Nie żyje franciszkanin br. Józef Bałaban. Przez 70 lat własnoręcznie wyrabiał różańce
W uroczystość św. Franciszka z Asyżu nad ranem w klasztorze św. Franciszka w Krakowie w wieku 93 lat odszedł do Pana br. Józef Eugeniusz Bałaban - br. Józef od różańców. Zakonnik przez 70 lat był przyklasztornym ogrodnikiem i codziennie wyrabiał różańce z nasion.
Kim był br. Józef Bałaban?
Br. Józef Eugeniusz Bałaban urodził się 8 lutego 1929 r. w Trześniowie na Podkarpaciu. O franciszkanach dowiedział się z "Rycerza Niepokalanej". Zgłosił się do Niepokalanowa.
- Mama mówiła: co tak daleko? Nie możesz do jezuitów, bliżej, do Starej Wsi? Ja nie chciałem. Chciałem do franciszkanów. Rodzice żadnych przeszkód nie robili. Odwieźli mnie jeszcze na stację do Iwonicza - opowiadał swojemu współbratu o. Andrzejowi Zającowi OFMConv. W Niepokalanowie wybijał medaliki.
Po półrocznym doświadczeniu w klasztorze św. Maksymiliana przybył do Krakowa. Następnie został skierowany do Dąbrowy Górniczej-Gołonoga. Później było Jasło i Radomsko, a od 1982 r. do końca życia br. Józef żył i posługiwał w Krakowie.
Własnoręczne różańce
Zazwyczaj pracował w ogrodzie, a w Krakowie również na furcie. Tam w wolnych chwilach robił różańce z nasion łzawicy, które sam uprawiał (nazwa łacińska: Coix lacryma-jobi, a nazwy regionalne: Łzy Hioba, łzy Chrystusa, łzy Matki Boskiej).
- Teraz, jak siedzę na furcie i nikt nie dzwoni, to zaraz bym zasnął. Nie wiem, czy to już takie lata, czy przychodzi koniec mój. A tak robię coś pożytecznego - mówił br Józef. - Nie lubię próżno siedzieć - opowiadał z pogodą ducha.
Pytany o to, gdzie nauczył się robić różańce, odpowiadał, że to "nie jest filozofia". - Wystarczy przyjść, popatrzeć i robić. Mieć narzędzia i ręce, i zabrać się za to - przekonywał. Pierwsze nasiona przyniosły mu w Krakowie siostry szarytki. Od tego czasu sam je siał.
Trudno policzyć, ile różańców powstało pod palcami brata Józefa. - Kiedyś jeden diakon wspomniał o nim w swojej homilii. Przyuważył go, jak siał coś w grządkach, a za nim dreptały dwa kosy i wydziobywały zdobycz. A brat siał dalej, nawet ich nie przeganiał, przekonany, że, owszem, coś zjedzą, ale wszystkiego nie wydziobią. W końcu człowiek sieje, ale Pan daje wzrost i dobry plon - wspomina w artykule o bracie Józefie o. Zając.
Służba Bogu i ludziom
- To nie są zwykłe koraliki. Kryje się w nich niezwykła historia, pracowitość i pasja zakonnika, który prostym życiem służy Bogu i ludziom. A wszystko to dzieje się w miejscu, które pamięta księcia Bolesława, fundującego Kraków na prawie magdeburskim, i którego szczątki kryją do dziś franciszkańskie mury. Jest to jednak preludium do tej jedynej, najważniejszej historii, która ożywa, kiedy człowiek zaczyna w skupieniu i z wiarą przesuwać palce po kolejnych koralikach – historii Jezusa i Maryi - podkreśla zakonnik.
Brat Józef znany był ze swojej pogodnej natury, pokory i franciszkańskiej prostoty. Zmarł w uroczystość św. Franciszka z Asyżu, w miesiącu poświęconym Różańcowi.
Źródło: KAI / tk
Skomentuj artykuł