Skąd się biorą nasi kardynałowie?

fot. Wikimedia Commons
KAI / mm

Aby zrozumieć, dlaczego biskupa Rzymu wybierają kardynałowie i skąd wzięła się forma ich wyboru oraz nazwa, należy cofnąć się do przełomu milenium. W ciągu stu trzydziestu lat na przełomie tysiącleci wybory papieża zmieniły się całkowicie.

Dotychczasowych elektorów - lud i duchowieństwo Rzymu - zastąpili kardynałowie: reprezentanci Kościoła - co ciekawe, nie tylko rzymskiego. Pomysł narodził się w murach opactwa Cluny i choć nie okazał się do końca skutecznym sposobem zażegnania kryzysu dotychczasowych elekcji, wniósł do wyborów papieża nową cechę - uniwersalizm.

W pierwszym tysiącleciu elektorami papieża byli lud i duchowieństwo Rzymu. Reguła "dal clero e dal popolo", która przyjmowała różne formy, okazała się niewystarczająca: podatna na ingerencję cesarzy w wybór biskupa Rzymu i korupcję. Co więcej, zdarzało się, że imperatorzy sami wskazywali papieża, nie oglądając się na starożytną formę. Pod koniec X wieku było jasne: reguły wyboru papieża muszą być zmienione. Zaczęły się starania o wolność Kościoła rzymskiego w wyborze swojego biskupa.

Gdzie znaleźć początek reformy? Chyba podczas pontyfikatu Leona IX, bo to od niego wszystko się zaczęło.

Sam jego wybór w 1048 roku pokazywał skalę kryzysu. Po śmierci Damazego II, cesarz Henryk III po prostu desygnował na papieża wybranego przez siebie kandydata. Był nim Niemiec, Bruno, hrabia Egisheim-Dagsburg, biskup Toul. Wybór przyjął, ale pod warunkiem, że ten wybór zostanie potwierdzony "dal clero e dal popolo".

Rzeczywiście, lud rzymski wybrał go papieżem. Bruno zaakceptował więc wybór, przyjmując imię Leona IX. Nowy papież chciał zreformować Kościół, wzorując się na zasadach benedyktynów z Cluny. Pierwszym zadaniem było uregulowanie relacji między Cesarstwem a papiestwem. W literaturze tę reformę nazwano "liberta' della Chiesa", wolność Kościoła.

Krok pierwszy - "ludzie papieża Leona"

"Epoka kardynałów" zaczęła się tak: papież Leon zaprosił do Rzymu siedem osób, najświatlejszych ludzi ówczesnego Kościoła, z całej Europy. Wszyscy byli benedyktynami. Wszyscy oni, z wyjątkiem jednego, wkrótce zostali kardynałami. Ale "kardynał" nie znaczyło jeszcze wówczas "wybierający papieża".

Kim byli wówczas kardynałowie? Ta funkcja oznaczała tyle co "odpowiedzialny za dany Kościół", współpracownik biskupa. Z biegiem lat, papieże wyznaczali spośród biskupów, księży i diakonów swych najbliższych współpracowników, i to właśnie współpracownicy biskupa Rzymu byli "kardynałami".

Pomysł papieża Leona polegał więc na tym, aby do kręgu kardynałów - współpracowników wprowadzić osoby o wielkich horyzontach, wielkiej duchowości, nie tylko z Rzymu, a z całej Europy. W ten sposób, między duchownymi rzymskimi znalazły się osoby spoza Rzymu, reprezentanci całego Kościoła. Mocno powiało uniwersalizmem.

Pierwszym owocem reformy było potwierdzenie prymatu Piotra (co w konsekwencji było jednym z czynników wielkiej schizmy w 1054 roku). Ale pełnej wolności Kościół w Rzymie jeszcze nie uzyskał.

Krok drugi - kardynałowie-biskupi odpowiedzialni za wybór papieża

W 1058 roku doszło do pierwszej schizmy, której przyczyną było "spotkanie" starej tradycji z nową reformą. Po śmierci papieża Stefana IX, papieżem wybrano kandydata z rzymskiej rodziny Tuscolo, popieranego przez lud rzymski. Ale Pier Damiani, jeden z kardynałów, "człowiek papieża Leona" i co najważniejsze - biskup Ostii, odmówił konsekracji biskupiej elekta. A to biskupi Ostii tradycyjnie konsekrowali kandydata na papieża, bo wówczas - inaczej niż dziś - papieżami lud zwykle wybierał duchownych nie będących jeszcze biskupami. I to od biskupa Ostii zależały tradycyjnie "ważność", "dopełnienie" wyboru.

Dlaczego Piotr Damiani, a z nim wszyscy kardynałowie-reformatorzy uznali wybór za nieważny? Bo zgodnie z przysięgą daną poprzedniemu papieżowi, nie mogli uznać elekcji bez obecności choćby jednego z nich, a nieobecny był wówczas Hildebrand. Po jego powrocie, kardynałowie-reformatorzy, we własnym gronie, wybrali papieża Mikołaja II. To był pierwszy w historii papiestwa wybór dokonany przez kardynałów.

Może dziwić fakt, że wyboru dokonała grupa pięciu osób, bez wymaganego przez tradycję poparcia ludu i duchowieństwa Rzymu. Ale to ten wybór był kanoniczny. Mikołaj II musiał jednak uregulować sprawę wyborów papieża.

Dekret "In nomine Domini" powstał w 1059 roku. Określał, że wybór papieża przebiega w trzech fazach: w pierwszej, to kardynałowie-biskupi wybierają papieża, w drugiej, dołączają do nich kardynałowie-prezbiterzy i kardynałowie-diakoni, jednak tylko dla konsultacji i akceptacji. W końcu, w trzeciej fazie, lud i reszta duchowieństwa Rzymu mieli zaaprobować wybór. Aczkolwiek dekret nigdy nie został w pełni zrealizowany w praktyce, miał jedną ważną konsekwencję: elektorami biskupa Rzymu byli odtąd kardynałowie, przestali nimi być lud i duchowieństwo Rzymu.

Skutki reformy widzimy i dziś: papieża wybierają kardynałowie. Są nimi reprezentanci całego Kościoła, którzy wraz z nominacją kardynalską stają się częścią duchowieństwa Rzymu. To dlatego każdy kardynał posiada w Rzymie swój kościół tytularny. W ten sposób, starożytna tradycja, że to duchowni Rzymu wybierają papieża, została... zachowana.

Krok trzeci - wszyscy kardynałowie elektorami papieża

Po stu latach okazało się, że praktyka sama "udoskonaliła" zapisy dekretu. Papieże byli wybierani już przez wszystkich kardynałów, nie tylko kardynałów-biskupów, przestały również istnieć trzy fazy wyboru. Procedura wyboru została doprecyzowana podczas Soboru Laterańskiego III. To pierwszy sobór w dziejach Kościoła, który zajął się elekcją papieską.

Dokument różnił się od dekretu "In nomine Domini" tylko w dwóch sprawach: po pierwsze grono elektorów zostało rozszerzone na wszystkich kardynałów, wyłączono też całkowicie udział "clero e popolo". Po drugie, ustanowiono większość 2/3 potrzebnych do wyboru głowy Kościoła, a nie jednomyślnie, jak dotychczas. Te dwie trzecie, z ciągłymi drobnymi modyfikacjami (ostatnia weszła w życie niedawno), obowiązują po dziś dzień.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Skąd się biorą nasi kardynałowie?
Komentarze (6)
C
chrysorroas
13 stycznia 2014, 13:37
Na szczęście świeccy, patrząc np. na ruch Focolari czy Neokatechumenat mają coraz więcej do powiedzenia w Kościele w zadaniach duszpasterskich. ... Czemu nie... Wtedy nastęnym "papieżem" zostanie rebe Skorka...
F
faryzeusz
13 stycznia 2014, 13:29
Dwie uwagi natury systemowej : kardynałowie zastapili lud Rzymu , czyli co ? LUD uczestniczyl w wyborze , takie były pierwociny chrzescijaństwa , jego korzenie , jego podstawy , później od swych korzeni kościoł odstapił . Po drugie kardynałowie uczestnicząc w wyborach reprezentuja kościół...  czy duchowieństwo , ze to jest to samo  ? nie nie jest , teoretycznie bo to inny zakres pojęciowy , praktycznie bo jak się  przyjrzymy sposobowi funkcjonowania instytucji to ona jest nacechowana nie tyle dbałościa o całość koscioła  ale o zawarowanie przywilejów stanowych duchowieństwa  w ramach kościoła.  Jesli mam rację to kościol przypomina okręt, nawę której sternicy nie są zainteresowani , w każdym razie nie maja tego priorytetu aby dbać o dobro owego statku  ale o to aby dobrze urządzić sobie kajutę przy mostku kapitańskim . Jesli tak to... wspólczuję papieżowi ,bo przed Panem będzie zdawał sprawę przed Panem, Władcą  CAŁEGO KOśCIOŁA  a na ziemi musi sie zmagać a tymi którzy traktuja kosciól jako prywatny folwark .
D
Dawid
13 stycznia 2014, 09:39
aka, tak, ale Duch Święty posługuje się sercami i umysłami ludzi. Im szerszy krąg, różnorodny, tym tchnienia Ducha mogą być bardziej owocne. Zwłaszcza gdy założymy, że ludzie w różnym stopniu mają otwarte serca na jego działanie i w różnym stopniu ukierunkowane umysły. W każdym razie, jeśli by poszerzono grono elektorskie, np. o przełożonych zakonnych i opatów, to taka decyzja o poszerzeniu grona elektorskiego również wypływałaby z natchnienia Ducha Świętego, a gdyby nie, to jej propozycja zostałaby odrzucona.
A
aka
13 stycznia 2014, 09:12
a ja bym została przy tym, co jest - tzn przy modlitwie i wybozre papieża pzrez Ducha Świ ętego
D
Dawid
13 stycznia 2014, 09:05
Xsawery, świetny pomysł, z tym, by do grona elektorów automatycznie dołączyć generałów zakonów klub opatów! Sam kiedyś rozważałem, że byłby to dobry pomysł. y dodałeś jeszcze prZełożonych zakonów żeńskich - też dobre! rzeba rozpowszechniać ten pomysł i poddać go szerszej debacie, a może nawet podsunąc samemu papieżowi Franciszkowi? Świeckich bym jednak narazie nie dołączał do tego.
Paweł Tatrocki
12 stycznia 2014, 15:25
Teraz oprócz kardynałów mogliby wybierać również generałowie zakonów lub ich przełożeni generalni np. zakonów żeńskich. Wtedy kobiety uzyskałyby ważny głos w życiu kościoła. Podobnież mógłby głosować główny przełożony Akcji Katolickiej jak również przełożeni innych ruchów świeckich ustalanych na jakimś konsystorzu. Byłoby to 300-400 osób, ale za to reprezentacja Kościoła byłaby znacznie szersza przy wyborze papieża. Świeccy mieliby coś do powiedzenia w Kosciele a nie jak teraz mogą jedynie biernie przyglądać się jak sprawy Kościoła się toczą. Na szczęście świeccy, patrząc np. na ruch Focolari czy Neokatechumenat mają coraz więcej do powiedzenia w Kościele w zadaniach duszpasterskich.