Notre-Dame i kolejna aferka spod znaku "tradycja kontra nowoczesność". Jest różnica między tradycją a staniem w miejscu
Niedawno miałam okazję spędzić kilka dni w Paryżu. Przywiozłam stamtąd kilka duchowych, zupełnie niespodziewanych poruszeń, które wróciły do mnie z całą mocą, gdy algorytm bombardował mnie filmikami nawiązującymi do rozmowy Marcina Zielińskiego i Dawida Misiora u Bogdana Rymanowskiego. Dlaczego?
Notre-Dame - kolejna aferka spod znaku "tradycja kontra nowoczesność"
Gdy niemal rok temu ponownie otworzono mury katedry Notre-Dame, w chrześcijańskim świecie rozpętała się kolejna aferka spod znaku "tradycja kontra nowoczesność". Wszystko dlatego, że po fatalnym w skutkach pożarze trzeba było odrestaurować nie tylko dach tej słynnej gotyckiej świątyni, lecz także prezbiterium. Krytycy nie zostawili na nowym ołtarzu z brązu suchej nitki - że wanna, że miska, że bezguście, profanacja itd.
Przypomniały mi się te wszystkie nagłówki, gdy weszłam do świątyni. Sama nie jestem miłośniczką sztuki współczesnej, ale spacerując po odnowionej Notre-Dame nie mogłam wyjść z zachwytu, jak wspaniale, a przede wszystkim zrozumiale dla przeciętnego chrześcijanina (jakim się czuję) koresponduje w niej nowoczesność z przeszłością. W poszczególnych bocznych kaplicach można przyglądać się współczesnym i średniowiecznym obrazom, rzeźbom, które łączą bardzo czytelne, a przede wszystkim estetyczne i nierozpraszające człowieka powiązania. Sporo czasu spędziłam np. przyglądając się obrazowi krzyża namalowanego z rozproszonych szarych plam. Całość przypominała proch, a może cyfrową przestrzeń, kto wie? - interpretacji, także duchowych można przecież snuć wiele. Ale szczególnie poruszające było zestawienie tej formy ze stojącym poniżej średniowiecznym, kamiennym ołtarzem, z jego surową i trwałą bryłą i z gotyckim wyposażeniem. Całość przemawiała do mnie bardzo sugestywnie pełną nadziei myślą: po wieczne czasy, wszędzie i we wszystkim JA jestem z tobą, człowieku.
Wyszydzony przez krytyków ołtarz zachwycił mnie absolutnie
Takich prostych w odbiorze, minimalistycznych, a jednocześnie estetycznie pięknych zestawień w Notre-Dame odkrywałam dla siebie znacznie więcej. A ów wyszydzony przez krytyków ołtarz główny zachwycił mnie absolutnie. Dlaczego? Bo wykorzystując proste, ale niebanalne formy i materiały koncentrował mój wzrok na Najświętszym Sakramencie. Stałam w nieprzebranym tłumie ludzi, otoczona bogactwem dzieł sztuki, ale ani przez moment nie miałam wątpliwości, gdzie jest serce tego miejsca i Kto jest w jego centrum. Czy nie o to powinno chodzić w miejscu kultu?
Co ważniejsze, nie tylko samo wyposażenie i sama architektura miejsca zdają się w Notre-Dame naturalnie koncentrować wzrok na ołtarzu i na Najświętszym Sakramencie. To, co mnie bardzo uderzyło w paryskich, popularnych (pod kątem turystycznym) świątyniach, to nieco inna organizacja przestrzeni niż ta, do której przyzwyczaiły mnie już polskie kościoły. W myślach streszczam ją hasłem: "wierzący first!", co oznacza, że w Notre Dame ci, którzy chcą pomodlić się w ciszy przy Jezusie, mają do tego wyznaczone miejsce na samym środku świątyni.
Notre Dame jest najpierw miejscem do modlitwy, a potem dla turystów
Czyli Najświętszy Sakrament nie jest schowany gdzieś w kryptach za piątym filarem, ale zaprasza do spotkania swoją żywą Obecnością wszystkich wchodzących do katedry, a wychodzącym "błogosławi" znakiem "BYŁEM, JESTEM I BĘDĘ!". Miejsca w przestrzeni adoracji starczy dla każdego, bo dla pragnących się pomodlić zarezerwowano naprawdę sporo ławek. Jeśli jeszcze doliczy się do nich wyznaczone miejsca do modlitwy, gdzie wystawione są szczególnie cenne relikwie - to już naprawdę trudno nie mieć wrażenia, że ta katedra jest najpierw miejscem do modlitwy, a dopiero potem do zwiedzania. Co ważniejsze, pracownicy świątyni w bardzo konsekwentny, uprzejmy, ale jednocześnie niezwykle stanowczy sposób dbają, by sacrum swoim zachowaniem nie zakłócali ci, co to dla idealnego ujęcia na Instagram są w stanie "nawet" uklęknąć przed monstrancją.
Jezus mówi: jestem tu dla ciebie, nawet jeśli przyszedłeś tylko obejrzeć gargulce
Spędziliśmy z mężem dłuższą chwilę na adoracji w tamtym miejscu i nie mogłam wyjść z zadziwienia, jak można odpowiednią organizacją przestrzeni sprawić, że człowiek w dzikim tłumie będzie miał szansę usłyszeć Słowo Jezusa. Ja usłyszałam. I wychodząc z katedry, nie mogłam się opędzić od myśli, że ta gotycka świątynia nadal tak wymownie przemawia, przypominając każdemu - to jest twoje miejsce, jesteś tu przyjęty, przyjdź do stołu, zobacz, zastawiam go dla ciebie, człowieku, ciągle, JESTEM pośród was nieustająco, nawet, jeśli wy przyszliście tu tylko po to, by obejrzeć gargulce.
Udaje się więc w tym miejscu Francuzom rzecz fantastyczna - łączą tradycję i nowoczesność ze smakiem i funkcjonalnie, a jednocześnie przypominają, że jako wierzący, nie mamy się czego wstydzić, tylko możemy być prawdziwym znakiem obranej drogi dla tych, którzy - być może - nie mogą znaleźć ani celu, ani sensu, ani pokoju serca w niespokojnym świecie. Gdy w drzwiach zerkałam po raz ostatni przez ramię na wnętrze Notre-Dame, mój wzrok naturalnie koncentrował się na pięknym krzyżu i klęczącym przed nim tłumie ludzi. Jeśli to jest obraz, który jako pierwszy i jako ostatni widzą wchodzący do świątyni turyści, to myślę, że w świecie zdominowanym dziś przez obraz restauratorom katedry udało się doskonale oddać ducha średniowiecznych zamysłów architektonicznych i przypomnieć współczesnemu człowiekowi, że Bóg jest i działa pośród nas.
Jest różnica między tradycją a staniem w miejscu
Nie tak dawno słyszeliśmy w kościołach fragment z Księgi Ezechiela (Ez 47, 1-9), w którym prorok opisuje widzenie świątyni, spod progu której wypływa woda niosąca życie na różne obszary. Ksiądz, komentując ten fragment podczas homilii, nawiązał do sporów między tzw. tradycjonalistami a nie-tradycjonalistami w kościele. Zaproponował, by spojrzeć na świątynię jako Słowo Boże, które jest niezmienne, a na ową wodę, jak na tradycję. "Tradycja to nie jest tylko to, co było. To także to, co jest dziś, z czego możemy czerpać" - mówił. Tyle, że by ta woda rzeczywiście ożywiała, nie może stać w miejscu - zaznaczał. A na koniec homilii pokusił się o jeszcze inny obraz z własnego życia. Także sugestywny. Kilkadziesiąt lat temu na swoje święcenia kapłańskie uszył sutannę. Do dziś wisi ona w jego szafie i jest dla niego ważną pamiątką. Ale nie ubiera jej już, bo przez te kilkadziesiąt lat zmieniło się jego ciało i ta sutanna, choć na upartego nadal jest w stanie się w nią wcisnąć, dziś by go raczej uwierała niż pomagała zbliżyć się do Pana Boga.
Wydaje się zatem, że wszystkie te żywe dyskusje to wciąż i wciąż wracająca mądrość Jezusowych przypowieści. Zawsze będą bukłaki stare i nowe. I te, i te. Pozostanie tylko pytanie, co w nie będziemy wlewać i czy przypadkiem nie za bardzo skupiamy się na ich konserwacji.
Skomentuj artykuł