"Powiedz to samemu sobie, a doda ci to sił"

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)
Radio Watykańskie / pz

O znaczeniu, jakie ma dla nas spotkanie z Jezusem mówił Franciszek w przesłaniu wideo do uczestników regionalnego spotkania młodzieży, które odbyło się w Buenos Aires w przeddzień kanonizacji Jana XXIII i Jana Pawła II.

Papież przypomniał im szereg postaci młodych ludzi, znanych z kart Ewangelii, którzy w różnych okolicznościach i okresach swego życia spotykali na swych drogach Jezusa i jak to wpływało na ich postępowanie.

"Apostołowie byli młodzi, nie wszyscy, ale niektórzy tak. Jan był młodzieńcem. Jezus ich poruszył, napełnił entuzjazmem. Byli pełni podziwu, jaki rodzi się, gdy ktoś spotyka Jezusa. Pobiegli powiedzieć znajomym: «Spotkaliśmy Mesjasza! Spotkaliśmy tego, o którym mówią prorocy!». Spotkać Jezusa! Popatrzcie, jacy byli apostołowie: później osłabli i nie zachowali się dobrze. Piotr zaparł się Jezusa, Judasz Go zdradził, inni uciekli. A więc potem przychodzi walka, by pozostać wiernym spotkaniu z Jezusem. Pytam cię zatem: A ty, kiedy spotkałeś Jezusa? Jakie było to spotkanie? Czy spotkałeś się z Jezusem czy spotykasz Go teraz?" - powiedział Ojciec Święty.

Przypomniał też innych młodych ludzi, którzy w Ewangelii spotkali Jezusa. Mówił o bogatym młodzieńcu i o synu wdowy z Nain, którego Chrystus wskrzesił: "A ty kim jesteś? Entuzjastą, jak na początku apostołowie? Tym, kto chce iść za Jezusem, ale pociąga go wiele innych rzeczy? Albo jesteś jak syn marnotrawny, który roztrwonił całe dziedzictwo ojca, ale potem miał odwagę wrócić i odczuwa teraz uścisk miłosierdzia? Albo jesteś umarłym? Jeśli tak, to wiedz, że Matka Kościół cię opłakuje, a Jezus może cię wskrzesić. Powiedz mi, kim jesteś. Powiedz to samemu sobie, a doda ci to sił".

Franciszek zauważył, że podane przykłady dotyczą mężczyzn i słuchające go dziewczęta mogłyby czuć się pokrzywdzone. Zatem im również wskazał przykłady zaczerpnięte z Ewangelii. "Wy macie oprzeć swoje życie na czułości i wierności. Idziecie drogą tych kobiet, które szły za Jezusem, kiedy wszystko układało się dobrze i wtedy, kiedy było źle. Wielkim skarbem kobiety jest to, że może dawać życie, darzyć czułością, pokojem i radością".

Papież podkreślił, że dziewczęta mają jeden wzór: Maryję, "niewiastę wierną, która nie rozumiała tego, co się dzieje, ale była posłuszna". "Gdy tylko dowiedziała się, że Jej kuzynka jest w potrzebie, pobiegła do niej z pomocą. Była uchodźcą w obcym kraju, by ocalić życie Syna. Pomogła Mu wzrastać i towarzyszyła Mu, gdy zaczął nauczać. Szła za Nim. Cierpiała wraz z Nim to wszystko, czego On doznawał. Gdy umierał na krzyżu, stała obok Niego. Kobieta ma zdolność dawania życia i darzenia czułością, której brakuje nam, mężczyznom. Jesteście kobietami Kościoła. To jest wasze miejsce: być Kościołem, tworzyć Kościół, stać obok Jezusa, darzyć czułością, towarzyszyć, dawać wzrastać" - powiedział papież młodzieży argentyńskiej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Powiedz to samemu sobie, a doda ci to sił"
Komentarze (39)
M
Marti
29 kwietnia 2014, 19:24
Piękne słowa! 
U-
Upadły - Czas wstać
29 kwietnia 2014, 01:54
Serdecznie dziękuję wszystkim za dobre słowo i za modlitwę. Bóg zapłać dobrzy ludzie.
P
P.
28 kwietnia 2014, 23:16
Będę o Was pamiętał w mojej dzsiejszej wieczornej modlitwie. Zresetowana, powiem Ci z mego doświadczenia, że najgłębszym źródłem tożsamości każdego z nas, jest właśnie nasz Ojciec w Niebie. Z Jego Rodzicielskiej Osobowości wypływa sama esencja naszego istnienia, tożsamości, uczuciowości. Dlatego warto się ku Niemu zwracać, szukać i stwarzać w sobie ciszę i miejsce, by w końcu zacząć Go słyszeć i pozwalać Mu w sobie działać. Wtedy odkrywa się kim się jest i po co :-) A warto :-) Upadły, wierz mi, że warto zwrócić się do Jezusa o pomoc i pozwolić Jemu działać w swoim życiu. Pozwolić działać najpierw swoją wewnetrzna decyzją ora zotwierając się na Niego przez sakramenty. Wielu osobom Jesus pomaga w czasie bardzo szczególnych mszy - mszy z modlitwą uwielbienia i modlitwą o uzdrowienie (z chorób ciała, z chorób umysłu, duszy i ze zranieńs serca). W czasie takich mszy lub takiej modlitwy Jezus naprawdę działa cuda w ludziach, uzdrawia ich zranienia. Można poszukać informacji na temat takich mszy w necie. Zainteresuj się też skuteczną modlitwą o uwolnienie: (www.dom111.pl) - jest praktykowana w Domu Miłosierdzia w Łodzi oraz w innych miastach. Warto wrócić do życia i odnaleźć siebie. Bóg bardzo w tym potrafi pomóc. O ile Mu się naprawdę pozwoli.
Z
Zresetowana
28 kwietnia 2014, 23:51
Wiem to i rozumiem. Na dłuższą metę nie umiem jednak żyć w tej mgle. Jestem taka zmęczona brakiem choćby cząstki siebie w rękach... Pomódl się za mnie. Chociaż Ty. Dziękuję za odpowiedź.
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
29 kwietnia 2014, 00:06
Nie odnajdziesz siebie szukając w sobie. Możesz mieć o sobie bardzo błędne wyobrażenie, albo niesprawiedliwie się oskarżać. Tożsamość od urodzenia budujemy w oparciu o odbicie w innych (liczba mnoga) albo w oparciu o niekwestionowany autorytet, który w dodatku wie o nas wszystko i to bardzo dokładnie (Pan Jezus). Poproś Pana Jezusa o pomoc. Spytaj Go w ciszy, w chwili modlitwy, czego od Ciebie pragnie. Ja tak zrobiłam. No i są bardzo pozytywne zmiany. Prowadzi mnie.
Z
Zresetowana
29 kwietnia 2014, 00:20
Pytam, naprawdę. Widzę zmiany, ale właśnie te, które mi zabierają wszystko pokolei... Pasję, radości, nawet długoletni związek. Prosiłam usilnie o ukazanie Prawdy, od której nie umyję rąk, jakby umył Piłat, gdyby Mu odpowiedział na jego pytanie "A cóż to jest prawda?". Długo od niej uciekałam... W zamian dostałam reset życia. Nic więcej. Tak to ma wyglądać?
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
29 kwietnia 2014, 00:51
Jeśli pytasz szczerze, musisz ufać, że prowadzi Cię najlepszą z możliwych dróg. Nawet, jeśli ta droga jest dla Ciebie niezrozumiała. Oczyszczenie jest czasami bardzo bolesne. Ale będzie lepiej. Nastąpi przesilenie, jak w czasie ciężkiej niebezpiecznej choroby. Może to, co było dotychczas nie było dla Ciebie dobre, oddalało Cię od Niego? Uśpiło duszę w hamaku zadowolenia i bezrefleksyjnego życia? Po nocy w końcu przychodzi dzień.
Z
Zresetowana
29 kwietnia 2014, 01:34
Możesz mieć rację. Dziękuję za trochę światła. Życzę, by Cię nie opuszczało, bo to piękne umieć zapalać zgaszone gwiazdy.  Najciemniej jest tuż przed wschodem słońca... Zatem jeszcze poczekam w ciemności.  Jeszcze raz dziękuję.
U
Upadły
29 kwietnia 2014, 01:50
Nie musisz mnie do niczego przekonywać. Faktem jest, że nie wspomniałem wcześniej o tym, iż upadłem po tym jak odnalazłem Chrystusa. Wiem jak wielkie rzeczy potrafi czynić przez nas. Doświadczyłem jego miłości. Jednak wtedy nie poszedłem za nim. Usłyszałem jego wezwanie. Czułem w sercu, że mnie wybrał. Wiedziałem, że to on. Jednak zanim złapałem go za rękę zły złapał mnie. Ale nie tym razem. Teraz będzie inaczej :) Dziękuję ci.
U
Upadły
29 kwietnia 2014, 01:52
A ja to ci nawet trochę zazdroszczę. Wiem! Grzech, ale jednak. Ja długo musiałem czekać na to żeby się coś w moim życiu zmieniło. Po spotkaniu z Jezusem zmieniłem się tylko ja. Nic z mojego otoczenia nie uległo ani poprawie, ani pogorszeniu, bardziej niż w normalnym tempie (wszystko i wszyscy stopniowo kruszeją bez miłości). Nie mogłem zrozumieć, dla czego tak jest, zwłaszcza, że chciałem by Jezus odebrał mi to, czego dla mnie nie chce. A On i tak wiedział lepiej. Pokazał mi możliwość lepszego życia. Poprosił o dokonanie wyboru. Nakazał abym to ja sam zrozumiał, co jest dla mnie złe. Gdy nie posłuchałem, pozwolił mi iść własną drogą, która doprowadziła mnie tutaj. Nie chciałem go o nic prosić, nie modliłem się, od prawie 7 miesięcy nie byłem na niedzielnej mszy świętej, a on, co zrobił? Podtrzymywał mnie w cierpieniu. Nie ingerował, pozwolił się uczyć, pozwolił się ranić, aby otworzyć moje serce. A klucz do kajdan mojej duszy przekazał „Panu Cogito”. Dla tego też nie chcę cię pouczać, ani dawać rad. Chcę cię za to o coś prosić. Następną modlitwę rozpocznij od słów: „Przebacz mi Chryste, moją słabość, prowadź mnie wedle ścieżek twoich i napełniaj łaską na przekór zwątpieniom”  Ja również w ten sposób będę zaczynał modlitwę :)
NZ
nie złamiecie mnie
29 kwietnia 2014, 05:22
Mnie też Bóg zabrał prawie wszystko, wiem, że taką ruinę życia wymadlają kobietom osoby duchowne, a teraz ja odbieram Bogu siebie i już nigdy do niego nie wrócę. Jeśli ich celem było wymodlenie mi klasztoru to się srodze pomylili. Póki człowiek ma jeszcze odrobinę radości życia, lepiej aby trzymał się z daleka od zakonów z ich katolicką czarną magią, bo rzeczywiście będzie ogołacany z wszystkiego co jest mu potrzebne, czy wyraził na to zgodę czy nie.
Z
Zresetowana
29 kwietnia 2014, 08:27
Widzę, że On sam wie najlepiej jak do nas podejść, gdzie zaczepić, byśmy to poczuli. Ja potrzebuję ciągłego wsparcia i opieki- widzę ją, gdy Mu się zawierzam. Teraz chyba jestem na podobnym etapie do Ciebie- podejmowanie decyzji. Dużo wiem, o wiele wiecej niż przed nawróceniem. Tylko co z tego, skoro jestem okropnym tchórzem? Nie umiem wszystkiego dla Niego poświęcić. Kiedy myślę, że umiem- zabiera mi to, co wydawało się "moje" i udowadnia, że nie jestem taka pokorna jak mi się wydaje. Dziękuję za podpowiedź modlitwy, a także za zwrócenie na mnie uwagi, chociaż sam jesteś pogubiony. Módlmy się tak razem, niech pokaże na co Go stać. :)
Z
Zresetowana
29 kwietnia 2014, 08:32
Traktujesz osoby duchowne jak czarnoksiężników, którzy robią co chcą i wszystko mogą, żeby pogrążyć człowieka w ciemności. Dlaczego? Nie znam Twojej historii. Widzę, że przemawia przez Ciebie straszna gorycz. Myślę, że nic nie dzieje się bez naszej zgody- wyrażonej bezpośrednio lub pośrednio. Nie będę trzymać się z dala od zakonu, jeśli to jest moje powołanie. Skoro Tobie nie wyszło, może źle rozeznałaś? Trzymaj się. 
NZ
nie złamiesz mnie
29 kwietnia 2014, 11:12
Bredzisz kobieto. W naszym życiu dzieje się mnóstwo rzeczy na kóre nie wyraziliśmy zgody i nie mamy na nie żadnego wpływu. Chyba nie jesteś na tyle tępa, żeby tego nie dostrzegać? A może jesteś? Myślę że będziesz typową zakonnicą, co najmniej tak wredną jak boromeuszki z Zabrza. Zakon jest twoim przeznaczeniem.  Oczywiście źle mnie zrozumiałaś - nigdy nie byłam w żadnym zakonie. I nie dam sie tam wciagnąć.
Z
Zresetowana
29 kwietnia 2014, 15:33
Jak już mówiłam, nie wiem jaka jestem, więc Ci nie odpowiem na to pytanie. Wielkie dzięki za uświadomienie mi mojego powołania, dostrzec to po kilku zdaniach, kiedy ja nie widzę tego ponad 20 lat to wielka sztuka. Rób co chcesz, Twoja sprawa.
Z
Zresetowana
28 kwietnia 2014, 22:50
A ja od dłuższego czasu nie wiem kim jestem i po co jestem.
P
psp
29 kwietnia 2014, 11:14
To wygląda na jakies cięższe zaburzenia psychiczne.
Z
Zresetowana
29 kwietnia 2014, 15:35
Wielkie dzięki za diagnozę.
U
Upadły
28 kwietnia 2014, 21:56
Ja jestem umarłym. Pomimo tego iż wiem że Jezus może mnie wskrzesić, wybaczyć i mnie kocha, nie potrafię wrócić w światło Jego łaski. Największym problemem jestem ja sam. Nie umiem sobie wybaczyć. Czuję strach i wstyd. Nie przed Chrystusem. Przed ludźmi. Wiem że to nie dla nich powinienem prosić lecz dla siebie, jednak nie umiem przejść obok tych których tak bardzo zawiodłem. Porzuciłem go i odepchnąłem jego miłość. Nie mogę mu spojrzeć w oczy, otworzyć swego serca, zwłaszcza po tym gdy odrzuciłem jego drogę. Chcę żyć, kochać, bawić się i radować. Chcę płakać, smucić, cierpieć i znosić wszystko. Chcę być silny i mocny w Nim. Znam tylko jeden sposób aby pogodzić się z tym co się stało. Jednak nie chcę go użyć, gdyż wtedy, - konsekwencje spłyną na mnie, i nie wiem co się dalej stanie, lub - oczyszczę swoje imię, jednak wówczas skrzywdzę innych ludzi. Wiem, że kiedyś w końcu i tak będę zmuszony, aby rozwiązać ten gruby węzeł, z którego odchodzą nici wielu innych problemów, jednak mam nadzieję że stanie się to jak najpóźniej. Jeśli czytając mój post ukazał ci się obraz tchórza, to masz rację. Zdaję sobie sprawę ze swoich słabości. Wiem których cech już dawno powinienem się pozbyć, które zwalczać w chwili ich przystępu a których nigdy nie dopuścić, jednak nie umiem. Nie umiem, boje się, nie chce brać odpowiedzialności za siebie i tych za których powinienem. Codziennie po trochu umieram.
O
okruszek
28 kwietnia 2014, 22:24
czy tchórza? a może człowieka, który lubi swoje życie, czerpie z niego wiele przyjemności i dlatego pozostaje w układzie sprzecznym z Ewangelią? sam pewnie wiesz lepiej; módl się o wiarę; pozdrawiam
A
Ania
28 kwietnia 2014, 22:27
Pamiętaj, że i Jezus upadał pod ciężarem krzyża i inni też go widzieli i dobijali swoimi słowami. A on powstawał by znowu upaść a w końcu w oczach ludzkich przegrać życie. Ostatnio dziękowałam za moje nawrócenie (to pierwsze) i niestety ale poza Jezusem jest pustka serca i śmierć. Nie ma innej drogi. Powstań dla siebie i innych i bądź przykładem, bo jesteś i będziesz grzesznikiem. I módl się za tych, którzy może teraz nie rozumieją, obwiniają. Ziarno obumiera zanim wyda plon
28 kwietnia 2014, 22:48
Okruszku… bardzo proszę powstrzymaj się do takiego jarmarcznego „kierownictwa duchowego”. A skąd wiesz co takiego powoduje w nim poczucie winy? To co napiszę poniżej nie ma na celu imputowania niczego Upadłemu, ale znam osoby które: namówiły do aborcji, przyzwoliły na narkotyki, namówiły lub dopuściły do prowadzenia samochodu pod wpływem, sprowokowały do skoczenia na główkę do wody w stanie nietrzeźwym, nie przeszkodzilły w samobójstwie przyjaciela... można tak długo. Wynikiem czego mogła być śmierć, kalectwo, utrata zaufania, nienawiść osób/rodziny pokrzywdzonego. Z prawnego punktu widzenia mogą być niewinny. Czasami tylko oni wiedzą, że zawinili, a inni nazwali „nieszczęśliwym wypadkiem”. Czasami "słabość woli" ma głębsze podłoże niż "niechciejstwo" i brak zaangażowania. Poczucie winy może być tak wielkie - racjonalne lub nie (najczęściej nie) - że ktoś sobie nie radzi, bo problem duchowy jest powiązany z psychiką. Osoba ma świadomość tego, ale nie jest w stanie się wyzwolić. Upadły przyjacielu. Choć cię nie znam, dziękuję za szczerość. Życzę dobrych zmagań. Może się mylę, ale kto wie może to być Twoja droga na końcu której czeka cię coś najprawdę wspaniałego… . Dla Stwórcy nigdy nie jesteś upadły.
M
MS
28 kwietnia 2014, 22:53
"Prawda was wyzwoli". Czasami w trudnych sytuacjach, gdy nie wiadomo co zrobić, co powiedzieć, warto pamiętać, że tylko Prawda jest drogą do rozwiązania każdego problemu i choć na początku może być ciężko, ale ostatecznie tylko prawda prowadzi do rozwiązania. Wczoraj była niedziela Miłosierdzia Bożego. Ważne, żeby samemu również nauczyć się okazywać miłosierdzie innym, ale również samemu sobie. Przebaczenie jest niekiedy bardzo trudne. Jeśli nie możesz sobie z tym poradzić, to módl się o to, aby Bóg pomógł Ci w tym. Módl się o umiejętność okazania miłosierdzia, o odwagę, wiarę, a na pewno zostaniesz wysłuchany :) Święty Piotr zaparł się Jezusa, czego żałował i czego na pewno bardzo się wstydził, nie tylko przed Jezusem, ale również przez pozostałymi Apostołami, może nawet bardziej przed nimi, ponieważ apostołowie do końca nie wiedzieli, co ma oznaczać "po trzech dniach zmartwychwstanę", myśleli, że to koniec. On, który miał być Skałą, w kluczowym momencie zaparł się przynależności do Chrystusa. A jednak Jezus, wiedząc o tym, i tak wybrał go głowę Kościoła. Z pewnością Piotr również się bał, być może nie chciał brać na siebie tak dużej odpowiedzialności, był prostym człowiekiem, rybakiem, nie umiał przemawiać, porywać tłumów, a jednak zaufał w pełni Jezusowi i podjął wyznaczoną mu drogę, otrzymując dary Ducha Świętego. Dlatego wierzę, że tak też będzie w Twoim przypadku ;) Wyrzecz się braku miłosierdzia, nieprzebaczenia i oddaj swoje obawy, wstyd, strach, wszystko, co masz, Jezusowi, proś o dary Ducha Świętego i zwyczajnie pozwól mu się przytulić - On cały czas jest z Tobą :) Jemu wystarczy czasami tylko mała iskierka ze strony człowieka, aby rozpalić w nim światło. Jeśli chcesz żyć, kochać, bawić się, radować, to przyjdź do Niego. Idź do spowiedzi, przyjmij Komunię Św. i zobacz, w jak niesamowity sposób On zmieni Twoje życie oraz życie ludzi, którzy Cię otaczają. Odwagi! :) Będę się za Ciebie modlić i trzymam mocno kciuki! :)
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
28 kwietnia 2014, 22:57
Skoro to wszystko napisałeś, to znaczy, że Duch Święty już w Tobie działa. Potrzebujesz modlitwy wstawienniczej. Takie modlitwy są zanoszone w intencji zniewolonych na mszach o uzdrowienie duchowe. W czasie modlitwy wstawienniczej Pan Jezus przez Ducha Świętego porozrywa więzy narosłej sieci zła, uplecionej przez lata przez demony. Uwolniony znajdziesz się na drodze nawrócenia i oczyszczenia. Niepotrzebnie zwlekasz z powrotem do Pana Jezusa. On nie osądza, tylko współczuje i cały czas czeka, żeby pomóc. Dla Niego nie ma spraw nie do rozwiązania. Tylko go poproś, a wszystko pomoże Ci poukładać. Najsłynniejsze, bardzo pomocne msze o uzdrowienie są odprawiane przez o. Daniela w 3 sobotę miesiąca w sanktuarium św. o. Pio na Przeprośnej Górce k/Częstochowy. Podaję link do strony wspólnoty MIŁOŚĆ I MIŁÓSIERDZIE JEZUSA: [url]http://mimj.pl/spotkania-otwarte/[/url] Serdecznie pozdrawiam i życzę odwagi.
O
oliwia
28 kwietnia 2014, 23:01
odwagą jest już to, co tu napisałeś, to pierwszy krok, powstajesz.... idź dalej
I
Iza
28 kwietnia 2014, 23:06
Wydaje mi się, że jak już znasz swój problem, wiesz na czym polga to pierwsyz krok za tobą, najważniejsze to przyznać się do wszytskiego przed samym sobą i Jezusem wtedy jest o wiele lżej (wiem to po sobie). Jeżeli teraz chcesz dobrze to wiedz, że Bóg o tym wie, nie zostawi cię, pomoże ci zwłąszcza teraz musisz tylko czekać i zaufać Mu. Dasz radę, trzeba troche cierlpiwości. Najważniejsze jest chcieć, jeżeli czegoś mocno pragniemy i to jest dobre dla nas Bóg daje nam to. Pozdrawiam 
K
Kasia
28 kwietnia 2014, 23:09
Jak każdy wstydzisz się swoich błędów, słabości, krzywd i boisz do nich przyznać. Nie bój się więcej. Opowiedz swoje życie Bogu w Sakramencie Pokuty i Pojednania, powiedz wszystko, a doznasz oczyszczenia i niebywałej siły do życia i radości, której pragniesz. Pokój z Tobą, ukochany synu Jezusa!
U
Upadły
29 kwietnia 2014, 01:44
Moje aktualne życie nie składa się z niczego, co lubię. Wiele godzin spędziłem na zastanawianiu się nad tym, co jeszcze mogłem zrobić; co mogłem zrobić inaczej. Przez ostatnie mniej więcej 3 miesiące roku 2013 było prawie tak jak mówisz. Nic mnie nie obchodziło, nie liczyłem się z nikim, nie miałem żadnych zobowiązań, żadnych za hamowań. Żyłem z dnia na dzień. Prowadził mnie gniew, żal i wściekłość. Próbowałem nienawidzić. Podobało mi się to i było mi lżej. W pewnym jednak momencie doszedłem do wniosku, iż robię źle. Ale jak się można domyślić, mój plan okazał się jeszcze większą klapą. Zamiast pogodzić się z emocjami i uczuciami, postanowiłem je stłumić. Stałem się hmm… brakuje mi tu słowa. Może nie potworem, gdyż fizycznej krzywdy nikomu z premedytacją nie wyrządziłem. Ale gdzieś tam we mnie taki potworek siedział na pewno. Z ogólnie uważanego za przyzwoitego, ale leniwego, a wówczas także zagubionego i z problemami chłopaka stałem się wulgarnym, ordynarnym, czasem nawet brutalnym chuliganem.
U
Upadły
29 kwietnia 2014, 01:45
Mój dzień wyglądał tak: pobudka, łazienka, z powrotem do łóżka, laptop, film/gra/etc., „pańszczyzna” (ogarnięcie mieszkania do porządku), kanapa + laptop, lodówka, kanapa, kanapa, wyjście z domu/kanapa, powrót, lodówka, ścielenie, łóżko. Oczywiście w to wszystko wliczone przeróżne „czasoumilacze”, ale bez szczegółów. I tak z 3 miesięcy zrobiło się 5. Wtedy coś się jednak wydarzyło, a stało się to za sprawa wikarego z mojego kościoła. Spotkałem go na ulicy i wywiązał się mniej więcej taki dialog. -o cześć ziom. Jak ja cię dawno nie widziałem. – W sumie ja księdza tez. – Co porabiasz, co u ciebie – eee – wpadnij może kiedyś na msze – no kiedyś na pewno przyjdę – hmm. To może na pogrzeb przyjdź – kiedy? Kto umarł? – Jeszcze nikt. Ale jak by broń boże cos to przyjdź – eee – no to trzymaj się do zobaczenia. Z Bogiem. – taa – Stałem tak jeszcze chwilę zanim doszedłem do siebie. A właściwie nie doszedłem, gdyż wtedy coś się zmieniło. Jednak nie mam zamiaru teraz opisywać całej tej historii
U
Upadły
29 kwietnia 2014, 01:46
W każdym bądź razie słowa: „~Cogito Czasami "słabość woli" ma głębsze podłoże niż "niechciejstwo" i brak zaangażowania. Poczucie winy może być tak wielkie - racjonalne lub nie (najczęściej nie) - że ktoś sobie nie radzi, bo problem duchowy jest powiązany z psychiką. Osoba ma świadomość tego, ale nie jest w stanie się wyzwolić.” Wyrządziły mi straszny Sajgon w głowie. Ja teraz sam nie wiem, co mam powiedzieć. Trafiłeś w samo sedno. Prosto w sam środek mojej słabej duszy. Ja chyba potrzebowałem właśnie tych słów. Dokładnie tych. Ująłeś połowę mojego życia, a zwłaszcza ostatnie 7 miesięcy koszmaru w zaledwie 4 zdaniach. Zakładam, iż nie miałeś tego w zamierzeniu, ale jednak sprawiłeś coś niesamowitego. Coś dziwnego, ale i cudownego zarazem. Horror, jaki przeżywałem przez ostatnie miesiące. Horror, życia bez odczuwania wyższych uczuć. Horror bez dobra, bez życzliwości, bez empatii i pełen arogancji. Horror przeżywania życia tak po prostu, bez celu. Horror, który sprowadził mnie z powrotem na drogę, jaką podążałem ku samozagładzie, ku rozpadowi i zatraceniu duszy, a z której zawrócił mnie, przeszło półtora roku temu, przypadkiem spotkany Chrystus. A ty zamieniłeś to w 4 zdania. Wyobrażasz to sobie? Tylu ludzi, pomagało mi zrozumieć, tylu ludzi doradzało i pocieszało. Tak wielu wspierało i popierało. I nikt nic nie wymyślił. Aż do dziś. Dziękuję ci. Pierwszy raz, od dłuższego czasu, czuję. Dziękuję.
U
Upadły
29 kwietnia 2014, 01:48
Pamiętaj, że i Jezus upadał pod ciężarem krzyża i inni też go widzieli i dobijali swoimi słowami. A on powstawałby znowu upaść a w końcu w oczach ludzkich przegrać życie. Aniu, śliczne porównanie :D Gdzie mi jednak do Jezusa. On dźwignął grzechy Całego świata, a ja siebie nie umiałem podnieść. Ostatnio dziękowałam za moje nawrócenie (to pierwsze) i niestety, ale poza Jezusem jest pustka serca i śmierć. Nie ma innej drogi. Powstań dla siebie i innych i bądź przykładem, bo jesteś i będziesz grzesznikiem. I módl się za tych, którzy może teraz nie rozumieją, obwiniają. Ziarno obumiera zanim wyda plon To pierwsze jest najpiękniejsze. Najprawdziwsze. Czasami człowiek długo dochodzi do jego sensu. Czasami robi wszystko to, co inni i tak samo jak inni, a nie jest w pełni szczęśliwy. Czasami także nie spodziewa się, że już za chwilę znajdzie to, czego naprawdę szukał. Nie jestem do końca pewien, co tak właściwie się dzisiaj stało. Kto się za mnie modlił, kto się za mną wstawiał? Może św. Faustyna wczoraj? Ale wiem na pewno, że nie trafiłem tu dzisiaj przypadkiem.  Aniu, módlmy się razem. A dzisiaj pomodlę się i ja. Dziękuje : )
U
Upadły
29 kwietnia 2014, 01:49
"Prawda was wyzwoli" Jakie to jest wszystko proste. Jak mogłem zapomnieć? Chciałbym ci obiecać, ale nie zrobię tego. Nie obiecam ci, że zrobię wszystko, co konieczne, aby jak najszybciej poznać prawdę. Nie mogę ci tego obiecać. Ale obiecuję Sobie. Koniec z myśleniem, „A co jeśli”. Przecież i tak sam nie decyduję o własnym losie. Skoro wszyscy ponosimy konsekwencje naszych czynów, nie powinienem na siłę nikogo ochraniać. Zamiast mu pomagać, ograniczam go. Nie pozwalam uczyć się na własnych błędach. Dziękuję ci serdecznie.
Z
Zresetowana
29 kwietnia 2014, 08:39
Jak dla mnie nie musisz opisywać całęj tej historii. Zobacz: https://www.facebook.com/facebogpl/photos/a.146719188786403.14172.115508191907503/331067927018194/?type=1&theater -->Bóg Cię znalazł w odpowiednim dla Ciebie czasie i to jest piękne:) Mam wielką nadzieję, że dokończy Swego dzieła, jakim jest Twoja wolność.
E
entuzjasta
28 kwietnia 2014, 19:25
Jestem entuzjastą lecz pociagają mnie inne rzeczy... co robic..
Kamila
28 kwietnia 2014, 22:16
Użyć rozumu i sprawdzić, czy te rzeczy naprawdę mają większą wartość? 
E
entuzjasta
28 kwietnia 2014, 22:38
wiem, ze nie maja, ale w momencie gdy przychodzi pokusa myslenie samowolnie sie zmienia na "przeciez to nic zlego".. po czym... bach. grzech. 
K
Kasia
28 kwietnia 2014, 23:16
Mi pomaga myślenie o Bogu, w sytuacji skłaniającej do grzechu, zawsze wtedy czuję, że nie jestem sama, mam wsparcie Najwyższego. Może spróbuj ofiarować coś w Bogu, prosząc o pomoc w postanowieniu poprawy? Np. piątkowy post, wstrzemięźliwość od jakiejś przyjemności w swojej intencji. Nad sumieniem trzeba pracować, inaczej każdy z nas przestaje je słyszeć. Nie jesteś w tym sam.
J
johny
29 kwietnia 2014, 05:50
Jak ja uważam, że już nic nie ma sensu, to przypomina mi się, że nie jestem sam na świecie... że tak jak cieszę się widząc innych ludzi i ich obecnością, tak  samo inni cieszą się mną (o ile rodzice nie zawsze to okazują, to dziadkowie zawsze miękną na widok wnuków, nieważne jakimi łajdakami by nie byli). Że nikogo nie potrzebujesz w życiu? Czyżby? Przecież od urodzenia wszyscy żyjemy "na kredyt" innych. A to że ktoś może ciebie bardzo potrzebować to co? Nie liczy się? Prosty rachunek - nic nie jest za darmo, otrzymujemy tak wiele od innych, by dalej się tym dzielić, a nie zgarniać wszystko dla siebie i powiedzieć sobie - "No to pa! O nic się nie prosiłem, nic nikomu nie obiecywałem - zmywam się stąd na amen, martwcie się sami!"
B
Bartek
29 kwietnia 2014, 15:35
Jeśli chcesz wtej chwili, którą opisujesz, mieć jasność, czy to coś złego zwróc się do Boga takimi słowami jak zaleca np. św. Wawrzyniec Scupoli (z jego książki "Walka Duchowa" - bardzo poważanej przez wieki i bardzo przejrzyście napisanej): "Jezu mój, słodki Jezu, pomóż mi żeby ten wróg mnie nie pokonał" a myśląc o krzyżu dodaj: "O przepiękne rany, czyste rany, święte rany, zrańcie to nędzne i nieczyste serce, uwalniając mnie od niebezpieczeństwa, że Was obrażę". Powiedz to ufnie, z wiarą, może nie raz, może nie tylko w tej jednej sytuacji, ale przez jakiś czas próbuj w ten sposób, a jeśli w którymś momencie poczujesz, jak pokusa po tych słowach/myślach od Ciebie ucieka, to poznasz jak niezwykle Bóg o Ciebie walczy :)