Prymas Irlandii: boimy się powrotu przemocy w Irlandii Północnej
Uszczelnienie granicy między Wielką Brytanią i Republiką Irlandii po brexicie może doprowadzić do powrotu przemocy w Irlandii Północnej - uważa abp Eamon Martin, metropolita Armagh, prymas całej Irlandii.
Paweł Bieliński (KAI): Jakie problemy rodzi brexit w Irlandii Północnej?
Abp Eamon Martin: Od trzech lat [po referendum, w którym Brytyjczycy opowiedzieli się za brexitem - KAI] żyjemy w niepewności co do przyszłości granicy między Irlandią Północną [wchodzącą w skład Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej - KAI] i Republiką Irlandii. Kieruję archidiecezją Armagh, której parafie leżą po obu stronach granicy. Już teraz mamy do czynienia z jurysdykcjami dwóch państw, z dwoma walutami, z dwoma systemami podatkowymi. Radzimy sobie z tym w sposób dość naturalny.
Jednak dzięki przynależności zarówno Zjednoczonego Królestwa, jak i Republiki Irlandii do Unii Europejskiej mieszkańcy mogą całkiem swobodnie przekraczać granicę między obu państwami. Wielu ludzi mieszka po jednej stronie granicy, a pracuje lub chodzi do szkoły po drugiej stronie. Dlatego perspektywa szczelnej granicy wywołuje u ludzi frustrację, szczególnie wśród katolickich nacjonalistów o przekonaniach republikańskich [zwolenników związku z Republiką Irlandii - KAI]. W Irlandii Północnej zdecydowana większość mieszkańców głosowała za pozostaniem w Unii Europejskiej, w tym również wielu unionistów [zwolenników przynależności do Zjednoczonego Królestwa - KAI].
Ostatnie trzy lata były coraz bardziej frustrujące dla mieszkańców Irlandii Północnej. Wciąż panuje wielka niepewność, choć zostało już bardzo niewiele czasu do potencjalnego opuszczenia Unii Europejskiej. Podam kilka przykładów problemów, jakie to wywołuje, przede wszystkim natury politycznej i gospodarczej.
Trzeba pamiętać, że w trakcie długiej debaty na temat brexitu nie odbyło się ani jedno posiedzenie Zgromadzenia Irlandii Północnej [lokalnego parlamentu - KAI]. Od marca 2017 r. nie ma też rządu centralnego w Irlandii Północnej [nie udało się go wyłonić po wyborach parlamentarnych z powodu rozbieżności m.in. w sprawie brexitu - KAI]. Wszystkie decyzje są podejmowane w Parlamencie Zjednoczonego Królestwa w Westminsterze, a proces ich podejmowania jest powolny.
Ponadto wśród wielu katolików panuje poczucie braku reprezentacji, bo wszyscy północnoirlandzcy parlamentarzyści w Westminsterze są unionistami. W prowadzonych tam debatach na temat brexitu brakuje więc głosu tutejszych katolików. Używam słowa „katolik”, które zasadniczo oznacza nacjonalistów i republikanów. Panuje więc wielka polityczna niepewność.
A na czym polega niepewność gospodarcza?
Wielu ludzi w Irlandii Północnej żyje z rolnictwa i małych przedsiębiorstw handlowych. W dużej mierze zależą oni od transgranicznego handlu. Obawiają się teraz przywrócenia taryf celnych po uszczelnieniu granicy.
Ale najpoważniejszym problemem związanym z brexitem jest możliwość naruszenia społecznej równowagi. Kiedy byłem młody, najważniejsi przywódcy polityczni Irlandii i Europy dowodzili, że istnienie granicy między obiema częściami Irlandii ma niewielkie znaczenie, gdy obie wchodzą w skład Unii Europejskiej. Pozwoliło to umiarkowanym nacjonalistom i republikanom przyjąć, że możemy współistnieć w ramach Europy i że z tego powodu kwestia jedności Irlandii nie jest już tak pilna, jak mogłoby się wydawać. Obecna perspektywa uszczelnionej granicy i kontroli granicznej pociągnie za sobą powstanie posterunków celnych, które mogą stać się celem ataków. Będą więc musiały być chronione przez policję i wojsko, co może skutkować wzrostem napięcia, a nawet doprowadzić do aktów przemocy.
W ciągu ostatnich sześciu miesięcy dał się zaobserwować wzrost postaw sekciarskich, a nawet ataków. W moim rodzinnym mieście Derry została nawet zabita młoda dziennikarka Lyra McKee. Doszło też do zamachów bombowych i padały dalsze groźby ich przeprowadzenia. Boimy się więc powrotu przemocy w Irlandii Północnej, choć niektórzy mówią, że to strachy na lachy i że nic takiego się nie wydarzy.
Jak do tej sytuacji odnosi się Kościół?
Razem z innymi zwierzchnikami kościelnymi dokładamy wszelkich starań, by zachęcić naszych polityków do wypracowania niezbędnych kompromisów, pozwalających cofnąć się znad skraju przemocy i przywrócić prace Zgromadzenia Irlandii Północnej. W tym celu wzięliśmy nawet udział w rozmowach w Stormont [negocjacjach głównych partii politycznych na temat stworzenia rządu - KAI]. Są to skomplikowane kwestie, wymagające zaufania. Tymczasem wielu nacjonalistycznych i republikańskich polityków czuje, że zasady Porozumienia Wielkopiątkowego [z 1998 r., które zakończyło trwający 30 lat konflikt w Irlandii Północnej między zwolennikami pozostania w Zjednoczonym Królestwie i zwolennikami przyłączenia do Republiki Irlandii - KAI] nie były w pełni respektowane przez niektóre strony. Wszystko to nakłada na nas wielką odpowiedzialność przywódczą wobec naszych wspólnot.
Szczególną sprawą, która obecnie zajmuje Kościoły jest to, że w czasie okresu zawieszenia działalności północnoirlandzkiego parlamentu, Parlament Zjednoczonego Królestwa w Westminsterze przegłosował w lipcu br. legalizację małżeństw jednopłciowych i aborcji w Irlandii Północnej. Prawo to wejdzie w życie, jeśli Zgromadzenie Irlandii Północnej nie zacznie znów działać przed 21 października. Dlatego wszystkie Kościoły: katolicki, prezbiteriański, metodystyczny, anglikański, a nawet mniejsze wspólnoty ewangelikalne zjednoczyły się w apelu do polityków o powrót do rozmów w Stormont - w trosce o życie, o pokój i pojednanie.
Co Kościół może zrobić, by zapobiec powrotowi przemocy?
Oczywiście kościelni zwierzchnicy będą zachęcali ludzi, by nie uciekali się do przemocy. Mam nadzieję, że nigdy już nie wrócimy do tej przerażającej przemocy, wśród której dorastałem, gdy regularnie dochodziło do strzelanin i zamachów bombowych, a na ulicach było pełno wojska. Ludzi tracili życie, odnosili rany, które noszą na swym ciele do dzisiaj.
Wielu dzisiejszych młodych ludzi miało szczęście dorastać już bez tego doświadczenia przemocy. Ale jednocześnie nie pamiętają oni tych złych czasów. Modlę się, byśmy wszyscy byli ostrożni, powściągliwi w słowach. Niestety niektórzy ludzie zmierzają ku niebezpiecznej frakcyjności. Patrzymy na Westminster, gdzie pod koniec września w czasie dyskusji o brexicie byliśmy świadkami agresji, podniesionych głosów, ogromnego gniewu. Samo to, wraz z brakiem postępu w negocjacjach z Unią Europejską przez ostatnie lata, prowadzi ludzi do kwestionowania zasadności i skuteczności demokracji parlamentarnej. A, jak wiadomo, kiedy ludzie zaczynają ją kwestionować, prowadzi to do próżni, w którą mogą wkroczyć źli ludzie, twierdzący, że ją wypełnią czymś klarownym.
Długoletni konflikt w Irlandii Północnej, o którym Ksiądz Arcybiskup wspomniał, był przedstawiany przez światowe media jako konflikt katolicko-protestancki, tak jakby miał on charakter religijny. Tymczasem był to spór między tymi, którzy chcieli nadal być częścią Zjednoczonego Królestwa i tymi, którzy woleliby zjednoczyć się z resztą Irlandii...
W żadnym wypadku to nie był konflikt teologiczny. Miał on wiele powodów społeczno-gospodarczych. Ludzie czuli się uprzedmiotowieni, dyskryminowani; doszły do tego uprzedzenia. Tak się po prostu złożyło, że podziały: unioniści przeciwko nacjonalistom i republikańscy unionistyczni lojaliści przeciwko republikańskim nacjonalistom nakładały się na podziały wyznaniowe. To prowadziło do wyjaśniania konfliktu jako walki katolików i protestantów.
Rozmawiał Paweł Bieliński (KAI)
Skomentuj artykuł