Schronili się w kościele. Ksiądz: "byli pewni, że umrą". Wtedy napastnicy zaatakowali świątynię
"Niektórzy dzwonili do rodziców, by się pożegnać. Byli pewni, że umrą. Inni dzwonili do mnie" - powiedział duszpasterz. Uzbrojeni mężczyźni strzelając do ludzi w kościele, uszkodzili obraz Jezusa Miłosiernego i tabernakulum.
W czasie pokojowych manifestacji studentów zorganizowanych w stolicy Nikaragui, Managui, 14 lipca, doszło do bardzo ostrej reakcji sił prorządowych i policji. Uzbrojeni mężczyźni zaczęli strzelać do ludzi zgromadzonych na terenie kampusu.
W wywiadzie z Catholic News Agency lokalny duszpasterz akademicki, ks. Raul Zamora, pełniący zarazem obowiązki proboszcza w parafii Bożego Miłosierdzia w Managui, opowiedział o tym, jak przyjął ok. 150 osób, które uciekły do kościoła w czasie protestów. "Niektórzy studenci dzwonili do rodziców, by się pożegnać. Byli pewni, że umrą. Inni dzwonili do mnie" - powiedział ks. Zamora.
(fot. PAP/EPA/RODRIGO SURA)
Studenci, którzy schronili się wewnątrz kościoła, przebywali tam przez 15 godzin pod ostrzałem grup zbrojnych. "Uniwersytet jest pod moją opieką duszpasterską" - mówił ks. Zamora - "Jest obok naszej parafii, więc jestem odpowiedzialny duchowo za studentów. Wielu z nich znam osobiście".
"Dlatego też powiedziałem: przyjdźcie do parafii, nie zostawajcie na kampusie" - dodał duszpasterz - "Ale za każdym razem, gdy studenci chowali się przy parafii, oni zaczynali strzelać".
Kapłan sądził, że grupy zbrojne powstrzymają się przed strzelaniem do osób zgromadzonych na terenie parafii. Gdy okazało się jednak, że będzie inaczej, wszyscy schronili się wewnątrz kościoła i zbudowali barykadę. "Po szóstej po południu usłyszeliśmy kilka strzałów. Nastroje stały się mroczne. Odległa strzelanina nagle była w pobliżu" - przyznał ks. Zamora - "Pojawili się paramilitarni, odcinając jedyne wyjście z kościoła Bożego Miłosierdzia. Strzelali do ustawionej tuż przed kościołem barykady. Stało się jasne, że wszyscy w środku nigdzie nie wyjdą" - dodał kapłan.
Za pomocą telefonów komórkowych i mediów społecznościowych studenci wzywali pomocy. Na jej udzielenie nie zgodziła się jednak policja, która otoczyła budynek, nie pozwalając podjechać nawet karetkom. Kordon policjantów otoczyli ludzie z różańcami w rękach, którzy przez kilkanaście godzin trwali na modlitwie.
(fot. PAP/EPA/JORGE TORRES)
W czasie strzelaniny uszkodzono tabernakulum oraz obraz Jezusa Miłosiernego. W kościele zginęli też od przypadkowych kul dwaj studenci. Napastnicy odstąpili, gdy kard. Brenes Solorzano oraz nuncjuszowi apostolskiemu, abp. Waldemarowi Sommertagowi (pochodzącemu z Polski) udało się wynegocjować wypuszczenie studentów.
Kard. Brenes stwierdził, że "bojówkarze strzelali, żeby zabić. Mieli broń dużego kalibru". Obserwatorzy podkreślają, że gdyby nie zdecydowane działania przedstawicieli Kościoła bilans tragedii mógł być dużo wyższy.
Nikaragua: napad na polskiego nuncjusza oraz lokalnych hierarchów nie przeszkodzi Kościołowi >>
Dzień po tym wydarzeniu zastawiono zasadzkę na bp. Abelardo Matę, który jest mocno krytyczny wobec sandinistowskiego rządu. Samochód, którym jechał wraz z kierowcą, został ostrzelany. Z pojazdu wypadły szyby, karoseria nosi ślady kul, nikomu jednak nic się nie stało. Na wieść o kolejnym akcie przemocy episkopat Nikaragui wydał oświadczenie, w którym jednoznacznie potępia trwające represje. "W naszym kraju dotkliwie łamane są prawa człowieka" - podkreślają biskupi, którzy przez obie strony konfliktu zostali poproszeni, by być gwarantem i obserwatorem dialogu.
(fot. PAP/EPA/RODRIGO SURA)
Napięta sytuacja w Nikaragui trwa trzeci miesiąc i kosztowała już życie ponad 300 osób. Prezydent nie zamierza podać się do dymisji, czego domaga się opozycja. Na najbliższy czwartek zapowiedział huczne obchody 39. rocznicy rewolucji sandinistowskiej, a jednocześnie objęcia przez niego władzy. Obecną falę protestów Daniel Ortega określa jako "próbę zamachu stanu", a biskupów ujmujących się za bezbronną ludnością oskarża o sprzyjanie jego oponentom.
Skomentuj artykuł