Jak to jest być siostrą papieża? Maria Elena Bergoglio szczerze o bracie
Czy Franciszek miał narzeczoną, jakie miał hobby w dzieciństwie, co powiedział mu Benedykt XVI przed konklawe i do kogo zadzwonił zaraz po wyborze na papieża? Odpowiada jego siostra Maria Elena Bergoglio.
Michael Hesemann: Co Pani czuła słysząc słowa Habemus papam?
Maria Elena Bergoglio: Byłam w domu razem z synem i oczywiście mieliśmy włączony telewizor, kiedy pokazano biały dym. Byliśmy zajęci każde swoimi codziennymi sprawami i tylko od czasu do czasu, słysząc opowieści sprawozdawców, wymienialiśmy jakieś uwagi. (…) Jedyną rzeczą, którą zrozumiałam z łacińskiej formuły Habemus papam było imię „Georgium Marium”, Jorge Mario. Byłam tak wstrząśnięta i zszokowana, że nie słyszałam ani nazwiska, ani tym bardziej imienia, które przyjął nowy papież. Zaraz potem w domu zrobiło się pełno ludzi. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi. Telefon dzwonił przez cały dzień. Do dziś nie wiem, co tu się wtedy działo. Następnego dnia już o szóstej rano przed domem stały kamery telewizyjne. To było szalone, a równocześnie cudowne! (…)
A widziała Pani, Mario Eleno, jak brat ukazał się wiernym w loggii bazyliki św. Piotra? Jakie to wywarło na Pani wrażenie? Czy zauważyła Pani w nim jakąś zmianę?
Oczywiście, że patrzyłam, jak wychodzi na balkon. Był taki sam jak zawsze. Nie miałam jednak wiele czasu, żeby się nad tym zastanawiać, bo kiedy tylko wypowiedziano jego imię, to w domu zrobiło się jak w ulu. Bez przerwy dzwonił telefon i wciąż ktoś pukał do drzwi. Zapanowało straszne zamieszanie. Kiedy w końcu mogłam się zastanowić i pomyśleć przez chwilę, kiedy mogłam raz jeszcze zobaczyć transmisję, odniosłam wrażenie, że Jorge jest bardzo szczęśliwy. Tak jakby rzeczywiście był z nim Duch Święty. Myślę, że był zadowolony, jak nigdy. Już tutaj, w Argentynie, zawsze starał się być jak najbliżej ludzi, a teraz wydawał się być jeszcze bliżej. Ma większe możliwości, by wyrazić, co czuje. I myślę, że Duch Święty go wspiera. Bardzo się cieszę, widząc, w jaki sposób mój brat dostosował się do nowej dla niego roli.
Ale to także wielki ciężar…
Oczywiście, to prawda. Ale sądzę, że jest zadowolony z powierzonych mu obowiązków, chociaż na pewno ma świadomość spoczywającej na nim wielkiej odpowiedzialności.
Kiedy po raz pierwszy rozmawiała Pani z bratem po jego elekcji?
Zadzwonił do mnie zaraz potem. Oboje byliśmy bardzo wzruszeni. Trudno mi powiedzieć, co czułam w tamtej chwili.
Co Pani powiedział?
Rozmawialiśmy jak zawsze, jak brat z siostrą. Spytałam go, jak się czuje, ale musiałam zadawać to pytanie kilka razy, bo on powtarzał tylko: „Nie mogłem nie zadzwonić do ciebie!”. Powiedziałam wtedy, że bardzo bym go chciała uściskać, a on zapewnił mnie, że czuje się tak, jakbym to właśnie zrobiła.
Czy wydawał się bardzo wzruszony?
Miałam wrażenie, że jest taki, jak zwykle. Zdenerwowany i zarazem wzruszony. Franciszek to przecież mimo wszystko mój brat, Jorge!
Czy często się słyszycie?
Dzwonił do mnie wiele razy. I zawsze rozmawiamy jak brat z siostrą. To zupełnie normalne telefony, jak zawsze. Pyta mnie na przykład, co przygotowuję do jedzenia. Ale oczywiście ma wiele do pracy. Chciałabym móc słyszeć mojego brata częściej, ale niestety teraz to niemożliwe. Jednak on dzwoni do mnie, kiedy tylko może. Zawsze to on telefonuje. Ja nawet nie wiem, jak mogłabym się z nim skontaktować. Zresztą, prawdę mówiąc, nawet nie chcę tego wiedzieć, bo nie chcę mu przeszkadzać. (…)
A mówił Pani, co mu powiedział papież Benedykt XVI, kiedy spotkali się przed konklawe?
Tak, to mi powiedział. Był zawsze bardzo lojalny. Dlatego właśnie wsiadł w samolot do Rzymu już 26 lutego. Chciał być obecny na dymisji papieża. Potem, razem z innymi kardynałami czekał w kolejce, by pożegnać papieża. Kiedy nadeszła jego kolej, Benedykt XVI powiedział mu: „Winieneś mi posłuszeństwo. Jeśli zatem zostaniesz wybrany, musisz przyjąć”.
Czy ma Pani wrażenie, że teraz, kiedy całkowicie pochłonęły go obowiązki papieskie, straciła pani brata?
Prawdę mówiąc, czuję się jakbym miała miliony nowych sióstr i braci. I muszę tylko znaleźć sposób, by dzielić się moim bratem z tymi wszystkimi członkami rodziny. Już kiedy był biskupem Buenos Aires, widywaliśmy się stosunkowo rzadko. Proszę mi wierzyć, że nigdy mu się nawet nie udało odwiedzić nas tutaj w Ituzaingó. Często dzwoniliśmy jednak do siebie i długo rozmawialiśmy przez telefon.
A teraz, kiedy dzwoni, jak się Pani do niego zwraca? Mówi do niego Jorge czy „Ojcze święty”?
Oczywiście, że mówię do niego Jorge. Kiedy dzwoni do mnie mój brat, mówię do niego Jorge. Kiedyś może nauczę się mówić do niego: „Francisco”, ale póki co, on jest dla mnie po prostu Jorge! (…)
Jaki był, kiedy był młody? Czy miał jakieś hobby?
Lubił czytać i kochał piłkę nożną. To była jego wielka pasja. Często grał w piłkę na placyku im. Herminii Brumana, tuż obok naszego domu przy ul. Membrillar. Kochał muzykę klasyczną, jak zresztą my wszyscy, ale był najzupełniej normalnym chłopakiem i miał wielu przyjaciół. Za młodu słuchał też popularnej w tamtych czasach muzyki, spotykał się z przyjaciółmi. Bardzo lubił tańczyć.
Czy prawdziwa jest historia opowiadana przez Amalię Damonte, która twierdzi, że kiedy miała 12 lat, Pani brat zakochał się w niej bez pamięci i jakoby prosił o jej rękę, lecz jej ojciec stanowczo się nie zgodził?
Niech pan da spokój! Szczerze mówiąc nic nie mam przeciwko tej osobie, ale ona takie rzeczy opowiada… W tamtych czasach dwunastoletnie dziewczynki bawiły się lalkami, a chłopcy grali w kule. Nie było mowy o żadnym zakochiwaniu się. Ta kobieta mówi nieprawdę!
Potem jednak podobno poznał dziewczynę, o której wspomina w biograficznym wywiadzie, i która „należała do grupki przyjaciół, z którymi chodziłem potańczyć”…
Ale w domu nigdy nie powiedział ani słowa na ten temat, nawet nie powiedział, gdzie ta dziewczyna mieszka.
W jaki sposób dowiedziała się Pani o jego powołaniu?
Po ukończeniu szkoły średniej, po maturze, powiedział mamie, że pragnie zostać lekarzem. Mama oczywiście była bardzo zadowolona i stwierdziła: „To wobec tego uprzątnę ci pokoik na piętrze, żebyś mógł się uczyć w spokoju”. Pewnego dnia jednak weszła do tego pokoju, żeby zrobić porządek i znalazła tam tylko książki filozoficzne, teologiczne i podręcznik łaciny. Zażądała wobec tego wyjaśnień: „Jorge, dlaczego skłamałeś?” A on niewzruszony odparł: „Mamo, ja nie skłamałem. Chciałbym zostać lekarzem dusz”. Nasz ojciec był bardzo zadowolony z tej decyzji. Zawsze chciał mieć w rodzinie księży i zakonnice. Ale mama się z tym nie zgadzała i próbowała odwieść Jorge od jego zamiaru. Problemem nie było powołanie jako takie, ale to, że odszedłby z domu i oddalił się od rodziny. Mama chciała po prostu mieć go przy sobie. Jorge jednak gorąco pragnął zostać jezuitą i marzył, że będzie misjonarzem w Azji.
A Pani jak to przyjęła?
Ja byłam wtedy za mała, żeby mieć cokolwiek do powiedzenia. Wiedziałam tylko, że Jorge nie będzie już z nami mieszkał, że pojedzie daleko, i że ponieważ chce zostać księdzem, mamy się za niego modlić. (…)
W jaki sposób Pani brat zamierza zmienić Kościół rzymski?
Zmieni się wiele rzeczy. Jesteśmy świadkami ciągłych nowości, jak choćby to, że zdecydował się nie mieszkać w Pałacu Apostolskim. Jorge zwierzył mi się, że jego marzeniem jest prawdziwy Kościół ubogich. To jest cel, do którego dąży. Kościół wolny od bogactw i przywilejów, którego pasterze „pachną jak owce”, nie izolują się, nie czują się lepsi od wiernych, nie unikają kontaktu z nimi, żyją wśród ludzi i ludziom służą. Jorge czyni gesty, które wprowadzają w Kościele istotne zmiany. Właśnie dlatego odmówił noszenia czerwonych pantofli, które stanowią dla niego jeden z symboli monarchii. Papież jest Sługą Sług Bożych! Potrzeba będzie jednak trochę czasu, nim zobaczymy nowe oblicze Kościoła. To jest powolny proces. Sądzę, że nastąpią też zmiany w Kurii Rzymskiej. Wielu kardynałów już dziś naśladuje papieskie gesty, bo przekaz Jorge to nie tylko słowa, ale i dawanie przykładu.
Fragment pochodzi z książki "Franciszek nieznany. Papież w oczach bliskich" wydanej przez Wydawnictwo Duszpasterstwa Rolników.
Skomentuj artykuł