Prymas zachęca do udziału w wyborach

(fot. PolandMFA/flickr.com)
KAI / drr

„Udział w wyborach to obowiązek sumienia” – stwierdził prymas Polski abp Józef Kowalczyk zachęcając do udziału w wyborach samorządowych 21 listopada. Jak dodał, uchylanie się od obowiązku głosowania to uchylanie się od odpowiedzialności za Ojczyznę, o której wolność i suwerenność walczono z takim poświęceniem.

- Polacy w duchu solidarności zabiegali o to, żeby Polska była krajem wolnym, niezależnym, suwerennym, niepodległym w pełni tego słowa znaczeniu i osiągnęli ten cel. Ale na tym nie koniec. Teraz trzeba brać odpowiedzialność za dzieło, jakim jest obecna Polska. Trzeba się wyzwolić z pewnych przyzwyczajeń z przeszłości, kiedy nie było wolnych wyborów. Teraz trzeba głosować, bo to jest obowiązek sumienia każdego obywatela” - powiedział abp Kowalczyk.

Stwierdził również, że rezygnując z udziału w wyborach tak naprawdę rezygnujemy z prawa do decydowania o przyszłości swojego kraju. Zaznaczył, że udział w wyborach samorządowych jest szczególnie ważny, wybieramy bowiem konkretnych ludzi, którzy będą mieli bezpośredni wpływ na przyszłość środowiska, w którym żyjemy: miasta, wsi, powiatu, regionu.

- Nie będę podpowiadał, na kogo głosować. To kwestia sumienia, przekonań, poparcia dla konkretnych programów politycznych i gospodarczych. Ale głosować należy i każdy kto ukończył 18 rok życia powinien się poczuwać do wypełnienia tego obowiązku - powiedział Prymas.

- Idźmy do wyborów i oddajmy głos na tych, którzy naszym zdaniem są godni objęcia urzędu, są kompetentni. Nie kierujmy się wyglądem, ale przede wszystkim kompetencjami kandydatów - apelował abp Kowalczyk. Dodał również, że ten, kto uchyla się od udziału w wyborach, nie ma później prawa do krytyki.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Prymas zachęca do udziału w wyborach
Komentarze (3)
S
sfp
17 listopada 2010, 19:21
A liczyłem, że ktoś mnie objedzie i przekona ;-) Wybory samorządowe mogą być bardzo ważnym elementem demokracji, bo tu mamy szansę znać kandydatów osobiście (np. w dzielnicy), a i sprawy do rozstrzygnięcia chyba prostrze i bliższe. Jednak kandydaci postawili na kampanię radiowo-bilbordowo-ulotkową, a nie na spotkania z mieszkańcami. Takie przynajmniej mam wrażenie tu w Śródmieści Wwy. Może dlatego, że jestem nerdem i najchętniej dyskutuję przez mail... Ale tu też kicha - strony raczej cienkie
G
gad
16 listopada 2010, 12:50
Też mam takie wrażenie: nic nie wiem, kto kandyduje, co osiągnął, co zamierza. W mojej okolicy nie ma żadnych informacji o spotkaniach z kandydatami. Niedawno "dwa bloki dalej" pojawił się świetnie urządzony placyk zabaw dla dzieci. Dzięki komu? Fajnie byłoby wiedzieć... Może kandydaci uznali, że ludzie będą głosowali na partie i nie warto wysilać się na autopromocję, bo i tak się załapią mocą autorytetu Kaczyńskiego lub Tuska? Podobnie jak "sfp" mam ochotę pójść na wybory (żeby nie było, że ludzi nie obchodzą), ale nie głosować na nikogo, skoro nikogo nie znam. :(
S
sfp
16 listopada 2010, 09:24
Jeśli chodzi o kompetencje, to bez własnego śledztwa (tydzień roboty lekko licząc) nie jestem wstanie ich ocenić, chyba, że na podstawie umijętności korzystania z internetu, ale wtedy niemal wszyscy oblewają - nie natrafiłem na żaden dobrze opisany program poszczególnego kandydata. Praktycznie mam wrażenie, jakby kampanii nie było. A na pewno kampanii samorządowej - takiej w której kandydaci wychodza do mieszkańców. Może sam za mało sie ruszam z domu? Niektórzy rzucili jakieś hasła programowe na ulotki, większość nawet z tym nie dotarła. Tak więc całkiem poważnie rozważam oddanie głosu nieważnego - jeśli politycy nie są wstanie zadać sobie trudu zaprezentowania programu, to dlaczego ja mam legitymizować ich wypłaty? OK. Jest to postawa roszczeniowa: oleję ich, bo nie chciało im się do mnie dotrzeć. Z drugiej jednak strony... Chyba można oczekiwać, że ktoś, kto chce coś zrobić w dzielnicy lub mieście będzie wstanie usiąść i napisać o tym pół strony tekstu, a potem wymóc na adminach własnej partii, żeby mu to powiesili na stronie, albo choćby roznieść do skrzynek? Jeśli ktoś sobie tego trudu nie zadał, to z kąd mam wiedzieć, że będzie pracowitym radnym? Chyba, ze jest na tyle "niegramotny", że nie potrafi napisać strony tekstu na komputerze, ale to zawsze można komuś podyktować, a poza jak taki będzie zarządzał choćby spółdzielnią mieszkaniową?