Muzułmanin odmówił opuszczenia chrześcijan. Zginął wraz z nimi
Gdy terroryści z ISIS zaatakowali restaurację pełną obcokrajowców i wzięli zakładników, Faraz - muzułmanin - mógł opuścić lokal bezpiecznie. Nie zostawił jednak swoich przyjaciół i zginął wraz z nimi. Stał się bohaterem.
Faraz Hossain pochodził z Bangladeszu, studiował na Emory University w Stanach Zjednoczonych. Został zamordowany 2 lipca w zamachu na restaurację Holey Artisan Bakery.
Terroryści pozwolili wyjść wszystkim muzułmanom i osobom ubranym na lokalną modłę. Zatrzymali jednak dwie dziewczyny, które siedziały przy stoliku z Farazem, ponieważ nie nosiły hidżabu. Faraz zdecydował się zostać z nimi. Z restauracji uciekł natomiast jego krewny, Hishaan, który przekazał całą historię.
Podczas zamachu 1 lipca na restaurację Holey Artisan Bakery w zamieszkanej przez dyplomatów dzielnicy Dakki, terroryści zabili 20 osób. Służby specjalne odbiły potem 13 przetrzymywanych osób i zastrzeliły 6 napastników.
Według mediów, do zamachu przyznało się terrorystyczne ugrupowanie tzw. Państwo Islamskie. Rząd jednak uważa, że za masakrę odpowiedzialna jest krajowa grupa Jamaat-ul-Mujahedin (Zgromadzenie Dżihadystów) z Bangladeszu.
Przyczynę coraz większej przemocy na tle religijnym, do jakiej dochodzi w kraju, obrońcy praw człowieka upatrują w braku działań instytucji państwowych. "Polityka rządzących, policji oraz tajnych służb, chcąc realizować swoje cele, dąży do zniszczenia opozycji i do ograniczenia fundamentalnych praw demokratycznych", czytamy w opublikowanym 4 lipca w Hongkongu oświadczeniu niezależnej Azjatyckiej Komisji Praw Człowieka (AHRC).
>>Przeczytaj także historię muzułmanina, który oddał życie za chrześcijan
Po zamachu w Dhace jesteśmy bardzo zaniepokojeni wzrostem fali terroryzmu - powiedział ks. Dilip Costa, dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych w Bangladeszu.
- Te akty terrorystyczne są szkodą dla kraju i jego wizerunku za granicą. Sytuacja, jaką przeżywamy, jest naprawdę ciężka" - dodał ks. Dilip Costa. W czasie zamachu na jedną ze stołecznych restauracji terroryści wzięli grupę zakładników. Spośród nich zabili 20 osób. Służby specjalne odbiły potem 13 przetrzymywanych osób i zastrzeliły 6 napastników.
Zamachy w 160-milionowym Bangladeszu, kraju głównie muzułmańskim, rozpoczęły się w 2013 roku i nasiliły w dwa lata później. Ich ofiarami padają chrześcijanie, buddyści, hinduiści oraz członkowie muzułmańskich sekt niezwiązanych z sunnizmem, wolnomyśliciele, działacze na rzecz praw homoseksualistów, obywatele obcych państw oraz blogerzy krytykujący islamski fundamentalizm.
Ks. Costa zwrócił uwagę, że atmosfera w kraju jest bardzo napięta. Podkreślił, że większość muzułmanów potępia tego typu akty, a grupy radykalne stanowią zdecydowaną mniejszość społeczeństwa. Niebezpieczeństwo jest jednak poważne, zwłaszcza dla chrześcijan, gdyż w Bangladeszu miały już miejsca ataki na budynki kościelne i pracujących tam misjonarzy.
Zdaniem tamtejszego duchownego nie wiadomo, jak bezpośrednie i konkretne są powiązania radykalnych grup lokalnych z Państwem Islamskim na Bliskim Wschodzie, ale na pewno wyznawcy Chrystusa są narażeni na ogromne niebezpieczeństwo.
Aktualnie większość instytucji chrześcijańskich w Bangladeszu chroni policja. Tym niemniej, jak się wydaje, wszystkie mniejszości żyją w lęku. "Nie wiemy, dokąd ta niepewna sytuacja doprowadzi naród. Jako chrześcijanie modlimy się i kontynuujemy naszą misję, zwłaszcza w prowadzonych przez nas dziełach socjalnych" - dodał szef Papieskich Dzieł Misyjnych w tym południowoazjatyckim kraju.
Skomentuj artykuł