Na trzy lata więzienia i wieczysty zakaz pełnienia urzędów publicznych, które pozwalają "korzystać z władzy", został skazany były papieski kamerdyner Paolo Gabriele za ujawnienie tajnych dokumentów watykańskich. Wyrok odczytał prezes Sądu Watykańskiego Giuseppe Dalla Torre. Jednocześnie, biorąc pod uwagę okoliczności łagodzące, trybunał zmniejszył tę karę do 18 miesięcy ograniczenia wolności. Orzekł także, iż oskarżony pokryje koszty postępowania sądowego.
Początkowo mówiono o 4 latach więzienia, w miarę jednak postępowania sądowego i uwzględniania okoliczności łagodzących, oskarżony otrzymał wyrok półtora roku pozbawienia wolności. Sąd wziął pod uwagę m.in. "brak precedensów karnych, wyniki stanu służby w okresie poprzedzającym popełnienie tych czynów, subiektywne, choć błędne, przekonanie Gabrielego oraz jego oświadczenie, że ma świadomość, iż zdradził zaufanie Ojca Świętego".
Podczas rozprawy opierano się na watykańskim Kodeksie Karnym, korzystając z jego art. 26 paragrafu 50, zatwierdzonego przez Pawła VI w 1969. Przewiduje on okoliczności łagodzące, a zatem możliwość złagodzenia wyroku. Ostatnie, czwarte posiedzenie sądu zakończyło się 6 października o godz. 10.19.
On sam, słuchając wyroku, nie okazywał żadnych uczuć, ale gdy opuszczał salę rozpraw, uśmiechnął się i pozdrowił obecnych tam ludzi. Wcześniej, w ostatnim słowie skazany powiedział: - To, co w tej chwili mocno odczuwam w sobie, to przekonanie, że w swym działaniu kierowałem się jedyną, powiedziałbym - głęboko zakorzenioną, miłością do Kościoła Chrystusowego i do Jego widzialnego zwierzchnika. I jeśli muszę to powtórzyć, powiem, że nie czuję się złodziejem.
W ostatnim dniu procesu wziął udział po raz pierwszy Andrea Gabriele - ojciec byłego kamerdynera papieskiego.
- To dobry i wyważony wyrok - powiedziała obrończyni oskarżonego Cristina Arru. Adwokatka oskarżonego po południu poinformowała także, że Gabriele będzie odbywał karę w areszcie domowym w swoim mieszkaniu na terenie Watykanu i nie zamierza odwoływać się od wyroku.
Po wizycie u rodziny swego klienta Arru powiedziała, że promotor sprawiedliwości (watykański odpowiednik prokuratora) zgodził się na warunki odbywania kary. W przeciwnym razie Gabriele trafiłby do więzienia we Włoszech, ponieważ w Watykanie ich nie ma.
Arru dodała, że w swoim mieszkaniu za Spiżową Bramą były kamerdyner będzie oczekiwał na decyzję Benedykta XVI w sprawie ewentualnego ułaskawienia. Wyrok prawniczka oceniła jako sprawiedliwy.
Według Arru jej klient jest pogodzony ze swoją sytuacją oraz "gotowy ponieść wszelkie konsekwencje". Dodała, że wspiera go rodzina.
Dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej ks. Federico Lombardi SI w rozmowie z dziennikarzami nie wykluczył możliwości ułaskawienia byłego kamerdynera przez papieża. - Nie umiem podać żadnych konkretnych dat ani sposobów, ale jest bardzo prawdopodobne, że to nastąpi - powiedział włoski jezuita. Jednocześnie podkreślił "pełną i całkowitą niezależność sądu od władz watykańskich".
O ewentualnym ułaskawieniu P. Gabrielego wspomniał też czołowy watykanista włoski Andrea Tornielli. Zwrócił przy tym uwagę, że nie musi to oznaczać zamknięcia sprawy. Były kamerdyner może stać się bowiem "łakomym kąskiem" dla mediów, które - jeśli nawet nie będzie miał już dostępu do pokoi papieskich i w ogóle do Watykanu - może zostać poddany silnym naciskom medialnym, aby ujawniać inne szczegóły swej pracy za Spiżową Bramą i codziennych kontaktów z papieżem. Inną możliwością byłoby zachowanie przez skazanego obywatelstwa watykańskiego, ale zamieszkanie gdzieś na drugim brzegu Tybru i zobowiązanie się do niebrania udziału w jakichkolwiek audycjach i programach publicznych oraz do nieudzielania wywiadów.
Skomentuj artykuł