakiejś małżeńskiej magmie. Dokładnie tak, jak przypomina nam Kościół: małżeńska jedność nigdy nie oznacza jednolitości. Z jednej strony jest to nasze bogactwo, ale z drugiej strony spory trud, z którym – przypuszczalnie do końca życia – będziemy się borykać na naszej wspólnej drodze.

Ikona, okno na piękny świat

Ikona Spotkań Małżeńskich jest wierną towarzyszką moich małżeńskich zmagań. Czasem jedno spojrzenie na nią stawia mnie do pionu, choć osobiście najbardziej lubię przycupnąć przy niej na dłużej wieczorową porą i zainspirowana jej treścią, spojrzeć na piękny krajobraz, jakim jest i/lub może być moje małżeństwo. Czuję wtedy ogromny pokój. Bo wiem, że jesteśmy ogarnięci przez Boga. Jesteśmy Jego. Jesteśmy boscy, po prostu. I do takiej modlitwy zapraszam dzisiaj i Was!

Tekst został opublikowany na blogu dobrawnuczka.blog.deon.pl

Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mamy sakrament małżeństwa, a nie rodziny
Komentarze (10)
SB
~SS. BB.
4 lutego 2022, 18:15
Moim zdaniem: Małżeństwo jako sakrament jest ważnie zawierane tylko wtedy, kiedy ma na celu dzieci. Jest powołane do prokreacji. Następnie - obowiązki małżeńskie (akty małżeńskie) są godnie spełniane jeśli są prokreacyjne - zatem nie rozumiem teologicznej, ani etycznej wymowy art., mimo, że w niektórych miejscach tekst jest ładny, to jako całość - błędny. serd pozdr
IS
~Irena S-M
5 lutego 2022, 09:49
Byłam świadkiem ślubu dwojga dojrzałych narzeczonych. takich w wieku emerytalnym. W tym małżeństwie nikt nie spodziewał się dzieci.
AA
~Anna Anon
3 lutego 2022, 14:01
Zastanawia mnie to negowanie wartości dzieci, odrzucanie ich na drugi plan. Dojrzałość polega na tym, że małżonkowie nie patrza już tylko na siebie, ale wspólnie wychowują i kochają dzieci, dzielą się miłością. Inaczej pozostaną parą niedojrzalych "niby nastolatków" , myślacych tylko o sobie. wieczny "piotruś Pan" jest dokładnie opisany w psychologii, teraz różne osoby związane z Kościołem chcą to rozszerzyć na parę małżeńską.
KN
~Karolina Nowaczek
3 lutego 2022, 14:36
To nie jest negowanie dzieci, ale przypominanie, że bez małżeństwa, pary, która się kocha w Bogu, nie ma szans na dobrą rodzinę. Sakrament dotyczy mężą i żony, a dzieci są potencjalne - mogą być, ale bywa, że ich nie ma. Czy jeśli para nie może mieć dzieci, to jest gorszym małżeństwem? dawniej szanowano wartość małżeństwa, teraz przeakcentowano dzieci...a efekt taki, że jak dzieci wyfruną z gniazda zostaaje często dwoej obcych niekochających się ludzi...
AM
~Alicja M.M.
3 lutego 2022, 23:47
Ale gdzie tu niby negowanie wartości dzieci? O to, że sakramentem jest małżeństwo (i np. bezpłodność nie jest powodem do stwierdzenia jego nieważności), to już chyba do Kościoła katolickiego można mieć ewentualnie pretensje, nie do artykułu… A na poważnie: istnieje coś takiego jak hierarchia wartości. Właściwe ich usytuowanie (w porządku miłości Bóg na pierwszym miejscu, współmałżonek na drugim, dzieci dalej…) naprawdę służy dobru wszystkich. Nie jest „spychaniem na drugi plan”.
MW
~Magda Wąs
5 lutego 2022, 15:04
Wszystko rozumiem,ale gdy przychodzą na świat dzieci i rosną a nie ma się nikogo innego do opieki nad nimi ,to trudno spędzać czas z mężem, ja od sześciu lat to w sumie ani chwili nie spędziłam sam na sam z mężem , dzieci ciągle domagają się uwagi, nie ma możliwości żeby pobyć tylko we dwoje.
MM
~M M.
2 lutego 2022, 21:36
Niestety autorka tego tekstu jest w wielkim błędzie. Małżeństwo to nie egoizm we dwoje, a nawet od strony praw o kanonicznej może warto przypomnieć tezę włoskiej kanonistki, że " każde małżeństwo jest RODZINĄ"
MS
~Mateusz Socha
3 lutego 2022, 14:38
Ale nie każde jest rodziną z dziećmi...sakrament obejmuje męża i żonę...Autorka ma rację!
MM
~Marlena Mil....
2 lutego 2022, 15:24
Skłonił mnie on do refleksji dlaczego ja nie patrzę na małżeństwo tak, jak autorka...Nie ma we mnie polotu, pięknych, wzniosłych twierdzeń, nie zachwyca mnie ikona, choćby była najpiękniejsza pod słońcem. Żyje w małżeństwie, co więcej szczęśliwym i nawet przed wejściem w małżeństwo myślałam, że ta codzienność będzie gorsza, trudniejsza...wiec mam jeszcze w sobie element pozytywnego zaskoczenia. Jednak w swoim usposobieniu jestem jakby bardziej przyziemna. Konkretna. Bez poezji. Zastanawia mnie skąd ta różnica. Do tej pory hejtowałam takie wpisy, myśląc o tym jak o jakiś bajkach...na zasadzie: Ludzie! Bierzcie się do pracy nad sobą i nad wspólnym życiem...a nie o jakiś wzniosłych darach i odkrywaniu tożsamości piszecie! Także taka refleksja. Która bardziej kieruje mój wzrok na mnie samą i szukania odpowiedzi na pytanie dlaczego nie rozumiem tego rodzaju języka, formy wypowiedzi i widzenia świata, którym posługuje się autorka.
MZ
~Mężatka z 10-letnim stażem
3 lutego 2022, 14:11
Podpisuję się pod wypowiedzią przedmówczyni. Jestem również szczęśliwa mężatką i matką, jednak porywy serca jak przytoczone w artykule zupełnie mnie nie dotyczą. Twardo stąpam po ziemi i całe życie kierowałam się rozumem i logiką. Poezja codziennego życia w takim wydaniu jest dla mnie nieco oderwana od rzeczywistości. Jednakże każdy jest inny i chyba właśnie ta różnorodność jest najpiękniejsza ;)