Franciszek: nie zaniedbujmy dziękczynienia

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)
KAI / ps

O znaczeniu modlitwy dziękczynienia przypomniał Ojciec Święty podczas dzisiejszej audiencji ogólnej transmitowanej przez media watykańskie z biblioteki Pałacu Apostolskiego. Papież kontynuował cykl katechez o modlitwie.

Franciszek nawiązał do fragmentu Ewangelii wg. św. Łukasza (17, 11-19), mówiącego o uzdrowieniu trędowatych, spośród których jedynie Samarytanin okazał wdzięczność. Przypomniał, że Samarytanie byli uważani przez ówczesnych Żydów za swego rodzaju „heretyków”. Zauważył, że „ten opis dzieli świat na tych, którzy nie dziękują i tych, którzy to czynią; tych, którzy wszystko przyjmują jakby im się to należało, i tych, którzy przyjmują wszystko jako dar, jako łaskę”. Podkreśli że punktem wyjścia modlitwy dziękczynienia jest uznanie, że poprzedza nas łaska. „Zostaliśmy pomyślani, zanim nauczyliśmy się myśleć; zostaliśmy pokochani, zanim nauczyliśmy się kochać; byliśmy upragnieni, zanim pragnienie pojawiło się w naszych sercach. Jeśli w ten sposób spojrzymy na życie, to wówczas «dziękuję» stanie się motywem przewodnim naszych dni” – powiedział Ojciec Święty.

Papież przypomniał, że najważniejszy dla chrześcijan sakrament – Eucharystia to właśnie dziękczynienie. Zauważył, że każdy z nas ma wiele długów wdzięczności, nie tylko z powodu zyskanych łask, lecz także daru spotkania z Jezusem. Jest to odkrycie miłości jako siły rządzącej światem. „Nie jesteśmy już tułaczami błądzącymi tu i tam: mamy dom, przebywamy w Chrystusie, a z tego «mieszkania» kontemplujemy resztę świata i wydaje nam się on nieskończenie piękniejszy” – stwierdził Franciszek.

„Przede wszystkim nie zaniedbujmy dziękczynienia: jeśli niesiemy wdzięczność, to i świat staje się lepszy, nawet jeśli choć trochę, ale wystarcza to. by dać mu nieco nadziei” – powiedział Ojciec Święty kończąc swoją katechezę.

DEON.PL POLECA


Oto tekst papieskiej katechezy w tłumaczeniu na język polski:

Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!

Dzisiaj chciałbym skupić się na modlitwie dziękczynienia. Wyjdę od wydarzenia, o którym mówił św. Łukasz ewangelista. Gdy Jezus był w drodze, spotkał się z dziesięcioma trędowatymi, którzy błagali: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!” (17,13). Wiemy, że dla chorych na trąd cierpienie fizyczne łączyło się z marginalizacją społeczną i marginalizacją religijną. Byli usuwani na margines. Jezus nie unikał spotkania z nimi. Czasami wykraczał poza granice narzucone przez prawo i dotykał chorego, czego nie było wolno czynić, obejmował go, uzdrawiał. W tym przypadku nie było żadnego kontaktu. Zachowując dystans, Jezus zachęcił ich, by pokazali się kapłanom (w. 14), których zadaniem było, zgodnie z prawem, poświadczenie uzdrowienia. Jezus nie powiedział nic więcej. Wysłuchał ich modlitwy, wysłuchał ich wołania o miłosierdzie, i natychmiast posłał ich do kapłanów.

Tych dziesięciu mu zaufało, nie pozostali na miejscu, aż do chwili, gdy zostaną uzdrowieni, nie zaufali, poszli natychmiast, a gdy byli w drodze, cala dziesiątka została uzdrowiona. Kapłani mogli wtedy stwierdzić ich wyzdrowienie i przywrócić do normalnego życia. Ale oto nadchodzi punkt najważniejszy: z tej grupy tylko jeden, zanim poszedł do kapłanów, wrócił, aby podziękować Jezusowi i uwielbić Boga za otrzymaną łaskę. Tylko jeden, pozostałych dziewięciu idą dalej. A Jezus zauważa, że ten człowiek był Samarytaninem, rodzajem „heretyka” dla ówczesnych Żydów. Jezus skomentował: „Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec” (17,18). Poruszający jest ten opis.

Ten opis, że tak powiem, dzieli świat na dwa: tych, którzy nie dziękują i tych, którzy to czynią; tych, którzy wszystko przyjmują jakby im się to należało, i tych, którzy przyjmują wszystko jako dar, jako łaskę. Katechizm pisze: „każde wydarzenie, każda potrzeba może stać się przedmiotem dziękczynienia” (n. 2638). Modlitwa dziękczynienia zawsze zaczyna się w tym miejscu: od uznania, że poprzedza nas łaska. Zostaliśmy pomyślani, zanim nauczyliśmy się myśleć; zostaliśmy pokochani, zanim nauczyliśmy się kochać; byliśmy upragnieni, zanim pragnienie pojawiło się w naszych sercach. Jeśli w ten sposób spojrzymy na życie, to wówczas „dziękuję” stanie się motywem przewodnim naszych dni. „Dziękuję”, a jakże często zapominamy powiedzieć „dziękuję”.

Dla nas, chrześcijan, dziękczynienie nadało nazwę najistotniejszemu sakramentowi, jaki istnieje: Eucharystii. To greckie słowo oznacza właśnie dziękczynienie. Chrześcijanie, jak wszyscy ludzie wierzący, błogosławią Boga za dar życia. Życie to przede wszystkim otrzymywanie. Wszyscy się rodzimy, ponieważ ktoś zapragnął dla nas życia. A jest to tylko pierwszy z długów, które zaciągamy żyjąc. Długi wdzięczności. W naszym życiu, więcej niż jedna osoba spojrzała na nas czystymi oczami, bezinteresownie. Często są to wychowawcy, katecheci, ludzie, którzy wypełnili swoją rolę ponad miarę wymaganą przez obowiązek. I sprawili, że zrodziła się w nas wdzięczność. Przyjaźń jest również darem, za który zawsze musimy być wdzięczni.

To „dziękuję”, które powinniśmy nieustannie wypowiadać, to „dziękuję”, które chrześcijanin dzieli ze wszystkimi, poszerza się w spotkaniu z Jezusem. Ewangelie świadczą o tym, że przejście Jezusa często wzbudzało radość i uwielbienie Boga w tych, którzy Go spotykali. Opisy Bożego Narodzenia są wypełnione ludźmi modlitwy, których serca zostały poszerzone z powodu przyjścia Zbawiciela. Także i my zostaliśmy powołani do udziału w tej ogromnej radości. Sugeruje to również wydarzenie dziesięciu trędowatych, którzy zostali uzdrowieni. Oczywiście wszyscy oni byli szczęśliwi, że odzyskali zdrowie, dzięki czemu mogli wyjść z tej niekończącej się przymusowej kwarantanny, która wykluczyła ich ze społeczności. Ale wśród nich był jeden, który do radości przydawał radość: oprócz uzdrowienia, cieszył się ze spotkania z Jezusem. Nie tylko został uwolniony od zła, ale teraz ma również pewność, że jest kochanym. A to jest istotą: kiedy dziękujesz, wyrażasz pewność, że jesteś kochany. A to jest duży krok: posiadanie pewności, że jesteś kochanym. Jest to odkrycie miłości jako siły rządzącej światem. Dante powiedziałby: Miłość „co wprawia w ruch słońce i gwiazdy (Raj, XXXIII, 145). Nie jesteśmy już tułaczami błądzącymi tu i tam: mamy dom, przebywamy w Chrystusie, a z tego „mieszkania” kontemplujemy resztę świata i wydaje nam się on nieskończenie piękniejszy. Jesteśmy dziećmi miłości, jesteśmy braćmi miłości, jesteśmy mężczyznami i kobietami łaski.

Zatem, bracia i siostry, starajmy się zawsze trwać w radości spotkania z Jezusem. Pielęgnujmy radość. Natomiast, diabeł, oszukawszy nas, poprzez jakąś pokusę zawsze zostawia nas smutnych i samotnych. Jeśli jesteśmy w Chrystusie, żaden grzech i żadna pogróżka nie może powstrzymać nas od kontynuowania naszej podróży z radością, wraz z wieloma towarzyszami drogi.

Przede wszystkim nie zaniedbujmy dziękczynienia: jeśli niesiemy wdzięczność, to i świat staje się lepszy, nawet jeśli choć trochę, ale wystarcza to, by dać mu nieco nadziei. Świat potrzebuje nadziei, a poprzez wdzięczność, poprzez tę postawę dziękowania, przekazujemy nieco nadziei. Wszystko jest zjednoczone i połączone, a każdy może odegrać swoją rolę tam, gdzie się znajduje. Droga do szczęścia, to ta, którą św. Paweł opisał na końcu jednego ze swoich listów: „Nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Ducha nie gaście” (1 Tes 5, 17-19). A nie gaszenie Ducha, to piękny program życia, nie gaszenie Ducha, który działa w naszym wnętrzu prowadzi nas do wdzięczności.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Franciszek: nie zaniedbujmy dziękczynienia
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.