"Chrześcijaninowi, który nie przeżywał kryzysu wiary, czegoś brakuje"
Franciszek odwiedził 18 października po południu rzymski akademik "Villa Nazareth", położony w południowo-zachodniej dzielnicy Wiecznego Miasta - Pineta Sacchetti.
Placówka ta, prowadzona przez Wspólnotę im. kard. Domenica Tardiniego, obchodzi w tym roku 70-lecie istnienia i to ta rocznica była okazją do papieskich odwiedzin. Ośrodek założył - z myślą o sierotach i o dzieciach z ubogich rodzin wielodzietnych - ks. Tardini, późniejszy kardynał i sekretarz stanu. Z czasem miejsce to stało się fundacją, a w 2004 Stolica Apostolska uznała Wspólnotę za papieskie stowarzyszenie międzynarodowe.
Po powitaniu Ojca Świętego w wielkiej kaplicy akademika zgromadzeni tam studenci, świeccy, kapłani i inne osoby wysłuchali szczególnie ulubionego przez papieża fragmentu Ewangelii o Miłosiernym Samarytaninie. I do tej przypowieści nawiązał on w swych rozważaniach, skupiając się zwłaszcza na karczmarzu, który przyjął rannego i towarzyszącego mu Samarytanina.
- Można by pomyśleć, że był to jakiś szaleniec, który daje swoje pieniądze i opatruje czyjeś rany - powiedział Franciszek. Tymczasem, wyjaśnił, chodzi o grzesznika, odznaczającego się współczuciem. A ten gest przybysza sieje rosnący niepokój w sercu karczmarza i staje się świadectwem - dodał mówca. Zwrócił uwagę, że współczucia nie można zaksięgować, ale trzeba je okazywać tak, aby inni widzieli w tym dzieło Jezusa.
W tym kontekście papież nawiązał do miejsca, w którym się znalazł i zauważył, że "Villa Nazareth" jest "miejscem, które sprzyja świadectwu", do którego "przychodzi się nie po to, aby próbować czegoś albo zarabiać pieniądze, ale aby kroczyć śladami Jezusa i dawać świadectwo o Nim". - W milczeniu, bez wyjaśnień, ale gestami - dodał Ojciec Święty.
Kończąc swe refleksje na temat przypowieści ewangelijnej Franciszek powiedział: "Niech Pan uwolni nas od hultajów, których jest tak wielu, od spieszących się wiecznie kapłanów, którzy nie mają czasu na wysłuchanie, spojrzenie, którzy muszą zajmować się swoimi sprawami. Niech nas uwolni od uczonych, którzy chcą pokazywać wiarę w Jezusa Chrystusa jako sztywność matematyczną, niech nauczy nas zatrzymania się i niech nauczy nas tej mądrości Ewangelii, ubrudzenia sobie rąk. Niech Pan udzieli nam tej łaski".
Po odmówieniu Modlitwy Pańskiej i udzieleniu zebranym błogosławieństwa Ojciec Święty pozdrowił personel pełniący służbę w ośrodku, po czym udał się na wielkie boisko, na którym czekało nań ok. 1300 osób. Tutaj odpowiadał na żywo na liczne, zadawane mu przez miejscowych studentów pytania. Była to rozmowa na wiele głosów i wiele tematów.
Odpowiadając na jedno z pytań papież przyznał, że nieraz przeżywał kryzysy wiary, pozwalał sobie na krytykowanie Jezusa, a nawet miewał wątpliwości na tym tle: "Czy to jest prawda? A może marzenie?". Dodał, że tego rodzaju stany nawiedzały go, gdy był dzieckiem, ale też później, gdy był seminarzystą, zakonnikiem, kapłanem, biskupem, a nawet gdy jest papieżem. Ale zaraz dodał: "Chrześcijaninowi, który nie czuł tego niekiedy, który nie przeżywał kryzysu wiary, czegoś brakuje".
W odpowiedzi na inne pytanie Franciszek zaznaczył, że nie podoba mu się określenie "ludobójstwo" w odniesieniu do sytuacji chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Jego zdaniem, jest to wyrażenie ograniczające, ujmujące całe zagadnienie z punktu widzenia socjologicznego, sprowadzające je do kategorii czystej dynamiki społecznej. W rzeczywistości na Bliskim Wschodzie mamy do czynienia z prześladowaniami, męczeństwem, a zatem poświęcaniem własnego życia w imię wiary - wyjaśnił papież.
Rozszerzył następnie swe przemyślenia na różne sytuacje dnia codziennego, w których na różne sposoby chrześcijanie przeżywają męczeństwo i świadectwo swej wiary. - Jest to męczeństwo krwi chrześcijan, i to codzienne, męczeństwo uczciwości na tym świecie, który można nazwać rajem łapówkarzy - wyjaśnił Franciszek. Jego zdaniem obecnie "brakuje rzucania w twarz brudnych pieniędzy". - Jest to świat, w którym wielu rodziców daje dzieciom brudny chleb łapówek.
Na zakończenie papież powiedział młodym z "Villi Nazareth": "Bardzo smutne jest oglądanie życia zaparkowanego, sparaliżowanego, bardzo smutno jest widzieć osoby, które wydają się bardziej mumiami muzealnymi niż żywymi istotami. Zaryzykuj! Idź naprzód! - zachęcił Ojciec Święty.
Przed wizytą papieską wiceprzewodniczący Fundacji "Villa Nazareth" abp Claudio Celli powiedział w Radiu Watykańskim, że placówka ta "narodziła się w kapłańskim sercu prał. Domenco Tardiniego, który był wówczas współpracownikiem Piusa XII, a później Jana XXIII". Zmarł on w 1961 jako sekretarz stanu papieża Roncallego. Ale wtedy, w 1946 chciał on odpowiedzieć "na poważne problemy ludzkie, na cierpienia, jakie pozostawiła po sobie II wojna światowa". Chodziło o sieroty i o dzieci z rodzin wielodzietnych, aby dać im dom i formację. Przyszły kardynał pragnął, aby te dzieci mogły otrzymać jak najlepszą formację, gdyż "chciał on stworzyć z ludzi specjalistów, którzy będą mogli odgrywać w społeczeństwie rolę świadków określonych wartości, zarówno ludzkich, jak i chrześcijańskich" - stwierdził arcybiskup.
Skomentuj artykuł