Nie zapominajcie o nas - apel bpa Gassisa
- Jesteśmy waszymi braćmi i siostrami, nie zapomnijcie o nas, o naszych zmaganiach o sprawiedliwość i pokój - apeluje w wywiadzie udzielonym KAI bp Macram Max Gassis. Ordynariusz diecezji El Obeid w środkowym Sudanie przebywa w Polsce na zaproszenie stowarzyszenia "Pomoc Kościołowi w Potrzebie". Kościół w Polsce obchodzi dziś III Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym, który w sposób szczególny poświęcony jest skomplikowane sytuacji w Sudanie. Bp Gassis apeluje o ochronę ludności nubijskiej, której jego zdaniem, grozi czystka etniczna.
Bp Macram Max Gassis: Zniszczony kraj, kraj wielokulturowy, wieloreligijny, wieloetniczny, w każdym sensie różnorodny. Kraj, który niestety tej różnorodności, jedności w różnorodności, nie docenia. Zamiast tego ta różnorodność przynosi nierówność w społeczeństwie. W taki sposób widzę mój kraj.
Spodziewałem się, że prędzej czy później Sudan południowy ogłosi niepodległość. To nie było coś, co zdarzyło się przez przypadek. Sudańczycy czuli, że są ludźmi mającymi własną godność, kulturę, tradycję, wielu z nich to chrześcijanie. Są grupy arabów z północy, którzy żyją na południu, ale również oni cieszą się szacunkiem. Oferuje się im nawet obywatelstwo Południowego Sudanu, jeśli sobie tego życzą, bo nikt nie ma nic przeciwko nim. Dziękuję Bogu, że dotarliśmy do tego momentu i że dokonała się pokojowa zmiana, bo ten czas jest okresem przemian, które potrwają do chwili okrzepnięcia tego nowego organizmu.
Kwestia religijna na południu nie jest już problemem. Wszyscy wiemy, że południe jest bardziej chrześcijańskie. Niemal wszyscy tamtejsi przywódcy to chrześcijanie, wśród których większość stanowią katolicy. Dlatego uważam, że ten kraj ma tożsamość. Tamtejsi Sudańczycy są dumni, że mogą powiedzieć "jesteśmy Południowymi Sudańczykami i jesteśmy chrześcijanami". Zanim ogłoszono niepodległość ludzie cierpieli z powodu braku tożsamości. Mówiło się o nich: jesteście biednymi południowcami, obywatelami drugiej kategorii, obowiązuje was prawo szariatu. Teraz na południu nie ma czegoś takiego jak islamski szariat, nie ma dyskryminującego prawa z 1962 roku, znanego jako Missionary Societies Act, które było wymierzone w chrześcijan przez poprzedni rząd na północy. To wolny kraj, wszyscy są równi. Nawet ta niewielka grupa północnych Sudańczyków, która mieszka na południu żyje w pokoju, jest szanowana przez południowców. Zatem kwestia religijna nie jest już problemem na południu.
Jest natomiast wyzwaniem na północy. Prezydent Sudanu Omar Hassan Ahmad Al-Bashir tuż po ogłoszeniu niepodległości przez Sudan Południowy zapowiedział, że Republika Sudańska będzie państwem islamskim, w którym będzie obowiązywało prawo szariatu. Co stanie się z chrześcijanami, którzy pozostaną na północy? Jakiemu prawu zostaną poddani? To pytania, które nas niepokoją. Chodzi o to, czy obywatele na północy nie zostaną poddani kolejnym prześladowaniom? Inna kwestia dotyczy tego, co stanie się z obywatelami południowej części kraju, którzy wciąż przebywają na północy? Założyli przecież rodziny, ich dzieci chodzą na północy do szkół, mają miejsca pracy. Tymczasem Omar Bashir zadeklarował, że w związku z tym, że Sudan Południowy ogłosił niepodległość południowcy, którzy mieszkają na północy, będą traktowani jak nielegalni imigranci. Co to za logika? Nie jest to logika osoby odpowiedzialnej, inteligentnej. Przecież żyli oni na północy przez wiele lat, a teraz automatycznie stali się nielegalnymi obywatelami i będą siłą deportowani na południe? To nieludzkie.
Nie chciałbym się zbyt rozwodzić, ale warto chyba rozważyć co wydarzyło się w Sudanie, odkąd tereny te opuścili Brytyjczycy a Sudan ogłosił niepodległość 1 stycznia 1956 roku. Po pierwsze wszystkie ministerstwa zostały obsadzone przez muzułmańskich północnych Sudańczyków, za wyjątkiem jednego - ministerstwa zasobów zwierzęcych. Żadne inne, ani ministerstwo spraw wewnętrznych, ani zagranicznych czy sprawiedliwości nie było kierowane przez niemuzułmanina. Po drugie zdecydowano, że oficjalnym językiem będzie arabski. Tymczasem wiadomo, że na południu i w górach nubijskich nikt nie posługuje się arabskim. Po trzecie władze wymogły na nas, by dniem odpoczynku był piątek a nie niedziela. Wreszcie zdecydowano o powstaniu ministerstwa do spraw wyznań. Tymczasem od ministra, aż po odźwiernego, wszyscy rządzący to północni muzułmanie. Nie znają języka Kościoła, jego znaczenia, ale zdecydowali za nas i bez nas. Jest wreszcie i problem prawa szariatu, które zostało na nas nałożone. Widać zatem, że nie ma możliwości, by chrześcijaństwo zostało zaakceptowane, by w rządzie reprezentowana była etniczność. Nie sądzę, by Sudan mógł dalej się rozwijać mając takie dyskryminacyjne prawo.
Moje przesłanie to relacja z tego co aktualnie się tam dzieje. Rząd w Chartumie twierdzi, że Nubijczycy, zamieszkujący w górach Nuba, są obywatelami północy. Tymczasem nie jest to kwestia geograficzna ale etniczna. Nubijczycy nie są arabami, ani w większości muzułmanami, choć niektórzy rzeczywiście wyznają islam. Większość z nich wyznaje tradycyjne religie afrykańskie, wielu to chrześcijanie, katolicy, protestanci. Kiedy spojrzy się na nich mają charakterystyczne niearabskie cechy: płaskie nosy, wypukłe czoła, kręcone włosy. Twierdzi się jednak, że są częścią północy i siłą chce się ich dołączyć do północnej części kraju. W czasie wojny w Sudanie Nubijczycy zaangażowali się w działania Ludowej Armii Wyzwolenia Sudanu. Ginęli w obronie południa, przelewali swoją krew, by wyzwolić południe. Gdy południe uzyskało niepodległość Omar Bashir natychmiast ogłosił, że Ludowa Armia Wyzwolenia Sudanu ma złożyć broń i zostać włączona w struktury armii północnosudańskiej. Nubijczycy odpowiedzieli, że to niemożliwe, by stali się częścią północy, bo posiadają własną tożsamość i chcą podążyć za południem. Niemal natychmiast podjęto działania wojskowe, bombardowania. Władze twierdzą, że bombardują Ludową Armię Wyzwolenia Sudanu w górach Nuba, ale gdzie są jej członkowie? Czy noszą wielkie plakaty: tutaj jesteśmy, jesteśmy rebeliantami, ruchem wyzwolenia? Nie. W praktyce bombardowania zabijają, ranią niewinnych cywilów; dzieci, kobiety. Zabijać kogoś z powodu jego korzeni etnicznych to dla mnie czystka etniczna, to zbrodnia przeciwko ludzkości. A ci, którzy popełniają zbrodnię przeciwko ludzkości powinni zostać postawieni przed trybunałem w Hadze.
Mamy szerokie kontakty, ale nie wiemy czy rządzący słuchają tego, co mówimy. Rząd czyta cokolwiek opublikujemy, nasłuchuje tego, co mówimy, chce się z nami spotykać, by nas wysłuchać, ale nie wiem, na ile rzeczywiście słucha. Chcą chyba mieć alibi, by móc stwierdzić, że zdradziliśmy kraj lub go obraziliśmy, tak jak to miało miejsce w moim przypadku. Przez 18 lat byłem na uchodźstwie, nie mogłem przebywać w stolicy mojej diecezji w El Obeid. Raz, przed czterema laty, wpuszczono mnie do kraju. Teraz ponownie zostałem wydalony z powodu mojego zaangażowania przeciwko gwałceniu praw Nubijczyków. Musiałem dokonać wyboru: albo będę cicho, by móc podróżować np. do Chartumu czy do mojej diecezji, albo wrócę do obrony moich ludzi, poświęcając moją fizyczną obecność na północy. Już dokonałem wyboru. Nie ma potrzeby, bym przebywał w El Obeid - jest tam biskup koadiutor. Będę wśród ludzi, którzy żyją w buszu i cierpią.
Gdy mówi się o "arabskiej wiośnie" to zastanawiam się, gdzie ona jest? Nie wiem. Widzę krew, przemoc, zabijanie. A wszystko to jest nazywane "arabską wiosną". Nie postrzegam tych wydarzeń jak wiosny. Przynoszą one tylko więcej cierpienia. Może jedynie w Tunezji daje to jakieś owoce. Jestem jednak pewien, że nie da się tego zatrzymać. Proces usuwania dyktatorów dotknie nie tylko północ Afryki czy środkowy-wschód, ale dotrze także do nas, ponieważ ucisk, jakikolwiek on by nie był, doprowadzi do powstania ludu, bo ucisk oznacza cierpienie, niesprawiedliwość. To zaś rodzi złość, złość natomiast rodzi przemoc. Dokładnie to w tej chwili się dzieje, nawet w północnym Sudanie. Studenci zaczynają protestować, a zwykle iskra pochodzi właśnie od studentów. Jeśli ruszą studenci to ruszy i ulica. Pytam zatem czy to jest to, czego chcą przywódcy północnego Sudanu? Chcą tej wiosny? Dla mnie to nie jest wiosna, nie wiem co mogłaby ona dać ludziom.
Co to znaczy wspólnota międzynarodowa?
Wolę odwiedzać każdy z krajów osobno i rozmawiać z rządami, niż przemawiać do nich wszystkich naraz. Jeśli głos Kościoła dociera do poszczególnych krajów niesie ze sobą większy ciężar gatunkowy. Weźmy jako przykład Polskę. Polska ma wspaniałą historię zmagań o wolność. Polacy wiedzą czym jest ucisk, prześladowanie, czym jest solidarność, Gdańsk, czym jest ruch "Solidarność". Dlatego apeluję do polskiego rządu i do Kościoła w Polsce, do Polaków: my również jesteśmy waszymi braćmi i siostrami, nie zapomnijcie o nas, o naszych zmaganiach o sprawiedliwość i pokój. Niektórzy symbolem pokoju uczynili flagę złożoną z kolorów tęczy, powołano komisje na rzecz pokoju, komitety pokoju, wielką kartę pokoju, pokój wszędzie, a nie ma pokoju nigdzie. Brakuje bowiem podstawy pokoju, która nazywa się sprawiedliwość. Trzeba dać ludziom ich prawa. Prawa człowieka nie są wymysłem jakiegokolwiek rządu. Prawa człowieka nie mogą być zmonopolizowane przez jakąkolwiek partię polityczną. Prawa człowieka są prawami naturalnymi, są boskimi prawami. Politycy są po to, by je respektować i bronić, a nie by nadużywać tego, co Bóg dał swemu ludowi, jako jednostce czy społeczności. W tym konkretnym przypadku rząd, który opiera prawo na religii, wyznawanej tylko przez część społeczeństwa, powoduje powstanie tego, co nazywamy niesprawiedliwością, ponieważ prawodawstwo takie pomija prawa niemuzułmanów. To właśnie powoduje nasze dzisiejsze cierpienia w Sudanie.
Postrzegam Polaków jako naród, który w większości jest katolicki. Zatem uważam, że największą odpowiedzialnością powinni wykazać się w tej kwestii właśnie katolicy w tym kraju. Ale nie tylko oni. Są w tym kraju inne, mniejszościowe Kościoły, które nazywają się chrześcijańskimi i ich również ta odpowiedzialność dotyczy, by ręka w rękę z Kościołem katolickim w Polsce towarzyszyć ich braciom i siostrom w Sudanie. W pracujemy jako chrześcijańskie społeczeństwo. Dlatego uważam, że Polska może odegrać bardzo ważną rolę w pomocy Kościołowi w Sudanie, Sudańczykom. Bez względu na to czy dotyczy to odbudowy na południu czy problemów prześladowania w górach nubijskich. Jedyny sposób w jaki można tam się w tej chwili dostać to wyczarterować samolot. Wysyłamy tam lekarstwa. Szpital, który został wybudowany przez Kościół katolicki stał się w tej chwili wybawieniem, nie tylko dla nubijskich chrześcijan, ale również dla nubijskich muzułmanów czy wyznawców tradycyjnych religii. Nawet arabscy żołnierze ranni w starciach z Armią Wyzwolenia są transportowani do tego szpitala. Tych, którzy zabijają moich ludzi, leczymy jak każdego innego. Myślę, że to najlepsze świadectwo tego, czym są chrześcijańskie wartości.
Skomentuj artykuł