Prowincjał augustianów: zanim zaczniemy nauczać, wysłuchajmy niewysłuchanych
Biskupi i księża utracili zdolność słuchania tego, co mają do powiedzenia świeccy. Przywrócenie tej zdolności jest warunkiem reform - mówi o. Wiesław Dawidowski.
W tekście w najnowszym "Tygodniku Powszechnym" o. Wiesław Dawidowski podkreśla, że przez ostatnie trzydzieści lat, instytucjonalny Kościół przyczynił się do tworzenia wewnętrznych podziałów. Podkreśla, że jedną z przyczyn jest odsuwanie od brania pod uwagę głosu inteligencji katolickiej. "W wielu sporach natury aksjologicznej, społecznej, politycznej i bioetycznej świeccy należący do pokolenia JPII, wiążący całe swoje życie z Kościołem, zaczęli być odcinani od katolickiego mainstreamu" - mówi. To z kolei stało się z powodu powiązania większości biskupów, duchownych, zakonnic i świeckich z prawą stroną sceny politycznej. Przywołuje tu artykuł Zbigniewa Nosowskiego, redaktora naczelnego "Więzi", który pisał o "konkubinacie kościelno-państwowym". "Poza uwagą instytucjonalnego Kościoła postawiono rzeszę ludzi żadną miarą niezasługujących na ignorowanie" - podkreśla o. Dawidowski.
Duchowny diagnozuje także problem płytkiej recepcji nauczania Jana Pawła II i umniejszeniu pontyfikatu Franciszka. Podkreśla wybitną rolę papieża Polaka w historii oraz jego świętość, jednak, jak pisze "pontyfikat Jana Pawła II uśpił i rozleniwił nasze duchowieństwo, ukryliśmy się bowiem wszyscy za autorytetem papieża Polaka naiwnie wierząc, że on to przecież i my. Nieco buńczucznie też uznawano wieczną świeżość i ciągłą aktualność jego nauk".
Zauważa również, że "w trakcie pontyfikatu Jana Pawła II i po nim wyrósł też niestety klerykalizm pojmowany jako swoista nietykalność ludzi w sutannach".
Podkreślił mocno także grupy, na które Kościół jest głuchy. "Pierwszym niesłuchanym podmiotem są kobiety. Jest paradoksem, że kobiety, stanowiąc większość uczestniczących w życiu wspólnoty katolickiej, nie czują się partnerkami dialogu. Owszem kilka lub nawet kilkanaście kobiet wywalczyło sobie jakąś niszę w Kościele, ale to niestety ciągle jest nisza. Nawet na zjazdach teologów świetnie wykształcone teolożki zabierają, owszem, głos w debatach, wygłaszają referaty o niebo lepsze od niejednego duchownego teologa, ale i tak na końcu księża teologowie oczekują, że kobieta teolożka przyniesie kawę” - zaznacza.
Gdzie widzi nadzieję? Przede wszystkim "w obrazie Kościoła słuchającego, przywołanym na ostatnim konsystorzu. Nie chodzi jednak o łaskawe zezwolenie pasterzy Kościoła, aby świeccy wypowiedzieli swoje opinie. Świeccy już się wypowiadają, jedni rozsądnie, drudzy gwałtownie. Jedni z perspektywy odpowiedzialności za słowo, drudzy z perspektywy przemocy. W grę wchodzi synod plenarny Kościoła w Polsce, gdzie pierwszym i podstawowym aktem byłby trudny akt wysłuchania wielu osób". Podkreśla też, że zanim zaczniemy nauczać, musimy wysłuchać niewysłuchanych.
Skomentuj artykuł