Proboszcz z Kijowa: chciałem wyjechać, ale przypomniałem sobie scenę z "Quo Vadis"; jak na razie Pan Bóg mnie ochronił

Proboszcz z Kijowa: chciałem wyjechać, ale przypomniałem sobie scenę z "Quo Vadis"; jak na razie Pan Bóg mnie ochronił
fot. PAP/EPA/OLEG PETRASYUK
PAP / pk

- Na początku wojny zastanawiałem się, czy wyjeżdżać, ale wtedy przypomniał mi się fragment "Quo Vadis", w którym św. Piotr uciekający z Rzymu spotyka Chrystusa - powiedział PAP proboszcz o. Marek Gromotka.

Rzymskokatolicka parafia na Swiatoszynie powstała jeszcze w czasach ZSRR i trwała, mimo różnych represji ze strony władz. Zbudowana wtedy kapliczka była przez całe lata jedynym działającym kościołem katolickim w Kijowie. Obecnie parafia prowadzona jest przez ojców karmelitów bosych.

Gdy zaczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę, wielu parafian wyjechało, w tym znaczna część do Polski. W znalezieniu im odpowiedniego miejsca na terenie Polski pomagał jeden z karmelitów z parafii na Swiatoszynie, o. Benedykt.

- W momencie wybuchu wojny byłem akurat w Polsce. Zdecydowałem się jednak że wrócę i tutaj będę - mówi PAP o. Gromotka.

DEON.PL POLECA

Przyznał, że miał doświadczenia wojenne, bo w latach 90. był akurat na misji w Rwandzie, gdy doszło tam do ludobójstwa. Potem, wraz z ojcem Benedyktem, jeździli do Donbasu jako kapelani, gdzie pomagali materialnie i duchowo.

Przypomniałem sobie "Quo Vadis"

- Wszyscy w Polsce mówili mi, żeby nie wracać do Kijowa. Ale dwa argumenty zdecydowały. Po pierwsze to, że jestem proboszczem, a dobry pasterz powinien jeśli trzeba oddać życie za swoje owce. Poza tym przypomniałem sobie "Quo Vadis" i scenę, gdy Piotr ucieka przed prześladowaniami z Rzymu, ale spotyka pana Jezusa idącego w przeciwnym kierunku... - tłumaczy o. Gromotka. Sytuacja była poważna, bo dzielnica Swiatoszyn położona jest przy północnych granicach Kijowa i sąsiaduje z takimi miejscowościami jak Irpień czy Bucza, które w pewnym momencie zajęli Rosjanie i gdzie - jak teraz już wiadomo - doszło do masakry ludności cywilnej.

"Jak na razie Pan Bóg mnie ochronił"

- Słyszeliśmy tu odgłosy walk, bomby i spadające rakiety" - mówi o. Gromotka. - W podjęciu decyzji o pozostaniu istotny był argument, którego używaliśmy też w latach 90 w Rwandzie - że jeżeli zostaniemy, to może nie będzie tyle masakr, bo przynajmniej uszanują takie miejsce jak kościół. Wtedy w Afryce tego nie uszanowali. Jak tu by było, nie wiem. Bałem się, ale postanowiłem być z tymi wszystkimi ludźmi. Stwierdziłem, że jak trzeba będzie oddać życie, to je oddam - wyznaje karmelita.

- Jak na razie Pan Bóg mnie ochronił - dodaje.

Dzięki obecności o. Gromotki w Kijowie zgłaszali się do niego wszyscy ci, którzy chcieli wyjechać do Polski, a on kontaktował ich z przebywającym w Polsce ojcem Benedyktem.

Pomagał też wszystkim innym, którzy się zwracają o pomoc, niezależnie od tego, czy byli to rzymscy katolicy, grekokatolicy, prawosławni czy niewierzący. - Nie wszyscy mogą tu przybyć. Wtedy ja się do nich udaję. Jadę samochodem do różnic dzielnic Kijowa, spowiadam ich, czasem na parkingu, i rozdaje komunię św. - opowiada o. Gromotka.

Proboszcz pośredniczy też w przekazywaniu pomocy materialnej i żywnościowej, którą w Polsce organizuje o. Benedykt. - Czasem jadę do różnych dzielnic Kijowa i rozdaję te dary ludziom, którzy siedzą np. w schronach, na parkingach podziemnych. Oni o to nie proszą, ale jak daję, to biorą i dziękują - mówi.

Żołnierze wdzięczni za obecność

Przyznaje, że jest także kapelanem w położonym nieopodal szpitalu, do którego przywożą rannych żołnierzy ukraińskich. - Dzięki temu, że mam legitymację kapelana wojskowego, to mnie wpuszczają. Ci żołnierze są wdzięczni za jakąkolwiek obecność - zaznacza. Jeździ też do ludzi, którzy nie mogą opuszczać swych domów.

Poza tym na terenie swojego kościoła o. Gromotka przygarnął dużą ukraińską rodzinę z Irpienia. Kobiety z tej rodziny po jakimś czasie przeniosły się w inne miejsce, a mężczyźni z tej rodziny pomagają proboszczowi w różnych pracach, a nawet w czynnościach liturgicznych.

- Ludzie z okolicy też nam bardzo pomagają. Ilekroć o coś poproszę, od razu starają się to załatwić - mówi o. Gromotka.

On sam jest na Ukrainie 20 lat, a zanim trafił do Kijowa był w Berdyczowie, gdzie karmelici mają swój ośrodek.

Źródło: PAP / pk

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Zbigniew Parafianowicz

Wojny, do których państwa wolą się nie przyznawać

Kim są osławione rosyjskie zielone ludziki i kto nimi dowodzi? Do czego posuwają się najemnicy walczący w Syrii, Libii i na wschodzie Ukrainy? Kto destabilizuje sytuację w...

Skomentuj artykuł

Proboszcz z Kijowa: chciałem wyjechać, ale przypomniałem sobie scenę z "Quo Vadis"; jak na razie Pan Bóg mnie ochronił
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.