Przy biurku z papieżem. Jak wyglądała praca z Janem Pawłem II?
Jest jednym ze świadków życia Jana Pawła II – przez prawie 10 lat spotykał się z nim niemal codziennie. W specjalnym wywiadzie dla "Niedzieli" ks. Paweł Ptasznik opowiada o tym, jaki na co dzień był św. Jan Paweł II.
Krzysztof Tadej: O której godzinie przychodził Ksiądz Prałat do gabinetu Jana Pawła II?
Ks. prał. Paweł Ptasznik: Zazwyczaj ok. 10. O tej godzinie Ojciec Święty, po medytacji na tarasie Pałacu Apostolskiego, przychodził punktualnie do swojego gabinetu. Siadał przy biurku, a ja obok, i zaczynaliśmy pracę. Kończyliśmy zwykle ok. godz. 11.15, bo o 11.30 rozpoczynały się już papieskie audiencje dla głów państw, biskupów i innych zaproszonych osób albo grup. Przychodziłem prawie każdego dnia z wyjątkiem wtorku – ten dzień Ojciec Święty uważał za swój dzień wolny. Poza tym, jeśli nie było jakichś nadzwyczajnych celebracji czy audiencji, pracowaliśmy każdego dnia.
Na czym polegała praca Księdza w papieskim gabinecie?
- Ojciec Święty dyktował mi swoje teksty – homilie, przemówienia, teksty na audiencje i na papieskie pielgrzymki. Zapisywałem je na laptopie. Jan Paweł II przygotowywał je z dużym wyprzedzeniem, np. do podróży apostolskich – przynajmniej z 3-miesięcznym.
Dlaczego papież dyktował teksty, a nie pisał ich sam?
- Jeśli dobrze pamiętam, w 1994 r. Jan Paweł II upadł, złamał sobie rękę i przez to nie mógł samodzielnie pisać, a nie chciał przerywać przygotowań do nadchodzących wydarzeń. Poradzono mu, żeby dyktował. Ten sposób pracy bardzo mu się spodobał. Mówił, że dzięki niemu może więcej i szybciej tworzyć. Właśnie dlatego kiedy już mógł powrócić do pisania, nie zrobił tego. Gdy rozpocząłem pracę w Sekretariacie Stanu, dowiedziałem się, że notowanie słów papieża będzie jednym z moich zadań. Przyjąłem to z radością, ale i z lękiem, już od pierwszego spotkania jednak Jan Paweł II stworzył atmosferę ogromnej życzliwości i prostoty i trema szybko minęła.
Papież, gdy wchodził do gabinetu, mówił np.: „Cześć, Pawle. Co u ciebie słychać?”?
- Ja mówiłem: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, a on podawał mi rękę i wymienialiśmy kilka zwyczajnych, przyjacielskich zdań. Nieraz pytał, co u mnie nowego, co słychać u moich rodziców... Znał ich ze spotkań w Watykanie. Pamiętam też, że kiedyś przyszedłem do pracy w poniedziałek i byłem opalony. „Byłeś na nartach?” – zapytał. „Tak, Ojcze Święty, w Campo Felice” – odpowiedziałem. „Ja też tam kiedyś jeździłem, ale teraz to jest już niemożliwe” – zamyślił się i po chwili zaczęliśmy pracę. Potrafił zauważyć, kiedy coś mnie trapiło albo byłem smutny. Pytał, co się stało. To były chwile na szczere, prywatne rozmowy.
Czy coś zaskakiwało Księdza w zachowaniu papieża podczas tej pracy?
- O tak, wiele rzeczy! Przede wszystkim Jan Paweł II był zawsze bardzo dobrze przygotowany. Nie zastanawiał się, co napisać, co dodać, jaki znaleźć cytat. Wszystko miał przemyślane, przemodlone. Zresztą po krótkim przywitaniu, gdy już usiadł za biurkiem, przymykał na chwilę oczy i jeszcze krótko się modlił. Później mówił spokojnie, bez pośpiechu, żebym zdążył zapisać jego słowa. Po każdym akapicie prosił, żeby przeczytać tekst. W zasadzie teksty te nie wymagały poprawek i to było dla mnie zachwycające. Innym zaskoczeniem były cytaty z Pisma Świętego. Jan Paweł II znał na pamięć całe fragmenty, nie tylko kilka zdań. Cytował Biblię w przekładzie ks. Jakuba Wujka. Później prosił, żebym zajrzał do Biblii Tysiąclecia i umieścił w tekście konkretny fragment właśnie z niej. Cytował również całe fragmenty dokumentów soborowych. To było zdumiewające! Kolejnym zaskoczeniem było pytanie, które Jan Paweł II zadawał po zakończeniu dyktowania tekstu: „co o tym sądzisz?”. Na początku byłem zszokowany, że ja – zwykły ksiądz mam mówić, co sądzę o tekście papieża! Szybko się jednak zorientowałem, że nie było to kurtuazyjne pytanie. Ojciec Święty oczekiwał współpracy i szczerej oceny.
Mówił Ksiądz np.: „to za nudne” lub: „to za długie”?
- Zwracałem uwagę na fragmenty, które mogły być zbyt trudne dla słuchacza. Mówiłem, że w danym fragmencie np. jest jakiś przeskok myśli, który zrozumie ten, kto uważnie przeczyta cały tekst, ale dla słuchających może to być zbyt skomplikowane. Wtedy papież prosił o ponowne przeczytanie tego fragmentu i albo coś dodawał, albo mówił, żebym podczas kolejnego spotkania zaproponował, jak to według mnie powinno brzmieć. Czasami prowadziliśmy dłuższe rozmowy. Ojciec Święty z uwagą słuchał propozycji czy sugestii. Zdarzało się, że na koniec prosił o spisanie tego, co mówiłem, na jednej stronie, bo chciał jeszcze to przemyśleć. Tak było np. w 1999 r. Jan Paweł II przygotowywał list do osób w podeszłym wieku. Zaczął go, wychodząc od idei starości rozumianej jako okres ostatecznego przygotowania do spotkania z Panem. Tekst w pierwotnym zarysie był kierowany tylko do starszych osób. Miał być dialogiem papieża z nimi. Po zakończeniu dyktowania Jan Paweł II, jak zwykle, spytał, co sądzę. Odpowiedziałem: „Ojcze Święty, list będzie czytany nie tylko przez osoby starsze, ale również przez młodych. Może dobrze by było zwrócić także uwagę na wartość starości w życiu społecznym, rodzinnym. Jest tyle pięknych przykładów biblijnych starców, którzy mają coś do powiedzenia pokoleniom, które idą po nich”. Wtedy zaczęliśmy rozmawiać o postaciach z Biblii. Papież wskazywał np. Zachariasza i Elżbietę, proroka Symeona, Annę, Elżbietę... Potem wróciliśmy do Starego Testamentu, do Abrahama i Sary, Mojżesza i innych. Każda z tych starszych osób miała swoje zadania w planach Bożych i w społeczeństwie. Po rozmowie Jan Paweł II zmienił pierwotny tekst i to, co miało być jakimś niewielkim dodatkiem, stało się pierwszą częścią listu. Potem rozpoczęły się dyskusje dotyczące polskiego tytułu dokumentu. Ojciec Święty chciał go zatytułować: List do osób starych, by podkreślić walor samego słowa „stary” i nawiązać do biblijnych starców. Ale w dzisiejszej mentalności starość ma, niestety, negatywny wydźwięk. Wielu spośród tych, którzy otrzymali tekst do konsultacji, sugerowało, żeby był to list do osób w podeszłym wieku, bo to łagodniej brzmi. Ojciec Święty ostatecznie się na to zgodził.
Z kim jeszcze Jan Paweł II konsultował swoje teksty?
- Dłuższe dokumenty – z ekspertami z różnych dziedzin. Nieraz wysyłał do nich gotowy tekst z prośbą o ewentualne uwagi. Innym razem prosił kogoś o przygotowanie najważniejszych tez dotyczących danej dziedziny; potem czytał uwagi i decydował, czy je uwzględnić. Od strony biblijnej bardzo często pomagała s. Emilia Ehrlich, urszulanka Unii Rzymskiej. Znał ją jeszcze z czasów krakowskich, była doskonałą biblistką. Teksty przeglądał też teolog Domu Papieskiego. Niektóre konsultował polski filozof i pedagog prof. Stanisław Grygiel. Większe dokumenty zawsze przeglądał kard. Joseph Ratzinger.
Podczas intensywnej pracy zwykle potrzebne są krótkie chwile odpoczynku. Czy Ojciec Święty robił przerwy np. na kawę?
- Nie, nie było na to czasu. Ojciec Święty miał bardzo uporządkowane życie. Nie tracił chwili, a momenty, które nie były zapełnione pracą czy spotkaniami, spędzał w kaplicy. Jak zauważyłem, jego jedyny czas wytchnienia to była chwila po obiedzie. I to też nie była sjesta ze snem, ale po prostu zatrzymanie się, chwila refleksji i lektura książek.
Jak wyglądał gabinet Jana Pawła II? Gdy po abdykacji Benedykta XVI wybrano Franciszka, we włoskiej prasie ukazywały się artykuły, że nowy papież nie chce się przenieść do apartamentów w Pałacu Apostolskim, bo tam jest wielkie bogactwo i wszystko ocieka złotem...
- Bardzo mnie irytowały te nieprawdziwe stwierdzenia. Apartament papieża był wręcz ubogi. Jego mieszkanie to był pokój 4 na 5 m, z niewielką łazienką. Pokój był przedzielony parawanem. Z jednej strony znajdowało się łóżko, a z drugiej – biurko. Obok był się gabinet, w którym pracowaliśmy.
Wierni z całego świata znają to pomieszczenie tylko z zewnątrz, bo z okna gabinetu na trzecim piętrze Pałacu Apostolskiego papież odmawia modlitwę Anioł Pański.
- Gabinet nie jest duży. Za czasów Jana Pawła II było tam dość stare biurko, za nim – dwa stare telefony, obok półka z książkami, pod oknem stał tryptyk z ikoną Matki Bożej Częstochowskiej. Na biurku znajdowały się duży krzyż i zdjęcie kard. Adama Stefana Sapiehy. W kolejnym pomieszczeniu obok gabinetu musiały się zmieścić trzy osoby. Pracowali tam sekretarze papieża abp Stanisław Dziwisz i ks. prał. Mieczysław Mokrzycki, a także kamerdyner Angelo Gugel. Dalej znajdowała się duża biblioteka, w której Ojciec Święty spotykał się z gośćmi uczestniczącymi we Mszy św., a tuż obok była kaplica. To było to „wielkie bogactwo”. Nie mówiąc już o tym, że gabinet papieża przez prawie 27 lat nie był odnawiany. Obawiam się, że ktoś, kto zobaczyłby to pomieszczenie, mógłby powiedzieć: „bieda”. To skromne wyposażenie nie miało nic wspólnego z „ociekaniem złotem”.
Jak długo notował Ksiądz papieskie teksty?
- Trwało to prawie 10 lat. Od początku 1996 r. do ostatnich miesięcy życia papieża. Przygotowanie do pielgrzymki do Lourdes w 2004 r. to była także osobista praca Jana Pawła II, który dyktował mi teksty. Potem było jeszcze kilka mniejszych dokumentów, przemówień. W ostatnim okresie Ojciec Święty dyktował – jak to nazywał – „zarys myśli” i prosił, żeby przygotować projekt przemówienia. To wszystko trwało do zabiegu tracheotomii, po którym papież nie był już w stanie nic podyktować.
Czy pod koniec życia Ojciec Święty denerwował się swoim stanem zdrowia? Czy mówił o tym, że cierpi?
- Nie okazywał zdenerwowania. Niekiedy, jak nasilały się ograniczenia związane z ruchem albo chęcią wypowiedzenia czegoś, uderzał lekko ręką w poręcz fotela. Czasami miał taki odruch – chciałby więcej, ale nie był już w stanie. Te uderzenia były wewnętrzną mobilizacją, żeby coś zrobić. Nieraz widziałem go zamyślonego. Trudno powiedzieć, czy był smutny. Były np. różne trudne sytuacje w Kościele i Ojciec Święty przeżywał je po swojemu. Nawet gdy się tym nie dzielił, można było się domyślić, jak bardzo się tymi sprawami przejmował.
Nie mówił też o swoim cierpieniu. Nawet jeżeli było widać, że coś go boli, to tego nie sygnalizował. Czasem rozmawiałem z osobistym lekarzem papieża – dr. Renatem Buzzonettim. Był zdenerwowany i mówił, że papież to bardzo trudny pacjent, bo nigdy nie mówi, co go boli albo jak się czuje. Może z jednym wyjątkiem. Jak wiadomo, bardzo przeżył zabieg tracheotomii w lutym 2005 r. Nie mógł po nim mówić, dlatego napisał na karteczce: „co oni mi zrobili?”, a potem: „Totus Tuus”, czyli: Cały Twój. To był wyraz bólu z powodu nie tyle cierpienia, ile świadomości, że nie będzie mógł spełniać swojej posługi tak jak dotąd. Ten apostolski przekaz w tym momencie się skończył.
W 2005 r. cały świat się zatrzymał na wieść o śmierci papieża. Widzieliśmy wiele niesamowitych sytuacji wśród wiernych, którzy przyjeżdżali do Watykanu. Zmieniali swoje życie, nawracali się, wybaczali sobie nawzajem. A teraz w Polsce pojawia się wiele krytycznych głosów, także wobec samego Jana Pawła II. Czy Księdza to boli? Osobę, która tak dobrze znała papieża i słyszy zarzuty np. o zaniechaniach w sprawie pedofilii?
- Bardzo mnie to boli. Mam 10-letnie doświadczenie spotykania się ze świętym. Tego nic nie zmieni. Przekonywałem się o świętości Jana Pawła II każdego dnia, gdy go spotykałem. Cokolwiek i ktokolwiek będzie o nim mówił, dla mnie i tak zostanie świętym. Takim, którego można i trzeba naśladować. Takim, od którego można i trzeba się uczyć. Takim, który jest nam bliski na co dzień. Dlatego te dzisiejsze wypowiedzi mnie bolą. Świadczą o tym, że ludzie, którzy tak mówią, nie znają realiów pontyfikatu i życia Jana Pawła II. Nie wiedzą, jak funkcjonowała Kuria Watykańska; niektórzy plotą to, co im się wydaje. Dla przykładu w kwestii nadużyć seksualnych Ojciec Święty był bardzo radykalny. Jeśli docierała do niego konkretna wiadomość, to nie miał wątpliwości, jaką podjąć decyzję. Niczego nie tuszował. Trzeba równocześnie wiedzieć, że papież nie był w stanie śledzić każdego pojedynczego przypadku – tym zajmowała się Kongregacja Nauki Wiary. Zazwyczaj dowiadywał się o tym, gdy kongregacja dokładnie zbadała sprawę i zapadł wyrok, który Ojciec Święty miał zatwierdzić.
W wielu rozmowach, w których uczestniczyłem, Jan Paweł II mówił, że w prawie obowiązuje podstawowa zasada: zasada domniemania niewinności. Nie wolno skazać kogoś tylko na podstawie oskarżenia, zanim wina nie zostanie udowodniona. Dziś często się nie pamięta o tej zasadzie. Człowiek, który zostaje oskarżony, jest od razu potępiony. Jan Paweł II pewnie by takiej sytuacji nie zaakceptował, tym bardziej że w tamtych czasach, w latach 90. XX wieku, pojawiały się oskarżenia fałszywe, często spreparowane dla zdobycia pieniędzy. Jednym z najgłośniejszych przypadków była sprawa kard. Josepha Bernardina, który został oskarżony w Chicago, a potem się okazało, że zarzuty wobec niego były wielką manipulacją. Jan Paweł II był zdania, że te sprawy trzeba dokładnie badać, winnych ukarać, a ofiarom towarzyszyć i okazywać możliwie jak największą pomoc.
Mówił Ksiądz o świętości Jana Pawła II. Gdyby ktoś młody zapytał, na czym ona polegała, to na co szczególnie zwróciłby Ksiądz uwagę?
- Na prostotę, wrażliwość na drugiego człowieka, na delikatność w relacjach z innymi. Na co dzień papieża cechowała ogromna życzliwość wobec każdego człowieka. Gdy się z kimś spotykał, to całą swoją uwagę poświęcał temu człowiekowi bez względu na to, kim on był. Miał też wyjątkową zdolność zapamiętywania osób, zdarzeń, nazwisk. To było niesamowite.
Równocześnie zwróciłbym uwagę na cały mistyczny wymiar jego życia: to był człowiek modlitwy, nieustannego życia w relacji z Bogiem. Był całkowicie oddany Chrystusowi. Jego zawierzenie Jezusowi przez Maryję w duchu Totus Tuus to nie było tylko hasło – to był styl życia i służby.
Które z przesłań Jana Pawła II uważa Ksiądz za szczególnie ważne dla Polski w 2021 r.?
- Nauczanie papieskie jest bardzo bogate i można wskazać wiele myśli. Uważam, że bardzo ważne jest obecnie przypominanie słów Ojca Świętego, który mówił do Polaków o wierności. O wierności spuściźnie ojców, swoim korzeniom. Podczas przedostatniej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II wypowiedział te słowa w kontekście europejskim. Bardzo wyraźnie podkreślił, że wspólnota europejska nie będzie wspólnotą, jeśli nie będzie wspólnotą ducha. Wzywał Polaków, żeby wierni wartościom chrześcijańskim ubogacali ducha Europy. W 2002 r., podczas pożegnania z Polską, powiedział, że Polacy powinni być świadkami miłosierdzia przez życie w prawdzie, która rozeznaje grzech, a równocześnie uznaje wyzwalającą, zbawczą moc Chrystusa Zmartwychwstałego. Gdy papież mówił o iskrze miłosierdzia, która ma wyjść z Polski, wyrażał wielkie zaufanie do narodu polskiego. Może warto w tym kontekście przypomnieć jego słowa z 19 sierpnia 2002 r.: „Ojczyzno moja kochana, Polsko, (...) Bóg cię wywyższa i wyszczególnia, ale umiej być wdzięczna!”.
* * * *
Ks. prał. Paweł Ptasznik w Watykanie jest kierownikiem Sekcji Polskiej i Słowiańskiej Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej, a w Rzymie – rektorem kościoła św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Odpowiada również za duszpasterstwo Polaków w diecezji rzymskiej.
Skomentuj artykuł