Pułapka lektur duchowych. Gdy zbyt mocno wchodzi wizja samorozwoju
Uwielbiam czytać książki i robię to nałogowo. Z pasji też je recenzuję oraz pokazuję w social mediach i widzę, że coraz częściej zarówno ja, jak i ci, którzy kochają literaturę, wpadamy w pewną pułapkę.
Czym jest łakomstwo, wiedzą wszyscy. Wiemy, że może skończyć się bólem brzucha i wymiotami. Myślę, że niejednokrotnie jednak za mało patrzymy na to, że można być łakomym również intelektualnie i duchowo. Choć wydaje się nam, że się rozwijamy, że to wszystko jest dobre i wartościowe, to w rzeczywistości sięganie po kolejne lektury nie tylko nam nie pomaga, ale czasem nawet szkodzi i zatrzymuje w rozwoju.
Dostaję masę pytań o poradniki dotyczące wychowania dzieci i o lektury duchowe, które pomogłyby w rozwoju modlitwy. Choć takie książki same w sobie są bardzo dobre i uwielbiam je czytać, to widzę jak można robić to źle i bez sensu.
Skoro po przeczytaniu poradnika dla rodziców nie zaczniemy wprowadzać w życie rad, które sugerują nam autorzy i nie będziemy w tym stali i konsekwentni – choćby przez miesiąc – to jaki sens ma sięganie po kolejną publikację? No dobrze, literatura uzupełnia też braki w wiedzy, po prostu. Tłumaczy pewne zjawiska, czasem ściąga z nas – rodziców - nadmierne poczucie winy. Niejednokrotnie może zdarzyć się tak, że przeczytanie o tym, że innym też nie zawsze wychodzi i że dzieci to nie roboty, ale żywi ludzie, sprawia, że przestajemy sami na siebie nakładać chorobliwą presję. Czytanie książek ma różne oblicza. Pytanie tylko, na ile chłonięcie kolejnych poradników jest nam potrzebne. Czy w naszej wiedzy dalej są luki, czy może bardziej nie potrafimy wykorzystać jej w praktyce? Jeśli dojdziemy do momentu, że zobaczymy w sobie to drugie – jak zaspokoić ten brak, czy aby na pewno kolejną książką?
Z lekturami duchowymi pułapka wciągania jednej publikacji po drugiej może być jeszcze większa. Czy samo czytanie książek o modlitwie wystarczy w relacji z Bogiem, czy może po lekturze warto byłoby wyłączyć wszystko, posiedzieć w ciszy i zacząć się modlić? Być może stosując część przeczytanych rad, wykorzystując inspiracje proponowane przez innych. Zwyczajnie może okazać się tak, że jesteśmy katolikami z głową nabitą po brzegi różnymi teoriami, opisami czym jest dana duchowość, czym jest kontemplacja (której nigdy nie praktykowaliśmy) czy czym jest relacja z Bogiem, której nigdy nie udało nam się nawiązać. Czy nie lepiej przeczytać jedną lekturę (albo jej część), odłożyć, popraktykować i dopiero wtedy do niej wrócić bądź sięgnąć po kolejną?
Wszystko jest dobre i zdrowe, ale w odpowiednich proporcjach. Gdy do deseru dodamy za dużo cukru, prawdopodobnie nas zemdli. Gdy będziemy zapychać się kolejnymi treściami, może okazać się podobnie. Sprawa ma się tak nie tylko z książkami. Można jeździć z rekolekcji na rekolekcje, albo z jednej konferencji na drugą i nie pozwolić nowym treściom przejść z głowy do serca, co w ostateczności sprawi, że niedługo wyparują i staną się bezwartościowe. Można całe życie chłonąć poradniki dla rodziców i nie mieć czasu na rozmowę z dzieckiem, bo czujemy przymus przeczytania kolejnej publikacji, bądź wysłuchania kolejnego podcastu o rodzicielstwie. I choć wszystko to samo w sobie jest dobre, wartościowe i piękne, to może okazać się, że zbyt mocno weszła w nas wizja samorozwoju - na wielu różnych płaszczyznach - wchłaniamy i wchłaniamy, ale przestajemy czuć, przeżywać, wprowadzać w codzienność.
Lato to idealny czas na bycie tu i teraz. Na pozwolenie sobie by czuć, przeżywać, przetrawić wewnętrznie. Mnie nic nie pomaga w rozwoju modlitwy (po dobrej lekturze duchowej również!) jak chwila posiedzenia w ciszy na balkonie z kubkiem kawy bądź choćby kwadrans adoracji w ciszy. Poradniki dla rodziców, od których ugina się jedna z moich półek, pokazały mi, że można czytać i nie brać nic w codzienność. Wtedy takie książki stają się bezwartościowym ozdobnikiem biblioteczki. Można jednak inaczej. Tylko trzeba zwolnić, pozwolić sobie na odczucie – nawet jeśli coś jest trudne – i zdrożenie w codzienność. Lepiej obżerać się czy smakować? Wybór zawsze jest po naszej stronie…
Skomentuj artykuł