Nieznane dzieło Wita Stwosza. Stało w zakrystii od lat, nikt nie zwracał uwagi
Na tle okna stoi krzyż, a na krzyżu umieszczona jest figura Ukrzyżowanego. Stoi pod światło, więc pozostaje słabo widoczna. Przez lata była już kilkukrotnie reperowana, więc na pierwszy rzut oka wcale nie wygląda na dzieło mistrza. Oddane z wyjątkowym kunsztem cierpiące ciało Jezusa to przeoczone dzieło Wita Stwosza - mówią historycy sztuki z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Nieznane dzieło Wita Stwosza odkryte w opactwie cystersów
Postać Jezusa ma 54 centymetry i jest wyrzeźbiona w gruszy - trudnym drewnie rzadko wybieranym przez twórców. W kościele cystersów w podkrakowskiej Mogile znajduje się od lat i nikt nie wie, kiedy dokładnie tam trafiło. Dowodów pisanych brak, a do tego dzieło pozostawało w cieniu i aż dotąd nie odnotowano jego istnienia w literaturze przedmiotu. Wiadomo jedno: od końca lat 70. dwudziestego wieku krucyfiks stał w zakrystii na tle okna. Jak odnotowują w swoim artykule prof. Dobrosława Horzela i pro. Marek Walczak z z Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego, oglądany pod światło i wielokrotnie naprawiany krucyfiks umykał uwadze historyków. Aż do teraz.
Tekst opublikowany w "Biuletynie Historii Sztuki" opisuje bardzo dokładnie dzieło, które według historyków wyszło spod ręki mistrza. Świadczą o tym bardzo dla Stwosza charakterystyczne detale i niezwykła precyzja w oddaniu szczegółów wyglądu ludzkiego ciała. "Przy bliższych oględzinach okazuje się dziełem wirtuozersko wyrzeźbionym w gruszy" - piszą historycy.
Ktoś poprawiał Stwosza i to niezbyt udolnie
Rzeźba mogła ukryć się przed okiem ekspertów również dlatego, że na przestrzeni wieków była wielokrotnie reperowana. Jak opisują historycy, ręce Jezusa uległy destrukcji i zostały dosztukowane, a ten, kto je rzeźbił, nie był mistrzem dłuta. W liczącej ponad pół wieku rzeźbie połamały się pukle włosów i przepaski biodrowej, konsumpcji nie oparły się też owady żywiące się drewnem. Poprawiane i dosztukowane elementy musiały się mocno wyróżniać, by więc figura Ukrzyżowanego wyglądała spójnie, usunięto bardzo dokładnie starą zaprawę i polichromię. Wtedy pokazały się "ślady żerowania drewnojadów" i nieznany konserwator starał się je ukryć, szlifując m.in. łydki figury, co zmieniło ich pierwotny, kunsztowy kształt. A to wszystko sprawiło, że rzeźba mistrza, o której historycy piszą, że musiała powstać w Krakowie przed 1496 rokiem, przez pięćset lat pozostawała tajemnicą.
Stopień mistrzostwa poznawano po jakości wykonania krucyfiksu
"Jest to jedyna znana w Małopolsce rzeźba późnogotycka wykonana w tym materiale, uchodzącym za wybierany przez mistrzów tworzących z myślą o elitarnej grupie kolekcjonerów, potrafiących docenić kunszt konieczny do jego obróbki" - podkreślają w swojej publikacji prof. Dobrosława Horzela i prof. Marek Walczak. Dzięki ich działaniom dzieło Wita Stwosza zostało wpisane do rejestru zabytków.
Jak tłumaczą w tekście naukowcy, motyw Chrystusa Ukrzyżowanego należał do najczęściej podejmowanych w sztuce gotyckiej, dlatego czasem był to obowiązkowy temat na cechowym egzaminie mistrzowskim. "W Krakowie mistrz cechowy - snycerz, malarz czy witrażysta - musiał być zdolny do wykonania wizerunku Ukrzyżowanego na odpowiednim poziomie i tę umiejętność oceniano" - czytamy w publikacji.
Źródło: Gazeta Krakowska / Biuletyn Historii Sztuki / mł


Skomentuj artykuł