Obrońcy życia zarzucają Cameronowi hipokryzję
David Cameron twierdzi, że wierzy w tradycyjne wartości, ale sam nie wie, co one oznaczają - tak obrońcy życia komentują słowa premiera Wielkiej Brytanii, który w miniony piątek zaapelował o kultywowanie chrześcijańskich wartości. Na spotkaniu upamiętniającym 400-lecie wydania Biblii Króla Jakuba polityk podkreślił, że Wielka Brytania jest krajem chrześcijańskim.
Dyrektor Fundacji Ochrony Dzieci Nienarodzonych w Wielkiej Brytanii, John Smeaton zarzuca premierowi hipokryzję, ponieważ z jednej strony promuje on tradycyjną moralność, natomiast jego rząd w kraju i zagranicą finansuje aborcję, antykoncepcję i homoseksualizm.
Rzymska korespondentka portalu LifeSiteNews, Hilary White przypomina, że Cameron już raz nawoływał do powrotu do tradycyjnej moralności - w wystąpieniu po zamieszkach na ulicach Londynu, gdy młodzi ludzie plądrowali z uśmiechem na ustach sklepy. Natomiast dwa tygodnie później, jak zauważa dziennikarka, szef brytyjskiego rządu oznajmiał, że jego rząd rozpoczął konsultację w sprawie legalizacji związków homoseksualnych, sztandarowego projektu Partii Konserwatywnej.
- Premier, oraz cała klasa rządząca zdaje się mgliście rozumieć, że coś jest głęboko nie tak, że Brytania cierpi z powodu jakiegoś odcięcia od przeszłości i zespołu podstawowych idei moralnych i społecznych. Ironią jest jednak to, że to oni sami są ofiarami tej oderwanej i moralnie zubożałej pochrześcijańskiej kultury. David Cameron, razem z ludźmi, którzy zamieszkują jego świat, nie wie, co mówi - zaznacza publicystka.
White zarzuca szefowi brytyjskiego rządu ingerencję w prywatne sprawy obywateli oraz że wierzy, iż szczęście jest jedną z wielu "umiejętności, którą można ludzi nauczyć", zapytawszy się wcześniej za pomocą sondaży o ich uczucia.
- Ktoś musi powiedzieć Davidowi Cameronowi, że to właśnie wtrącanie się rządu, tego aroganckiego, wścibskiego i agresywnego państwa świeckiego, definiującego moralność, tradycję, a nawet pojęcie "szczęścia", unieszczęśliwia, zubaża i czyni Brytanię niemoralną - dodaje publicystka.
Z opublikowanej w ubiegłym tygodniu dorocznej ankiety National Public Attitudes Survey wynika, że tylko 50 proc. Brytyjczyków przyznaje się do jakiejkolwiek religii, a 56 proc. odpowiedziało, że nigdy nie uczestniczyło w religijnych nabożeństwach. Tylko 14 proc. respondentów zaznaczyło, że chodzi do kościoła co tydzień.
Skomentuj artykuł